Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Nie ma nic nadzwyczajnego w chodzeniu i fotografowaniu. Wszyscy to robimy. Prawie każdy turysta chodzący po szlakach, nawet tych wielokrotnie przemierzanych i obfotografowanych ma aparat i rejestruje otaczające go widoki. Robi zdjęcia niekoniecznie dlatego, żeby zachwycić świat oryginalnością ujęcia. Zależy mu głównie na utrwaleniu momentu zachwytu spowodowanego widokiem, który pozwoli przywołać tę chwilę i emocję dużo później, gdy szara codzienność zatrze smak przygody. Oczywiście są też dodatkowe powody fotografowania w czasie wędrówki - jak późniejsze dzielenie się tymi chwilami z innymi. W pewnym sensie dotyczy to także ekspedycji polarników i himalaistów. Ale ich zdjęcia powstają w innym kontekście i celu, bo to inna kategoria wędrowców - wysoce wyspecjalizowana i usprzętowiona, przygotowująca się do wyprawy przez wiele miesięcy i często finansowana przez sponsorów. Zdobywając trudno dostępne bieguny czy ośmiotysięczniki, mają w sobie trochę z pionierów fotografii, którzy fotograficznie "katalogowali" świat z ambicją pokazania niesamowitych widoków i egzotycznego piękna dziewiczych miejsc mieszkającym w wygodzie i niezdolnym do takiej przygody mieszczuchom. Ale jest to także fotografia robiona z pełną świadomością że jakość zdjęć z wyprawy wpływa na jej promocyjną moc, a tym samym na przyciąganie sponsorów. Więc towarzyszą im inne ambicje i inne presje, a ze zwykłymi krajoznawczymi piechurami łączy ich głownie to, że poruszają się przez fotografowane przez nich obszary pieszo.
Podróżowanie i fotografowanie krajobrazu z samochodu to zupełnie inna przygoda. Samochodem można sprawnie i szybko "zaliczyć" kilka spektakularnym miejsc i jest dużo wygodniej podróżować szczególnie jeśli fotografujemy dużym aparatem ze statywu. Ale przemieszczając się przez krajobraz samochodem doświadczamy tylko fragmentu tego, co jest wokół. Silnik i radio tłumią głosy natury, klimatyzacja izoluje od temperatury i zapachu. Idąc, przemierza się krajobraz dużo wolniej, odmierzając odległość własnym ciałem, czując pod stopami twardość skały i miękkość trawy. Piesza wędrówka po krajobrazie to czas na kontemplację subtelności światła i faktur, zauważenie niuansów roślinności, obecności ptaków i zwierząt, zapachu wiatru i wilgotności powietrza.
Takim fotografującym piechurem jest brytyjski artysta Richard Long, który chodzi po swoim kraju od ponad czterdziestu lat. Pieszo przemierza bezkresne obszary wrzosowisk i parków krajobrazowych Anglii ale też wędruje po innych krajach: Mongolii, Chile, Kanadzie, Japonii. Chodzenie to główna forma jego sztuki, która jak mówi jest "formalnym i wielowymiarowym doświadczeniem krajobrazu i jego najbardziej podstawowych elementów". Long przemierza wyznaczone przez siebie szlaki przez bezludne krajobrazy, z dala od miast, obcując dniami lub tygodniami tylko z naturą. Czasem w nią ingeruje wydeptując ścieżki lub układając figury geometryczne z kamieni, ale zawsze odczuwając jej ogrom w stosunku do nieznaczącej wagi swoich działań. Te kamienne struktury kojarzą się z druidzkimi rytuałami, kiedy ziemia, drzewa, kamienie i niebo były czczone bo relację człowieka z naturą traktowano w tamtych czasach dużo bardziej serio niż teraz.
Tak jak wszyscy piesi chodzący po krajobrazie artysta dokumentuje swoje chodzenie, robiąc zdjęcia miejsc przez które przeszedł. Są to fotografie bardzo zwyczajne i skromne formalnie - bez żadnych zapierających dech widoków, ani tonalnej wirtuozerii Ansela Adamsa. Niektóre pokazują wydeptane ścieżki, lub stosy kamieni, funkcjonujące nie jako sztafaż - kompozycyjny ozdobnik pejzażu, ale są nieoczekiwanie spójne z otaczającym krajobrazem. Tak, jak słynny krąg wielkich głazów w Stonehange jest spójny z równiną na której stoi. Artysta często opatruje zdjęcia informacją gdzie zdjęcie zostało zrobione. Czasem na zdjęciu pojawia się tekst opisujący poza-wizualne doznania związane z tym miejscem. To fotografie to zapis bezpośredniego odczuwania krajobrazu. Emanują przestrzenią i uspokojeniem, pozwalają odnaleźć wyciszenie i harmonię jakiego doznaje się po kilku dniach obcowania z naturą.
Tekst: Basia Sokołowska
Bardzo cieszymy się, że możemy naszym czytelnikom prezentować felietony Basi Sokołowskiej - uznanej w Polsce i na świecie fotografki i krytyka sztuki. Basia Sokołowska studiowała Historię Sztuki w Warszawie, po emigracji do Australii pracowała w Art Gallery of New South Wales w Sydney, a mieszkając w Londynie pisywała recenzje wystaw fotograficznych dla magazynów HotShoe i Eyemazing. Swoje prace zaczęła wystawiać na początku lat 90-tych: Carmen Infinitum (1990-91), Interior/Mieszkanie (1993), Poza powierzchnię (1994), Cienie nieśmiertelności (1995), Ars Moriendi (1998) i Chrysalis (2004) - większość cykli była wystawiana w Małej Galerii ZPAF-CSW w Warszawie i prezentowana na ponad trzydziestu wystawach indywidualnych i grupowych w Australii i Europie, a ostatnio także w Japonii. Jej prace znajdują się w zbiorach Bibliotheque Nationale w Paryżu, Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina w Warszawie, Muzeum Sztuki w Łodzi, a także w wielu kolekcjach prywatnych w Europie i Australii. Obecnie mieszka w Warszawie i działa aktywnie w Okręgu Warszawskim ZPAF.
Zapraszamy na stronę www.sokolowska.com
Informacje o wystawie
Richard Long, Heaven and Earth, Tate Britain, Londyn 3.06-6.09.2009, www.tate.org.uk