Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Na początek zapytam dość ogólnie: co najbardziej pociąga Cię w fotografii?
Medium fotografii jak każde inne ma swoje wady i zalety. Ja cenię sobie w nim indywidualizm w procesie tworzenia - jestem zdany na samego siebie i decyduję o wszystkim, co zobaczę w wizjerze, a następnie zarejestruję w postaci zdjęcia. Tworzenie obrazów, układanie z nich historii czyni fotografię mniej oczywistą niż się wydaje. To wszystko, czego nie widać, a co niewątpliwie istnieje pomiędzy fotografiami. Dialog, korespondowanie ze sobą, to naprawdę cudowna sprawa.
fot. Tomasz Böhm, z projektu "Mare"
Zacząłeś fascynować się fotografią dokumentalną około 10 lat temu. Jak przez te lata ewoluowało Twoje podejście do tego medium?
Na samym początku każdy młody fotograf rozpoczyna swoiste poszukiwania estetyki, która umożliwia mu wyrażanie samego siebie poprzez zdjęcia. Jest to czas, który przypomina trochę chodzenie po omacku i przypadkowe natrafianie na rodzaje fotografii, które niekiedy nam się podobają, a innym razem niekoniecznie. Sprawdzamy niejako sami siebie, w czym się dobrze odnajdujemy, jaka forma nam odpowiada i co tak naprawdę sprawia nam przyjemność. Gdy już choć trochę wiemy, co nas tak naprawdę pociąga w tej fotografii, to możemy starać się rozwijać swoje umiejętności i wiedzę na dany temat.
Na przykład na różnych kursach lub w szkołach.
Tak, obecnie, w moim rozwoju i postrzeganiu fotografii dużą rolę odgrywa Instytut Twórczej Fotografii w Opavie, której jestem studentem. W początkowym okresie rozwoju najwięcej wnosiły jednak spotkania autorskie z fotografami, które były organizowane przy okazji premier książek fotograficznych albo Miesiąca Fotografii. Zawsze z ogromnym zaciekawieniem słuchałem ich wypowiedzi i czekałem, by na koniec spotkania zadać zawsze to samo pytanie: „Co robić, by być lepszym fotografem i jak rozwijać swoje umiejętności?” Kiedy zauważyłem, że znacząca większość tych osób doradza mi, żebym oglądał jak najwięcej dobrych zdjęć, zdałem sobie sprawę, że to naprawdę musi mieć moc sprawczą. Od razu chciałbym nadmienić, że dobre zdjęcia wiszą w galeriach i muzeach, drukowane są w postaci książek fotograficznych czy innych publikacji.
fot. Tomasz Böhm, z projektu "Mare"
A te w Internecie?
W dobie internetu trudno jest osobie rozpoczynającej swoją przygodę z aparatem odróżnić wartościowe fotografie od niczego nie wnoszących zdjęć, których dziennie miliony publikowane jest w sieci. Niema nikogo, kto wskazałby takiej osobie drogę rozwoju, nie uczą nas tego w szkołach. Musimy sami być uczniami i wykładowcami jednocześnie. Taka fotograficzna eksploracja może być czymś naprawdę ciekawym. Z biegiem czasu, nasze podejście tak samo jak i zdjęcia zaczynają ewoluować w kierunku jaki sami obieramy. Przetwarzamy dotychczasową wiedzę uzupełniając ją o nowe zdobycze naszej wizualnej wyobraźni. Najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że ten proces się nigdy nie kończy.
„Mare” to sen, który stał się dla Ciebie koszmarem. Jak sam piszesz, odkrywałeś Islandię z osobą, która w krótkim czasie z partnera życiowego, stała się dla Ciebie trudnym wspomnieniem. Powiedz, jaki obraz Islandii został w Twoje pamięci - teraz, z perspektywy minionego czasu.
To był mój pierwszy i jak na razie ostatni pobyt na wyspie. Dla mnie to miejsce oderwane od rzeczywistości, w którym trudno szukać analogii do Polski czy innego kraju na naszym kontynencie. Kiedy przez wiele lat marzyłem żeby tam polecieć, wizualizowałem sobie pierwsze chwile na wyspie. Jak to będzie ? Co najpierw zobaczę ? Czego się tam spodziewać ?
fot. Tomasz Böhm, z projektu "Mare"
Zawsze ukazywał mi się wtedy obraz kilkugodzinnej podróży z lotniskowego parkingu w bliżej nieokreślone miejsce, gdzie zobaczę cuda natury i miejsca, których tak bardzo chciałem doświadczyć. Rzeczywistość była taka, że gdy uchyliły się lotniskowe drzwi, moim oczom ukazało się od razu to, po co tak bardzo chciałem zobaczyć Islandię. Obraz innego świata. Wypalonej, surowej skały, którą często z trudem zamieszkują ludzie. Nigdzie nie trzeba było szukać tej prawdziwej Islandii. Ona po prostu jest.
„Mare" dokumentuje istnienie nocnych koszmarów. Czy można powiedzieć, że ta seria to pewien rodzaj autoterapii?
Kiedyś sam, z czystej ciekawości szukałem tego typu informacji, czy można to uznać za formę autoterapii z punktu widzenia medycyny. Zwykle odsyłano mnie w tym momencie do dzieł Freuda. Jego książka „Poza zasadą przyjemności” opisuje pewne aspekty, które bez problemu mógłbym przyporządkować sobie i tamtemu okresowi w moim życiu. Istnieją ludzie, którym wszelkie formy twórczości pomagają w takich chwilach i chyba do nich należę. Mogę zatem powiedzieć, że to forma autoterapii. Z perspektywy czasu - gdybym miał możliwość zmiany czegokolwiek w tamtym czasie to i tak bym z tego nie skorzystał, a wykonałbym te zdjęcia jeszcze raz w taki sam sposób.
Czy już będąc na Islandii wiedziałeś, że powstanie z tego materiału cykl fotograficzny, czy raczej jako fotograf intuicyjnie dawałeś upust swoim emocjom poprzez fotografowanie?
Poleciałem tam na okres miesiąca z perspektywą życia w namiocie i korzystania z autostopu przez cały czas trwania podróży. Ludzie podróżujący w ten sposób myślą zwykle kategoriami „przetrwania” aniżeli dokładania sobie dodatkowych zobowiązań w postaci wielu kilogramów sprzętu fotograficznego i rolek filmu, które znajdowały się dosłownie wszędzie. W moim plecaku, poza rzeczami które dosłownie potrzebne były mi do przeżycia znalazły się 4 aparaty fotograficzne.
fot. Tomasz Böhm, z projektu "Mare"
Miałem ustalony plan co do formy prezentowanego cyklu. Wiedziałem, jakie rodzaje scen chcę zaprezentować. Plan planem, a rzeczywistość rzeczywistością. Takie założenia nie mogą być jednak zbyt uściślone, gdyż nie jesteśmy w stanie przewidzieć co i w jaki sposób wydarzy się za kilka tygodni, na drugim końcu świata. Trzeba być gotowym na różne obroty spraw i intuicyjnie wykorzystywać to, co napotykamy na swojej drodze. Wykonanie wielu zdjęć, następnie ich wywołanie i zeskanowanie to niestety za mało, aby powstał cykl fotograficzny. Dopiero proces fotoedycji daje nam odpowiedź, czy z tej mąki będzie chleb. Czasami niestety coś idzie nie po naszej myśli i mimo, że posiadamy mnóstwo dobrych zdjęć, to w efekcie trudno nam złożyć je w zestaw fotografii.
Czy jesteś w stanie przywołać historię, związaną z jedną z fotografii z tego cyklu?
Tak naprawdę każde z tych zdjęć niesie jakąś historię i bez kłopotu można by napisać o tym mały esej. Historie byłyby przeróżne i chyba częściej przypominały twórczość Kerouaca aniżeli poważną, dostojną literaturę… Otwierające zdjęcie (to z pustą kratownicą reklamy na zboczu) wykonałem w małym miasteczku Kirkjubaejarklaustur na południu wyspy. Zauważyłem tę konstrukcję na stromym zboczu opadającym bezpośrednio do drogi, którą akurat szedłem. Od razu wiedziałem, jak chcę sfotografować ten obiekt. Chwyciłem za aparat i z wizjerem przy oku zacząłem chodzić to w lewo, to w prawo skupiając się tylko i wyłącznie na kadrze. Długo mi to zajęło, bo uchwycenie symetrii i określonych proporcji nie było proste. Jak się okazało, idealne miejsce znalazłem na środku drogi. Wykonałem zdjęcie tak, jak to sobie wymarzyłem. Zadowolony z siebie zakładam aparat na ramię i wtedy moim oczom ukazuje się sznurek 6 samochodów, które czekają, aż człowiek z dziwnym aparatem opuści drogę. Nikt nawet nie skrzywił się w moim kierunku, wszyscy potulnie czekali i ze zdziwieniem obserwowali, jak przez kilka minut biegam z aparatem… W ciągu następnych kilku godzin spacerowania tą jezdnią nie spotkałem już później ani jednego samochodu.
fot. Tomasz Böhm, z projektu "Mare"
Opowiedz nam o swoich największych inspiracjach. Pytam nie tylko o fotografów, ale również malarzy, artystów, muzyków.
Jest tego naprawdę mnóstwo. W moim przypadku wiodące są muzyka i kinematografia. Lubię zarówno słuchać płyt w domu jak i chodzić na koncerty. Muzyka towarzyszy mi przy każdej możliwej okazji. W zależności od nastroju wybieram coś z post-rocka, elektroniki, hardcoru, hip-hopu czy jazzu. Kawałki Sigur Rós, Godspeed You!Black Emperor czy Amenra często mają odzwierciedlenie w moich zdjęciach. Najnowsza płyta Marcina Maseckiego z nokturnami również robi na mnie bardzo dobre wrażenie.
Jeżeli rozmawiamy o ruchomym obrazie, niemal wszystko, co stworzył David Lynch stanowi dla mnie arcydzieło i kopalnię inspiracji dla własnej twórczości. Podobnie sprawa ma się z twórczością Krzysztofa Kieślowskiego. Z kolei jeżeli chodzi o sfery produkcyjne to wzorem w dążeniu do technicznej perfekcji i rozwijania własnego warsztatu jest dla mnie Stanley Kubrick. Sposób, w jaki dbał o najmniejsze szczegóły filmu, w czasach, w których nierzadko sam musiał konstruować scenografię, urządzenia, wózki czy nawet obiektywy którymi swoje filmy nagrywał budzi mój ogromny respekt.
Jeśli zaś chodzi o fotografów to są to m.in. Todd Hido, Alec Soth, Rob Hornstra czy Alexander Gronsky - ulubieni twórcy, do których prac zawsze chętnie wracam.
Jakie są Twoje fotograficzne plany na następne miesiące?
Na chwilę obecną realizuję cykl fotograficzny w stuletniej, czynnej elektrowni węglowej na terenie Górnego Śląska. Zdjęcia robię tam od niecałego roku i jeszcze mnóstwo pracy czeka na mnie na miejscu. Fotoedycja dotychczasowego materiału powoduje ewoluowanie konceptu i zarazem podejścia do samego zagadnienia. W międzyczasie planuję kilkutygodniowy wyjazd fotograficzny w drugiej połowie roku. Mam ochotę odwiedzić jakieś odległe miejsce i rozpocząć pracę nad czymś nowym.
Dziękuję za rozmowę.