Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Producent oficjalnie zapowiedział premierę najbardziej zaawansowanego korpusu systemu Canon RF. Co ciekawe aparat nie jest pozycjonowany jako bezpośredni następca lustrzankowej linii EOS-1D X.
Po wczorajszych przeciekach otrzymujemy wreszcie oficjalną zapowiedź nowego body, które na chwilę obecną zajmie zaszczytne pierwsze miejsce w bezlusterkowym systemie Canona. I choć już szczątkowe informacje udostępnione przez producenta wskazują, że będzie to wyjątkowo szybki i skuteczny aparat, to nomenklatura oraz oficjalne słowa producenta wskazują, że nie będzie to jeszcze pełnoprawne zastępstwo dla lustrzankowej serii EOS-1D X.
Jak czytamy w informacji prasowej, aparat plasować ma się pomiędzy modelami EOS R5 i EOS-1D X Mark III, choć także i tego drugiego pod wieloma względami będzie wyprzedzał. Na chwilę obecną wydaje się, że EOS R3 może być - jak przed laty analogowy EOS 3 - przede wszystkim pokazem nowych technologii, który będzie rozpalał nadzieje na szykowany w niedalekiej przyszłości model R1. Nie oznacza to bynajmniej, że EOS R3 nie będzie profesjonalnym body, które zaspokoi zapotrzebowania najbardziej wymagających fotografów.
Aparat wyposażony będzie w pełnoklatkowy sensor BSI-CMOS w technologii warstwowej (pierwszy w przypadku Canona), który dzięki możliwości znacznie szybszego próbkowania zniwelować ma problemy z efektem rolling shutter podczas fotografowania z migawką elektroniczną, a także umożliwić fotografowanie z prędkością 30 kl./s z pełnym wsparciem systemu AF. Prawdopodobnie jak w przypadku Sony A1 otrzymamy też możliwość synchronizacji błysku z migawką elektroniczną.
Wcześniejsze plotki na temat modelu R1 mówiły o 85-megapikselowej matrycy, na ten moment jednak trudno przewidywać czy będzie to sensor, który ujrzymy w modelu R3. W tamtych przeciekach pojawiał się także układ Quad Pixel AF i jeszcze szybszy tryb seryjny o prędkości 40 kl./s, których EOS R3 wydaje się nie oferować. Można więc spodziewać się, że w przypadku nadchodzącego korpusu zobaczymy jednak sensor o nieco bardziej wyważonej rozdzielczości, a 85-megapikselowego potwora ujrzymy dopiero później. Oczywiście na tę chwilę możemy jedynie zgadywać.
Mimo wszystko spore zmiany mamy zauważyć też na polu autofokusu, który będzie bazował na udoskonalonej technologii Dual Pixel. System AF zostanie wzbogacony między innymi o funkcję Eye Control, która pozwoli nam wybierać punkty ostrości wzrokiem. Biorąc pod uwagę, że po raz pierwszy tego rodzaju funkcję Canon wprowadził już w latach 90. Aż dziwne, że na jej kolejne wcielenie musieliśmy czekać aż do teraz. Oczywiście należy spodziewać się, że będzie to działać dużo skuteczniej niż przed 30 laty, gdy system debiutował w modelu EOS 5.
Oprócz tego producent zapowiada udoskonalenie algorytmów odpowiedzialnych za śledzenie obiektów w dynamicznych sytuacjach oraz znacznie rozbudowany system rozpoznawania obiektów, co upłynnić ma pracę. Należy więc spodziewać się, że aparat sam będzie rozpoznawał czy fotografujemy osoby, zwierzęta czy może na przykład samochody i dobierał najbardziej optymalne parametry śledzenia, bez konieczności ingerencji użytkownika.
Jak na razie producent nie zdradza więcej informacji na temat nowego korpusu, oprócz tego, że będzie to uszczelniane body, z wbudowanym pionowym gripem, który pod względem ergonomii odpowiadać ma zapotrzebowaniom szybkiej, wymagającej pracy. Canon informuje jeszcze o aplikacji Mobile File Transfer na system iOS i Android, która pozwoli na przesyłanie zdjęć na inne urządzenia przez dane komórkowe, bez konieczności korzystania z połączenia LAN czy Wi-Fi. Przesyłanie plików możliwe będzie też przez USB-C, co przy wsparciu 5G i dobrym pakiecie danych może okazać się bardzo wygodnym rozwiązaniem podczas pracy w terenie.
Jak an razie producent nie zdradza ile będzie kosztowało nowe body. Biorąc pod uwagę, że teoretycznie jest plasowane niżej od serii EOS-1D X raczej nie powinniśmy spodziewać się pułapu 8500 dolarów, który pojawiał się w plotkach. To cena prawdopodobnie zarezerwowana dla nadchodzącego w przyszłości EOS-a R1. Czy więc jest szansa by EOS R3 kosztował mniej niż ostatnia generacja reporterskiej lustrzanki Canona?
Jeśli okaże się, że tak, Canon zrobi jeden z najlepszych ruchów marketingowych w ostatnich latach. Canon EOS R3, mimo takiego a nie innego pozycjonowania w ofercie, z dużym prawdopodobieństwem dorówna możliwościami zarówno wspomnianej lustrzankowej serii, jak i konkurencyjnemu Sony A1. A pod względem wydajności może okazać się jeszcze lepszy. Przy cenie mieszczącej się w pułapie pomiędzy EOS-em R5 a EOS-1D X Mark III, na przykład w okolicach 25 tys. zł, stanie się dla reporterów i fotografów sportowych doskonałym powodem dla przesiadki na nowy system, a przy okazji poważnym powodem do zmartwień dla konkurencji, która swój nowy topowy korpus wyceniła w pułapie topowych lustrzanek (podobnej wyceny można oczekiwać też po nadchodzącym Nikonie Z9).
Jeśli wiec Canonowi uda się cenowa sztuczka z modelem R3, może to znacznie nadwątlić atrakcyjność konkurencyjnych systemów, a przy okazji zaoferować bardzo gładkie przejście dla profesjonalistów do nowego systemu i przy okazji przygotować grunt pod znacznie droższy model EOS R1. Zwłaszcza, że Canon prawdopodobnie obuduje to wszystko fantastyczną ergonomią i wygodnym interfejsem, a niższa cena byłaby też uzasadnieniem dla dopiero kształtującej się oferty długich profesjonalnych teleobiektywów w systemie RF.
Czy tak się stanie przekonamy się zapewne już niebawem. Choć w zapowiedzi nie pojawia się oficjalna data premiery, należy spodziewać się, że aparat w jakiejś formie zadebiutuje podczas letniej Olimpiady w Tokio.
Więcej informacji znajdziecie na stronie usa.canon.com.