Branża
Zebraliśmy dla Was oferty Black Friday i Black Week w jednym artykule! Sprawdźcie najlepsze promocje od producentów i dystrybutorów
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego że fotograficzne technologie przychodzą i odchodzą. Tak było od początku fotografii i tak już zostanie. Aparaty fotograficzne, filmy, papiery, karty pamięci są dostępne tylko przez jakiś czas. Nawet jeśli ten czas jest długi, bo trwa kilkadziesiąt lat, możemy być pewni że w pewnym momencie stare technologie zostaną zastąpione przez nowocześniejsze, tańsze, szybsze i jeszcze mniej trwalsze narzędzia i materiały.
Tak się też stało z polaroidem, unikalną technologią błyskawicznej fotografii, którą zastąpiła równie błyskawiczna, ale dużo tańsza cyfra. 9 października 2009 upłynęła data ważności ostatniej partii filmu wyprodukowanego przez Polaroida. A więc koniec, symboliczne, ale nieodwołalne zamknięcie pewnej fotograficznej epoki. Epoki technologicznej, ale też estetycznej. Bo polaroid to nie tylko jedyna w analogowym świecie forma "fotografii błyskawicznej", ale także niepowtarzalny format, unikalność, specyficzna definicja koloru, kontrastu, detalu, światła i co bardzo ważne – fizyczna obecność. Polaroid to unikalny obiekt fotograficzny, który ma trzy wymiary, zapach, wagę i fakturę, który dajemy do rąk innym, który niespodziewanie znajdujemy po latach między stronami książki. Fotografia której dotykamy w bezpośredni, fizyczny sposób to coś zupełnie innego niż swobodnie przepływające w cyberprzestrzeni ławice plików cyfrowych, które stają się normą naszej fotograficznej codzienności. Polaroid istnieje w realu i może mieć prawdziwe przygody. Tak jak polaroid z Terminatora - zrobiony przez meksykańskiego chłopca na stacji benzynowej ciężarnej Sarze Connor, zostaje w czasie wojny z maszynami przekazany przez jej syna bojownikowi Reesowi, który ze zdjęciem (trochę przypalonym w ogniu walki) przedziera się do przeszłości, aby przy jego pomocy odnaleźć Sarę Connor i ochronić ją przed terminatorem. Jakoś trudno sobie wyobrazić jotpega w tak wymagającej i bohaterskiej roli.
Kultowy polaroid był jednocześnie najbardziej demokratyczną z technik fotograficznych: używanym przez rzesze fotoamatorów ale też wielu profesjonalistów. Założyciel firmy Edwin Land przykładał dużą wagę do współpracy ze znanymi fotografami, którzy testowali i kreatywnie wykorzystywali tę technologię. Zaledwie w rok po skonstruowaniu Polaroida, zaangażował Ansela Adamsa do współpracy. W momencie gdy model Polaroida SX-70 Big Shot, którym Andy Warhol robił zdjęcia amerykańskich celebrytów do swoich portretów wyszedł z produkcji, szefowie firmy zapewniali Warholowi serwis i nowe egzemplarze. Polaroid stał się standardem w fotografii mody i reklamy, jako szybki, spontaniczny test światła i kadru w czasie sesji. Spontaniczność, która sprawiła że, jak zauważył Helmut Newton, wiele polaroidów ma świeżość i energię, której często brakuje dopracowanym w czasie sesji zdjęciom. Dlatego wiele testowych polaroidów Helmuta Newtona, Davida Bailey czy Guy Bourdina, zamiast do kosza trafiło do muzeów i kolekcjonerów. Techniczna "samowystarczalność" polaroida to kolejny atut. Gdy japońska cenzura zabroniła tokijskim fotolabom wywoływania erotycznych zdjęć Nobuyoshi Araki, fotograf z typową dla siebie nieokiełznaną energią zaczął fotografować polaroidem. I jak to z polaroidem bywa wszystkie kadry stały się odbitkami. Na wystawie w londyńskim Barbicanie kilka lat temu, pokazano ich ponad trzy tysiące. Powieszone wprost na ścianach, w jednej małej sali, od dołu do góry, robiły niezapomniane wrażenie. Technika ta odegrała także ważną rolę w ostatnich etapach twórczości Walkera Evansa i Andre Kertesza, umożliwiając im pracę w momencie gdy ze względu na ich sędziwy wiek standardowy sprzęt był powyżej ich fizycznych możliwości. Walker Evans przez ostatnie kilka lat życia z entuzjazmem fotografował legendarnym SX-70 fragmenty miast, znaki drogowe, napisy i plakaty, który stał się nowym, ważnym rozdziałem jego twórczości. A Andre Kertesz wydobył się z żałoby po śmierci żony spędzając ranne i popołudniowe godziny fotografując otrzymanym od przyjaciół SX 70 martwe natury ze szklanych przedmiotów, widoki z okna i odwiedzających go znajomych, tworząc liryczny cykl małych fotograficznych klejnotów, w których zawarł tę samą wrażliwość znaną z jego wcześniejszych czarno białych fotografii.
Tekst: Basia Sokołowska
Prezentujemy naszym czytelnikom felietony Basi Sokołowskiej - uznanej w Polsce i na świecie fotografki i krytyka sztuki. Basia Sokołowska studiowała Historię Sztuki w Warszawie, po emigracji do Australii pracowała w Art Gallery of New South Wales w Sydney, a mieszkając w Londynie pisywała recenzje wystaw fotograficznych dla magazynów HotShoe i Eyemazing. Swoje prace zaczęła wystawiać na początku lat 90-tych: Carmen Infinitum (1990-91), Interior/Mieszkanie (1993), Poza powierzchnię (1994), Cienie nieśmiertelności (1995), Ars Moriendi (1998) i Chrysalis (2004) - większość cykli była wystawiana w Małej Galerii ZPAF-CSW w Warszawie i prezentowana na ponad trzydziestu wystawach indywidualnych i grupowych w Australii i Europie, a ostatnio także w Japonii. Jej prace znajdują się w zbiorach Bibliotheque Nationale w Paryżu, Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina w Warszawie, Muzeum Sztuki w Łodzi, a także w wielu kolekcjach prywatnych w Europie i Australii. Obecnie mieszka w Warszawie i działa aktywnie w Okręgu Warszawskim ZPAF.
Zapraszamy na stronę www.sokolowska.com