Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
W oczekiwaniu na redakcyjny test, zapraszam do zapoznania się z moimi subiektywnymi wrażeniami na temat nowego bezlusterkowego aparatu średnioformatowego - Hasselblad X1D II.
Druga generacja aparatu, to odświeżona wersja innowacyjnego X1D - najmniejszego na rynku bezlusterkowego średniego formatu. Okazja do przetestowania sprzętu z kategorii premium zawsze sprawia wielką przyjemność. Tym bardziej, że koncept śledzę od momentu, kiedy pierwsza wersja aparatu została zaprezentowana na targach Photokina w 2016 roku. Kiedy po ponad pół roku od premiery zdecydowano się w końcu wprowadzić pierwszą wersję do sprzedaży, producent borykał się z różnymi problemami. Krótki czas pracy na baterii, dość mocno grzejący się korpus, długi blackout (wyciemnienie wizjera podczas wykonywania zdjęcia) to tylko kilka przykładów. Hasselblad intensywnie pracował, by się z tym uporać.
Wiele z wad zostało znacząco poprawionych kolejnymi wersjami firmware’u. Cały czas jednak X1D w wersji pierwszej jest sprzętem dość wolnym pod względem pracy AF i szybkostrzelności (nawet jako średnioformatowiec zaczął zostawać za konkurencją). Znaczącym kłopotem był też czas oczekiwania na gotowość do pracy po włączeniu aparatu. Oczywiście, ostateczny obrazek wychodzący z Hasselblada X1D był i dalej jest wyśmienity. Niesamowita jakość, ostrość oraz przepiękna plastyka obrazu powodowały, że sam przymykałem oko na pewne niedogodności.
Wieść o następcy podpowiadała, że być może warto się nim zainteresować. No i oto dzięki uprzejmości firmy Migavka (dystrybutor Hasselblada w Polsce) w moich rękach znalazł się następca - X1D II. Nim jednak przeczytacie ten tekst, warto nadmienić, że testowany przeze mnie aparat to jeszcze nie wersja sprzedażowa. To model demo, który nie ma ostatecznego firmware’u. Nie mogłem też sprawdzić, jak działa nowa aplikacja Phocus II, stworzona specjalnie pod IPada Pro. W dniu, w którym kończyłem test, nie była jeszcze dostępna w App Store.
iMac czy iMac PRO? To na pierwszy rzut oka jedyna różnica pomiędzy X1D i X1DII. Nowszy model zyskał odrobinę ciemniejszy kolor zbliżony do tego znanego z profesjonalnej lini produktów Apple. To jednak tylko pozór. Wystarczy chwycić aparat w ręce, żeby zrozumieć, że inżynierowie zza Bałtyku odrobili lekcje. Dużo lżej i przyjemniej działają pokrętła, wciskanie przycisków też w odczuciu stało się milsze. Wiem, że nie każdy zrozumie ten fetysz, ale dla mnie sprzęt fotograficzny to coś jak bielizna czy buty. Trzymam go w rękach częściej niż kierownicę samochodu i chciałbym, by nie tylko nie przeszkadzał, ale możliwe miło się ze mną obchodził. Moduł GPS, który wcześniej był dodatkowym urządzeniem wsuwanym na sanki lampy błyskowej, jest już wbudowany w aparat.
Zmieniona została także guma na gripie. W pierwszej wersji była bardziej stylowa, jednak w X1D II postawiono na wygodę. Nowy materiał nie przylepia się do rąk, kiedy aparat się rozgrzeje, co zdarzało się niestety poprzednikowi przy dłuższych seriach zdjęć jedno po drugim. Górna część aparatu to spust migawki, koło wyboru programów, które trzeba najpierw “wycisnąć”, by móc z niego korzystać (wygodne zabezpieczenie przed przypadkowym przekręceniem), oraz dwa przyciski. Jeden odpowiada za AF i MF - bardzo wygodne w sytuacjach, kiedy nie musimy ostrzyć za każdym razem. W średnim formacie AF zwykle jest wolniejszy niż w klasycznych aparatach małoobrazkowych. Ciągłe przeostrzanie po całej skali bywa denerwujące.
Drugi przycisk odpowiada za ISO i balans bieli. Pod kciukiem mamy pokrętło wyboru czasów lub korekcji ekspozycji, przycisk blokady ekspozycji i ten odpowiadający za ostrzenie. Można nim ostrzyć automatycznie przy wyłączonym AF. To pozwala ustawiać ostrość niezależnie od wciskania spustu migawki. Wygodna funkcja dla tych, którzy chcą być pewni, że aparat zrobi zdjęcie niezależnie od tego, czy uda się naostrzyć. Podobne rozwiązania oferuje większość klasycznych lustrzanek małoobrazkowych. W okolicach obiektywu znajduje się jeszcze przycisk odpowiedzialny za podgląd ostrości. Taki sam, jak w większości klasycznych lustrzanek. Z boku aparatu mamy dwie otwierane klapki. Pod górną znajdują się dwa sloty na karty SD, dolna kryje gniazdo USB-C, które ma służyć tetheringowi oraz „podładowywaniu” baterii. Oprócz tego dwa gniazda jack - mikrofon i słuchawki do pracy z video.
Pracowałem tym aparatem przy dwóch sesjach foto. Jedna w bardzo trudnych warunkach oświetleniowych dość ciemnego mieszkania. Druga w studio, ale też przy zastanym świetle dziennym. Dość trudnym. W porównaniu do poprzednika pracuje się wygodniej. X1D II widocznie przyspieszył. Krótszy blackout pomaga, autofokus sprawia wrażenie, jakby był szybszy, choć nie doszukałem się nigdzie informacji technicznej, że tak się stało. Może to być więc tylko moje zaklinanie rzeczywistości. Producent twierdzi też, że można wykonać już nie jedno zdjęcie na sekundę, ale ponad trzy. Faktycznie, jest znacznie szybciej, jednak nie znalazłem w menu możliwości pracy w trybie ciągłym. Być może to jeszcze niekompletne oprogramowanie. Hasselblad podkreśla, że na ostateczną wersję firmware musimy poczekać kilkanaście dni.
W X1D II zmienione zostało prawie wszystko poza matrycą. Mamy zatem do czynienia z największym w klasie ekranem dotykowym 3,6 cala o rozdzielczości 2,36 mln punktów. Zmieniony został także elektroniczny wizjer (rozdzielczość prawie 4 mln punktów). Ale nie to najbardziej zwróciło moją uwagę. Znacząco poprawiono czułość wizjera na przykładanie oka. Szczególnie przechlapane u poprzednika mieli okularnicy. Sam nim jestem, a przyłożenie oka do wizjera wymagało w ciemniejszych warunkach oświetleniowych mocniejszego dociśnięcia oka do EVF. To z kolei powodowało, że po kilku zbliżeniach się do wizjera, okulary były do czyszczenia. Problem został wyeliminowany. Obraz wyświetlany w wizjerze się zwiększył. Poprawiono też odświeżanie obrazu do 60 kl./s. Jego jakość porównałbym do EVF z Leiki SL, która długo pozostawała referencyjnym modelem w tej kwestii.
System X powinien być w moim rozumieniu uniwersalnym sprzętem średnioformatowym. Mamy mieć możliwość pracy w studio i w plenerze. Z jednej strony kompaktowy i wygodny, z drugiej dający bezkompromisowo wysoką jakość. Od momentu włączenia aparatu, musimy chwilę poczekać, zanim będzie on gotowy do pracy. W porównaniu z poprzednikiem, dzieje się to dużo szybciej. Aparat nie „wstaje” natychmiast, ale czas faktycznie jest dość krótki. Znacząco skrócił się także blackout w wizjerze. Dalej występuje, ale tylko w nielicznych przypadkach jest uciążliwy.
Podstawowa „przyciskologia” jest zbliżona do tej znanej z Nikonów. Body aparatu jest minimalistyczne, w porównaniu ze sprzętami średnioformatowym Fuji, może sprawiać wrażenie ubogiego. Wydaje się jednak, że niczego tu nie brakuje. Wszystko jest na swoim miejscu. Znacząco poprawiono także wydajność pracy na baterii. Podczas obu sesji zdjęciowych wykonałem po około 400 klatek. W obu przypadkach aparat informował, że pozostało mu jeszcze około połowy ładunku w baterii. Jak na średni format to bardzo przyzwoity wynik.
Muszę przyznać, że Hasselblad wywarł na mnie doskonałe wrażenie. Ergonomia w mojej opinii jest na bardzo wysokim poziomie. Szybkość pracy pozwala na rozważenie pomysłu na zabieranie średniego formatu na street'a. Za chwilę też rozpiszę się o przyjemności pracy tym sprzętem. Mam jednak wrażenie, że ktoś ze Szwecji postanowił mnie trochę oszukać. W pudełku nie ma klasycznej ładowarki! Jest natomiast coś przypominającego urządzenia ładujące smartfony.
Miniprostopadłościan z końcówką USB-C, którą wtykamy gdzie? Do body aparatu. Hasselbladzie - zrobiliście to dla żartu? Wiem, że w ofercie pojawiła się profesjonalna ładowarka, w której można naładować jednocześnie dwie baterie. I uważam, że powinna ona znaleźć się w zestawie, skoro mam zapłacić ponad 27 000 zł za body! Czyżbyście liczyli na dodatkowo wydane przeze mnie pieniądze? Nie rozumiem takiej polityki!
No OK, wyładowałem frustrację. Mimo wszystko, mamy do czynienia z fantastycznie zaprojektowanym, bardzo kompaktowym średnim formatem. Doskonale leży w rękach. Gdy go w nie chwytamy, fotografowanie nabiera magii. Nie dziwi mnie pozostawienie starej matrycy. Wydaje się, że 50 Mp przy aktualnie dostępnych technologiach jest rozsądnym rozwiązaniem. Tym bardziej, że obraz produkowany przez tę matrycę, oprogramowanie i, co warto podkreślić - naprawdę bardzo dobre obiektywy systemu X Hasselblada, to w moim odczuciu wirtuozeria. Przepiękne rozostrzenia oraz bardzo soczyste ostrości porównane mogą być pewnie jedynie z ukochanymi przez wielu mistrzów klasycznymi modelami systemu V.
Konkurencja zmusiła Hasselblada do obniżenia ceny. Niewiele ponad 27 000 zł (poprzednik kosztował ponad 40 000 zł), które trzeba zapłacić za body, to kwota rozsądna. Dostajemy za to wielki kawał historii fotografii. System XCD jest cały czas rozwijany, ale już teraz mamy do dyspozycji 9 szkieł. Dodatkowo po zastosowaniu odpowiednich przejściówek, dostępnych także w ofercie do X1D II, można zapiąć wszystkie obiektywy wyprodukowane przez lub dla Hasselblada. Jakość wykonania i wykończenia aparatu jest zdecydowanie najwyższa w klasie. Myślę, że nie dokonam nadużycia, jeśli powiem, że nie miałem w rękach równie pięknie zaprojektowanego i wykonanego średnioformatowca.
Kilka lat temu, kiedy Sony wprowadzało kolejne lustrzanki hybrydowe i ktoś opowiadał, że elektroniczny wizjer to przyszłość fotografii, stukałem się w czoło. Dzisiaj w moich torbach nie ma już ani jednej cyfrowej lustrzanki. Hasselbladem X1D wykonałem wiele poważnych zleceń reklamowych. Jakość plików spełnia często wyżyłowane standardy klientów. X1D II to sprzęt, który dzięki nowej elektronice, lepszemu wizjerowi i przyspieszonemu działaniu odnajdzie znacznie więcej klientów. Na pewno świetnie sprawdzi się w sesjach plenerowych, a także w studiu. Uważam, że można go śmiało brać pod uwagę przy zdjęciach ulicznych, dokumencie, a nawet pracy reporterskiej.
Michał "Massa" Mąsior - fotograf mody i reklamy, a także bloger. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce'a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Wykładowca Krakowskich Szkół Artystycznych. Więcej na madmassa.com.
{$in-article-newsletter}