"Trzeba znać swój aparat na pamięć". Wywiad z fotografką jaskiniową Kasią Biernacką

Schodzi pod ziemię czasem na paręnaście dni bez przerwy. Zabiera ze sobą nie tylko sprzęt jaskiniowy, ale i aparat oraz różne akcesoria fotograficzne. Jak to jest, robić zdjęcia pod ziemią? Z jakimi wyzwaniami zmaga się fotograf-grotołaz? Rozmowa z Kasią Biernacką, fotografką jaskiniową z ponad 20-letnim doświadczeniem.

Autor: Julia Kaczorowska

15 Grudzień 2022
Artykuł na: 23-28 minut

Co było pierwsze, jaskinie czy aparat?

Aparat. Zenit, czyli standardowo jak na początki w moich czasach. Potem analogowy Nikon FM2, też kultowy. Najpierw robiłam zdjęcia w domu, na ulicy, potem jeździłam trochę po Polsce, ale taka dłuższa wycieczka, na którą go zabrałam i przekonałam się, że nie mogę się z nim rozstać, to było roczne stypendium w Meksyku. Meksyk to fotograficzny samograj, właściwie gdzie nie spojrzysz, zdjęcia same się robią. Wróciłam do Polski i wiedziałam już, że to jest coś, czemu chcę poświęcić dużo czasu. Wtedy byłam tuż po studiach i nie myślałam o robieniu z tego zawodu - do tej pory zresztą fotografia nie jest moim głównym zajęciem - ale na pewno wiedziałam, że będę patrzeć na świat przez obiektyw.

Meksyk, Jaskinia Cheve, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Rozglądałam się za pracą i poczułam, że to jest okazja, żeby coś zrobić ze zdjęciami. Szłam Podwalem i patrzę: o, agencja fotograficzna. Nieduża, nazywała się Free, ale była przedstawicielem wielkiej światowej agencji o nazwie Sigma. Weszłam, przedstawiłam się, zapytali co umiem oprócz fotografowania, na co odpowiedziałam, że francuski. To im bardzo podpasowało, bo Sigma miała siedzibę we Francji. Przyjdź jutro o 8.00 - powiedzieli.

Tak zaczęła się moja praca w agencji, gdzie byłam sprzedawcą. Polegało to na wybieraniu zdjęć, które trzeba było zaprezentować danemu tytułowi prasowemu. Jednym z moich klientów był Magazyn Gazety Wyborczej i tak trafiłam do ich redakcji. Z czasem zaproponowali mi pracę fotoedytorki w dziale foto. Potem przez dwa lata byłam szefową agencji foto Gazety Wyborczej. W sumie w Gazecie pracowałam prawie 10 lat. To był najpiękniejszy czas jeżeli chodzi o fotografię prasową, towarzystwo, pracę z najlepszymi fotografami i świetnymi redaktorami. Magazyn kwitł, a mi to dużo dało jako fotografowi.

Arizona, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

A jaskinie?

W połowie mojej pracy w Gazecie, w wieku około 32 lat, trafiłam do jaskiń. Z czasem zaczęłam zabierać aparat pod ziemię. Początki były trudne, ponieważ to był wciąż aparat analogowy. 

Co Cię pociąga w schodzeniu pod ziemię?

Ja zawsze byłam aktywna. Jeździłam na nartach, wspinałam się, nurkowałam, zrobiłam kurs paralotniowy, dużo żeglowałam, mam patent sternika morskiego. Zawsze pociągało mnie bycie w ruchu i natura. W jaskiniach odnalazłam zupełnie nowy świat, który zawierał te elementy. Jednocześnie pociągające było to, że to taki świat, do którego niewielu ma dostęp. Najbardziej jednak wciągnęła mnie ta fizyczność, zmęczenie.

Do tej pory chodziłam po górach, ale teraz wyjście na przykład w górne partie Tatr Zachodnich to jest dopiero początek! Wchodzimy tam, przebieramy się, zakładamy sprzęt i wchodzimy pod ziemię. To był dla mnie dalszy stopień wtajemniczenia. Podobało mi się, to, że nie tylko siedzę czy idę, ale i się czołgam, przeciskam, turlam, zjeżdżam na tyłku.

Hiszpania, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Przeczytałam gdzieś, że pod tym względem odnalazłaś w jaskiniach dzieciństwo.

Tak! Wychodzimy z takiego schematu ruchowego, w którym jesteśmy i robimy coś zupełnie innego. Nagle nasze ciało korzysta z tej trójwymiarowości, którą ma, odkrywasz, że masz nowe partie mięśni, że bolą cię jakieś części ciała, o których zapomniałaś. Poza tym pod ziemią jest przepięknie. Jaskinie turystyczne tego nie dają tego poczucia niezwykłości i odkrywania, bo jest tam dużo sztucznego oświetlenia i wytyczona ścieżka.

Podczas eksploracji – bo tym się głównie zajmuję – poruszamy się prawie w ciemności, jedyne światło jakie przynosimy to czołówka na głowie. Jest w tym dużo tajemnicy, magii. Nawet jak jesteśmy w jakiejś znanej nam już jaskini, to za każdym razem odkrywamy ją na nowo. Moja próba pokazania tego świata na zdjęciach to jest kolejny stopień wtajemniczenia.

Ile czasu trwają takie wyprawy jaskiniowe? Ile czasu najwięcej spędziłaś pod ziemią?

Bardzo dużo zależy od tego, jakim grotołazem się jest. Zawsze zaczyna się od kursu - tu chciałabym podkreślić, że nie robimy tego samodzielnie, tylko idziemy na kurs, na którym uczymy się jak chodzić po jaskiniach bezpiecznie, jakiego sprzętu używać i poznajemy ludzi, z którymi potem będziemy to robić. Są grotołazi, którzy działają turystycznie – odwiedzają ciekawe jaskinie w Polsce i na świecie,. Wtedy na ogół wychodzi się wcześnie rano i wraca wieczorem. Jeżeli przepisy na to pozwalają, to można zabiwakować.

Można też robić akcje eksploracyjne i to jest to, co mnie najbardziej interesuje. Szukanie nowych jaskiń w terenie, w którym wiadomo, że te jaskinie miały szansę powstać, albo szukanie kontynuacji znanych jaskiń, które nie są jeszcze do końca zbadane. Ja najczęściej jeżdżę do Meksyku, z wyprawami United States Deep Caving Team, do dużych i głębokich systemów, przede wszystkim do Cheve (obecnie -1537 metry głębokości, 76 km długości, druga co do głębokości jaskinia półkuli zachodniej). To są wyprawy rozciągnięte w czasie, a do samych jaskiń też wchodzi się na dłużej. 

Meksyk, Jaskinia Cheve, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Na taką wyprawę eksploracyjną jedzie się na co najmniej miesiąc, czasem nawet na 3 miesiące, a pod ziemią spędza się minimum kilka dni. Śpi się w jaskini. Wiosną 2021 roku temu odkryliśmy w Cheve bardzo długie, nowe partie, które są daleko od otworu i idzie się do nich cztery dni w jedną stronę. Mamy więc 12 dni minimalnego pobytu, jeśli policzymy 4 dni na eksplorację. Ograniczone jest to logistyką: trzeba coś jeść, trzeba zabrać liny i inny sprzęt, baterie do czołówki i sprzętu foto oraz sprzętów pomiarowych.

Psychicznie i fizycznie też się człowiek męczy, ale to można pokonać, trudno jest natomiast zanieść na plecach tyle jedzenia, żeby starczyło na dłuższy pobyt. Ja byłam pod ziemią najdłużej dwa tygodnie, ale znam ludzi, którzy byli miesiąc. W miarę oddalania się od otworu, zakładamy podziemne biwaki: tak jak w Himalajach jest baza i kolejne obozy, tak i my mamy biwaki, tylko ich wartość podaje się "na minusie pod powierzchnią ziemi" i schodzą coraz niżej w dół. 

Jak wyznacza się rytm dnia w takich specyficznych warunkach? 

Najłatwiej jest zostać przy rytmie dnia, do którego przyzwyczailiśmy się na powierzchni. O drugiej czy trzeciej w nocy nie mamy tego samego refleksu i uważności i łatwo źle stanąć, co może mieć katastrofalny skutek. Czasem trzeba trochę przeciągnąć akcję i doba nam się wydłuża, ale trzeba być ostrożnym.

Meksyk, Jaskinia Cheve, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Fotografowanie pod ziemią łączy różne dziedziny. Z jednej strony to praca reporterska, z drugiej strony często kreujesz światłem od zera. 

Tak, zmagam się z tym tematem od początku. Czasem staram się robić więcej czystego reportażu bez ustawiania oświetlenia, czasem bardziej idę w zadbanie o piękne światło, a czasem to mieszam. Idealnie by było to połączyć i mieć świetną akcję, światła rozstawione przez krasnoludki, super minę grotołaza i rozświetlone krople wody, ale brakuje mi tych krasnoludków.

Właśnie - światło w fotografii jaskiniowej. To musi być duże wyzwanie.

Do eksploracji jaskiń nie używa się żadnych dodatkowych świateł prócz czołówek, które mamy na głowie. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że idę na "akcję foto" - wkrótce będę na takiej z kursantami z mojego kursu fotografii jaskiniowej. Ustawiamy wtedy lampy reporterskie. Ja używam zestawu fotoceli, które synchronizują mi te flesze. Staram się, żeby na głowie grotołaza, który jest fotografowany, również było jakieś światełko, ale ono tylko lekko zaznacza postać. Do ostrzenia używa się mocnego światła, które się potem wyłącza. Mój aparat sobie nieźle radzi w ciemności, ale i tak jest to konieczne. Na jednej z lamp mam zawsze dyfuzor, blend natomiast używam rzadko, ponieważ łatwo się niszczą i rzadko mam na nie miejsce w worku ze sprzętem.

Czasem zdarzało mi się robić zdjęcia przy światłach wideo. W zeszłym roku pracowałam w jaskini jako operator przy filmie dla amerykańskiej telewizji National Geographic i nie miałam żadnych fleszy, a jedynie światła wideo. Od czasu do czasu wykorzystałam je też do zdjęć. Muszę jednak przyznać, że nie przepadam za takim światłem, wolę to z lamp reporterskich, bardziej kontrastowe. 

Hiszpania, pod lodowcem, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Ile takich lamp rozstawiasz?

Minimum dwie, czasem trzy. Robię sobie często takie wyzwanie, żeby pierwsze ustawienie lamp było tym docelowym, udanym. Patrzę na scenę, wybieram kadr, decyduję gdzie postawię lampy, ustawiam ich moc, rozglądając się od czego światło się odbija i pamiętając o tym, by dobrze schować lampę. Po 20 latach doświadczenia taka pierwsza próba często udaje. W jaskini jest zimno, więc to nie może się ciągnąć w nieskończoność.

Inny scenariusz, czyli sytuacja reportażowa, zdarza mi się bardzo często kiedy po prostu jestem uczestniczką akcji eksploracyjnych. Szukamy kontynuacji jaskini, kartujemy ją, czyli mierzymy za pomocą przyrządów i robimy mapę. W takim przypadku jestem członkiem zespołu, a zdjęcia oczywiście są potrzebne, ale nie są priorytetem. Często teren nie pozwala na to, żeby gdzieś ustawić drugą lampę, a ona na ogół jest ważna, bo jako backlight buduje nam przestrzeń. Do tego powinna być jednak postawiona bardziej w głąb korytarza, a nie zawsze jest taka możliwość lub czas, by to zrobić. Wtedy fotografuje się z jedną lampą, często na wężyku, by nie była przy samym aparacie. Takie zdjęcia są bardzo fajne, ponieważ jest mniej ustawiania, wszystko jest bardziej autentyczne, widać prawdziwe emocje. Światło nie jest wtedy idealne, ale cenię sobie taką fotografię.

Meksyk, Jaskinia Cheve, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Jak zmienił się sprzęt przez te ponad 20 lat?

Zmienił się niemalże każdy jego element. Przez parę pierwszych lat fotografowałam w jaskiniach analogiem, nawet używając do oświetlenia żarówek spaleniowych - czyli sprzętu trudnego, nieprzewidywalnego. Początki były bardzo trudne, ale ponieważ miałam duże doświadczenie fotograficzne, to dosyć szybko nauczyłam się pracować w jaskiniowych ciemnościach na tym analogowym Nikonie, czyli, przypominam, aparacie bez podglądu zdjęć. Nie chciałabym jednak do tego wrócić...

…szczególnie przy aktualnych cenach filmów fotograficznych.

Tak, zdecydowanie. Ale jednak coś w tym było - nutka tajemnicy. Ciekawe, czy tym razem coś wyszło? Czy zdjęcie się udało? I ta radość, jeżeli tak. Skok technologiczny jest ogromny: pomijając przejście na cyfrę, to lampy są dużo mocniejsze. Wcześniej sporo korzystałam z żarówek spaleniowych o różnych wielkościach, od kilkucentymetrowych po takie jak domowe żarówki. One miały liczbę przewodnią 140, czyli w porównaniu z taką normalną lampą błyskową, która wtedy miała około 30, to była duża moc. Niestety żarówki są nieprzewidywalne, nigdy nie wiadomo czy odpalą, co jest kłopotliwe. Jednak w dużych przestrzeniach do dziś nie ma lamp, które by im dorównały.

Teraz, gdy wrócę do Meksyku na wiosnę, to znowu się przeproszę z żarówkami. Odkryliśmy tam gigantyczne korytarze (nawet mające 80 metrów wysokości, 50 metrów szerokości i 200 długości),  i bez żarówek chyba nie jestem sobie w stanie  poradzić z ich oświetleniem. Dzisiejsze fotocele radiowe są o wiele bardziej niezawodne niż te na podczerwień (Firefly 2 i 3), których kiedyś używaliśmy. Dużo sprzętu było też konstruowanego przez fotografów jaskiniowych, ten element do it yourself wciąż jest widoczny. Trzeba mieć zdolności manualne i techniczne, umieć zadbać o sprzęt. Nie ma możliwości, żeby w jaskini nagle rozładowała ci się bateria i nie miałbyś nic na zmianę. Albo slot na kartę pamięci okazałby się pusty, a ty jesteś dwa dni od otworu jaskini. Trzeba być precyzyjnym, dokładnym. 

Meksyk, Jaskinia Cheve, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

Czym teraz fotografujesz?

Canonem 5D Mark IV, dostałam go od przyjaciół w podziękowaniu za lata dokumentowania naszych wspólnych wypraw jaskiniowych.

Jakie są jeszcze wyzwania dla sprzętu?

Bardzo wysoka wilgotność w jaskiniach: ponad 90%. Gdy fotografowałam bezlusterkowcem Sony, to parowały mi obiektywy. To był dramat, bo trzeba było je zmieniać co klatkę i suszyć. Z mojego Canona jestem zadowolona, ale oczywiście chciałabym, żeby był lżejszy. Jeżeli idzie się pod ziemię na dwa tygodnie, na 10 godzin akcji dziennie, to każdy kilogram sprzętu do niesienia robi różnicę.

A propos wilgotności, w jaskiniach często jest woda. Czy nurkujesz w jaskiniach?

Nurkuję w oceanie, w jaskiniach nie, bo nie jest to moja specjalizacja. Do wody natomiast wchodzimy bardzo często. Czasem wkładam do niej lampy błyskowe, żeby tę wodę podświetlić. Żarówki można wkładać do wody bez problemu, a flesze trzeba spakować do wodoszczelnego pudełka wraz z fotocelą. Nie jest to łatwe, bo takie pudełko trzeba dociążyć, potem ono i tak się przekręca i świeci w innym kierunku (śmiech). Aparatu nie wkładam pod wodę, unikam tej ogromnej obudowy, ale czasem robię zdjęcia stojąc po pas w wodzie.

Zobacz wszystkie zdjęcia (11)

Zajmujesz się też zdjęciami wyprawowymi?

Tak. Grotołazi to środowisko dość rozległe i zawodowo zajmują się przeróżnymi rzeczami, mam dużo znajomych grotołazów-inżynierów, grotołazów-naukowców. Kilka lat temu zwrócono  się do mnie z pytaniem czy nie pojechałabym jako fotograf na wyprawę naukową. Byłam dotąd na dwóch: do lasu deszczowego w Belize z grantem National Geographic, a jednym z naszych celów było zbadanie studni jaskiniowej w dżungli. Mieliśmy tam szukać nieznanych nauce mięczaków. To było bardzo ciekawe zarówno fotograficznie, jak i naukowo oraz jaskiniowo.

Pojechałam też na inną bardzo interesującą wyprawę –  do Namibii, z grupą inżynierów, którzy chcieli przetestować robota budowanego dla NASA. Tam w jaskini pod pustynią Kalahari znajduje się największe na świecie (znalezione do tej pory) podziemne jezioro. Pomagałam w transporcie tego robota pod ziemię, a jednocześnie byłam fotografem wyprawowym. Rok temu z kolei  byłamw Wielkim Kanionie i spływaliśmy przez miesiąc rzeką Kolorado- nie było jaskiń, ale powstał niezwykły materiał fotograficzny. Chętnie pojechałabym też na wyprawę badawczą na Antarktydę, nawet jeżeli tam nie będzie jaskiń. Wyprawy sportowe, naukowe i dokumentowanie ich - to coś, czym chciałabym się częściej zajmować! 

Meksyk, Jaskinia Cheve, zdjęcie autorstwa Kasi Biernackiej

A co byś powiedziała komuś, kto jest już grotołazem, pasjonuje się fotografią i chciałby zacząć fotografować w jaskiniach?

To co powiedziałaś, że jest "pasjonatem fotografii" jest bardzo ważne, ale trzeba nie tylko się nią pasjonować, ale i ją praktykować. Miłość do fotografii, oglądanie wystaw, albumów, patrzenie na zdjęcia w sposób analityczny, zastanawianie się jak i dlaczego zostało wykonane, gdzie stał fotograf, gdzie było światło - to jest dobry początek. Ale przede wszystkim trzeba fotografować, fotografować, fotografować. Trzeba znać na pamięć swój aparat, tak by w ciemności bez problemu zapanować nad manualnymi ustawieniami. Robić zdjęcia wieczorem w parku, nocą, w ciemnym pokoju, a nie tylko na ulicy w środku dnia.

Co ważne, trzeba być dobrym grotołazem, bo bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu. Nie możemy pozwolić, żeby w studni jaskiniowej aparat spadł na osobę pod nami. A potem… Działać, próbować. Iść do jaskini, chociażby do udostępnionej turystycznie Jaskini Mylnej w Tatrach i tam się pobawić w zdjęcia. Ważna jest też umiejętność wywoływania plików RAW i obróbki zdjęć.

Dziękuję serdecznie za rozmowę!

Więcej o Kasi Biernackiej i jej fotografii tutaj: linktr.ee/KasiaBiernacka 

Skopiuj link

Autor: Julia Kaczorowska

Studiowała fotografię prasową, reklamową i wydawniczą na Uniwersytecie Warszawskim. Szczególnie bliski jest jej reportaż i dokument, lubi wysłuchiwać ludzkich historii. Uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Komentarze
Więcej w kategorii: Wywiady
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman: "Zaakceptuj, że czasem będziesz pieprzonym turystą"
Nicolas Demeersman za pomocą jednego prostego gestu kwestionuje nasze postrzeganie turystyki i relacji z lokalnymi społecznościami. Jego twórczość polega na przedstawianiu paradoksów. Fotograf...
14
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Magdalena Wosińska: Wychowanie w Polsce dodało mi odwagi w Ameryce
Z Katowic na Times Square. O niepewnych początkach, subkulturze amerykańskich skejtów końca lat 90. oraz o tym, jak dzieciństwo w Polsce wpłynęło na jej karierę w USA, rozmawiamy z Magdaleną...
12
Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"
Tomasz Lazar: „Dopiero gdy poświęcamy czas, zaczynamy widzieć"
O poszukiwaniu tematów, świadomym budowaniu narracji, pułapce mediów społecznościowych i szansach oraz zagrożeniach, które stawiają przed nami nowe technologie, rozmawiamy z...
36
Powiązane artykuły
Wczytaj więcej (2)