Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Po 6 latach nieprzerwanej obecności na rynku “najtańsza pełna klatka” zostaje wreszcie wycofana ze sprzedaży. Czy dzięki temu stanieją nowsze modele czy może wręcz odwrotnie?
Pokazany w 2013 roku model Sony A7, nie licząc dalmierzowej, pozbawionej systemu AF Leiki M9 był pierwszym pełnoprawnym pełnoklatkowym aparatem bezlusterkowym, który pojawił się na rynku. Choć jednak zapoczątkował on rewolucję, której pokłosiem jest dzisiejsza pozycja marki Sony, sam aparat daleki był od ideału.
Problemem było właściwie wszystko - od słabej ergonomii, poprzez wyjątkowo wolny system AF aż po żywotność baterii, która pozostawała piętą achillesową bezlusterkowych konstrukcji jeszcze przez kilka następnych lat. Nic dziwnego, że już rok później pojawił się jego następca Sony A7 II, który nadal pozostaje ciekawym kąskiem dla amatorów szukających pełnej klatki.
Chciałoby się więc powiedzieć, że to już najwyższy czas by pożegnać Sony A7 i odprawić go na zasłużoną emeryturę (6 lat w świecie aparatów to cała era). Z drugiej strony wraz z aparatem znikają pewne możliwości. Sony A7, mimo ewidentnych wad, jest jak do tej pory najbardziej kompaktowym i najlżejszym modelem z serii A7. Dodatkowo aparat przez lata pozostawał najtańszą, stale produkowaną pełną klatką na rynku - obecnie nowy model można jeszcze kupić za bagatela 2500 zł. Jeśli ktoś fotografuje na spokojnie, lub na przykład lubi adaptować analogowe obiektywy, trudno o bardziej przystępny wybór.
Informacja o wycofaniu aparatu ze sprzedaży pojawiła się na stronie amerykańskich sklepów B&H i Adorama (aparat nie jest już nawet dostępny na liście). I choć na stronie Sony nie ma na ten temat jeszcze oficjalnej informacji, a w polskiej dystrybucji aparaty pozostaną jeszcze pewnie dostępne przez pewien czas (ostatni dzwonek dla chętnych) trzeba się spodziewać, że już w niedalekiej przyszłości znikną ze sklepowych półek.
To też koniec pewnej epoki. Przez lata na rynku aparatów Sony pozostawało ewenementem, oferując w ciągłej sprzedaży wszystkie modele z głównych linii sprzętu fotograficznego (np. A7, RX100). Strategia ta pozwoliła przyciągnąć producentowi do systemu znacznie więcej użytkowników i w perspektywie czasu okazała się marketingowym i sprzedażowym strzałem w dziesiątkę. Pozostaje pytanie o to czy będzie nadal kontynuowana.
Dla nas użytkowników może to zasadniczo oznaczać dwie rzeczy. Z jednej strony może powtórzyć się scenariusz rozgrywany przez Ubera, który po latach “wygryzania” taksówkarzy i uzależniania użytkowników zaczyna powoli podnosić ceny przejazdów (i prawdopodobnie będzie musiał tę praktykę kontynuować ze względu na brak zysków i sytuację giełdową). W tym wypadku Sony mogłoby zawęzić sprzedaż do, powiedzmy, dwóch ostatnich generacji aparatów i zmusić przyzwyczajonych już użytkowników do inwestowania w droższe modele. Na szczęście tak się raczej nie stanie.
Dużo bardziej prawdopodobne jest, że zza horyzontu zaczyna już wyłaniać się flagowy okręt w postaci Sony A7 IV, któremu w jakiś sposób muszą zrobić miejsce poprzednie modele. Choć wydawałoby się, że było to wczoraj, od premiery poprzednika minęły już prawie 2 lata, czyli średni cykl życia jednej generacji aparatu w ostatnich czasach.
W związku z tym, dla aparatu trzeba też zrobić miejsce na konkretnej półce cenowej. Biorąc pod uwagę politykę Sony, nowy model będzie prawdopodobnie wyceniony równie atrakcyjnie jak poprzednik (około 10 tys. złotych), co z pewnością w perspektywie niedługiego czasu spowoduje dalszą obniżkę cen modeli A7 II i A7 III. Nie bez powodu model A7 III był też (i nadal jest) głównym punktem wielu tegorocznych promocji. Jeśli dzięki temu Sony A7 II zacznie być oferowane w równie atrakcyjnej cenie co model A7, możemy się tylko cieszyć.
O tym jednak przekonamy się dopiero w nadchodzących miesiącach. Według niektórych plotek, nowy korpus Sony ma być pokazany już w lutym. Stay tuned!