Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Przypomnijmy, że Miesiąc Fotografii w Krakowie zorganizowano w tym roku po raz siódmy. W ramach festiwalu przygotowano 35 wystaw oraz całą masę wydarzeń towarzyszących. Program jak w latach ubiegłych skomponowano z kilku bloków. Część tematyczną poświęcono archiwom i pamięci przetwarzanej. Oddzielnie prezentowano artystów z Czech. Kraj jest Gościem Honorowym tegorocznej edycji. W Programie OFF znalazło się 17 projektów wyłonionych w ramach konkursu My[Photo]Space. Wydarzenia towarzyszące to m.in. warsztaty, wykłady, panele dyskusyjne, projekcje filmów, przegląd portfolio, mecz piłki nożnej, przegląd fotokastów, nocna akcja DigArt'u, promocje książek, prezentacje wydawnictw, finał konkursu Fotograficzna Publikacja Roku.
PROGRAM GŁÓWNY "PAMIĘĆ PRZETWARZANA"
"Archiwum centralne" - tak brzmi tytuł kluczowej wystawy, ulokowanej na terenie dawnych zakładów fabrycznych Erdal. Zbiorowa prezentacja to punkt wyjścia dla całego Programu Głównego. Obejmuje kilkanaście niezależnych projektów związanych z pewną kolekcją bądź archiwum. Halę podzielono na kilkanaście sektorów, tak by każdy zaistniał w oddzielnej przestrzeni. Widz jest prowadzony przez kolejne historie.
Na wstępie mamy rozklejone na ścianach fotografie nieżywych zwierząt ze zbiorów Biblioteki Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie. Później wybór zdjęć z kartotek śledczych dawnej tajnej policji w Pradze. Trzeci projekt "On duty. Poznań 56" to wykonane w ramach działań operacyjnych SB w czerwcu 56' roku zdjęcia z kolekcji IPN'u. Uczestnicy zgromadzeń i demonstracji zostali sfotografowani malutką kamerą ukrytą w guziku. Dalej swoje miejsce otrzymał cykl "The archive of modern conflict" - seria fotografii z prywatnej kolekcji Igora Vikhoreva. Frywolne zdjęcia kobiet, sfotografowanych przez Rosjanina w erotycznych, dziwacznych pozach, znaleziono w pozostałym po autorze albumie z lat 1962-64.
Zaskakującym i zabawnym przełamaniem jest kolejny cykl "Dokumentacja fotograficzna zmienności genetycznej w europejskiej kolekcji odmian buraka ćwikłowego". Ścianę wypełniły kolorowe zdjęcia warzyw. Możemy prześledzić niuanse kształtów korzeni, łodyg i liści poszczególnych egzemplarzy. Zdjęcia pochodzą ze zbioru Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, a wykonano je w ramach międzynarodowego projektu, którego celem jest ochrona zasobów genowych roślin uprawnych.
Na oddzielnej ścianie pojawił się nieduży monitor ze słuchawkami, a na nim prezentacja bogatej kolekcji zdjęć z Urzędu Stanu Cywilnego w Sobkowie. Pamiątkowe zdjęcia pochodzą z kolekcji Grażyny Makary, byłej kierowniczki urzędu, która przez ponad 30 lat udzieliła prawie 2000 ślubów.
Nieco dalej, trochę schowana, znalazła się ekspozycja "Pracownia Fotograficzna". Nieduże czarno-białe odbitki, prezentowane za szkłem w drewnianych ramach to fragment archiwum Muzeum Żydowskiego w Pradze. Fotografie wykonane w latach 1942-44 powstały w magazynach składowania konfiskowanego mienia ludności Żydowskiej. Termosy, aparaty fotograficzne, termometry, instrumenty muzyczne, porcelana... precyzyjnie skomponowane kadry bardziej przypominają awangardowe obrazy reklam niż dokumentację z gigantycznych sortowni.
Nieopodal w formie slajdów pokazywany jest cykl "Nein, Onkel - Kadry z innego frontu 1938-45". 347 prywatnych zdjęć to opowieść o wolnym czasie żołnierzy nazistowskiej Trzeciej Rzeszy. Zabawy, wygłupy, wesołe historie sfotografowane prywatnymi aparatami - zdjęcie sprowadzono z kolekcji the Archive of Modern Conflict w Londynie.
Małe, anonimowe, stare fotografie, wybrane z prywatnej kolekcji Wojciecha Nowickiego, można podglądać przez nieduże otwory w specjalnie zamontowanej ścianie. Rozmieszczone na różnych wysokościach wymuszają więcej uwagi i skupienia.
W skład wystawy weszła jeszcze projekcja filmów dokumentujących działania artystyczne w pracowni rzeźby Grzegorza Kowalskiego, fotograficzna prezentacja archiwum po Zbigniewie Dłubaku, a także projekcja zdjęć Przemka Pokryckiego, który fotografował różne przestrzenie współczesnych archiwów.
Obszerna wystawa została bardzo precyzyjnie zaplanowana i zrealizowana. Zadbano o dobrą jakość powiększeń, wydruków, oprawę, opisy do każdej z części. Wyrazy uznania dla kuratorów, koordynatorów i tych wszystkich, którzy pomagali przy aranżowaniu przestrzeni. Zróżnicowane, dobrze dobrane formy prezentacji, odpowiednie światło sprawiają, że wystawę dobrze się ogląda.
Publiczność ma okazję zapoznać się z ciekawymi, ważnymi materiałami archiwalnymi, czasem dowiedzieć się po prostu o ich istnieniu.
Pozostaje jedynie pytanie na ile wystawie, jako pewnej całości, udaje się zrealizować problemowe założenia kuratorów, na ile jest ona ważnym głosem w sprawie. Otrzymujemy jasny sygnał o istnieniu całej masy archiwów - różnie komponowanych, powstałych z rozmaitych przyczyn i dla różnych celów, wesołych, obciążonych traumą, tajemniczych, niezrozumiałych, zmieniających swoje znaczenie czy wartość na skutek wydarzeń społecznych czy politycznych, interpretacji i weryfikacji...
Jeśli założeniem wystawy było wydobycie i zaznaczenie owego faktu, bardzo ładnie się to udało. Archiwa istnieją. Wielu z nas zdaje sobie jednak z tego sprawę. Rzadziej mamy okazję zobaczyć, jak mogą one pracować, zaskakiwać, stawiać w sytuacji zwątpienia czy zagubienia. Wydaje się, że to, co intrygujące, dane było doświadczyć przede wszystkim kuratorom podczas przygotowywań do wystawy. W mniejszym stopniu daje się odczuć odwiedzającym. Wystawa jak najbardziej godna uwagi, pozostaje jednak pewien niedosyt.
Podążając szlakiem wystaw Programu Głównego trafiamy do Muzeum Narodowego, gdzie zagościła ważna, przekrojowa prezentacja zdjęć Weegee'ego. Odbitki z kolekcji Hendrika Berinsona (ponad 270 sztuk) oprawione w czarne ramy, zawisły jedna blisko drugiej, niemal ciągiem na całej długości ścian ekspozycyjnej przestrzeni. W pierwszej chwili ogrom przytłacza. Poświęcenie dłuższej chwili każdemu ze zdjęć wydaje się prawie niemożliwe. Intensywna wędrówka od fotografii do fotografii przeistacza się jednak z czasem w intrygującą, płynną podróż przez lata 30. i 40. Nowego Yorku, miasta przesiąkniętego niepokojem i tajemnicą, świata dziwnych nocnych wydarzeń, zbrodni i przemocy. Zdjęcia pogrupowano tematycznie: morderstwa, ślady zbrodni, portrety ekscentrycznych gwiazd, ciemne zaułki, puste ulice, świty nad miastem, śpiący mieszkańcy, podejrzani przechodnie... Fotografiom towarzyszą podpisy z prasy. Komentowanie samych fotografii Weegee'ego nie ma w tym miejscu sensu. Zarówno tym, którzy go nie znają, jak i tym, którzy oglądali zdjęcia jedynie w internecie, książce bądź prasie, gorąco polecam. Duża dawka mrocznego nastroju, szczerość, bezpretensjonalne kadry, mocne ujęcia.
"Witkacy. Psychoholizm." to prezentacja przygotowana w Bunkrze Sztuki z okazji 70 rocznicy śmierci artysty. Całą kondygnację wypełniły powiększone do dużych rozmiarów autoportrety i portrety artysty, portrety bliskich autorstwa Witkacego oraz dokumentacje akcji happeningowych. Pokaz uzupełniają trzy projekcje z rzutników.
Powieszone jedna przy drugiej, duże, ciasno skadrowane twarze, z obłędnym, tajemniczym, czasem wnikliwym spojrzeniem dominują, osaczają i robią wrażenie. Pojawia się jednak pytanie, czy siła tkwi w samych portretach czy raczej w nagromadzeniu i dużym formacie zdjęć. Czy tak zorganizowana prezentacja pozwala wybrzmieć pojedynczym fotografiom, a oglądającemu zorientować w strategii Witkacego. Charakter modela, rys psychologiczny, emocje, nastrój, to wszystko gdzieś się rozmywa. Po wyjściu z galerii trudno nawet przywołać choćby jedną konkretną fotografię. Zastanawia też forma przygotowania zdjęć. Współczesne wydruki, momentami nieco zwichrowane, oprawione w czarne ramki budzą skojarzenia z szykowanymi gdzieś naprędce konkursowymi wystawami. Bardzo szkoda. Szeroki wybór portretów i autoportretów Witkacego jest wciąż stosunkowo mało znany, wystawa w Bunkrze Sztuki jest ważna prezentacją i bardzo cieszy. Rozsmakowanie się jednak w tak pokazywanym dorobku jest przynajmniej utrudnione.
Wypadki, uszkodzone samochody, spokojne szwajcarskie krajobrazy to temat zdjęć Arnolda Odermatta. Wystawę "Carambolage" można oglądać w Galerii Camelot. Odermatt przeszło 40 lat pracował w drogówce szwajcarskiego kantonu Nidwalden. Dokumentacja wydarzeń należała do jego służbowych obowiązków. Przez długie lata robił jednak również zdjęcia do prywatnej kolekcji. Dzięki staraniom syna prace nie przepadły i dziś możemy je oglądać w przestrzeniach galerii. Czyste, precyzyjnie skomponowane kadry, statyczne, nie epatujące nieszczęściem czy sensacją, składają się na nieco nierealną, opowiedzianą z dystansem i pewną dozą czarnego humoru historię. Osamotnione, uszkodzone, czasem zmasakrowane maszyny na tle szwajcarskich pejzaży wyglądają dosyć niezwykle, by nie powiedzieć pięknie.
Najmniejszą i zarazem jedną z najciekawszych propozycji tegorocznej edycji jest bez wątpienia wystawa Masao Yamamoto "KAWA=flow", pokazywana w Galerii ZPAF i S-ka. W niedużym, białym pomieszczeniu zawisły instalacje i 5 oprawionych fotografii z najnowszego cyklu artysty. Masao Yamamoto konstruuje swoje wcześniejsze prezentacje z kilku niedużych, pojedynczych fotografii. Maleńki tulipan w doniczce, linia morskiej fali, gałęzie drzew, lot ptaków... Artysta z pojedynczych zdjęć tworzy układy. Siła pracy tkwi nie tylko w obrazach, ale w nieoczywistych relacjach między nimi.
Delikatne, wzruszające, subtelne, spokojne, kontemplacyjne, ulotne, nieoczywiste, a przy tym precyzyjne i budujące pewne napięcie... wymagające skupienia, ale oderwanego od intelektualnej analizy. Te określenia przychodzą na myśl, gdy wspominam wizytę w Galerii ZPAF i S-ka.
W ramach Programu Głównego otwarto jeszcze retrospektywną wystawę fotografii Ireneusza Zjeżdżałki. Prezentacja zatytułowana "Sedymentacje" gości w Galerii Pauza. Kuratorem wystawy jest Wojciech Wilczyk, który podjął się wyboru zdjęć z pozostawionego przez artystę archiwum. Pokazano fragmenty 5 cykli. Oglądanie pierwszej, pośmiertnej wystawy jest dosyć skomplikowane, w głowie mieszają się emocje, wzruszenie, wspomnienia, odrobina zawstydzenia. Wystawa została bardzo solidnie i troskliwie przygotowana. "Nie doceniałem go"... powiedział ktoś na sali.
GOŚĆ SPECJALNY: CZECHY
W ramach bloku "Gość Honorowy" organizatorzy postanowili przybliżyć polskiemu widzowi mniej znane zjawiska i osobistości fotografii czeskiej. W programie znalazły się dwie prezentacje zbiorowe oraz cztery indywidualne.
Najciekawiej prezentują się przekrojowa wystawa Viktora Kolářa w Galerii Starmach oraz zbiorowa ekspozycja "W dowolnym momencie" przygotowana przez Karela Cisara w Bunkrze Sztuki.
Viktor Kolář jest dokumentalistą, który od dziesiątek lat rejestruje życie rodzinnej Ostrawy. O autorze pisaliśmy nieco więcej w jednym z naszych wcześniejszych artykułów. Wystawa w Galerii Starmach to pierwsza retrospektywna prezentacja, przygotowana specjalnie dla krakowskiego Festiwalu. Wybór przeszło 100 fotografii to zdjęcia z ostatnich 40 lat.
Dobre powiększenia, elegancko oprawione, prezentowane w blokach z poszczególnych okresów wypełniły wszystkie ściany Galerii i dodatkowo powierzchnie dwóch dobudowanych ścian na środku sali. Kuratorem jest Tomáš Pospěch. Niuanse codziennego życia, "banalne" sytuacje, precyzyjne kadry, dystans, to wszystko sprawia, że historia nie jest hermetyczną opowieścią o jednym miejscu. Rzadko przychodzi oglądać współczesną wystawę klasycznego dokumentu, która nawiązuje do dawnych fotograficznych tradycji, a zarazem nie trąci archaizmem i nie popada w sztuczność, wynikającą z aspiracji do tytułu wielkiej sztuki. Rzetelnie przygotowana, ładna prezentacja dorobku, szkoda jedynie, że kolejny raz odbijające światło utrudnia oglądanie zdjęć.
"W dowolnym momencie. O zastosowaniu sekwencji i serii fotograficznej w czeskiej sztuce współczesnej" to wystawa skoncentrowana na artystach, polemizujących z teorią rozstrzygającego momentu w fotografii. Ekspozycja traktuje o możliwych strategiach posługiwania się obrazem zdjęciowym, zwraca uwagę na istotne cechy medium. Zgromadzono prace 8 autorów. Mamy zestaw fotografii z lat 70., dokumentujący działania w przestrzeni publicznej Jiriego Kovandy. Zapis akcji "Ten drugi. Poprosiłem swoją żonę, żeby pomalowała na czarno wszystkie części mojego ciała, których nie widzę." Instalację Zbynka Baladrana, złożoną ze zdjęć z archiwów prywatnych. Ludzie zgłaszali fotografie, które ich zdaniem rejestrują proces zmiany. Zbiór skomponowany z wybranych serii obrazuje możliwe sposoby rozumienia czasu i różnicy. Zamysł wydawać się może mało odkrywczy. Zestaw jest jednak niebanalny, ładnie skonstruowany, precyzyjny, stanowi integralną część pomysłu na całą wystawę.
W ramach ekspozycji pokazano jeszcze m. in. 70 zdjęciowy cykl samochodów marki Hyundai (Martin Polak i Lukas Jasansky), serię malutkich portretów Vaclava Stratila oraz projekcję slajdów Markety Othovej. Wszystkie projekty są czarno-białe. Kurator ujednolicił wystawę, spychając zarazem na drugi plan czysto wizualne walory poszczególnych projektów. Prezentacja opowiada o "badawczych i wyrażeniowych możliwościach" fotograficznego obrazu. Robi to w sposób prosty i precyzyjny.
W ramach bloku czeskiego warto odwiedzić również prezentację zdjęć Miroslava Tichego. Tutaj jednak krótki komentarz. Wystawa w Dominik Art Projects, wbrew niektórym oczekiwaniom, nie jest dużą prezentacją stylu czy dorobku artysty. Tichý był malarzem, który rozstał się z akademią, wyjechał do rodzinnego miasteczka i tam w osamotnieniu fotografował. Samodzielnie konstruował aparaty, używał puszek, kartonów, butelek.
Na wystawie oglądamy wybór unikatowych zdjęć z tego okresu, słynne portrety kobiet, czasem w ręcznie dekorowanych ramkach. Równorzędnym elementem ekspozycji są jednak obrazy malarskie oraz szkice artysty, a także prace innych malarzy z kręgu, w którym się Tichý obracał. Przed odwiedzeniem wystawy warto wiedzieć nieco o historii autora i jego twórczej strategii. Niełatwo bowiem zrozumieć prezentację oraz docenić możliwość oglądania oryginalnych zdjęć, a także prac malarskich, które budują kontekst dla jego fotograficznych działań.
PROGRAM OFF
Jak w latach ubiegłych organizatorzy przygotowali oddzielną część, w której dali możliwość zaprezentowania się młodym, często debiutującym autorom. W Programie OFF pokazano w tym roku 17 projektów. Prace wyłoniono w drodze konkursu My[Photo]Space. Wystawy zawisły w galeriach, klubach i kawiarniach. Projekty Jakuba Karwowskiego, Jolanty Nowaczyk, Michała Łuczaka i Anastasii Markelovej to moim zdaniem najciekawsze propozycje i zarazem główni kandydaci do nagrody programu.
WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE
Bardzo ważną częścią festiwalu stały się spotkania, wykłady, dyskusje, prezentacje, projekcje filmów. W tym roku kolejny raz w centrum Manggha można było oglądać filmy przybliżające sylwetki klasyków fotografii. W Galerii Camelot gościli kuratorzy, autorzy, wydawcy, fotografowie. W Bunkrze Sztuki odbyła się dyskusja z udziałem organizatorów różnych polskich festiwali. Kolektyw Visavis przygotował przegląd fotokastów. Akademia Fotografii prowadziła warsztaty dla fotografów. Odbyły się też zajęcia dla dzieci. Obok programu edukacyjnego pojawiły się dodatkowe akcje, jak nocna zabawa DigArt'u w tropienie instalacji umieszczonych w przestrzeni publicznej. Program nie ma póki co swojej jasnej struktury. Znalazły się w nim zarówno bardziej zaawansowane merytorycznie propozycje, spotkania dla profesjonalistów, jak i wydarzenia bardziej popularyzatorskie.
PODSUMOWANIE
Tegoroczna edycja festiwalu była interesująca. Stworzyła szansę obejrzenia kilku ciekawych koncepcyjnie wystaw oraz intrygujących projektów. Widać zarazem, że profil jednego z czołowych polskich festiwali wciąż się dopiero kształtuje. Impreza się rozwija, a przy tym szuka własnej formuły.
Z jednej strony możemy powiedzieć, że tegoroczna edycja wypadła nieco skromniej od poprzednich. Przygotowano trochę mniej wystaw, nie czuć swoistego rozmachu, którym organizatorzy zaskakiwali polską publiczność w ubiegłych latach (mam na myśli m.in. wystawę Magnum Photos w Fabryce Schindlera dwa lata temu czy ponad 50 wystaw rok temu), nie ma projektów powalających, w jakiś sposób oszałamiających. To może przemawiać na niekorzyść festiwalu. Wydaje się jednak, że zmiany idą zarazem w parze z ogólnym przesunięciem pewnych priorytetów. Przesunięciem w bardzo obiecującym kierunku.
W programie pojawia się coraz więcej wystaw, przygotowanych specjalnie na potrzeby festiwalu. Sprowadzane są cenne kolekcje, których wcześniej nie gościliśmy w Polsce. Starannie zaprojektowany, dwujęzyczny katalog, w którym obok szerokiego wyboru zdjęć znajdują się również teksty wprowadzające i eseje do projektów, to książka, która będzie cennym źródłem informacji przez wiele lat. W tym roku wydano też album-katalog do wystawy Weegee'ego z polskim tekstem, a także oddzielną publikację do wystawy Jiri Davida, również z dużą ilością reprodukowanych prac.
Można odnieść wrażenie, że organizatorom imprezy nie chodzi już jedynie o zawładnięcie miastem, nieco ślepe popularyzowanie fotografii jako medium artystycznych wypowiedzi, pokazanie jak największej ilości zdjęć, sprowadzenie bezapelacyjnych gwiazd, szybkie nadrobienie różnego rodzaju zaległości, ale o opracowanie bardziej indywidualnego, problemowego charakteru imprezy. O budowanie programu, który nie będzie fajerwerkiem, chwilowym świętem dla miłośników zdjęć, ale będzie uczestniczył w kształtowaniu szeroko rozumianej przestrzeni związanej z fotografią w ogóle.
To bardzo cieszy i godne jest uznania. Można dyskutować na ile odkrywcza i skuteczna w swoim zamierzeniu była wystawa "Archiwum centralne". Na ile reprezentatywny dla czeskiej sceny fotograficznej jest projekt Aktualizacja.cz. Czy rozmowa organizatorów różnych festiwali na temat sceny fotograficznej w Polsce doprowadziła do konstruktywnych wniosków czy nowych refleksji. Czy warsztaty rzeczywiście pozwalają nabywać nowych umiejętności praktycznych.
Wszystkie te przedsięwzięcia już dziś reprezentują jednak wysoki poziom. A wraz z całym blokiem edukacyjnym mają szansę uczyć, inspirować, wpływać, kształtować gusta miłośników fotografii na ponad przeciętnym poziomie. Organizatorzy dbają o dotarcie do publiczności, o to by nie zamknąć się w hermetycznym gronie, by rozmawiać, tłumaczyć, pozwalać zadawać pytania autorom.
Przygotowanie ważnych, dobrych wystaw zawiera dużo czasu. Zaplanowanie i zrealizowanie kilkudziesięciu dobrych projektów w ciągu jednego roku wydaje się szaleństwem. Mam nadzieję, że wedle tego klucza nastąpiła mała redukcja programowych propozycji.
Próba spojrzenia na fotografię, tę najciekawszą i z większego dystansu, w szerszym kontekście, rozpoczęcie dyskusji, zachęcenie odbiorców do rozwijania swojej wiedzy, do bardziej świadomego czytania obrazów w oparciu o najwybitniejsze osiągnięcia w tej dziedzinie wydaje się inicjatywą bezcenną, potrzebną i bardzo obiecującą. Pozostaje jedynie życzyć wytrwałości, interesujących, świeżych pomysłów kuratorskich, jak najbardziej wizjonerskich koncepcji tematycznych. W tym roku było ich trochę zbyt mało, żeby edycja na dłużej wpisała się do kroniki wyjątkowych, najistotniejszych wydarzeń fotograficznej sceny. Z niecierpliwością wypatrujemy jednak kolejnego festiwalu.
Zapraszamy do obejrzenia relacji wideo z Festiwalu: