Akcesoria
Apple iMac 2024 - procesor M4 i 16 GB RAM-u w bazowym modelu
Na światowej premierze przyjrzeliśmy się bliżej zaprezentowanemu właśnie modelowi Sony A9 III. W trakcie krótkiej sesji testowej w Centrum Olimpijskim sprawdziliśmy na co go stać. Oto szybkie wnioski.
Na 10 urodziny systemu Alfa Sony zaprezentowało przełomowy korpus, który ma szansę wyznaczyć nowy kierunek w rozwoju aparatów systemowych. Wyposażony w globalną migawkę przełamuje kolejne bariery – dzięki sczytywaniu jednocześnie każdego piksela z matrycy pozwoli zapomnieć o problematycznym efekcie rolling shutter i minimalnym czasie synchronizacji z błyskiem.
W dodatku oferuje rekordową prędkość trybu seryjnego 120 kl./s z pełnym wsparciem autofokusa i funkcję ProCapture. To czyni go najszybszym korpusem na rynku i nie lada gratką dla fotoreporterów sportowych i dzikiej przyrody. Jego atutem jest także najkrótszy czas migawki wynoszący 1/80 000 s (maks. 1/16 000 s dla zdjęć seryjnych, ale zmieni się to wraz z aktualizacją firmware'u), przy którym może synchronizować się z błyskiem lampy.
Testowany aparat był wersją przedprodukcyjną, w której jak zaznaczył producent, zmienić może się jakość obrazu oraz odwzorowanie kolorów. Krótki kontakt z nowym korpusem pokazał już jednak, jaki potencjał się w nim kryje. Oto kilka wniosków i spostrzeżeń na temat nowego Sony A9 III.
Zacznijmy od najważniejszego - autofokusa. Aparat testowaliśmy w bardzo wymagających warunkach – po zmroku na oświetlonym stadionie oraz w mniejszej sali sportowej. W każdej z tych sytuacji autofokus działał równie szybko i skutecznie. W zasadzie nawet nie wiemy kiedy AF ostrzy, przestajemy się tym przejmować, skupiając się na kadrowaniu. Doskonale współpracował z szybkimi trybami seryjnymi 60 i 120 kl./s oraz funkcją PreCapture. Detekcja i śledzenie w połączeniu z maksymalną wydajnością 120 kl./s okazała się porażająco skuteczna.
Kiedy temat poruszał się bardzo szybko i w trakcie ruchu nie był przez nic przesłaniany (np. podczas biegu), można było liczyć praktycznie na 100-procentową skuteczność - pamiętajmy, że mowa o skuteczności przy 120 kl./s i zdjęciach pełnej rozdzielczości (24 Mp)!
W sytuacjach bardziej skomplikowanych (w naszym przypadku podczas zdjęć w ringu), pojawiały się momenty, w których AF priorytetowo traktował najbliższy plan w postaci rękawic bokserskich zamiast oczu czy twarzy. Niewykluczone jednak, że należałoby tu po prostu zmienić priorytety autofokusa w menu albo bardziej sprecyzować obszar AF. Na dokładne analizy nie wystarczyło jednak czasu, ale na pewno przyjrzymy się temu bliżej w pełnym teście finalnej wersji.
Wysoką czułość detekcji i śledzenia obiektów przez A9 III docenią nie tylko fotografowie sportowi. Przy takiej wydajności aparat ułatwi także fotografowanie dzikich zwierząt i ptaków. W trakcie testów na murawie pojawił się niespodziewanie kot. Mimo że w menu zaznaczona była detekcja ludzi, autofokus bezbłędnie wykrywał sylwetkę i oczy kota, ostrząc idealnie w punkt.
Jak wygląda praca z trybem seryjnym 120 kl./s? To jednocześnie pełnia szczęścia i pełnia problemów, ale Sony pomaga się ich pozbyć. Po kolei…
W trybie 120 kl./s bufor zapełnia się po 1.6 s, bez względu na to, czy aparat zapisuje JPEG-i w najlepszej jakości, czy RAW-y. To dziś rekordowa prędkość na rynku. W jednej chwili możemy więc zapisać na karcie prawie 200 zdjęć. Aparat nie blokuje się jednak po tym czasie, a jedynie zwalnia pozwalając na dalsze fotografowanie. W międzyczasie bufor jest opróżniany, ale nie trzeba czekać do pełnego zrzutu, by znów móc wykonać nowa serię z maksymalną prędkością. Tak więc szybkość i płynność działania zadziwia.
Dość szybko jednak zdamy sobie sprawę, że 120 kl./s czy nawet 60 kl./s może stać się naszą zmorą aniżeli pomocną funkcją. Karta pamięci zapełnia się błyskawicznie, a ilość zdjęć do przejrzenia po prostu przerasta nasze możliwości. Aby korzystać z tej funkcji bardziej ekonomicznie, zastosowano kilka pomocnych rozwiązań, zarówno podczas fotografowania jak i przeglądania zdjęć.
Otóż, potrzeba korzystania ze 120 kl./s zachodzi tylko przy fotografowaniu bardzo dynamicznych scen, często są to momenty między którymi można stosować wolniejsze serie lub wręcz pojedyncze strzały. Dlatego w A9 III można aktywować ten tryb w dowolnym momencie przytrzymując nowy przycisk C5 przy bagnecie. Co więcej nawet w trakcie rejestracji wolniejszej serii, po wciśnięciu C5 możemy przyspieszyć do maksymalnych 120 kl./s.
Szybkie serie są w aparacie na szczęście grupowane. W trybie podglądu obrazu można między nimi przeskakiwać jak przy przeglądaniu pojedynczych zdjęć i wchodzić do nich, by przejrzeć dokładnie każde z ujęć. Można to zrobić tradycyjnie albo odtworzyć animację (określając jej tempo). Po zaznaczeniu kluczykiem wybranych ujęć, pozostałe można usunąć jednym kliknięciem. W ten sposób na karcie zostaną tylko te pojedyncze najbardziej wartościowe, a karta nie będzie się aż tak zapełniać.
To wszystko wymaga jednak pewnej dyscypliny pracy, ale jakby nie patrzeć, Sony A9 III jest nowym narzędziem, którego trzeba się nauczyć, by wycisnąć z niego maksimum możliwości.
Nowy korpus opiera się na konstrukcji poprzednika, ale został nieco zmodyfikowany. Jest równie solidny, choć teraz - jak zapewnia producent - lepiej uszczelniony. Poza tym jest 30 g cięższy i wyraźnie większy - ponad 7 mm szerszy i ponad 5 mm grubszy.
Nowy A9 III to także przeprojektowany grip. Jest głębszy i nieco inaczej wyprofilowany, tak aby lepiej trzymało się dłuższe i cięższe teleobiektywy. W pewnych sytuacjach można nawet odnieść wrażenie, że jest zbyt głęboki, bo trudno wygodnie operować jednocześnie funkcyjnym C5, który aktywuje serię 120 kl./s oraz spustem migawki i pokrętłami pod kciukiem. Generalnie jednak aparat świetnie leży w dłoni, a w połączeniu z nowym 300 mm wręcz doskonale.
W związku z tymi zmianami, konieczne było także stworzenie nowego uchwytu pionowego. Do A9 III przeznaczony będzie więc nowy VG-C5, zasilany oczywiście dwoma akumulatorami NP-FZ100. Takim zestawem właśnie fotografowaliśmy podczas testów. Po 2 godzinach intensywnego użytkowania i wykonaniu około 5000 zdjęć (głównie w trybie seryjnym) poziom energii spadł do około 70%. Można zatem przypuszczać, że nowa architektura matrycy nie potrzebuje aż tak dużej ilości energii.
Układ przycisków specjalnie się nie zmienił, ale pojawił się wspomniany już wcześniej funkcyjny przycisk C5 przy bagnecie. Modyfikacji uległo także pokrętło kompensacji ekspozycji oraz układ gniazd.
Poza tym nowy korpus obsługuje teraz dwa rodzaje kart. Oba gniazda są zgodne z CFexpress typu A i SD UHS-II. Rozwiązanie wręcz idealne.
Nowością jest także mocowanie wyświetlacza, które godzi zarówno fotografów, jak i filmujących. Zawiły układ zawiasów pozwala obracać ekran na bocznym przegubie albo w osi optycznej, także w pozycji pionowej. To ten sam panel pokrywający gamut DCI-P3 co w A7R V - jest jasny, kontrastowy i bardzo szczegółowy. Całkiem dobrze reaguje na dotyk, choć w trybie odtwarzania można było odczuć małe opóźnienia.
Aparat wyposażono także w nowy wizjer o imponującej rozdzielczości 9.44 Mp i powiększeniu aż 0.9x. Podczas fotografowania w sztucznym świetle stadionu i we wnętrzach nawet przez chwilę nie zauważyliśmy smużenia albo opóźnień. Obraz był przy tym bardzo naturalny i stabilny. W dodatku z zerowym blackoutem przy fotografowaniu z prędkościami 60 i 120 kl./s. Ciekawą opcją jest możliwość zwiększenia odświeżania do 240 kl./s kosztem mniejszej rozdzielczości. O tym, czy warto z tego korzystać na pewno sprawdzimy w pełnym teście.
Nowa architektura matrycy to także wyzwanie dla szumów i z tego powodu nieco ograniczony zakres czułości - od ISO 250 do 25600 z możliwością rozszerzenia do zakresu 125-51200. Patrząc na zdjęcia przykładowe, które publikowaliśmy wcześniej widać, że szum pojawia się w okolicach ISO 3200, ale jeszcze na ISO 6400 i 12800 nie degraduje mocno szczegółów. Wyraźny spadek jakości następuje natomiast na czułościach ISO 25600 i 51200. Nie ma tu więc rewolucji, ale obraz jest w pełni akceptowalny, pozwalając na swobodne stosowanie wyższych ISO.
Trzeba mieć na uwadze, że testowane egzemplarze aparatów były jednak wersjami przedprodukcyjnymi, i jak zaznaczano, jakość obrazu i odwzorowanie kolorów w związku z jeszcze trwającymi pracami nad konwerterem RAW może ulec zmianie.
Sony A9 III będzie też nie lada gratką dla filmujących dynamiczne sceny. Nowa architektura matrycy sprawia, że efekt rolling shutter znika, nie trzeba się będzie martwić o zniekształcenia szybko poruszającego się tematu, czy dystorsję podczas panoramowania. Aparat oferuje przy tym pełen pakiet opcji wideo - 10-bitowy zapis 4K do 120 kl./s z próbkowaniem 4:2:2 oraz wszelkie udogodnienia i nowości, które widzieliśmy we wcześniejszych korpusach, tj. profil S-Cinetone, możliwość filmowania w Log-u, opcja kompensacji breathingu, funkcja stabilizacji Active czy też opcja wypuszczenia surowego, 16-bitowego materiału RAW przez HDMI na zewnętrzne rekordery.
Sony A9 III to aparat typowo reporterski z racji matrycy o mniejszej rozdzielczości, optymalnej do tego typu zadań. Ma jednak dwie kluczowe cechy - potężną wydajność na poziomie 120 kl./s i matrycę, która eliminuje problem rolling shutter oraz pozwala na nieograniczoną czasem synchronizacji pracę z lampami błyskowymi. Z tego powodu na ten aparat mogą zwrócić uwagę także osoby zajmujące się fotografią studyjną, by uzyskać kreatywne, dynamiczne ujęcia, które do tej pory były poza ich zasięgiem albo wymagały bardziej skomplikowanych działań. Ponadto zalety globalnej migawki będą także kusić wymagających filmowców.
Pierwszy kontakt z tym aparatem pozwolił jedynie wstępnie poznać jego możliwości. Sony A9 III ma jednak wiele nowych funkcji. Jak współpracuje z błyskiem, jak działa nowa opcja Composite Raw Shooting, czy wydajność stabilizacji sięga obiecywanego poziomu 8 EV? Pytań jest jeszcze sporo. Z niecierpliwością czekamy więc na finalny egzemplarz i dłuższe testy, by na wszystkie pytania znaleźć odpowiedzi.