Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Tak. Ten kierunek był dla mnie niezwykłym odkryciem. Jestem raczej ciepłolubna i nigdy wcześniej nie bywałam w tak surowych warunkach. W 2019 roku pierwszy raz pojechaliśmy z moim chłopakiem do Laponii i to było moje pierwsze zetknięcie z biegówkami, przebywaniem w -30 stopniach, ciągnięciem pulek.
Pulki to takie sanie, na których leży cały nasz ekwipunek oraz prowiant i które ciągniemy za sobą. Mają po kilkadziesiąt kilogramów. Na takiej wyprawie nie ma zasięgu sieci czy Internetu. Przechodzimy dziennie około 10 kilometrów, przez tydzień, dwa tygodnie. Dla mnie bardzo odkrywcze było to, że takie wędrowanie w bieli aż tak czyści głowę! Po pierwszym takim wyjeździe powiedziałam mojemu chłopakowi Rafałowi, że muszę tam jeździć co roku na reset. Biała „pustynia” niesamowicie formatuje system. Patrząc na taką „białą kartkę”, w pewnym momencie moja głowa zaczyna tworzyć obrazy. Nie ma tych wszystkich odciągaczy uwagi, nie możesz sprawdzić telefonu. Polecam każdemu.
Były prezydent Finlandii Urho Kekkonen kochał trekking i dlatego co paręnaście kilometrów wybudowane są chaty, w których można spać za darmo. Nie ma w nich elektryczności. To jest cudowny odpoczynek od cywilizacji.
Nie, ja w ogóle najbardziej zasadzam się z aparatem na zorze polarne. Jednak jestem fotografem, także czerpię przyjemność z fotografowania lapońskich przestrzeni.
Nie, chodzimy po zamarzniętych jeziorach i często przez parę dni nie spotykamy żywej duszy.
Fajnym wyzwaniem. Każdy idzie w swoim tempie, szczególnie, że mój chłopak jest o wiele szybszy niż ja. Dbamy jednak o to, żeby mieć się w zasięgu wzroku, bo trzeba uważać na załamanie pogody. Jeżeli przyjdzie tak zwany white out, to znajdujesz się w totalnej bieli. Nie wiesz, gdzie jest dół, gdzie jest góra. W zorientowaniu się w przestrzeni pomagają tylko tyczki, które są rozmieszczone co kilkanaście metrów.
Musimy mieć ze sobą łopatę i namiot na wypadek, gdyby przyszedł nagle ostry wiatr, a my nie bylibyśmy w stanie dojść na nocleg. W chatkach też mamy elementy survivalu: musisz pójść do drewutni, rozpalić w kozie, stopić wodę ze śniegu. Na szczęście są tam kuchenki gazowe, więc możemy sobie coś ugotować.
Tak! Gdy wyjeżdżaliśmy z kraju w 2020 roku, pandemia była jeszcze gdzieś tam w Chinach. Po zakończeniu wyprawy, gdy dotarliśmy do najbliższej miejscowości, mój telefon oszalał! Przychodziło mnóstwo wiadomości: kupujcie puszki, papier toaletowy, a najlepiej to nie wracajcie albo odpalajcie Pandę (mój samochód) i wracajcie jak najszybciej – macie 48h, zanim zamkną granice, bo potem już nie będzie jak
Szóstego dnia mieliśmy taką przygodę, że nagle zaczepia nas grupa mężczyzn na skuterach. Byli pod wrażeniem, że poruszamy się siłą własnych mięśni. Zaprosili nas do domku, który obok wynajmowali. Okazało się, że to taki sam domek jak wszystkie inne chatki, ale miał saunę. Cudowna sprawa. Dostaliśmy piwko, mogliśmy się wykąpać po sześciu dniach. Przyjechała też dziewczyna z zaprzęgiem psów husky i mogliśmy wytarmosić te piękne stworzenia. To był jednak wyjątek, bo czasem nie spotykamy nikogo przez wiele dni. W tym roku byliśmy w chatkach sami, a na szlaku widzieliśmy trzy osoby. Co w sumie mi odpowiadało, bo jestem introwertykiem i ładuję baterie w samotności.
Przede wszystkim zabieram dużo baterii. W tym roku mieliśmy też kilka porządnych powerbanków oraz matę solarną, którą kładliśmy sobie na pulki, i gdy zdarzył się słoneczny dzień, to w ten sposób ładowaliśmy sprzęt. Baterie dobrze jest trzymać w ciepłym miejscu, dlatego wszystkie noszę przy sobie, blisko ciała. To taka podstawa. Temperatury rzędu -30 stopni to już jest hardkor dla aparatu.
Jak fotografuję zorzę polarną, to po prostu w pewnym momencie muszę skończyć, bo Dziadek Mróz już mi maluje obiektyw i nie da się dalej robić zdjęć. Ewentualnie mogłabym wymienić obiektyw i czekać, aż tamten odmarznie. Na takiej wyprawie warto mieć też filtry: polaryzacyjny i szary. Szary konieczny jest do filmowania, bo jest tak biało, że bez tego nie ma szans nic nakręcić. Ja głównie używałam polaryzacyjnego.
W tym roku miałam ze sobą bezlusterkowca Fujifilm X-S10 i o dziwo trzymał mi na mrozie przez kilka godzin, podczas ciągłego fotografowania, i nadal zachowywał trochę energii. Bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Na wyprawę zabrałam sześć baterii. Warunki były ekstremalne, a aparat bez zarzutu. Wygodne jest to, że w chatkach jest przedsionek i tam trzymamy sprzęt – czyli ani nie zostawiamy go na noc na mrozie, gdzie pokryłby się szronem, ani nie trzymamy w głównej izbie, gdzie grzejemy na maksa. Jak rozpalimy w kozie, to różnica między chatą a dworem bywa i 50 stopni, a elektronika nie lubi dużych wahań temperatur.
Nie, dlatego musimy mieć dużo kart. Mam specjalny organizer, a taką kartę, której nie chcę nadpisać, oznaczam jako „lock”. Laptop nie wchodzi w grę, bo wymagałby kolejnego, jeszcze większego powerbanka do zasilania.
Obiektywami Fujinon XF 18-55 mm f/2.8-4 R LM OIS oraz Fujinon XF 50-140 mm f/2.8 R OIS WR. Ten długi zoom jest o tyle fajny, że jest bardzo jasny, ale nadal ma małe gabaryty. W przyszłym roku myślę już o pojechaniu do Laponii z konkretnym tematem i jeżeli to dojdzie do skutku, to pewnie zabiorę ze sobą większy sprzęt, zapewne Fujifilm GFX, bo zakochałam się w tym aparacie.
Bardzo polubiłam X-S10, bo jest prosty w obsłudze. Ja nie jestem gadżeciarą, a tu wszystko mam pod ręką. Niektóre modele są dla mnie zbyt skomplikowane, ten jest bardzo intuicyjny. Nie dość, że pozbyli się dodatkowych pokręteł, to teraz mam pod palcami ISO, przysłonę, migawkę - nie muszę wchodzić w menu.
Dokładnie! Muszę mieć wszystko łatwo dostępne, bez konieczności zdejmowania rękawic i klikania na ekranik. I w X-S10 to mam i między innymi dzięki temu stał się moim ulubionym bezlusterkowcem. Jest maleńki i prosty, a ja kocham prostotę.
Karolina to dziołcha ze Śląska. Od najmłodszych lat mama nazywała ją Powsinogą. Do dzisiaj nie potrafi dłużej usiedzieć na miejscu. Zawsze gdzieś ją gna, gdzieś ją ciągnie: do natury, innych kultur, potraw, których jeszcze nie jadła. Jest absolwentką łódzkiej filmówki. Na co dzień zajmuje się fotografią dokumentalną. Laureatka World Press Photo 2021. Członkini Agencji Napo Images oraz ambasadorka marki Fujifilm. Swoje działania fotograficzne koncentruje na długoterminowych projektach. Większość z nich dotyka zjawiska straty i wiążących się z nią następstw - te zagadnienia odnajdziemy w cyklach „Autoportret z matką”, „Zaginieni”, „Reborn” i „Mała Polska”. Wychodząc od własnych doświadczeń, autorka rozszerza perspektywę o innych ludzi zmagających się z problemem straty – najbliższych, miejsca, tożsamości. W swojej pracy przykłada niezwykłą wagę do zbudowania osobistej więzi z bohaterami.