Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Collegium Artis: Twoje prace są doceniane zarówno na rynku fotografii reklamowej, jak i artystycznej. Robisz zdjęcia do kampanii reklamowych, edytoriale, autorskie projekty... Przenikanie się tych pól działania jest coraz bardziej zauważalne w twórczości innych fotografów Twojego pokolenia. Jak podział na sztukę i komercję wygląda w praktyce?
Paweł Fabjański: To jest bardzo złożony temat. Najpierw trzeba by było zdefiniować, gdzie leży linia podziału między fotografią komercyjną i artystyczną. We współczesnej fotografii jest to właściwie niemożliwe, te kategorie się zupełnie zatarły. Wszystko może być sztuką, ale wszystko może też zostać z tego pola wyrzucone. Gdybym musiał jakoś wskazać te granice, to powiedziałbym, że w komercji przekaz jest związany ze sprzedażą, a w sztuce jest on osobisty, autorski - choć to nie jest idealny podział, i na pewno jest sporo wyjątków od tej reguły. Być może nie należy szukać odpowiedzi
w samym obrazie, ale w intencjach, z jakimi jest tworzony - czy to zdjęcie ma trafić do MoMA w Nowym Jorku czy na billboard na wylotówce z Warszawy.
CA: A co jeżeli zdjęcie ma trafić do magazynu, np. do Melby, w której ostatnim numerze możemy znaleźć Twój edytorial?
PF: W teorii Melba to platforma dla prezentacji autorskich projektów, jednak te realizacje zawsze w jakimś stopniu ocierają się o komercję. O zrobieniu cyklu dla Melby myślałem projektowo. Musi on pasować do formy magazynu, do tematu numeru, tworzyć spójny edytorial. Dla mnie to jest taka bardzo kreatywna komercja, w której dużą swobodę pozostawia się twórcom.
CA: Jaka forma przedstawiania fotografii mogłaby dać Ci tę pełną wolność?
PF: To trudne pytanie. Na dzień dzisiejszy chyba najbardziej atrakcyjną formą byłoby dla mnie zrobienie wystawy, ale nie w instytucji. Czyli coś takiego na zasadzie galerii funkcjonującej poza obiegiem, bez instytucji sterującej. Wejście w instytucjonalną sferę, współpraca z galeriami, zawsze narzuca pewne ograniczenia, ramę, podobnie jak fotografia komercyjna. Z drugiej strony pełna wolność i totalny brak kontroli może prowadzić do miałkości i grafomanii. Bez kurateli łatwo stworzyć bełkot – i tak wracamy do punktu wyjścia.
CA: A co z prezentowaniem fotografii w internecie?
PF: Jeżeli chodzi o popularność, szerokość odbioru, wszystkie instytucje przegrywają z internetem. To jest również kwestia zmiany pokoleniowej – dla ludzi urodzonych w latach 90., którzy przyszli na świat, kiedy internet już istniał, ważniejsze jest to, co dzieje się na Tumblr, niż w galeriach i muzeach. Niestety, portale typu Tumblr kompletnie odzierają prace z autorskości. Nawet jeżeli pod zdjęciem jest jakaś krótka informacja na temat tego, kto jest twórcą, to w zalewie obrazów, oglądając zdjęcia lejące się niekończącym się strumieniem, nie zwracasz na nią uwagi. W tym systemie zniknął autor. Mówię to między innymi na podstawie obserwacji życia własnych zdjęć na Tumblr – parę moich prac miało viralową nośność, która zaowocowała dużą ilością udostępnień i polubień. Jednak w żaden sposób nie przekłada się to na np. oglądalność mojej strony internetowej albo wzrost mojej popularności jako fotografa. Nikogo nie obchodzi, czy zrobiłem coś więcej, niż to jedno zdjęcie, czy ono jest częścią jakiejś szerszej całości… Na Tumblr moja praca funkcjonuje po prostu jako jeden z wielu obrazów, jest zupełnie niezależna ode mnie.
CA: Ale czy to nie jest ciekawe i w pewien sposób budujące, że zdjęcie samo w sobie ma taką siłę, że może być autonomicznym bytem?
PF: To powoduje, że obraz nie musi mieć treści, musi być po prostu „fajny”. To jest trochę tak, jak ze zdjęciami reklamowymi - w komercji liczy się to, żeby obraz przyciągał wzrok, był łatwy w odbiorze, działał doraźnie. Tak samo działa Tumblr. Poza tym, ten system to wąż zjadający swój własny ogon - jeżeli ktoś tworzy na podstawie tumblerowych inspiracji, potem wrzuca to zdjęcie na Tumblr, tam kolejne osoby reblogują je i inspirują się nim, to wszystko kisi się w tym samym sosie. Obraz w tym układzie to inspiracja inspiracją, inspirująca kolejne podobne zdjęcia. Brak tu dopływu świeżych idei. W wyniku mieszania w kółko tych samych składników wychodzi szarość, średniość. Poza tym jestem zdania, że fotograf nie powinien inspirować się jedynie obrazami.
CA: Czyli swoim studentom radzisz czytać książki?
PF: Ważne jest myślenie, czytanie, rozwój intelektualny, ale przecież zdarza się, że artystami zostają ludzie, którzy są totalnymi ignorantami, jednak mają tę "iskrę bożą". I robią niesamowite rzeczy. Trudno więc jednoznacznie powiedzieć, że poszerzanie wiedzy i trenowanie umysłu jest przepisem na bycie ciekawym twórcą. Jednak z pewnością jest wskazane (śmiech).
CA: Często spotykamy się z krytyką tego, co dzieje się na rynku fotografii komercyjnej w Polsce. Czy te schematy sprzedażowe, które znajdują odzwierciedlenie w estetyce reklam, są tak mocne, że nie da się ich zmienić?
PF: Na pewno da się pewne rzeczy zmienić, ale jest to kwestia czasu. Edukacja wizualna w Polsce jest na bardzo niskim poziomie, wystarczy rozejrzeć się dookoła - to nie przejawia się jedynie w fotografii, ale również w architekturze, projektowaniu graficznym... Kształcenie twórców, czyli to, co robi m.in. Collegium Artis, jest ważne, ale przede wszystkim powinniśmy zacząć kształcić odbiorców. Tylko żeby kształcić, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dobre, a co nie. I tu zaczynają się schody. Podobnie jak stworzenie wyraźnej linii podziału na sztukę i komercję jest trudne, tak samo jednoznaczne określenie, co jest złe, a co dobre, w gruncie rzeczy jest niemożliwe. Bo gdy się nad tym głębiej zastanowić, to być może nasz polski chaos wizualny jest unikatowy na skalę światową i warto go zachować? Ale, abstrahując od tego, myślę, że istnieje inny sposób, w jaki dałoby się poprawić estetykę reklam. Uważam, że błąd, który popełnia się w przypadku komercyjnych realizacji – choć mogę się mylić, ponieważ nie zajmuję się marketingiem, badaniami rynku - to założenie, że poziom musi być tak niski, aby absolutnie każdy potencjalny klient czuł, że sam mógłby coś takiego wymyślić. Myślę, że powinniśmy zaproponować odbiorcom coś bardziej interesującego. Chyba David Ogilvy powiedział o reklamie, że można ją krytykować i jej nie lubić, ale jedno trzeba jej oddać - jest świetnym medium, które podnosi cywilizację na wyższy poziom. Miał na myśli to, że wytwarzając aspiracje i pragnienia, reklama powoduje, że ludzie starają się na wielu płaszczyznach bardziej dbać o swoje życie, chcą po prostu żyć lepiej. Byłoby bardzo dobrze, gdyby za pomocą reklamy udało się wynieść aspiracje estetyczne Polaków na poziom wyżej. Liczę na to, że w końcu tak się stanie.
Paweł Fabjański prowadzi warsztaty masterclass w Collegium Artis. Na co dzień pracuje jako fotograf reklamowy oraz wykładowca na wydziale fotografii w PWSFTViT w Łodzi. Jego pracownia w łódzkiej Filmówce to miejsce, w którym idea fotografii komercyjnej jest definiowana na nowo. Razem ze swoimi studentami zgłębia warsztat fotografii komercyjnej, godząc najnowsze trendy z wiedzą o jej korzeniach. Fotograficzny styl Fabjańskiego zdefiniować można jako połączenie fotografii reklamowej, artystycznej i mody. Ma na swoim koncie nagrody w konkursie KTR oraz Srebrnego Lwa przyznawanego w Cannes na międzynarodowym festiwalu reklamy. Jego zdjęcia prezentowane były w albumie “200 Best Ad Photographers Worldwide” wydawanym przez prestiżowe wydawnictwo Luerzer’s Archive. Obecnie Fabjański kładzie duży nacisk na realizacje projektów artystycznych, w ostatnim czasie jego prace prezentowane były na wystawach w Paryżu, Cannes, Pradze, Derby oraz w Warszawie.
Artykuł przygotowany przez Collegium Artis.