Wydarzenia
Polska fotografia na świecie - debata o budowanie kolekcji fotograficznej
MS: Ponad 10 lat. Poznaliśmy się przy okazji tworzenia Napo Images. W listopadzie 2017 odeszłam z agencji i wtedy Filip zaproponował mi żebym dołączyła do niego w Studio 810. Oficjalne otwarcie odbyło się 9 grudnia.
MS: Tak, to jego inicjatywa, on też znalazł to miejsce, co dziś uważamy za jakiś totalny dar Boży. Oboje mieszkamy na Saskiej Kępie, czujemy się związani z tą okolicą, i za prawdziwy przywilej uważam to, że do pracy mogę przychodzić niemal w kapciach (śmiech).
© Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portret zrealizowany dla Domu Spotkań z Historią w ramach projektu "Portret Rodzinny - kapsuła czasu"
FĆ: Pomysł narodził się dawno temu. Kiedyś w tym miejscu był osiedlowy sklepik spożywczy. Pamiętam, że gdy pierwszy raz tu przyszedłem, jakieś 7 lat temu, natychmiast pomyślałem, że to idealna przestrzeń na małe studio fotograficzne. Zaproponowałem to właścicielowi. Stwierdził, że nie wybiera się jeszcze na emeryturę, ale jeśli zmieni zdanie, to da mi znać. I tak też się stało w ubiegłym roku.
FĆ: Chodziło właśnie o miejsce. W centrum, ale na uboczu, jest tu bardzo cicho, mamy fantastycznych sąsiadów. To jest bardzo ważne w tego typu działaniach. Chodzi o ten klimat.
MS: Tutaj wchodzi się z ulicy, nie ma żadnych barier. Ludzie chętnie tu wpadają. Dzwonią, że idą do nas na wagary, przyjeżdżają posiedzieć na tej kanapie, pijemy kawę, rozmawiamy. Wpadają do nas fotografowie porozmawiać o swojej pracy, poprosić o radę, a więc niekoniecznie zrobić portret. Wspólnie z Filipem pracujemy w Studio 810 nad edycją książek fotograficznych i wystaw.
FĆ: To był naturalny proces. Dojrzewałem jako człowiek i dojrzewałem jako fotograf. Szukałem swojej przestrzeni, w której będę dobrze się czuł. Portret zawsze był mi bliski, bo już wtedy realizowałem zdjęcia portretowe dla wielu redakcji. To nie jest też tak, że odcinam się od reportażu i pracy dziennikarskiej. Idę o krok dalej. Fotografia to jest droga, a Studio 810 to kolejny etap.
MS: To co jest dla nas najbardziej fascynujące to też ciągłe myślenie jak się rozwijać, by nie robić cały czas tego samego portretu, nie stać się zakładem fotograficznym...
Portret Agnieszki zrealizowany dla Wszyscy Jesteśmy Fotografami w ramach cyklu "Portret osobisty, czyli bliskie spotkanie z..."
FĆ: Z drugiej strony to też jest fajne, moim marzeniem było zawsze mieć zakład fotograficzny. Oczywiście to nie jest miejsce, gdzie zrobisz sobie zdjęcie paszportowe, tego nie umiemy robić. Ale to ma być zakład, do którego ludzie przychodzą z ulicy i mówią „dzień dobry chciałbym, żeby pan mi zrobił portret”. I nawet nie chodzi o to, że ja, Filip Ćwik będę robił to zdjęcie, tylko po prostu jest firma, która zajmuje się portretowaniem ludzi. To jest firma usługowa i to jest super ciekawe.
MS: To jest trochę powrót do tego co się działo w Polsce w XIX i XX wieku. Moje prace nad Archiwami, Filipa „zbieractwo”, to jest coś co nas połączyło. Fascynacja tym, że kiedyś zamawiało się portret rodzinny, który można było później komuś ofiarować. Portret fotograficzny pełnił wiele funkcji, często był jedynym śladem po babciach i dziadkach, jedynym zdjęciem jakie rodzina posiadała, bo wtedy ta usługa była bardzo droga. My nie jesteśmy aż tak drodzy (śmiech), ale też nie są to ceny jak za zdjęcie legitymacyjne. Pracujemy na analogowym aparacie wielkoformatowym lub cyfrowym Fujifilm GFX i dajemy obiekt, fizyczną odbitkę. Oczywiście pliki cyfrowe funkcjonują, bo żyjemy w takich czasach, ale nam zależy na tym, żeby przekazać obiekt, często na życzenie bohatera pięknie oprawiony. Mamy szczęście pracować z Martą Bulińską z I Do Art, która dba o nasze odbitki i oprawę prac. Zdjęcie jest gotowe do powieszenia na ścianie, podarowania w prezencie, czy schowania w szufladzie jeśli bohater nie jest jeszcze na to zdjęcie gotowi.
MS: Zupełnie inna. Przychodzi do nas człowiek, który decyduje się na to żeby mieć portret, ale zanim dojdzie do fotografowania, jest jeszcze długa droga. Dlatego, że my musimy zrozumieć, czego nasz bohater potrzebuje, czego oczekuje. Czasem jest to potrzeba posiadania portretu, który będzie wykorzystywany w pracy zawodowej, czasem to portret rodzinny, czasem prywatny.
FĆ: … W jakim jest momencie życia, to jest bardzo ważne. Jeśli nie do końca wie czego chce, na końcu okazuje się, że robimy portret, który dla niego czy dla niej jest trudny, bo dotyka np. emocji, które w danym momencie chce ukryć.
© Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portret Pawła zrealizowany do cyklu ID
MS: My nie robimy retuszu, nie wyszczuplamy twarzy, nie zajmujemy się tym. Osoby, które do nas przychodzą muszą być tego świadome i muszą wiedzieć dlaczego tak jest. Ale dzięki temu trafiamy też na bardzo fajnych bohaterów, którzy przychodzą do nas i mówią: „wiesz, ja nie chcę się za niczym ukrywać”. Oczywiście zawsze pytamy, czy potrzebujesz makijażystki, jakiejś pomocy w doborze ubrań, 99 procent mówi „nie, ja chcę by sobą, po to do was przychodzę!”
FĆ: Najważniejsza część pracy moim zdaniem odbywa się poza aparatem. Oczywiście nie chodzi o to żeby ktoś się zwierzał, opowiadał swoje traumatyczne przeżycia, tylko żeby ten bohater zrozumiał gdzie trafił, co to jest za przestrzeń. I to widać później na matówce aparatu, jak on się zmienia. Gdy siada przed tym aparatem 8x10 cala, widzę jak powoli zaczyna odpuszczać, wszystko opada, przyzwyczajenia mięśni. I to jest ważne, czasem wystarczy postawić tego człowieka przed aparatem, żeby on poczuł, że może odpuścić. Czasem też nie robimy zdjęć, bo widzę, że to nie jest ten moment. I ten człowiek dopiero po jakimś czasie wraca. Nie dzieje się to często, ale się zdarza. Jest potrzeba takiej pauzy.
MS: Gdy rozmawiamy z bohaterami, też zawsze mówimy, że potrzebujemy trochę czasu na te zdjęcia, że to nie jest tak, że przyjdzie i w 15-20 minut portret będzie gotowy. Jeśli jest to jedna osoba, prosimy, żeby zarezerwowała sobie 3-4 godziny. Dużo zależy od pierwszego spotkania, chodzi o zrozumienie przez bohatera tego co my tu robimy. Druga sprawa – często jest tak, że ja jestem tu podczas sesji, pracujemy razem, rozmawiamy. Ale często jest tak, że ja wychodzę ze studia, bo czuję, że bohater powinien zostać sam z fotografem. I wtedy po cichu zamykam drzwi i wracam po kilku godzinach, pojawiam się po to żeby pomóc wybrać zdjęcia. To jest dość ciekawa sytuacja, kiedy obserwuję fotografa i bohatera, i widzę, że między nimi jest porozumienie bez słów, komunikują się i nic więcej nie potrzeba.
FĆ: Czasami jest dobry kontakt a czasami go nie ma...
MŚ: Czasem go nie ma i wtedy ja zostaję i biorę ten kontakt na siebie, po to, żeby Filip mógł złapać to co jest potrzebne.
© Filip Ćwik/STUDIO 810 - Portret Rafała
FĆ: Boją się zdecydowanie, to jest wyczuwalne. Przychodzą nastawieni na tradycyjne portretowanie, długie wprowadzenie, nastrój. Wszystko ma by landrynkowo piękne, myślą, że stworzymy jakąś bajkę. A tu okazuje się, że spotykają się z bezpośrednim przyjęciem, bez murów, bez przestrzeni, które w jakiś sposób wysłaniałyby ich. Pojawia się strefa nieznana im dotychczas w której niełatwo jest się odnaleźć. Jeśli są to aktorzy, jest łatwiej, bo rozumieją czym jest odsłanianie się.
MŚ: Tak, poza tym, gdy fotografujesz aparatem cyfrowym, możesz zajrzeć co tam wyszło, a tu nie masz takiej opcji, efekt będzie za jakiś czas, trzeba wywołać negatyw, zrobić odbitkę, to jest proces.
FĆ: Również dlatego, że jest wiele możliwości wywołania negatywów. To jest chemia. Naświetlenie negatywu to jest jedna historia, a druga, to jak wywoła naświetlony negatyw - na twardo czy na miękko, mniej lub bardziej kontrastowo, wyróżnić ciemne tony czy przeciwnie. Ciemnia fotograficzna to przestrzeń, która daje cały wachlarz możliwości.
© Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portret Anny
FĆ: Dokładnie, masz RAW-a, tylko że w tym przypadku możesz to zrobić tylko raz. Więc musisz się zastanowić, bo nie możesz się cofnąć. To wymaga pewnego wyczucia, ale też czasu. Wiem, że to jest bardzo niepopularne teraz słowo - czas. Wszystko musi być szybko, szybko, szybko. Ale tutaj ten czas jest naprawdę potrzebny. Po prostu. Potrzebne jest takie odejście. Moja dziewczyna zaczęła mi pokazywać nasze zdjęcia u swoich rodziców. Kiedyś, 10-15 lat temu wysyłaliśmy rodzicom nasze zdjęcia w listach, żeby pokazać: dzieci wyglądają teraz tak, my wyglądamy teraz tak. Rodzice robili sobie z tego albumy. Wysłaliśmy w sumie pewnie z 600 zdjęć, a oni wyedytowali to sobie do 30-40. I mieli na to czas. I tak co roku, i widzę, że te zdjęcia są zmieniane – wyjmują, przekładają, edytują. Na Instagramie, czy na komputerze, to jest zawsze szybko. I to nie jest żadna moralizatorska gadka. Żeby to wyszło dobrze, musi by ten element czasu.
© Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portret Marka zrealizowany do cyklu ID
MŚ: Baaardzo powoli, małymi kroczkami, i to jest dziwne. Ale rozmawiam też z moimi znajomymi spoza środowiska fotograficznego, i słyszę, że to jest odbierane jako pewien rodzaj nonszalancji - mieć swój portret. Jakiś kaprys. Nie jest próżnością posiadanie konta na Instagramie, wstawianie tam kolejnego selfie, a nawet dzielenie się swoimi bardzo intymnymi sytuacjami ze swojego życia, ale powieszenie na ścianie swojego portretu na ścianie już tak.
MS: Coś w tym stylu. I to w pewien sposób też jest ciekawe. Ja też mam w sobie jakąś nutkę badacza i naukowca. Obserwuję to zjawisko, zastanawiam się i jest to dla mnie ekstremalnie ciekawe. Myślę kiedy się to zaczęło, kiedy to wahadło ruszyło które zrobiło takie 180 stopni.
FĆ: To nie jest tak, że ludzie chcą sobie zrobić ładny portret.
MS: Większość telefonów odbieram ja, jestem pierwszym kontaktem. Sytuacja sprzed dwóch czy trzech dni. Dzwoni do mnie dziewczyna, która mówi, że oprócz zdjęcia biznesowego, chce spełnić swoje marzenie, portret pokoleniowy – ona, jej córka, i jej mama. Chce mieć pamiątkę. Po prostu potrzeba posiadania świadectwa pewnego czasu, momentu, i nie posiadanie jej tylko w postaci pliku cyfrowego na dysku, tylko jako obiektu, który powiesi na ścianie, zdjęcia któremu może się przyglądać pijąc poranną kawę. I ona tej próżności nie czuje, dla niej to jest spełnienie marzenia.
© Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portret Jadwigi zrealizowany do cyklu ID
FĆ: Z moich doświadczeń wynika, że osoby przychodzące do Studia 810 są zainteresowane portretem, ale nie wiedzą czego się spodziewać i jak wygląda proces. Dopiero spotkanie z nami, rozmowa i wytłumaczenie jaką mamy ofertę, utwierdza ich w przekonaniu że są gotowi w tym konkretnym momencie życia w którym właśnie się znajduję na utrwalenie ich wizerunku.
MS: Bohaterowie też często nam się tu pięknie otwierają. Przychodzi człowiek, który jest zamknięty, gdzieś schowany w sobie i nagle, wbrew temu co się wydaje, zaczyna się uśmiechać, to wychodzi bardzo naturalnie.
FĆ: To wynika ze sposobu pracy, to nie są sesje modowe, czy magazynowe, że musi się dziać, że ekipa, asystenci, reżyseria planu: coś zagraj, coś zrób. Tu jest cisza i panuje raczej intymna atmosfera.
© Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portret Kasi i Maurice
MS: Dokładnie o to samo zapytałam ostatnio moją fryzjerkę! (śmiech). Co robisz gdy klientka mówi „no nie, to nie jest to”. Zapytałam o to dokładnie w tym kontekście, myśląc o tym, że jestem tutaj w studio 810. Nam na szczęście nie zdarzyła się jeszcze sytuacja, w której ktoś był totalnie niezadowolony. Bywało, że klient powiedział, że nie był przygotowany na to zdjęcie. Teraz schował je do szuflady, ale jestem przekonana, że on do niego wróci.
FĆ: Rzeczywiście jest to moment niezwykle ciekawy zarówno dla nas, ale przede wszystkich dla klientów Studia. Staramy się przed każdą sesją poinformować naszych bohaterów, że Studio 810 to zakład portretowy, który funkcjonuje na tradycji Witkacowskiej. Regulamin firmy portretowej Witkacego jest nam bardzo bliski. My nie upiększamy ludzi. Rejestrujemy. Zawsze też powtarzam, że to bohater, który stoi przed aparatem, ofiarowuje nam swój portret, nie my jemu.
zdjęcie główne: © Filip Ćwik / STUDIO 810 - Portrety Tomka, Olgi i Marcina zrealizowane do cyklu ID