Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Po uwzględnieniu ekwiwalentu ogniskowych (2x) obiektyw oferuje zakres 14-28 mm, można więc powiedzieć, że mamy do czynienia z rasowym, profesjonalnym zoomem szerokokątnym. Jego odpowiednikami w popularnych systemach będą Canon 11-24 mm f/4 oraz Nikon 14-24 mm f/2,8, ale to co niewątpliwie różni te konstrukcje to oczywiście rozmiary i waga. A także cena.
M.ZUIKO DIGITAL 7-14 mm mierzy 78,9 x 105,8 mm i waży zaledwie 534 g, nie różni się więc pod tym względem od standardowego zooma 12-40 mm f/2,8 PRO a w porównaniu z 11-24 mm Canona wydaje się wręcz filigranowy (wiem o czym mówię – całkiem niedawno dźwigałem ten obiektyw podpięty do pełnoklatkowej lustrzanki przez niemal dwa tygodnie).
Konkurencji, Zuiko 7-14 mm, nie ustępuje też pod względem budowy. Obiektyw należy do najwyższej linii PRO i jakość wykonania naprawdę robi wrażenie. Wykończenie stalowego tubusu, praca i precyzja pierścieni są zdecydowanie na najwyższym poziomie. W konstrukcji obiektywu zastosowano też 11 uszczelek, dzięki czemu, w połączeniu z np. równie dobrze uszczelnionym korpusem E-M1 czy E-M5 mark II, otrzymujemy kompaktowy zestaw odporny na kurz, piasek oraz wilgoć.
Olympus zastosował też kilka ciekawych rozwiązań. Sprzęgło ręcznego ustawiania ostrości umożliwia szybkie przełączanie się między trybem AF i MF poprzez przesunięcie pierścienia ostrości w stronę korpusu aparatu. Przy podstawie obiektywu znajduje się z kolei programowalny przycisk L-Fn, któremu możemy przypisać (z poziomu aparatu), wybraną funkcję.
Tak szerokie i jasne szkła, to z reguły dość skomplikowane konstrukcje optyczne. Tym razem też nie jest inaczej. Zuiko 7-14 mm to aż czternaście elementów rozmieszczono w jedenastu grupach. Wśród nich znajdują się trzy soczewki asferyczne, jedna soczewka DSA, dwie soczewki HR i elementy ze szkła Super ED. Sama przysłona składa się jedynie z siedmiu listków, ale w przypadku optyki szerokokątnej nie ma to większego znaczenia – głębia ostrości i tak jest ekstremalnie duża.
Nie oznacza to jednak, że nie mamy szans uzyskać rozmytego tła. Obiektyw ma duży maksymalny otwór przysłony f/2,8, co w połączeniu z bardzo małą minimalną odległością ostrzenia 7,5 cm (20% krótsza, niż w porównywalnych, konkurencyjnych obiektywach), daje spore szanse na plastyczne zbliżenia.
Na tle lustrzankowej konkurencji obiektyw wydaje się niewielki, ale nie w porównaniu ze stałkami mikro 4/3, które miałem ze sobą - tu proporcje wyglądają już nieco inaczej. Ponadto, trzeba pamiętać, że system mikro, to również niewielkie korpusy, dlatego, o ile nie dysponujemy flagowym OM-D E-M1 (z dużym i masywnym gripem), warto pomyśleć o poprawie chwytu. Moim podstawowym korpusem był E-M5 Mark II, a więc kompaktowy model z nieznacznie tylko zarysowanym gripem, dlatego też, gdy wybierałem się na zdjęcia z tym właśnie obiektywem, dokręcałem do niego dodatkowy, niewielki uchwyt, który rozwiązywał wszelkie problemy – aparat leżał już w dłoni naprawdę bardzo pewnie!
Największą zaletą była dla mnie oczywiście niewielka waga obiektywu. Całodzienne spacery nie były męczące i co nawet ważniejsze, aparat bez problemu mogłem trzymać jedną ręką, podczas gdy drugą obsługiwałem odchylany, dotykowy ekran – w krajobrazie, również miejskim, możliwość wygodnego komponowania w niewygodnej pozycji jest bez wątpienia ogromną zaletą.
Nieco obawiałem się o przesuwany pierścień ostrości, a dokładnie przypadkowe przestawienie go w pozycję ostrzenia ręcznego w momencie wyciągania aparatu z torby, czy mocowania do korpusu. Niepotrzebnie - przeskok jest na tyle wyraźny i twardy, że naprawdę niełatwo przesunąć go nieumyślnie.
Minusem jest niewątpliwie mocno wypukła przednia soczewka i na stałę zamocowany „tulipan” czyli osłona przeciwsłoneczna. Zdecydowanie utrudnia to stosowanie filtrów, tak często wykorzystywanych w fotografii pejzażowej. Pod tym względem nie różni się on jednak od konkurentów – Canon co prawda umożliwia stosowanie żelowych filtrów mocowanych za tylną soczewką, ale jest to tak rzadko stosowane rozwiązanie, że tych na rynku po prostu nie ma.
Pod względem optyki jest naprawdę dobrze, choć obiektyw ma też słabsze strony. Świetnie przenosi kolory i kontrast a obraz jest rewelacyjnie ostry w centrum już od f/2,8 – na brzegach by uzyskać dobre rezultaty musimy przymknąć przysłonę przynajmniej do f/4. Mimo bardzo trudnej konstrukcji optycznej, inżynierom udało się uporać również z aberracją chromatyczną, która jest niemal niewidoczna, lepiej niż przypuszczałem korygowana jest również geometria czyli dystorsja obrazu. Jedyną wadą o której należy wspomnieć, to nie najlepsza praca pod ostre słońce. Osłona przeważnie skutecznie zabezpiecza przed blikami i duszkami, ale jeśli słońce trafi już prosto w przednią soczewkę, na zdjęciach zobaczyć możemy naprawdę spektakularne artefakty. Nie zdziwię się, jeśli niektórzy zaliczą to na plus...
Jeśli chcecie przeczytać więcej na temat możliwości tego obiektywu, polecam lekturę naszego redakcyjnego testu – znajdziecie tam szczegółowy opis funkcji i możliwości, laboratoryjne pomiary osiągów optyki, oraz jeszcze więcej przykładowych zdjęć do pobrania w pełnej rozdzielczości!
Artykuł powstał przy współpracy z firmą Olympus Polska.