Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
dlaczego Polacy słyną w świecie z pesymizmu
Ponieważ mamy kryzys... Z powodu kryzysu... W związku z kryzysem... Kryzys rządzi dzisiejszymi gazetami, radiem i telewizją. Wszystkie media pełne są doniesień o spowolnieniu światowej gospodarki i tragicznych skutkach american way of life, czyli życia na kredyt niemożliwy do spłacenia. Aby być au courant, też muszę napisać coś na ten temat. W końcu fotopolis.pl nie gęsi. Tylko co napisać, żeby wyszło mądrze? Oceniając moje życiowe zdobycze, w żaden sposób nie mogę przecież uznać, że znam się na ekonomii.
Słowo "kryzys" odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Prawie wszystkie. Nie znalazłem wołacza. Może więc zacznę od niego. O kryzysie! Co zrobisz z naszą biedną fotografią? Oczywiście rozumiem, że do zwolnionych z pracy robotników Huty Stalowa Wola kryzys już dotarł. Rozumiem, że osoby spłacające kredyt we frankach szwajcarskich również wiedzą co znaczy niepewność ekonomiczna. Skądinąd wiem, że firmy fotograficzne obcinają pieniądze na reklamy. Szczerze mówiąc, uważam że to błędne podejście. Kiedy na rynku cicho - wtedy trzeba właśnie się reklamować. Ale podejście naszych rodzimych "korporacji" do rynku to temat na zupełnie inny felieton...
Zastanówmy się, jaki wpływ ma ów kryzys na los przeciętnego polskiego fotografa? Co może zmienić w postępowaniu fotoamatora, który ma aparat i od kilku lat robi zdjęcia? To dość ciekawa kwestia. Próbując bowiem ustalić wpływ osłabienia złotówki na jakość naszych zdjęć, doszedłem do wniosku, że... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Po pierwsze, nawet jeśli nasza sytuacja finansowa jest w miarę spokojna, w obliczu kryzysu rezygnujemy z nowych zakupów. A nuż i my stracimy pracę. Ergo - musimy wytrzymać z tym, co już mamy. Dla wielu osób zakup kolejnego aparatu jest jedynym wyobrażalnym sposobem poprawy zdjęć. Jeśli więc nie kupią czegoś nowego, to może pomyślą w jaki sposób w pełni wykorzystać stary. Niektórzy zmuszą się w końcu nawet do przeczytania instrukcji obsługi... Poza tym, sprzęt fotograficzny to nie tylko korpusy, obiektywy i lampy. Kto wie czy największej zmiany jakościowej nie wprowadzają do naszych zdjęć drobne akcesoria, których zakup (w pogoni za megapikselami) odkładamy ad calendas graecas. Przyzwoita osłona przeciwsłoneczna, uchwyt na filtry połówkowe, polaryzator, szara karta, wygodna torba fotograficzna, wężyk spustowy. Listę niezbędnych akcesoriów można mnożyć w nieskończoność. Czy nie jest tak, że rezygnujemy z nich w obliczy większych wydatków? Kryzys nie polega na tym, że wszyscy na raz znajdziemy się na bruku, strzelając sobie w głowę z rozpaczy. Dziś dzieje się on raczej w naszych głowach. Boimy się pogorszenia sytuacji i zaciskamy pasa. Jeśli więc zakupoholicy (zwani czasem użytkownikami sprzętu fotograficznego) nie będą mogli kupić nowego korpusu, to może choć pomyślą o dobrym filtrze.
Po drugie - może wreszcie przypomnimy sobie o masach używanego sprzętu, który znajduje się w obiegu wtórnym. Wiem, że to niezbyt poprawne politycznie, ale można teraz trafić na takie okazje... Zamiast kupować kolejny aparat amatorski warto może spróbować konstrukcji profesjonalnej, nawet jeśli ktoś robił nią zdjęcia wcześniej? Fotograficy zajmujący się wcześniej cyfrą mogą dzięki wędrówkom po komisach ze sprzętem odkryć świat analogu. Oczywiście nie sądzę, że w związku z kryzysem w każdym domu pojawi się ciemnia. Warto jednak pamiętać, że czarno-biały negatyw w połączeniu z dobrym skanerem to, dla fotografów krajobrazu, najdoskonalsze źródło "informacji". Nie napisałbym powyższego akapitu, gdyby nie przykład kilku młodych amatorów, których ostatnio spotkałem. Kupno analogowych "zabawek" otworzyło im oczy i całkowicie zmieniło poglądy na fotografię. Czasem warto ustawić się w poprzek obowiązujących trendów.
Co jednak zrobić, jeśli nasza sytuacja zupełnie uniemożliwia inwestowanie w sprzęt. Może trochę poczytać o fotografii? Sporo w sieci portali poświęconych fotografii traktowanej jako sztuka. Sporo portali stricte edukacyjnych. Jeśli jednak rosnące ceny prądu odcięły nas od internetu, nie ma czego żałować. W końcu jest on przepełniony nierecenzowanymi (i nierecenzowalnymi) bzdurami. Trzeba być czujnym ucząc się z niepodpisanych nazwiskiem artykułów. Warto pomyśleć o poczciwej bibliotece powiatowej. Z pewnością znajdziemy tam podręczniki pisane przez dawnych mistrzów edukacji fotograficznej. W czasach PRL-u, wbrew dzisiejszym opiniom, nie było wcale tak źle. Jeśli książki Voellnagela, Kreysera, Cypriana czy klanu Dederków obedrzemy z kontekstu lat, w których były pisane, okaże się, że jest w nich sama prawda na temat kompozycji, światła i perspektywy. Ba! Wystarczy przypomnieć, że to właśnie w najciemniejszych latach schyłkowego komunizmu wydano po polsku "O fotografii" Suzan Sontag. Do dziś nikt nie zdecydował się na reedycję tej wyjątkowo istotnej książki. U mnie, na Bałutach, leży sobie spokojnie niewypożyczana przez nikogo od lat...
Czasy kryzysu warto też wykorzystać na oglądanie cudzych zdjęć. Stali czytelnicy "Opowieści z krytpty" wiedzą, że według mnie to najlepszy sposób poprawienia swoich umiejętności. A przecież ostatnio większość galerii rezygnuje przecież ze sprzedaży biletów.
Jak widać, można zarobić na osłabieniu złotówki. Jeśli oczywiście naszym celem ma być świadome podejście do naszego hobby. Pamiętajmy, że (trawestując słowa poety) od ekonomicznego kryzysu po tysiąckroć gorsza jest mentalna bieda