Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Po liceum nie do końca wiedziałam, co ze sobą zrobić, ale czułam, że chcę pójść w artystyczną stronę. Aparat zawsze był w domu, ponieważ mój tata używał go w pracy, ale ja nigdy nie miałam go w ręku. Zaczęłam fotografować w wieku 20 lat. Szkoła policealna w Krakowie, a później wyjazd za granicę, szukanie pracy. W pewnym momencie chłopak popchnął mnie do powrotu do fotografii, udało mi się zaczepić w agencji w Glasgow, zaczęłam robić testy modelek. Stamtąd trafiłam do Londynu, gdzie pracowałam przez siedem lat. Później wróciliśmy do Polski.
Dość ciężko. Sytuacja zawodowa była trudna, nawarstwiło się wiele prywatnych tematów. Wcześniej nie pracowałam w Polsce jako fotografka, nie byłam rozpoznawalna. W Londynie było łatwiej, bo liczba zrobionych testów i portfolio otwierało mi drzwi, a w Polsce trzeba znać kogoś, kto zna kogoś... Nie jestem dobra w reklamowaniu się.
Teraz nawiązałam współpracę z Management Ivy, więc jest dużo łatwiej, to mój menedżer mówi innym miłe rzeczy o mnie. Ja już nie muszę. (śmiech)
Zimę. Lubię ciepło, natomiast jeśli chodzi o wizualny aspekt, to dużo bliższa jest mi zima.
Tak! Im bardziej ponuro, tym lepiej. Może to wynika z tego, że mój pierwszy dorosły dom był w Szkocji.
Cyfra, bo analoga miałam w rękach ostatnio chyba w szkole. Fotografowanie na filmie jest wyzwaniem, a ja mam wrażenie, że cały czas się uczę. Jestem uzależniona od robienia zdjęć, ale jednocześnie rzadko mi się podoba coś, co zrobię.
Wystawa, chociaż książki też sobie cenię. W Szkocji chodziłam częściej na wystawy, teraz jest trudniej, bo w moim rodzinnym miasteczku nie ma żadnych galerii, jest las. Lubię obserwować, jak zmieniają się liście, wypatrywać jagód. Staram się jak najmniej oglądać innych twórców. Mam wrażenie, że oglądając innych, choćbyś bardzo tego nie chciał, podświadomie ich skopiujesz.
Brak relacji z drugą osobą. Żeby komuś zrobić portret, musisz go jakoś poznać, wiedzieć, jaki jest jej ulubiony kolor albo ukochana potrawa. Możesz zrobić jej herbatę, posiedzieć chwilę, musicie nasiąknąć sobą nawzajem. Niestety czasami nie ma na to czasu.
Oczywiście! Zeszyty, w których inni wpisywali nam informacje o sobie, według pewnego schematu pytań. Przecież takie wpisanie się trwało jakieś trzy minuty, a zawsze się czegoś dowiadywaliśmy o osobie. Na sesji też tak powinno być, bo jeżeli ktoś się choć trochę nie otworzy, to nici z dobrego portretu.
Wszystkie osoby, na które do tej pory trafiłam, były niezwykle miłe. Ja ogólnie w życiu mam chyba szczęście do ludzi. Mimo tego, powiedziałabym, że w Polsce zachowujemy trochę większy dystans, nie wykraczamy poza pewne ramy. Brytyjski humor przełamuje bardzo dużo barier już na samym początku, bo ludzie nie biorą wszystkiego na poważnie. Chyba że ktoś naprawdę nie lubi zdjęć, to jest faktycznie trudno.
Widzimy się na „secie”z osobą, którą mam portretować. Jeżeli się wcześniej nie znałyśmy, to siadamy i gadamy. Portretowany to jest dla mnie człowiek, którego trzeba traktować z szacunkiem i empatią. Trochę jak przyjaciela, którego mamy od lat. Jeżeli ma się dla ciebie otworzyć, to ty też się musisz trochę otworzyć, coś z siebie dać.
Obieram jakiś kierunek, ale zazwyczaj idę na żywioł, ponieważ wtedy najłatwiej o prawdę. Jeżeli mam wcześniej kontakt z portretowaną osobą, to proszę, żeby przesłała mi swoje portrety, które są jej bliskie. Chcę zobaczyć, w jakim ujęciu lubi siebie widzieć. Proszę też, żeby przejrzała moje prace i pokazała mi, które jej się podobają. Działam zwykle w świetle dziennym, które uwielbiam. Uważam, że w świetle naturalnym człowiek się szybciej luzuje. Jeszcze gdyby lustrzanka nie wydawała tego dźwięku przy robieniu zdjęcia, byłoby idealnie.
Nie. Jak mam aparat w ręku, to mam zadanie i muszę je wykonać. Ale w życiu zazwyczaj trzeba mnie wyciągać z domu. Choć jak już się otworzę... (śmiech)
Mniej osób na secie. Jeżeli wymagany jest podgląd na monitorze, staram się go chociaż schować przed portretowanymi osobami, co pozwala zbudować choć trochę intymną sytuację.
On powstał trochę przypadkiem. Strasznie mi brakowało robienia zdjęć, u nas były wtedy bardzo mocne obostrzenia. Chciałam sportretować znajomą i najładniejsze światło po prostu było w łazience.
Tak, napisałam na przykład do Anny Gacek i Agnieszki Grochowskiej, obydwie po chwili rozmowy przez telefon zgodziły się na udział w projekcie.
Brzmi to jak jakiś perwers, prawda? (śmiech) Pokazywałam im już zrobione portrety, więc miały ogląd, na czym to będzie polegało. A potem już poszło: rozmowa, wspólne wybieranie zdjęć. Pandemia była okropnym czasem, ale mam wrażenie, że te relacje było łatwiej nawiązać, bo każdemu ich brakowało.
To jest bardzo trudne pytanie, bo generalnie chyba cała twoja praca jest jakimś cyklem. To, co zrobiłeś wcześniej, popycha cię potem w jakimś kierunku. Ale mną chyba bardziej kieruje chaos niż jakaś struktura.
Ja w ogóle często płaczę, jestem naczelną beksą. I to niekoniecznie w smutnych i dramatycznych momentach, bardziej jak ludzie się schodzą i godzą.
Oczywiście, nieraz. Czasem cała sesja schodzi na pewne tematy, zaczynasz rozmawiać z portretowaną osobą, otwieracie się. Jeżeli ktoś przy mnie płacze, to ja też się oczywiście wzruszam.
Nie stresują mnie sami ludzie, co najwyżej czuję się szczęśliwa, że mogę pracować z danymi nazwiskami. Czasem stresuje mnie, że coś zawalę od strony technicznej albo że na secie będzie za duży chaos. Na planie bardzo ważna jest praca zespołowa, nie ma miejsca na przepychanie się łokciami. A przede wszystkim, jeżeli modelka źle się czuje, to nic z tej sesji nie będzie. Nie może być głodna, nie może być jej zimno.
Oj, ja mogę nie jeść, może być mi zimno, liczy się dziewczyna, która ma być na zdjęciach.
Gram w gry. Ostatnio w Diablo 4, ale uwielbiam grę Red Dead Redemption 2, przeszłam ją już trzy razy i to zawsze na jesieni albo w zimie. Jest klimacik, gra jest piękna wizualnie, a historia też jest bardzo ciekawa.
Aparat mam zawsze ze sobą, to jest część mnie. A jak nie fotografuję aparatem, to chociaż telefonem.
Chyba nadal jestem tak samo niemądra. Ta wiedza może jest trochę większa, ale wciąż wiele jeszcze przede mną. Pracuję zwykle w świetle zastanym, bo kocham przypadkowość, która się z nim wiąże. Fotografów można podzielić na tych, którzy kreują, i na tych, którzy „zastają” i ja zawsze byłam w tej drugiej grupie. Teraz powoli zaczynam wchodzić w pracę w studiu, większe kampanie. Bardzo brakuje mi testów, bo dawały mi niesamowitą wolność. Mam poczucie, że skupiając się na sprzęcie i dbając o oświetlenie sztuczne, poświęcasz tyle energii na część techniczną, że nie masz wystarczająco czasu dla portretowanej osoby.
Mam, 35 mm. Z „pięćdziesiątki” rzadko korzystam, bo jest dla mnie za płaska. Ale większość portretów robię ogniskową 24 mm – chyba dlatego, że przy tym obiektywie mogę być blisko, praktycznie mogę dotknąć osoby. Co ciekawe, zauważyłam, że nie lubię tego, jak wygląda twarz, gdy fotografuję w pionie.
Spacer do lasu. Bardzo brakuje mi morza, sztormu, a las jest dla mnie pewnym substytutem. Polecam takie wyciszenie.
Rocznik 90., pochodzi z Pionek. Fotografka portretowa. Jej prace charakteryzuje surowość, ale jednocześnie surrealizm eterycznego piękna. W swojej twórczości czerpie inspirację z miejsc, ludzi, światła, filmów, muzyki, a nawet zapachów. Ig: aleksandramphoto