Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
dlaczego tak trudno zdobyć sławę i pieniądze
W czwartek, 23 kwietnia, w naszej kochanej Sali Kongresowej będzie miał miejsce koncert tria Medeski, Martin and Wood. Według wielu to jeden z najważniejszych działających obecnie zespołów grających jazz. Proszę się jednak nie porzucać tego felietonu i nie szukać gdzie tu kupić bilety - z pewnością nigdzie ich już nie ma. Ze złośliwą satysfakcją muszę donieść, że kiedy kupowałem swoje kilka tygodni temu były to już praktycznie ostatnie wolne miejsca. Jednak nie piszę tego felietonu, żeby się chwalić swoim życiem kulturalnym. Chodzi raczej o to, że wydarzenia związane z tym koncertem są, moim zdaniem, symptomatyczne dla całej "kulturalnej" branży w Polsce.
O wydarzeniu tym dowiedziałem się z listu, który otrzymałem od zespołu. Kilka lat temu zapisałem się na ich listę mailową - przysyłają informacje o nowych płytach i daty koncertów. Patrzę, a tu na liście koncert w Polsce... Gdyby jednak nie ta informacja, nie miałbym pojęcia o tym, że coś takiego się wydarzy. Żadnego plakatu, żadnej reklamy w radio, żadnych ogłoszeń w prasie muzycznej. Nie mówiąc już o tygodnikach czy gazetach. Wydaje się, że jestem wyczulony na wiadomości o interesujących mnie artystach. Słowo daję, że nigdzie, ale to nigdzie, nie znalazłem słowa o koncercie MMW. Gdyby nie przypadek przeszedłby mi koło mojego nosa. Tak samo, jak koncerty SFJC oraz duetu Anja Lechner/Dino Salluzzi, o których dowiedziałem się post factum. I pomyślałem sobie, że minęło mnie pewnie wiele ciekawych wydarzeń fotograficznych. Z jednej strony są ich organizatorzy, narzekający na znikomy odzew publiczności. Z drugiej potencjalna publiczność, narzekająca na brak informacji o wystawach/koncertach/prezentacjach/pokazach/etc. W środku mamy zaś wszystkie pisma i internetowe portale zajmujące się kulturą, które naprawdę się starają, by o wszystkim informować na bieżąco. Gdzie więc jest problem? Dzisiejszy świat jest chyba zbyt rozległy. Dzieje się zbyt dużo, by można to było ogarnąć. Wszyscy dowiedzą się o koncertach U2 i Madonny oraz wystawach Avedona i Salgado. Informacje o mniej znanych artystach nie docierają do tak szerokiej publiczności. Początkujący trafiają chyba do tylko do niszowych fanzinów.
Jakie z tego wnioski? Przede wszystkim taki, że chcąc zobaczyć coś ciekawego sami musimy aktywnie tego szukać. Nie można liczyć na to, że informacje o ciekawych dla nas wydarzeniach dotrą do nas same. Wydaje się, że w dobie internetu człowiek nie będzie musiał wkładać wysiłku w swój rozwój. A jednak. Trzeba regularnie odwiedzać swoje ulubione portale. Jeśli znajdziecie jakieś ciekawe zdjęcia, zapamiętajcie nazwisko ich autora. W miarę możliwości zapiszcie się na jego listę mailową. Interesujące strony trzeba natychmiast dodawać do ulubionych. (Czy nie zdarzyło się Wam, że weszliście na stronę, której nie możecie później znaleźć?) Trzeba też pamiętać o mediach papierowych – warto publikować, któryś z magazynów fotograficznych. Regularna lektura pomaga w znalezieniu stylu, który może nas zainspirować. Jeśli nie będziemy aktywnie szukać, nie dowiemy się nic o ciekawych wydarzeniach. Taka prawda.
Sprawa wygląda też nieciekawie od strony twórców. Jak można dziś wypłynąć? Jak stać się sławnym i bogatym? Jak zdobyć szacunek krytyków i uznanie szerokiej publiczności? Na zdrowy rozum to praktycznie niemożliwe. A jednak niektórym się udaje... Czasem pytam swoich uczniów, czy mają ulubionych artystów. Często słyszę odpowiedź w rodzaju ...oglądam dużo zdjęć, ale nie zwracam uwagi na nazwisko. W dzisiejszych czasach nikomu nie chce się obciążać pamięci, jasna sprawa. Wynika z tego, że chcąc zaistnieć artyści muszą sami zadbać o to, by ich nazwisko pojawiło się na monitorze komputera. Podpisujcie wszystkie swoje zdjęcia. Zakładajcie strony. Wysyłajcie informacje o wystawach do wszystkich możliwych redakcji. Bierzcie udział w konkursach. Tylko stała i konsekwentna promocja (czy raczej autopromocja) może sprawić, że zaczniecie być rozpoznawalni.
Oczywiście, nie można zapominać o kwestii podstawowej - przede wszystkim trzeba mieć niezłe zdjęcia. Ale to już temat na inny felieton