Akcesoria
DJI Mic Mini - superlekkie, małe i niedrogie mikrofony na start
Henryk Tomasz Kaiser urodził się w Krakowie, gdzie w latach siedemdziesiątych zajmował się fotografią zawodowo jako członek ZPAF-u. Od 1981 roku mieszka i pracuje w Nowym Jorku jako niezależny fotografik, współpracujący z Bankami Fotografii. Publikuje ponad 1500 zdjęć rocznie. Jego fotografie można zobaczyć niemal wszędzie na świecie- od pocztówek i kalendarzy, poprzez czasopisma, po billboardy. Wśród wielu firm i czasopism wykorzystujących zdjęcia H.T. Kaisera są: American Airlines, Sony, National Geographic, LOT, Rider's Digest, General Motors.
Od kilku dni w Krakowie można oglądać jego fotografie na wystawie Bank Fotografii
Fotopolis: Przed Pana wyjazdem do Stanów, w latach 70-tych zajmował się Pan fotografią artystyczną, został Pan członkiem ZPAF-u. Teraz fotografuje Pan komercyjnie, utrzymując się ze sprzedaży zdjęć Bankom Fotografii. Kiedy i dlaczego nastąpiła ta zmiana działalności?
Henryk Tomasz Kaiser: Żeby zostać członkiem ZPAF-u trzeba było mieć na swoim koncie jakieś nagrody, brałem więc udział w licznych konkursach fotograficznych. Później, gdy człowiek stawał się zawodowcem, nie wypadało wysyłać już zdjęć na konkursy. Podejmowałem się przeróżnych projektów. Do najciekawszych należała Grupa Centrum, w której zajmowaliśmy się działalnością fotograficzno-plastyczno-happeningową. Powstało wówczas wiele bardzo ciekawych prac. Realizowałem również projekt Ludzie ulic Krakowa, zorganizowana w 1978 roku wystawa okazała się bardzo kontrowersyjna, czego konsekwencją było to, że zainteresowała się mną cenzura. Później wyjechałem do Stanów, między innymi z powodów politycznych, ale przyczyną były również trudności z dostępem do materiałów fotograficznych i profesjonalnego sprzętu. Początkowo chciałem tylko kupić dobry aparat, trochę materiałów i wrócić, ale po kilku miesiącach od mojego wyjazdu rozpoczął się stan wojenny i zacząłem stopniowo przedłużać pobyt. Nie miałem obywatelstwa, więc nie mogłem zostać zatrudniony w agencji - jedyną możliwością był o sprzedawania swoich zdjęć Bankom Fotografii.
W Polsce przed Pana wyjazdem nie było dużych możliwości sprzedawania swoich zdjęć. Nikt wówczas nie słyszał o Bankach Fotografii. To chyba kolejny powód dla którego zaczął pan fotografować komercyjnie dopiero po wyjeździe do Stanów.
Oczywiście nie było takich możliwości sprzedawania swoich zdjęć jakie są w tej chwili, choć nie można powiedzieć, że nie było żadnych możliwości. Uczestniczyłem wówczas w różnych projektach, związanych ze zleceniami dla członków ZPAFu. Jednym z takich przedsięwzięć było wykonywanie powiększeń archiwaliów na wystawę w obozie w Oświęcimiu. Fotografowałem również zapory w Polsce południowej dla Przedsiębiorstwa Wodnego w Krakowie. Oczywiście nikt wówczas nie myślał o Bankach Fotografii, one zaczęły powstawać w Stanach w latach osiemdziesiątych.
Czy nie odczuwa Pan ograniczenia wolności przez przejście od fotografii artystycznej do komercyjnej? Co prawda nie fotografuje Pan na zlecenie, bo to agencje wybierają sobie Pana fotografie, ale mimo wszystko jest Pan zmuszony do podporządkowywania się trendom.
Oczywiście w pewien sposób ogranicza to wolność, ale nie do końca. Przecież sam daje sobie zlecenie, sam wybieram temat, nikt mi tego nie narzuca. Wolność artystyczna, jako możliwość wyboru zostaje w pewnym sensie zachowana. Ale z drugiej strony bardzo trudno jest dostosować się do trendów - one zmieniają się bardzo szybko, a zrobione przez mnie zdjęcie może zostać kupione najwcześniej za rok, a z reguły sprzedaje je za dwa lata. Staram się więc fotografować raczej klasycznie, ponadczasowo. Choć muszę przyznać, że czasami sprzedaje zdjęcia, które zrobiłem 25 lat temu w Polsce.
Takie przewidywanie jest bardzo trudne, wymaga wielkiej wyobraźni, wiedzy i zapobiegliwości...
Ci którzy nie sprostają wymaganiom rynku, po prostu zostają wykluczeni. W chwili obecnej jest około 500 ludzi takich jak ja, którzy nie fotografują na zlecenie, ale utrzymują się wyłącznie z Banku Fotografii.
Jak udało się Panu zdobyć taką pozycję? To przecież musiało być niezwykle trudne. Wiem, że gdy przyjechał Pan do Stanów, pracował w laboratorium fotograficznym i powoli kompletował sprzęt. Jak dokładnie wyglądały te początki?
Ten rynek jest specyficzny, bo nie wyrabia się pozycji, agencje zainteresowane są anonimowymi zdjęciami, więc nazwisko nie ma znaczenia. Początki były bardzo trudne. Słabo znałem język, nie miałem przyjaciół i jak już mówiłem na stałe zlecenia w agencji nie mogłem na samym początku liczyć. Od chwili kiedy postanowiłem zarabiać na fotografii do chwili kiedy zwróciły mi się koszty minęły 4 lata, a do momentu, kiedy zacząłem utrzymywać się z tego upłynęło około 6 do7 lat. Początki były więc bardzo trudne.
Zdaje się, że dużo łatwiej utrzymywać się z fotografii, gdy pracuje się jako reporter dla miesięcznika lub gazety. Próbował Pan kiedyś fotografii reportażowej?
Kiedyś jeszcze w Krakowie pracowałem dla różnych pism: dla Studenta, Życia Literackiego oraz dla Prawa i życia. Nie mogę jednak nazwać tamtej pracy fotografią reportażową. Ja po prostu ilustrowałem artykuły swoimi zdjęciami. Później zajmowałem się również projektami, które powiązane są z fotografią reportażową, a które ja upieram się nazywać portretami psychologicznymi. Było to związane z kontrowersyjną wystawą, o której już wspominałem - Ludzie ulic Krakowa, przedstawiającą w większości żebraków. Wzbudziła ona wówczas wielkie zainteresowanie Krakowian.
Rynek fotografii komercyjnej należy do bardzo trudnych i wymagających, panuje duża konkurencja. Szczególnie trudne są początki. Potrzebowałem bardzo silnej wiary w siebie, żeby wytrwać kilka pierwszych lat, żeby inwestować bez zysków. Zmotywowały mnie osiągnięcia pewnego fotografa z Japonii - Wiglera. On pierwszy udowodnił, że z Banku Fotografii można się utrzymać. Stwierdziłem, że skoro on potrafił, to mi też może się udać. Było to w 1984 roku.
Chciałabym nawiązać do wystawy, która rozpoczęła się właśnie w Krakowie. Nazywa się ona właśnie Bank fotografii. W świecie polskiej fotografii jest to hasło dosyć kontrowersyjne. Bardzo wielu ludzi w kraju jest nieprzychylnie nastawionych do fotografii stockowej. Uważają, że nie można jej oceniać tymi samymi kategoriami, że między fotografią artystyczną i komercyjną jest ogromna przepaść. Jakie były reakcje podczas wernisażu?
Wystawa została przyjęta bardzo pozytywnie, co nie jest normą w Krakowie. Z negatywnymi opiniami o Bankach Fotografii rzeczywiście można się w Polsce spotkać. Współcześnie bardzo mało jest dobrych fotografów, którzy nie zajmują się fotografią komercyjną. Fotografia artystyczna i komercyjna są ze sobą powiązane. Stosunek do fotografii stockowej jest być może uwarunkowany genezą tego rodzaju zdjęć. Kiedyś naprawdę nie były to dobre fotografie, bywało, że przypadkowe, nieprofesjonalne, np. zrobione podczas wakacji w Kanadzie. Teraz zdjęcia w Bankach Fotografii są na bardzo wysokim poziomie. Można więc potraktować ten pogląd jako wynik przestarzałego wyobrażenia o Bankach Fotografii.
Negatywne opinie o Bankach Fotografii często wyrażają ludzie, którzy uważają, że zdjęcie nie musi być technicznie profesjonalne, bo poruszony, prześwietlony lub niedoświetlony obraz wygląda bardziej artystycznie.
Ja uważam, że ludzie, którzy negatywnie oceniają fotografię komercyjną, są często po prostu gorszymi fotografami, nie potrafią zauważyć pewnych rzeczy. Różnica między komercją a sztuką oczywiście istnieje, ale sztuka tylko i wyłącznie dla sztuki zaczyna być chyba jedynie czystą formą. Negatywne oceny często wychodzą od ludzi. którzy sami starali się osiągnąć sukces w tej branży, a jak już mówiłem nie jest to łatwe i nie wszystkim się udaje. Ponadto jeszcze piętnaście lat temu stock był marginesem fotografii. Dzisiejsze katalogi udowadniają wysoki poziom tych zdjęć, co potwierdza ponad 70 % udział w rynku fotografii. Oczywiście w katalogach można znaleźć również zdjęcia rozmazane, nieostre, ale tam wszystko jest zamierzone i przemyślane, a nie wynika z przypadku czy błędów technicznych. Można robić dobre zdjęcia złym sprzętem, ale wysokiej jakości sprzęt pozwala wykorzystać każdą szansę na ciekawą fotografię.
Ostatnie pytanie o wystawę: jaka część Pana twórczości została na niej zaprezentowana?
Na wystawie w Domu Polonii w Krakowie prezentowane są głównie zdjęcia ludzi - właśnie tym się teraz zajmuje. Jest to dorobek ostatnich pięciu lat mojej pracy. Na ekspozycję złożyło się około dziewięćdziesięciu zdjęć z różnych działów: od biznesu. poprzez kobiety, pary, po zdjęcia dzieci.
Dziękuję za rozmowę.
Wystawa w Domu Polonii (Rynek Główny w Krakowie) czynna jest do 4 lipca w godzinach 11-17, od poniedziałku do piątku.
Fotografie Henryka Tomasza Kaisera można oglądać na jego stronie internetowej www.htkaiserphoto.com. Natomiast zdjęcia z wystawy "Ludzie ulic Krakowa" dostępne są na stronie www.htkaiserphoto.com/k
Informacje o innych wystawach fotograficznych w całej Polsce dostępne są w czerwcowym kalendarium Fotopolis
{GAL|26153