Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Projekt "Wakacje"
Czyli primum non nocere
A może "repetitio est mater studiorum"
Cóż. Mój mentorski ton (zdobyty w trakcie wielu lat prowadzenia zajęć) wrócił do mnie rykoszetem. Sporo ostatnio narzekałem, co zniecierpliwiło niektórych czytelników. Jeden z nich napisał, że skoro jestem taki mądry i nic mi się nie podoba to zamiast narzekać powinienem przedstawić pozytywne przykłady i zaprezentować własne pomysły, jak robić lepsze zdjęcia. Tym właśnie zajmuje się na zajęciach w szkole - felietony piszę właśnie po to, żeby sobie trochę ponarzekać i wylać z siebie nadmiar żółci. Ale, niech tam, chcecie moich rad - będziecie je mieć. Nie zamierzam jednak napisać poradnika wakacyjnej fotografii. Chciałbym tu jedynie przedstawić własne podejście do fotografowania w wakacje. Wakacje są bowiem tą częścią roku, kiedy wszyscy (nie tylko uczniowie) mają najwięcej czasu na robienie zdjęć. Poza tym - osoba z aparatem na ramieniu nie rzuca się w oczy tak bardzo jak, na przykład, w listopadzie.
Słowem, które święci ostatnio największe triumfy wśród naszych fotografów jest "projekt". Zrobienie jednego dobrego zdjęcia tu już za mało. Reportaż jest passe. Seria zdjęć wymaga spójności pod względem treści i formy. Projekt jest najlepszy. Pozwala bowiem na umieszczenie wszystkiego pod jednym szyldem. Niezależnie od nazewnictwa - proponuję, byśmy w tym roku skupili się na projekcie "wakacje".
Kiedy zbliża się urlop, myślę właśnie o tym: jakie zdjęcia zamierzam zrobić i jak je potem pokazać? Podchodzę do tych pytań z całą powagą. Wiedząc gdzie pojadę, staram się dowiedzieć jak najwięcej o zwiedzanej okolicy. Oglądam jak najwięcej zdjęć zrobionych tam przez innych. Staram się zastanowić, które miejsca warto (a nawet trzeba) sfotografować, a z których lepiej zrezygnować. Co roku staram się wyjeżdżać "przygotowany". W bardzo uczniowskim tego słowa znaczeniu. Czytam o historii odwiedzanych okolic. I o ich dzisiejszych problemach. Próbuję zrozumieć z czego dumni są ich mieszkańcy. Albo - czego raczej się wstydzą. Raz jest lepiej, raz jest gorzej. Ale zwykle jeszcze przed wyjazdem wiem, co zamierzam fotografować. Oczywiście, życie nie raz zmuszało mnie do rezygnacji z planów. Ale dzięki przygotowaniom w domu mogę szybko znaleźć plan B. Tomasz Michniewicz mówił ostatnio w radio, że wyjeżdżając zabiera ze sobą mapę, na której zaznaczył sto albo nawet dwieście miejsc, do których chciałby dotrzeć. Dzięki temu - nigdy nie zostaje na lodzie. Bo jak nie może dotrzeć do jednego - wie, co ciekawego jest tam, gdzie akurat może dojechać. Takie właśnie podejście jest najlepsze. To właśnie dzięki domowym przygotowaniom mogą powstać dobre zdjęcia.
Termin "projekt" zobowiązuje. Jeżeli założymy sobie przed wyjazdem, że chcemy skupić się na jednym temacie - na miejscu nie rozdrabiamy się na fotografowanie wszystkiego. Zrobimy mniej zdjęć, ale - czy nie będą lepsze?
Pod kątem planowanych zdjęć wybieram sprzęt jaki ze sobą zabieram. W moim przypadku nie jest to trudne. Sprowadza się to raczej do zakupu filmów o odpowiedniej czułości. Ale zaręczam, że rezygnacja z "nadmiarowych" kilogramów się opłaca. Na miejscu - nie objuczeni ciężką torbą - jesteśmy bardzie mobilni. No i mamy lepszy humor.
Najważniejsze jednak zaczyna się po powrocie. Skoro zadaliśmy sobie konkretny temat - postarajmy się jak najlepiej pokazać rezultat. Tak, by wszyscy oglądający nasze zdjęcia wreszcie zrozumieli jakimi profesjonalistami naprawdę jesteśmy. Trzeba więc, przede wszystkim, wybrać najlepsze spośród zrobionych zdjęć. Kto wie, czy to nie etap najtrudniejszy - przecież każda klatka jest dla fotografa jak dziecko. Zaręczam jednak, że - z punktu widzenia widza - seria dziesięciu zdjęć jest ciekawsza niż pokaz trzystu slajdów (nawet jeśli wśród tych trzystu jest dziesięć dobrych). Wybór zdjęć to właśnie ten etap fotograficznego rozwoju, który jest najtrudniejszy do przejścia. Umiejętność skasowania (czy też "niepokazywania") słabych fotografii to chyba najważniejsza cecha świadomego fotografa.
Kiedy zaś mamy już wybrane kilka najlepszych fotografii w temacie naszego "projektu" - zastanówmy się nad sposobem ich prezentacji. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że jestem dużym zwolennikiem odbitek, które można wziąć do ręki. Rozumiem wygodę i szybkość elektronicznych nośników obrazu. Kto chce - niech zrobi małą "galerię" na swej stronie internetowej. Jeżeli jednak powiększy owe dziesięć zdjęć, oprawi je i zapakuje do eleganckiej teczki - zyska u publiczności 100 punktów na samym starcie. Dzięki odpowiedniej oprawie możemy nadać naszemu "projektowi" odpowiedni (czyt. spójny) wygląd. W oglądaniu tak przygotowanych zdjęć jest coś magicznego. Każda fotografia zyskuje jako duża odbitka. Każda. Powiększając zdjęcia musimy na nie wydać parę złotych. To kolejny moment zmuszający nas do zastanowienia nad ich jakością.
Staram się co roku kończyć wakacje z nową teczką, w której mam kilka najlepszych zdjęć zrobionych w wakacje. Po 25 latach fotografowania mam więc już spory zbiór. Dzięki temu mogę porównywać swoje "osiągnięcia" i zastanowić się, czy pieniądze wydane na nowy sprzęt owocują lepszymi rezultatami. Porównując fotografie z różnych lat staram się również - szczerze patrząc w lustro - odpowiedzieć sobie na pytanie dotyczące rozwoju. Czy robię teraz lepsze fotografie? Nie wiem. Ale na pewno się staram.
Tak właśnie wygląda moja propozycja dla owego Czytelnika, żądającego recepty na poprawę fotografii. Wybierzmy sobie jeden temat. A po wakacjach obejrzyjmy serię kilku zdjęć pokazujących nasze możliwości. Jeśli będą niezłe - możemy sobie nawet przyznać jakąś nagrodę.