Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Po ukończeniu uniwersytetu Vasconi pracował kilka lat w biurze - jak sam wspomina była to “bezpieczna, ale nudna praca”. W 2008 roku, jako trzydziestopięciolatek, postanowił coś zmienić w swoim życiu i wyruszył na siedmiomiesięczną podróż po Ameryce Południowej. Gdy wrócił do Turynu, jego nastawienie do życia uległo zmianie.
Przez większość czasu Włoch podróżował bez kamery. W ostatnim miesiącu swojej podróży, w Boliwii, w jego ręce trafił mały aparat kompaktowy. Po powrocie Vasconi znalazł inną pracę i przez dwa lata oszczędzał pieniądze na kolejny wyjazd. W tym czasie oglądał prace wielu wspaniałych fotografów, ale wciąż sam nie fotografował. W 2010 roku postanowił wyruszyć w podróż po Azji.
fot. Luca Vasconi, Andria, Indie
- Kilka dni przed wyjazdem mój przyjaciel, który widział te kilka zdjęć z Ameryki Południowej, zapytał mnie czy zechciałbym wziąć udział w małym konkursie fotograficznym. Miałem wątpliwości, ale w końcu mnie przekonał. Wygrałem konkurs, a moja podróż do Azji nie trwała planowane siedem miesięcy, a czternaście. Kiedy wróciłem do Turynu, byłem już fotografem-freelancerem - wspomina. - Nie uważam się za fotografa-podróżnika w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nie jestem też fotografem krajobrazu, architektury ani wnętrz.
Niezależnie od tego w jakim mieście czy kraju fotografuje w danym momencie Vasconi, ludzie są zawsze w centrum jego fotografii. Z nielicznymi wyjątkami jego podejście odzwierciedla wyrażenie: “brak ludzi, brak zdjęcia”.
- W 2013 roku mieszkałem trzy miesiące w Stambule. Pewnego dnia, gdy spacerowałem po dzielnicy pełnej syryjskich uchodźców, spotkałem małe dziecko, które paliło zebrane na ziemi papierosy. Była to bardzo smutna i niepokojąca sytuacja, która pokazuje tragedię wojny i to nie tylko osób zabitych lub rannych, ale także osób zmuszonych do opuszczenia swojego kraju, żyjących w rozpaczliwych warunkach - opowiada o jednym ze swoich kadrów fotograf.
Kiedy Vasconi zaczął interesować się fotografią, jego ulubionymi fotografami byli Josef Koudelka, Sebastiao Salgado i Henri Cartier-Bresson. Z czasem odkrył setki innych nazwisk, które go zafascynowały - w tym wiele tak różnych od jego stylu, jak Mario Giacomelli czy Alex Webb. Uważa jednak, że Koudelka i słynna seria “Gypsies”, najbardziej wpłynęła na jego styl.
- Jestem bardzo ciekawską osobą. Fotografując na pewno odkrywam i pokazuję innym ludziom świat wokół mnie, ale jednocześnie mogę odkryć i pokazać im to, co jest skryte we mnie. Moja osobista koncepcja fotografii opiera się na szczególnym związku, jaki mogę nawiązać z tematem mojego zdjęcia - wyjaśnia. - Uważam, że dobre zdjęcie musi pokazywać emocje pojawiające się między fotografem, a fotografowanym obiektem. Z tego powodu największym wyzwaniem jest umiejętność wczucia się w osoby (a nawet zwierzęta) na moich fotografiach. Jeśli mogę to zrobić, zdjęcie zwykle będzie piękne lub interesujące; w przeciwnym razie będzie to tylko zimny i płaski obraz.
Wiele inspiracji Vasconiego pochodzi z film. Bardzo ceni sobie taie postacie jak Michelangelo Antonioni, Stanley Kubrick, Federico Fellini, Emir Kusturica czy Wim Wenders. Zapytany o literaturę, wskazuje nie tylko włoskiego pisarza Tiziano Terzani, ale i naszego polskiego twórcę, Ryszarda Kapuścińskiego.
- Ich książki zainspirowały mnie do podróży i skłoniły do opisywania swoich doświadczeń, zawsze pozostając pełnym empatii wobec ludzi z różnych krajów i kultur. To samo próbuję wdrożyć w moje podróże, tylko, że ja noszę aparat zamiast długopisu. Bardzo pociągają mnie również sztuki wizualne, szczególnie malarstwo i rzeźba. W ostatnich latach, po pasji malarstwem figuratywnym, zakochałem się w abstrakcjonizmie: Mark Rothko, Kazimir Malević, Lucio Fontana. I chociaż moją fotografię zdominowała czarno-biel, myślę, że pasja do sztuki abstrakcyjnej w przyszłości może mieć wpływ na mój styl fotografii, kompozycję i być może nawet użycie kolorów - zastanawia się Vasconi.
Niedawno fotograf przeprowadził się do Triestu, miasta o szczególnej historii. Triest przez długi czas znajdował się pod panowaniem imperium austro-węgierskiego, a włoskim miastem stał się dopiero po drugiej wojnie światowej. Leży między morzem a górami, kilka kilometrów od granicy słoweńskiej i chorwackiej.
- Mam teraz bardzo blisko do całego bałkańskiego świata. W nadchodzących miesiącach chciałbym skoncentrować swoje projekty fotograficzne na odkrywaniu nowego miasta. Natomiast w najbliższych latach, po tak wielu podróżach i fotografowaniu w Ameryce, Europie i Azji, chciałbym lepiej odkryć matkę wszystkich kontynentów: Afrykę, jej ludy, kultury, tradycję, dzikie zwierzęta i krajobraz. Mam nadzieję, że w Afryce odnajdę i poczuję korzenie ludzkości. Ludzkości, która jest zawsze w centrum mojej fotografii - kwituje fotograf.
Więcej zdjęć fotografa znajdziecie pod adresem lucavasconi.carbonmade.com.