Wydarzenia
Polska fotografia na świecie - debata o budowanie kolekcji fotograficznej
Druga generacja korpusu dla hobbystów to szereg usprawnień, dzięki którym X-S20 staje się jeszcze bardziej uniwersalnym i dojrzałym aparatem. Sprawdziliśmy czy ma szansę powtórzyć sukces poprzednika.
Zaprezentowany jesienią 2020 roku Fujifilm X-S10 był konstrukcją o tyle wyjątkową, że przełamującą schematy. Pierwszy korpus systemu X, który wyłamał się z utartego katalogu dotychczasowych linii aparatów producenta, zrywał z „analogową” systematyką obsługi, oferował większość funkcji flagowca, a przy tym zadebiutował w wyjątkowo przystępnej cenie 4500 zł.
Na tamtą chwilę aparat nie miał właściwie żadnej konkurencji, a ja sam przy okazji testu określiłem go mianem jednego z najlepszych korpusów Fujifilm do tej pory. Aparat zwrócił też uwagę użytkowników, zwłaszcza tych nieco młodszych - przez kolejne miesiące często widywałem go w rękach osób fotografujących na ulicy i wcale się temu nie dziwię. To jeden z najmniejszych i najporęczniejszych korpusów o takich możliwościach.
Nic dziwnego, że fani konstrukcji czekali na jego aktualizację. Gdy ta nie pojawiła się jesienią 2022 roku (większość producentów wypuszcza kolejne serie aparatów w cyklu 2-letnim), zacząłem zastanawiać się czy Fujifilm nie uznało, że X-S10 było aparatem zbyt dobrym, który nieco skanibalizował ofertę producenta i czy nie zamierza porzucić tej ciekawej konstrukcji. Tak się na szczęście nie stało i oto dwa tygodnie temu oficjalnie zadebiutował model Fujifilm X-S20 - z pozoru bardzo podobny, ale jednak usprawniony o kilka kluczowych funkcji, które nadrabiają największe wady poprzednika. Czy wszystkie? I czy w 2023 roku konstrukcja tego typu nadal jest tak atrakcyjna?
O tym mogliśmy przekonać się podczas kilku dni spędzonych z nowym modelem. Co prawda w nieco ograniczonym zakresie, bo aparat trafił do nas wyłącznie z najnowszym superszerokokątnym obiektywem XF 8 mm f/3.5 R WR, ale przynajmniej przy okazji mogliśmy zobaczyć jak radzi sobie najszersze szkło w ofercie systemu Fujifilm X. Nie bez powodu obiektyw ten został zresztą zaprezentowany wraz z X-S20. Producent chce bowiem, by nowym korpusem bardziej zainteresowali się vlogerzy, a szkło 8 mm f/3.5, oferujące ekwiwalent około 12 mm może być do tych zastosowań ciekawą, choć trochę ekstremalną opcją. Z drugiej strony wiele osób używa do vlogów kamer GoPro, toteż tutaj będą mogli poczuć się jak w domu. Póki co, wróćmy jednak do aparatu.
Body modelu X-S20 to niemal ta sama kompaktowa konstrukcja i niska waga (490 g), co w przypadku modelu X-S10. Na pierwszy rzut oka obydwa aparaty prezentują się identycznie, jednak nowszy korpus oferuje kilka usprawnień, dzięki którym jest jeszcze wygodniejszy. Przede wszystkim jest to nieco bardziej uwypuklony grip, który sprawia, że aparat lepiej leży w ręce. Jeśli mamy być szczerzy, w połączeniu z niską wagą sprawia to, że jest to aktualnie najbardziej komfortowy do trzymania aparat w systemie Fujifilm X.
Do tego body wydaje się delikatnie grubsze (prawdopodobnie ze względu na konieczność umieszczenia lepszego systemu odprowadzania ciepła dla trybu wideo), co stanowi dodatkowo lepszą podporę dla drugiej ręki. Układ poszczególnych kontrolerów pozostał bez zmian, choć poszczególne przyciski i pokrętła zostały lekko uwydatnione, dzięki czemu są nieco wygodniejsze w obsłudze. Docenimy to zwłaszcza w przypadku górnego tylnego pokrętła, które w trybach półautomatycznych opowiada za regulację ekspozycji.
Tu pora na małą dygresję na temat obsługi. Podobnie jak poprzednik, model X-S20 został bardzo dobrze przemyślany pod względem ergonomii. Standardowa tarcza ustawień PASM, joystick, trzy pokrętła funkcyjne oraz przyciski ISO i AF-On dają nam możliwość ustawiania parametrów tak, szybko jak w profesjonalnym korpusie. Jedynym nieco uciążliwym minusem jest brak przycisku czy dźwigni, która pozwoliłaby nam szybko regulować ustawienia ramki i trybu AF. Podobnie ciągle da się odczuć brak tylnego 4-kierunkowego wybieraka z serii X-T i X-H. Ale taka już cena tańszego korpusu, a dodatkowo zawsze możemy zaprogramować to ustawienie do któregoś z konfigurowalnych przycisków lub jednego z gestów na ekranie dotykowym (przeciągnięcie palcem w określonym kierunku może uruchamiać wybraną funkcję).
Wracając do body, otrzymało ono jeszcze jedno ważne usprawnienie, jakim jest obecność portu słuchawkowego. To być może niewiele, ale jeśli ktokolwiek ma na celu realizacje bardziej wymagających materiałów wideo (np. Wywiadów), ten wie, że jest to rzecz obowiązkowa (wcześniej monitorowanie poziomów audio było możliwe wyłącznie za pomocą adaptera montowanego do USB-C, co było dość uciążliwe).
Oprócz tego otrzymujemy też nowy ekran LCD o większej rozdzielczości 1,84 mln punktów, na którym pogląd obrazu jest zwyczajnie wygodniejszy, choć niestety nadal występuje tu opisany przeze mnie w teście X-S10 problem z nieco przesadnym rozjaśnianiem ciemnych partii obrazu na podglądzie. Mam wrażenie, że w X-S20 został on nieco zminimalizowany, ale nadal podczas fotografowania w słabym świetle może być nam trudno trafić z ekspozycją idealnie w punkt. A warto przy tym dodać, że pomiar światła w aparatach Fujifilm miewa swoje humory i wymaga dość częstych ręcznych ingerencji w ustawienia ekspozycji.
Być może trochę szkoda, że aparat nie doczekał się nowszego wizjera (to nadal ten sam niewielki, pamiętający zeszłą dekadę moduł o rozdzielczości 2,36 Mp i powiększeniu 0,62x), ale muszę przyznać, że w praktyce nie będzie nam to przeszkadzać. Spoglądając w wizjer byłem nawet zaskoczony jego jasnością, klarownością i rzetelnym odwzorowaniem barw, także z pewnością nie będzie on nas zniechęcać.
Samo body oferuje też możliwość podłączenia dedykowanego modułu chłodzącego, który wydłuży możliwy czas rejestracji wideo 6,3K do 80 minut (w tym celu będziemy musieli pracować z odchylonym ekranem), a także wprowadza nowy tryb pracy dla osób zainteresowanych vlogowaniem. Przełączając pokrętło PASM na pozycję Vlog, na ekranie wyświetlona zostanie zakładka funkcji dotykowych, które łatwo pozwolą nam na regulację najważniejszych ustawień gdy aparat zwrócony jest w naszą stronę. A’la Sony mamy więc m.in. możliwość uruchomienia trybu prezentacji produktu lub funkcji, która będzie automatycznie dążyła do jak największego rozmycia tła. To wygodne rozwiązanie, które z pewnością docenią twórcy tego typu materiałów.
Dotykowe menu trybu Vlog
W końcu jedna z największych nowości, czyli nowa bateria W235 o deklarowanej wydajności 800 zdjęć (czyli dwukrotnie większej niż w modelu X-S10). Muszę przyznać, że pod tym względem aparat wypada wprost doskonale. Mimo iż zabrałem aparat na kilka parogodzinnych spacerów, gdzie nie starałem się go oszczędzać, nie udało mi się rozładować baterii do końca. Nieco gorzej będzie zapewne w przypadku filmowania, ale i tutaj powinniśmy spodziewać się rezultatów, które pozwolą na komfortową pracę z aparatem.
Tym samym, Fujifilm X-S20 staje się jeszcze lepszą propozycją na kompaktowy aparat do fotografii podróżniczej, nagrywania terenowych vlogów czy nawet bardziej intensywnej pracy zawodowej. Biorąc pod uwagę to, co zaoferowania ma konkurencja, w tym pułapie cenowym X-S20 wypada pod tym względem chyba najlepiej w całym segmencie APS-C.
Pod względem nowości konstrukcyjnych, to by było na tyle. Nieco zmieniło się jednak także i we wnętrzu aparat. Choć aparat nadal bazuje na tej samej 26-megapikselowej matrycy X-Trans CMOS, teraz wspierany jest nowszym procesorem X-Processor 5, który m.in. wpływać ma na skuteczność pracy systemu AF (który to w tym wypadku bazuje na tych samych algorytmach, co flagowy model X-H2S). Czy poprawia też kwestie jakości zdjęć?
To niestety trudno było nam rzetelnie sprawdzić z obiektywem XF 8 mm f/3.5, gdyż raczej nie jest to konstrukcja, która biłaby rekordy rozdzielczości ani też właściwy obiektyw do rzetelnego sprawdzania możliwości układu AF. Na skuteczność autofocusa trudno jednak narzekać. Bez większego problemu rozpoznaje on twarze i oczy, pozwalając nam uchwycić zdjęcia z właściwie ustawioną ostrością nawet w bardziej dynamicznych sytuacjach, jak ta poniżej. Oczywiście w całej serii 8 kl./s, znalazło się kilka kadrów, gdzie ostrość była nietrafiona, ale jak pisałem bardzo dużo zależy tutaj od obiektywów. Na pewno na pochwałę zasługuje fakt, że system skutecznie rozpoznaje sylwetki nawet w słabym świetle.
A jeśli już jesteśmy przy trybie seryjnym, warto wspomnieć, że X-S20 to pod tym względem dużo lepiej wyposażony aparat od poprzednika. Nie chodzi o maksymalną prędkość - ta pozostaje na takim samym poziomie 8 kl./s dla migawki mechanicznej i 20 kl./s dla migawki elektronicznej, jak w X-S10, ale o dużo bardziej pojemny bufor, który w przypadku nieskompresowanych plików RAW pozwoli nam zapisać w serii dwa razy więcej zdjęć od poprzednika (35 klatek), a w przypadku zapisu skompresowanego pozwoli na nieograniczone fotografowanie zarówno w formacie RAW, jak i JPEG. To przy prędkości 8 kl./s, bo przy 20 kl./s wydajność nieco spada (256 zdjęć JPEG, 79 skompresowanych RAW-ów i 28 nieskompresowanych), ale to nadal wyniki, które powinny pozwolić już na zupełnie swobodne fotografowanie wartkiej akcji. Do tego, w przypadku użycia szybkich kart bufor błyskawicznie się czyści, więc o ile nie doprowadzimy do sytuacji zupełnego zapchania, ograniczenia trybu seryjnego nie powinny mieć większego wpływu na naszą pracę.
Jedną z pozostałych zmian ma być także udoskonalony system stabilizacji, który obiecuje deklarowaną skuteczność na poziomie maksymalnie 7 EV. W praktyce jednak nie zauważyłem dużych zmian. Może to wina obiektywu (choć krótkie ogniskowe powinno być teoretycznie łatwiej ustabilizować), ale podobnie jak w modelu X-S10, tak i tutaj trudno liczyć na nieporuszone ujęcie wykonane z czasem dłuższym niż 1/2 s. Na dzień dzisiejszy, gdy niektóre modele pełnoklatkowe dobijają do 1,5-2-sekundowych ekspozycji, to wynik dość przeciętny, ale też w zupełności wystarczający, by skutecznie radzić sobie w większości sytuacji bez statywu.
W końcu, co być może najważniejsze, Fujifilm X-S20 to także znacznie ulepszony tryb filmowy. O złączu słuchawkowym już pisałem. Oprócz niego, nowy aparat podbija możliwości rejestracji do 10-bitowego zapisu 6,2K 30 kl./s open gate (3:2) z próbkowaniem 4:2:2, w kompresji All-i, lub analogicznego zapisu 4K 60 kl./s (tu do wyboru zarówno standardowy format 16:9, jak i bardziej panoramiczny DCI 17:9). To wszystko przy maksymalnej przepływności 360 Mb/s, która powinna zaoferować nam obraz naprawdę wysokiej jakości, a którą uciągną jeszcze szybkie karty SD V60 (oraz oczywiście szybsze V90).
Oprócz tego, otrzymujemy nowy płaski profil obrazu F-Log2, opcję rejestracji Full HD do 240 kl./s (była już wcześniej), wspomniane funkcje ułatwiające pracę vlogerom oraz możliwość używania aparatu jako kamery do streamingu i wideorozmów bez konieczności korzystania z żadnej dodatkowej aplikacji przechwytującej. Na dokładkę producent dorzuca opcje wypuszczenia 12-bitowego sygnału Proces RAW lub Blackmgagic RAW na zewnętrzne rekordery. Robi wrażenie, choć użytkowników, którzy będą wykorzystywać X-S20 z droższymi od tego korpusu rekorderami Atomos czy Blackmagic można pewnie policzyć na palcach jednej ręki.
Ogólne możliwości trybu wideo w zasadzie deklasują wszystko, co w tym temacie ma do zaoferowania konkurencja segmentu APS-C i sprawiają, że X-S20 to zdecydowanie najbardziej wszechstronny aparat w tym pułapie cenowym, a także jeszcze lepsza propozycja na pierwszy aparat do pracy „hybrydowej”, gdzie z jednej strony robimy zdjęcia, a z drugiej kręcimy też różne komercyjne filmiki. Z braku czasu niestety nie mieliśmy okazji dokładnie sprawdzić możliwości filmowych. Tak czy inaczej głównym pytaniem jest to czy Fujifilm udało się wreszcie uporać z problemem skokowej zmiany ekspozycji w trybach półautomatycznych. Nasze pierwsze próby wskazują, że nie do końca, ale bliżej przyjrzymy się temu dopiero przy okazji pełnego testu.
Na koniec parę słów o samych obiektywie. Wrażenie robi nie tylko ogniskowa (ekwiwalent 12 mm), ale też wymiary i waga szkła. Mierząc 68 x 52,8 mm i ważąc zaledwie 215 g jest to szkło niezwykle kompaktowe (jak na takie parametry), a zarazem wprost idealne dla vlogerów, którym przecież ręka musi męczyć się znacznie szybciej niż twórcom innego typu content.
Jeżeli chodzi o zastosowania tego typu, jak już wspomniałem, kąt widzenia jest nieco ekstremalne. Z drugiej strony nikt jednak nie będzie mógł narzekać, że jest za ciasno. Z wyciągniętą ręką, w kadrze zmieścimy praktycznie całą naszą sylwetkę. W sam raz do kręcenia terenowych vlogów a’la Casey Neistat.
Kąt widzenia obiektywu 8 mm w przypadku ujęć vlogowych
Jeżeli chodzi o jasność i rozdzielczość nie jest to być może szkło idealne. Jasność f/3.5 w gorszym oświetleniu wymusza już wchodzenie na wyższe czułości, a szkło nieco traci na rozdzielczości wraz domykaniem i jest wyraźnie mniej ostre na brzegach kadru. Niemniej nie ma to aż tak dużego znaczenia - w rozmiarach ekranowych zdjęcia prezentują się zupełnie dobrze, a w dzisiejszych czasach fotografie i tak rzadko oglądamy z bliska w większych formatach.
Fujifilm X-S10 był jednym z najmilej wspominanych przeze mnie korpusów producenta, a X-S20 jest jeszcze lepszy. Nowy korpus naprawia większość wad poprzednika i staje się jeszcze bardziej praktycznym narzędziem. Oczywiście nie jest już takim zaskoczeniem jak pierwowzór, ale biorąc pod uwagę ostatnie ruchy producenta (wznowienie i rozszerzenie linii X-H2 i zmiana kierunku dla serii X-T) i tak oferują zadziwiająco dużo, jak na konstrukcję z tego pułapu cenowego. Podliczając stosunek zysków i strat zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to na chwilę obecną najbardziej opłacalny wybór w całej ofercie producenta.
Fujifilm X-S20 sprawdzi się dobrze zarówno jako aparat do nauki, jak i podejmowania zleceń komercyjnych, tak w fotografii, jak i filmie. Z kolei jego kompaktowe rozmiary, niska waga i uszczelniona konstrukcja sprawiają dodatkowo, że staje się doskonałą propozycją na korpus podróżniczy jak i poręczną „kamerkę” dla vlogera. Mamy tu w zasadzie wszystko, czego do szczęścia może potrzebować 90% hobbystów i osób realizujących komercyjne zlecenia segment semi-pro. W przypadku X-S20 słowo klucz to „wszechstronność” i jestem przekonany, że to głownie docenią potencjalni użytkownicy.
Oczywiście nie można oszukiwać się, że to korpus w pełni profesjonalny. Pojedynczy slot na kartę SD, stosunkowo niewielki wizjer i delikatnie (ale jednak) ograniczona ergonomia skutecznie pozycjonują konstrukcję w segmencie średnio-zaawansowanym. Mimo to aparatowi trudno wytknąć jakiekolwiek ewidentne wady, a to sytuacja wcale nieczęsta, nawet biorąc pod uwagę stopień zaawansowania współczesnych konstrukcji. Jedynym mankamentem jest wg mnie przesadnie duży rozmiar plików. RAW-y z 26-megapikselowej matrycy zwyczajnie nie powinny ważyć po 60 MB, ale przy odpowiednio pojemnej karcie nie powinno to być dużym problemem.
Szkoda jedynie, że wraz z udoskonalaniem, konstrukcja zyskała także na cenie. Podczas gdy X-S10 debiutował w wyjątkowo konkurencyjnej cenie 4500 zł, cena modelu Fujifilm X-S20 to aż 6299 zł. Warto przy tym dodać, że na zachodzie cena wzrosła o raptem 300 dolarów (ok. 1250 zł). To oczywiście znacznie znacznie trudniejsze do przełknięcia dla hobbystów i początkujących oraz czynnik, który może umniejszyć konstrukcji popularności, ale też nic zaskakującego. Ceny korpusów „amatorskich” wzrosły w ostatnich latach w każdym systemie, tutaj przynajmniej otrzymujemy w zamian specyfikację, która trochę tę podwyżkę tłumaczy. Bo oprócz EOS-a R7 w segmencie APS-C z możliwościami X-S20 trudno w zasadzie konkurować jakiemukolwiek aparatowi innego producenta. A jeśli przymkniemy oko na mniejszą matrycę i wspomniane wyżej ograniczenia, nowy Fujifilm może być także ciekawą alternatywą dla wielu pełnych klatek.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy aparatem Fujifilm X-S20 na standardowych ustawieniach obrazu, ze sprowadzonym do minimum systemowym odszumianiem, w standardowym profilu koloru (chyba, że wyszczególniono inaczej) z obiektywem XF 8 mm f/3.5 R WR. Dla zainteresowanych także paczka z plikami RAW do pobrania.