Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
dlaczego nie warto wierzyć nauczycielom
Well, well, well... Początek września kojarzy się z jednym. Rozpoczęcie roku szkolnego. Choć od dawna już nie chodzę do szkoły - wrzesień to dla mnie rozpoczęcie nauki. W tym roku – myśli te spadły na mnie dość intensywnie. Pierwszy bowiem weekend września spędziłem prowadząc warsztaty poświęcone fotografowaniu. Szczerze podziwiam wszystkie osoby, którym chciało się wstać w sobotę rano i przyjść do ciemnej, dusznej sali. I to im dedykuję dzisiejszy felieton :-)
Kiedy wracałem do Łodzi przyszło mi do głowy kilka uwag na temat nauczania fotografii. Gołym okiem widać, że 'branża' ta znajduje się w rozkwicie. W dużych miastach otwierają się co roku nowe szkoły fotograficzne. Od ładnych paru lat można nawet zostać magistrem fotografii [co było niemożliwe w PRL-u]. Kto nie ma czasu na 5-cioletnie studia może wybrać krótsze kursy fotografii. Osoby o sprecyzowanych gustach mają dla siebie warsztaty poswięcone ściśle określonym tematom.
Jeśli ktoś w ogóle nie ma ochoty na chodzenie do szkoły - może udać się do księgarni. Co roku pojawiają się tam nowe podręczniki fotografowania. Ba, za naukę fotografii biorą się nawet gazety codzienne. Nie mówiąc nawet o internecie. Ilość portali poświęconych fotografii rośnie w postępie geometrycznym.
Z jednej strony, tak szeroka 'oferta edukacyjna' cieszy. Z drugiej - zmusza do zastanowienia. Czego szukają osoby zapisujące się do szkoły fotograficznej lub rejestrujące się na portalu edukacyjnym? Czy istnieje najlepsza metoda nauki fotografii?
No i pytanie najważniejsze. Uzyskanie poprawnego technicznie zdjęcia jest teraz łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego więc coraz mniej na świecie osób zadowolonych ze swoich zdjęć? Mam na ten temat swoją teorię...
Na jednym ze zdjęć w starym podręcznku fotografii [bardzo starym - sprzed drugiej wojny światowej] znalazłem zdjęcie przedstawiające wizytę fotografa w malej wiosce. On jeden stojący przy swoim wielkim aparacie na statywie. A wokół - wpatrzony w niego z szacunkiem i zainteresowaniem tłum miejscowych. Lubię zestawiać ten obraz z fotografią, którą zrobiłem kilka lat temu na wakacjach w Międzwodziu: na plaży stoi tłum osób a każda [każda!] z nich ma własny aparat fotografczny.
Łatwość fotografowania sprawia, że zapominamy o kwestii kluczowej. Fotografia jest, moim zdaniem, przede wszystkim rzemiosłem. Rzemiosłem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Niewiele jest innych dziedzin twórczości, gdzie końcowy efekt w tak dużym stopniu zależy od zrozumienia kwestii technicznych. Wszystkie zdjęcia na świecie pokazują zastosowanie określonej kombinacji przysłony, kąta widzenia obiektywu i czasu migawki. We wszystkich fotografiach ich efekt 'artystyczny' zależy od wybranej korekcji ekspozycji, czułości materiału światłoczułego i sposobu pomiaru światła.
Kiedyś sprawa była prosta. Znane jest stare powiedzenie, że prawdziwym fotografem zostaje się po wywołaniu sporej ilości filmów i zrobieniu dużej ilości odbitek. Dopiero 'przepuszczenie' przez własne ręce dużej ilości materiałów światłoczułych dawało zrozumienie medium i swobodę fotografowania. I w ten sposób dobra fotografia była przede wszystkim 'rzemiosłem'.
W jaki sposób wyznaczyć kryteria dostosowane do dzisiejszej sytuacji? Kiedy stajemy się dobrymi fotografami? Po zapisaniu ilu kart pamięci?
Nie podejmuję się odpowiedzi na te pytania. Zwłaszcza, że musimy zdać sobie sprawę z innych problemów towarzyszących nauce fotografii. Przede wszystkim z faktu, że dziś jest to dziedzina wyjątkowo szeroka i pojemna. Z jednej strony mamy superszybkie 'pełnoklatkowe' lustrzanki cyfrowe. Z drugiej - renesans kamer otworkowych. Z jednej - drukarki dające coraz bardziej kolorowe wydruki w coraz większych formatach. Z drugiej - małe kopioramki do tradycjnych technik szlachetnych. W ramach dzisiejszej fotografii jest miejce dla prac, które nie mają żadnego wspólnego mianownika.
Jeśli więc zamierzamy uczyć się fotografii, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: jakiej fotografii? Co jest dla nas jej istotą? Biada nam, jeśli nie wiemy, czego szukamy. Bo przecież każdy z ewentualnych nauczycieli patrzy na świat w swój sposób. I ma własny wzorzec dobrej fotografii. Z moich obserwacji wynika jedno. Często jest tak, że im lepszy artysta nas uczy, tym bardziej stara się zamienić nas we własne klony. Oczywiście zdarzają się osoby otwarte na naszą wrażliwość, które próbują ją rozwinąć. Częściej jednak działa wyrównujący zakręty naszej kory mózgowej walec jedynej poprawności akceptowanej przez nauczyciela.
Pamiętajmy, że nigdzie na świecie nie ma zapisanego wzorca dobrego zdjęcia. Jedni lubią proste kadry, inni - barokowy przepych. Jeśli nie stworzymy takiego wzorca sami dla siebie - będziemy skazani na ciągłe błądzenie.
Moim zdaniem istnieje jedna dobra metoda nauki. Trzeba samemu zadawać sobie ćwiczenia i je sumiennie realizować. Jeśli zrobimy już zdjęcia na zadany sobie [przez samych siebie] temat – trzeba pójść dalej niż tylko zgrać je z aparatu. Wybierzmy kilka klatek do wydrukowania. Takie podejście ma kilka zalet. Po pierwsze - uczy dystansu do własnych zdjęć. Pojemność twardego dysku jest pratycznie bezpłatna, drukowanie zdjęć kosztuje. Wydając na zdjęcia własne pieniądze - na pewno nauczymy się podchodzić do nich krytycznie. Po drugie - trzymając w ręku wydrukowane odbitki będziemy widzieć dokładnie ich zalety i wady. Nie będziemy mogli zasłaniać się brakiem kalibracji monitora, czy jego słabą rozdzielczością. Wszystkie pseudousprawiedliwienia, kórymi uspokajamy własne sumienia będą musiały odejść w zapomnienie. No i po trzecie - drukowanie własnych zdjęć pozwoli nam stworzyć własną teczkę. Teczkę, którą będziemy mogli z dumą pokazywać innym. A dopiero pewność siebie, którą wtedy poczujemy stworzy z nas prawdziwych fotografów. Bo jedynie osoby wierzące w siebie osiągają sukces i nie poddają się po kilku słowach krytyki. Ten sposób nauki pozwala, w pewien sposób, nawiązać do rzemieślniczych podstaw fotografii. Jej najistotniejszą częścią były bowiem odbitki. Po prostu - odbitki. Istniejący fizycznie nośnik obrazu jest kwintesencją fotografii. I nie zastąpią go nawet ramki LCD. Nie robiąc odbitek - nie nauczymy się fotografować. Niestety.