Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Trzecia generacja Nikona Z6 została udoskonalona praktyczne pod każdym względem. By sprawdzić, jak nowy korpus spisuje się w wymagającej fotografii ptaków, zabrałem go ze sobą na grecką wyspę Kos.
Od dłuższego już czasu, na wszelkich rodzinnych wyjazdach, czy to krajowych, czy zagranicznych, rezerwuję dla siebie wschody słońca. Mówiąc wprost, gdy rodzina jeszcze śpi, ja idę na zdjęcia - głównie przyrodnicze. W tym roku traf padł na grecką wyspę Kos. Co można tam fotografować rano? Oczywiście ptaki!
Postanowiłem jednak połączyć tę przyjemność z inną. Kilka dni przed wylotem Nikon zaprezentował nowy korpus Z6 III. Nadarzyła się więc idealna okazja, by w greckim słońcu przetestować go w boju.
Wiadomo, że sezon wakacyjny to nie szczytowy okres dla ptasiarzy. Birdwatching na wyspach Morza Śródziemnego (zresztą nie tylko) dominuje głównie wiosną. Marzec, kwiecień i maj to okres migracji ptaków, które wtedy wprost zalewają tamte rejony. Jednak nawet w okresie wakacyjnym, na rozpalonych słońcem wyspach można nadal sfotografować wiele ciekawych gatunków, o czym przekonałem się także w tym roku.
Nie ukrywam, że leciałem na Kos z nadzieją na flamingi. Szybki przegląd zdjęć satelitarnych wyspy przed wyjazdem pozwolił na zlokalizowanie jezior i rozlewisk, w tym największego słonego jeziora Alikis parę kilometrów od hotelu. Takie miejsca na wyspach to pewnik, jeśli chodzi o ptaki, nie tylko brodzące. Ciekawych gatunków można też szukać na klifach, polach uprawnych lub w gajach oliwnych. Nawet na terenie hotelu bywa ciekawie pod kątem ornitologicznym, bo to często najbardziej zielone i nawodnione tereny w okolicy.
Niestety flamingów na Kosie już nie było. Owszem, jezioro nadal wypełnione było wodą, ale odsłonięte i wysuszone ze wszystkich stron brzegi były już łatwym celem dla turystów spacerujących za - jakże by inaczej - flamingami.
Na szczęście wyspa nie zawiodła. Już pierwszego poranka dopisały ciekawskie szczudłaki z odchowanymi już młodymi, z długą wizytą wpadła głodna warzęcha, a w ślad za nią para podejrzliwych czapli. Swoją obecnością miło zaskoczyły też sieweczki. Z kolei przy trzcinach rozrabiały pliszki i dzierlatki, które licznie występowały także na polach uprawnych i łąkach. Jakby tego było mało, wracając z porannych zdjęć do hotelu udało się dostrzec kolorową kraskę, a po chwili dudka, lecącego z gaju oliwnego obok. Każdego ranka i późnego wieczoru słychać było także sowy - niestety te nie dały się namierzyć aparatem.
W efekcie tematów do fotografowania każdego poranka nie brakowało. Wyspa Kos zaskoczyła więc pozytywnie od pierwszego dnia, a wraz z nią równie pozytywnie zaskoczył mnie Nikon Z6 III, który towarzyszył mi z podłączonym obiektywem Z180-600 mm f/4.5-5.6 VR. Ale może po kolei…
Leżąc na słonym piasku (czy raczej wyschniętym błocie) i czekając aż zrobi się na tyle jasno, by móc fotografować z przyzwoitym czasem migawki, który “zamrozi” ruch brodzącego szczudłaka, zdałem sobie sprawę, że oto technologia wyprzedziła podstawowe potrzeby.
Otóż, nowy wizjer (5.76 Mp i pokrycie kolorów DCI P3) w Nikonie Z6 III, mimo zmroku podbija jasność w kadrze niczym noktowizor, ale obraz nie smuży, jest czysty i kontrastowy. Można więc nie tylko dokładnie kadrować, ale i wykorzystywać go jak jasną lornetkę, do rekonesansu i wcześniejszego namierzania obiektów. W dodatku autofokus w takich ciemnych warunkach już bez problemu śledzi ptaka.
Aparat pozwala więc śmiało fotografować w nastrojowych odcieniach wczesnej niebieskiej godziny, gdyby nie czas migawki, który mimo ISO 12800 i maksymalnie otwartej przysłony f/6.3 w teleobiektywie, nadal trzyma się niskiego poziomu rzędu 1 sekundy. W efekcie trzeba jeszcze czekać na więcej światła, albo próbować wstrzelić się w krótki moment, kiedy szczudłak zastyga w bezruchu (a to proste nie jest).
Poranki to idealne pole testowe dla aparatów i obiektywów. Gdy światła przybywa, widać wyraźnie na co stać wizjer, autofokus czy matrycę. Ten pierwszy najtrudniejszy test Nikon Z6 III przeszedł więc zaskakująco dobrze.
Ale nic dziwnego. W tym nowym korpusie średniego segmentu zastosowano bowiem rozwiązania z topowych modeli. W efekcie wydajność autofokusa jest porównywalna z Z8 i Z9, oferując rozpoznawanie i śledzenie z detekcją oka osób i zwierząt, a także wykrywanie pojazdów i samolotów.
Trzeba zaznaczyć, że Nikon Z6 III nie ma osobnego trybu detekcji ptaków tak jak Z8 i Z9, ale szczerze mówiąc w żadnym momencie nie odczułem, by to było potrzebne. Wydaje się, że brak tej opcji podyktowany jest głównie marketingową koniecznością zachowania dystansu do droższych modeli. Detekcja ptaków w obrębie ogólnego ustawienia “Zwierzęta” działa bowiem w tym korpusie bez zarzutu.
Aparat bardzo dobrze rozpoznawał każdego ptaka, którego udało się namierzyć i - w zależności od jego rozmiaru w kadrze - ostrzył na oku, głowie lub całej sylwetce. Na oku i głowie trzymał się zaskakująco dobrze, więc nawet jeśli ptak zbliżał się lub odchodził, albo kręci głową, autofokus z ostrością był tam, gdzie powinien.
Świetnie radził sobie nawet pod ostre światło, a to warunki ekstremalne, szczególnie dla bezlusterkowców, które wolą ostrzyć na jaśniejszym tle, niż ciemniejszym obiekcie pierwszego planu o mało znaczących rozmiarach.
W dodatku skuteczność w takich warunkach dyktuje też sam obiektyw, a używany tu Nikkor Z 180-600 mm f/4.5-6.3 VR, choć w swojej klasie rewelacyjny, nie należy przecież do topowej serii. Zestaw spisał się jednak doskonale.
Gdy światła przybywa, a przed obiektyw zlatują się coraz ciekawsi goście, można (a nawet trzeba) uruchomić w aparacie tryb seryjny. Ptaki to bardzo ruchliwe stworzenia, a im mniejsze tym mniej przewidywalne. W ułamku sekundy potrafią przekrzywić dziób, zamknąć oko, odwrócić głowę, albo po prostu odfrunąć. Nawet refleks rewolwerowca może nie wystarczyć. Dlatego warto strzelać serią.
Na szczęście arsenał Nikona Z6 III jest w tym zakresie aż nadto wystarczający. Nowy korpus został bowiem przyspieszony i teraz oferuje maksymalnie 14 kl./s z migawką mechaniczną i 20 kl./s z migawką elektroniczną. Takie osiągi pozwalają już na bezproblemowe złapanie brodzącego ptaka “na wykroku”, z rozchylonym dziobem, rozwianymi na moment piórami, ciekawie ułożoną szyją, czy z maksymalnie rozpostartymi skrzydłami w locie - to momenty, które bardzo trudno uchwycić polegając jedynie na własnym refleksie i pojedynczej ekspozycji.
Oczywiście cały czas mam na myśli szybki tryb seryjny współdziałający z ciągłym autofokusem śledzącym wykryte zwierzę. Skuteczność tego systemu w nowym Nikonie jest tak duża, że praktycznie każde zdjęcie w serii jest trafione. W dodatku nie trzeba się martwić o bufor. Zapisując tylko JPEG-i możemy strzelać do upadłego (czyli zapełnienia karty). Cięższe RAW-y ograniczą już serię do 7-8 sekund, ale wystarczy chwila przerwy, by kontynuować z maksymalną szybkością. Oczywiście w praktyce trybu seryjnego trzeba używać z rozwagą i stosować małe serie adekwatnie do potrzeb. W przeciwnym razie utopimy się w zdjęciach, których zgranie i przejrzenie zajmie nam naprawdę dużo czasu.
Warto tę poradę wziąć sobie do serca, bo z nowym Nikonem można wejść na jeszcze większe obroty. Podobnie jak Z8 i Z9, Z6 III oferuje rozszerzone tryby seryjne. Do wyboru mamy 30 i 60 kl./s przy zapisie JPEG Large Normal oraz aż 120 kl./s przy ograniczeniu do formatu DX (crop 1.5x o rozdzielczości 3984x2656 px) - każdy z nich ze wsparciem ciągłego autofokusa.
Choć nie można ich używać w trybie RAW, i tak mają ogromny potencjał. Szczególnie wciąga fotografowanie w ten sposób małych, szybkich ptaków. Seria 60 czy 120 kl./s gwarantuje złapanie lecącego lub żerującego ptaka w idealnej pozycji. A ponieważ JPEG-i prosto z aparatu wyglądają tu doskonale, nie miałem najmniejszych skrupułów, by z tych trybów korzystać. Tym bardziej, że można ich używać z nową funkcją, nazywaną w środowisku foto pre-burst…
To wręcz idealny tryb dla ptasiarzy (ale także fotografów sportu). W nowym Nikonie współpracuje z rozszerzonymi trybami seryjnymi (60 i 120 kl./s) i pozwala zapisać na karcie zdjęcia, których jeszcze nie wykonaliśmy. Brzmi nieprawdopodobnie, ale to działa. Otóż, włączenie tego trybu sprawia, że aparat buforuje sobie zdjęcia w krótkiej pętli do momentu naciśnięcia spustu migawki. W efekcie po skończonej serii na kartę zapisują się także te ujęcia, które były buforowane.
Czas buforowania można określić w menu - do wyboru jest 0.3, 0.5 lub 1 s. To przedziały wystarczająco długie, by nic nam nie umknęło z powodu naszego zawahania na spuście migawki. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy chcemy zrobić ujęcie ptaka zrywającego się do lotu - równie dobrze może to być orzeł wznoszący się z gałęzi, jak i mała pliszka odlatująca z kałuży po kąpieli. Proces jest ten sam: czekamy z wciśniętym do połowy spustem migawki, by we właściwym momencie uruchomić serię. A co jeśli nasz refleks zawiedzie? I tu wchodzi funkcja pre-burst, która zapisze zdjęcia sprzed dociśnięcia migawki. Nawet jeśli nasz palec spóźni się ułamek sekundy, buforowane w pętli zdjęcia i tak zostaną zapisane. Dla mnie bomba!
Koniec końców, pre-burst w Nikonie Z6 III tak mi się spodobał, że na stałe używałem go z szybkimi trybami seryjnymi. Przypłaciłem to oczywiście większą ilością zdjęć, ale było warto.
Nikon Z6 III przekonał mnie jeszcze do jednej funkcji, a mianowicie formatu DX. To bardzo praktyczne rozwiązanie właśnie przy fotografowaniu ptaków czy innej dzikiej przyrody. Nie zawsze przecież udaje się wypełnić tematem cały kadr, więc potem na komputerze zdjęcie i tak zostanie przycięte.
Włączając format DX w menu aparatu możemy od razu ograniczyć się do cropa 1.5x, zyskując tym samym lżejsze, bo o mniejszej rozdzielczości RAW-y. Pal licho, jeśli mówimy o raptem kilku zdjęciach, ale jeśli cały poranek tłuczemy serią małego ptaka, do którego nie możemy się zbliżyć, różnica w objętości danych na karcie będzie znacząca, a i czas zaoszczędzony na imporcie do Lightrooma zdecydowanie krótszy.
Atuty nowego Nikona Z6 III to nie tylko tryby seryjne i autofokus. Fotografując przed wschodem słońca doceniłem znakomitą jakość obrazu z nowej matrycy, która oferuje chociażby zaskakująco dobre ISO 12800. Oczywiście fotografując należy się starać schodzić z czułością jak najniżej, ale przyroda nie zawsze daje nam na to szansę. Tym samym gwarancja dobrej jakości zdjęć przy wysokich ISO to poważna zaleta tego aparatu. Nie chodzi tu jedynie o zdjęcia w słabym oświetleniu, ale często trzeba podnieść czułość, by uzyskać bardzo krótki czas migawki, umożliwiający “zamrożenie” szybkiego tematu.
Zdjęcia z Nikona Z6 III charakteryzują się też rewelacyjną kolorystyką i kontrastem. Wszystkie opublikowane tu kadry, to pliki JPEG prosto z aparatu - bez najmniejszej edycji w programie graficznym. W większości przypadków wystarczyło ustawienie balansu bieli Pochmurno, by ujęcia zyskały cieplejszy odcień. W efekcie, jeśli niektóre z nich potrzebują pewnej korekty, to na pewno nie musi być ona specjalnie duża.
W Z6 III docenić trzeba też wydajną stabilizację obrazu oraz świetną ergonomię nowego korpusu, który teraz jest na dodatek uszczelniony. Z lekkim spokojem mogłem więc patrzeć na aparat owiewany morskim piaskiem czy umazany słonym błotem.
Nikon Z6 III to także sprawdzony i niezawodny układ przycisków, co gwarantuje intuicyjną i wydajną pracę. W dodatku przyciski można mapować według uznania i kompletować zakładkę z własnymi ustawieniami. Dla przykładu ja wyciągnąłem sobie na wierzch opcje migawki, funkcje DX, czy Serię przed zwolnieniem migawki.
Jedyne czego żałuję, to że nie zabrałem nowego opcjonalnego gripa. Nie ze względu na pewniejszy chwyt, bo bez niego ręka na Z6 III spoczywa bardzo pewnie nawet z ciężkim telezoomem. Nie chodzi też o dłuższą pracę dzięki dwóm akumulatorom, bo na jednym Z6 III pracuje wystarczająco długo - po 3-godzinnej porannej sesji z ptakami, z której przynosiłem 1500 zdjęć i kilkanaście krótkich filmów, na wskaźniku naładowania nadal miałem dwie kreski w zapasie.
Rzecz w tym, że gdy leżymy płasko na ziemi, a przed nami nisko na statywie jest aparat, przełożenie ręki, by naciskać spust migawki kadrując w pionie jest bardzo niewygodne, a w dodatku wymusza ruchy, które mogą spłoszyć ptaki. Z pionowym gripem byłoby prościej i wydajniej. Bo jeśli zależy nam na dobrze wypełnionych kadrach, w moim przypadku z wyciągniętą w górę czaplą, czy wysoką warzęchą, pionowe kadrowanie jest idealne. Niestety sięganie do spustu migawki po przekręceniu aparatu było ryzykowne.
Nikon Z6 III pozwala także na tworzenie materiału wideo w jakości godnej przyrodniczych filmów rodem z Animal Planet. Opcji oferuje bardzo dużo, z 12-bitowym formatem 6K na czele. W efekcie przy wsparciu detekcji zwierząt nowy Nikon na pewno sprosta oczekiwaniom nawet profesjonalnym twórcom contentu przyrodniczego.
To co głównie może zainteresować, to wysoki klatkaż, by nagrywać zwierzęta w zwolnionym tempie. Mamy więc do dyspozycji np. 10-bitowy zapis 4K UHD 120p lub Full HD 240p. Z marszu możemy natomiast nagrywać lekkie filmy Full HD z 5-krotnym spowolnieniem i szybko dzielić się nimi w mediach społecznościowych. Efekt WOW murowany!
System Nikona ma dziś jedną z najciekawszych ofert dla miłośników dzikich zwierząt i ptaków. Głównie z powodu teleobiektywów, których portfolio jest dopasowane do fotografów przyrody na każdym etapie zaawansowania. Od tańszych zoomów Z 100-400 mm f/4.5-5.6 VR S i Z 180-600 mm f/5.6-6.3 VR, przez stałki średniego segmentu (Z 400 mm f/4.5 VR S, Z 600 mm f/6.3 VR S i Z 800 mm f/6.3 VR S), na profesjonalnych tele z wbudowanymi konwerterami kończąc (Z 400 mm f/2.8 TC VR S i Z 600 mm f/4 TC VR S).
Teraz Nikon ma także kolejny świetny korpus. Wyjątkowo uniwersalny Z6 III cenowo wpisuje się w średni segment, ale szybkością i wydajnością dorównuje zaawansowanemu Z8. Oczywiście ustępuje mu rozdzielczością matrycy, ale jego skuteczny autofokus, szybkie tryby seryjne z funkcją pre-burst, wydajna stabilizacja i znakomita jakość obrazu sprawiają, że fotografowanie nim, nie tylko ptaków, jest proste i skuteczne.W dodatku zaawansowane filmowanie z wewnętrznym zapisem 6K na czele, pozwala wykorzystywać go do produkcji wysokiej jakości materiałów wideo.
Więcej informacji o Nikonie Z6 III można znaleźć na stronie www.nikon.pl.