Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Fujifilm pokazało następcę popularnego modelu X-S10. Nowy korpus zachowuje kompaktową bryłę poprzednika i dodaje większą baterię, lepszą wydajność, usprawniony system AF i jeszcze większe możliwości trybu filmowego wraz z funkcjami stworzonymi specjalnie dla vlogerów.
Zaprezentowany w 2020 roku Fujifilm X-S10 jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych korpusów w całej historii systemu X. Specyfikacja dorównująca topowemu wówczas X-T4, przystępna cena i ergonomia „zwykłego” aparatu sprawiają, że jest to korpus wyjątkowo wygodny i uniwersalny, który z powodzeniem jest w stanie poradzić sobie nawet z bardziej wymagającymi zadaniami.
Nic więc dziwnego, że wielu twórców z wypiekami wyczekiwało jego następcy. Ten właśnie się pojawił i choć nie jest takim zaskoczeniem jak poprzednik, to powinien z powodzeniem powtórzyć jego sukces.
Pod względem ogólnej specyfikacji zmieniło się niewiele. To nadal ta sama 26-megapikselowa matryca X-Trans z 5-osiowym układem stabilizacji, ten sam niewielki wizjer elektroniczny o rozdzielczości 2,36 mln punktów, tryb seryjny do 8 kl./s (do 30 kl./s w trybie migawki elektronicznej) i nadal tylko jedno wejście na karty SD. Na pierwszy rzut oka możemy poczuć niedosyt, jednak nie zabrakło usprawnień, dzięki którym jest to w zasadzie zupełnie nowa i dużo poważniejsza konstrukcja.
Jedną z najważniejszych nowości jest wyposażenie aparatu w procesor obrazuu X-Processor 5. Dzięki niemu zwiększyły się możliwości systemu AF (aparat otrzymał zaawansowane, wytrenowane na układach AI tryby śledzenia oczu, obiektów i zwierząt wprost z topowego modelu X-H2S) i znacznie wzrosła wydajność. W teście modelu X-S10 narzekaliśmy głównie na pojemność bufora. Teraz nie powinna stanowić ona żadnego problemu. W serii 8 kl./s zapiszemy ponad 1000 zdjęć JPEG lub skompresowanych RAW-ów. W przypadku nieskompresowanych plików RAW będzie to co prawda tylko 35 zdjeć, ale to i tak dwukrotnie więcej niż w przypadku poprzednika. Co ważne, wyniki prezentują się też dobrze w przypadku serii 20 kl./s z migawką elektroniczną (256 zdjęć JPEG, 79 skompresowanych RAW-ów i 28 nieskompresowanych).
O jeden stopień wzrosła też deklarowana skuteczność stabilizacji sensora (7 EV), zwiększyła się rozdzielczość tylnego obracanego ekranu (1,84 mln punktów względem 1,04 mln w modelu X-S10), a jedną z największych zmian jest wyposażenie korpusu w większą baterię W235, która ponad dwukrotnie wydłuża czas pracy aparatu (800 zdjęć względem 325 zdjęć w modelu X-S10) i dzięki której korpus otrzymuje nieco głębszy, wygodniejszy grip.
Fujifilm delikatnie poprawiło też ergonomię. Choć praktycznie wszystkie kontrolery znajdują się na tych samych miejscach ich rozmiar został nieco zwiększony, co przełożyć ma się na lepszą kulturę pracy. Filmowców ucieszy zaś pojawienie się złącza słuchawkowego do monitorowania audio (wcześniej konieczny był do tego specjalny adapter na USB-C).
A skoro już jesteśmy przy filmowaniu, pora na najbardziej istotne usprawnienie aparatu, czyli tryb filmowy, który może zawstydzić niektóre aparaty z górnej półki. Fujifilm X-S20 pozwala na wewnętrzny zapis 10-bitowego wideo 6,2K 30 kl./s z próbkowaniem 4:2:2 open gate, lub 10-bitowy zapis 4K 60 kl./s 4:2:2 (także w formacie DCI). Fani zwolnionego tempa ucieszą się zaś z trybu Full HD 240 kl./s.
To jednak dopiero początek możliwości wideo. W przypadku pracy z rekorderami, X-S20 pozwoli wypuścić 12-bitowy sygnał Apple ProRes RAW lub Blackmagic RAW w rozdzielczościach 6,2K lub 5,2K. Ponadto aparat oferuje nam nowy płaski profil F-Log2 z deklarowanym 13-stopniowym zakresem dynamicznym i możliwość podłączenia do komputera w roli kamery internetowej bez konieczności używania żadnego dodatkowego oprogramowania.
W końcu, tryb filmowy modelu X-S20 ma do zaoferowania nowy tryb Vlog, w ramach którego na dotykowym ekranie zostaną wyświetlone łatwo dostępne funkcje, które pozwolą wygodnie regulować poszczególne ustawienia gdy aparat jest zwrócony przodem do nas. Analogicznie do aparatów Sony mamy też tryb prezentacji produktu czy opcję, która będzie dążyła do jak największego rozmycia tła.
Dla najbardziej wymagających twórców wideo, Fujifilm przygotowało także kompatybilność z dedykowanym modułem chłodzącym, który wydłuży maksymalny czas rejestracji (do 80 min w przypadku nagrywania wideo 6,2K).
Fujifilm X-S20 debiutuje w cenie 1300 dolarów (około 5400 zł), czyli w o około 300 dolarów wyższej od poprzednika, który na naszym rynku zadebiutował w cenie 4500 zł. Dokładnej polskiej ceny na razie nie znamy, ale wiedząc, że producent dostosowuje ceny do poszczególnych rynków mamy spodziewamy się, że nie przekroczy ona 6000 zł.
To oczywiście już znacznie większy wydatek dla hobbystów, ale prawdę mówiąc nie powinno być to przeszkodą dla sukcesu nowego modelu. Fujifilm mianowicie kolejny raz wypuściło aparat, dla którego w tym pułapie cenowym nie ma w zasadzie żadnej sensownej bezpośredniej konkurencji.
Więcej informacji o nowym korpusie znajdziecie na stronie fujifilm-x.com.