Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
dlaczego warto było uważać na fizyce
Po ostatnim felietonine odezwało się do mnie sporo osób, które również straciły swoje ulubione miejsca i widoki. Dość jednak utyskiwania na czasy, w których żyjemy. Inne nie będą. Tym razem będzie o technice. Zwłaszcza, że moja uwaga o statywie [felieton z 6-go lipca] także wywołała sporo komentarzy. Statyw zdaje się dzielić fotografujących zgodnie z regułą "kochaj albo rzuć". Tertium not datur. Jedni uważają, że bez statywu nie da się w ogóle myśleć o przyzwoitych fotografiach. Inni zaś sądzą, że w dzisiejszych czasach statyw to coś w rodzaju odpowiednika ręcznej maszyny do pisania. Niewygodny w użyciu, wymagający niepotrzebnych poświęceń i łatwy do zastąpienia. Cóż, oba te zbiory czytelników nie mają części wspólnej i nie mam zamiaru przedłużać tej dyskusji.
Zastanówmy się jednak, jaki element naszego fotograficznego wyposażenia mógłby stanąć na podium ex equo ze statywem. Co, oprócz statywu, jest naprawdę nie do zastąpienia? Dla mnie takim przedmiotem jest filtr polaryzacyjny. Jako jeden z niewielu filtr ten, zwany pieszczotliwie "polarem", pozwala osiągnąć efekty niemożliwe do zrobienia na poziomie komputera. W dobie cyfry jesteśmy w stanie za pomocą odpowiednich programów dodać do zdjęć zmiękczenie i gwiazdki, symulować klasyczne filtry do fotografii czarno-białej, prostować upadające budynki i udawać wszystkie filtry połówkowe. Nie jesteśmy jednak w stanie "udać" polaryzatora. Jeśli chcemy, by wpłynął na nasze zdjęcie - musimy założyć go na obiektyw przed naciśnięciem spustu migawki.
W kwestii statywu podział fotografujących przebiega w zasadzie zero-jedynkowo. Opinie w kwestii filtra polaryzacyjnego są podzielone w podobny sposób. Jego stosowanie jest, w branżowych oczach, wyznacznikiem osiągnięcia poziomu, który uprawnia do podania ręki. Z filtrem tym wiąże się bowiem pewna interesująca prawidłowość. Stosują go ci, którzy usłyszeli o nim od bardziej zaawansowanych znajomych bądź ci, którzy bardzo dokładnie śledzą literaturę fotograficzną i poświęcone technice wywiady z fotografami. Jeśli ktoś opiera swoją edukację fotograficzną na popularnych podręcznikach typu "zdobądź nagrodę World Press Photo w weekend" - owszem dowie się o filtrze polaryzacyjnym lecz ma o nim dość oględne pojęcie. W większości podręczników o filtrze polaryzacyjnym można przeczytać jedno zdanie - że pozwala on zlikwidować refleksy światła na przykład przy fotografowaniu sklepowych wystaw. Czy wielu z nas fotografuje wystawy sklepowe? Pewnie nie, i stąd dystans do polaryzatora. Producenci fitrów w swoich informacjach również nie przesadzają z ilością danych. Firma Lee na swojej stronie internetowej poświęca polaryzatorowi jedno zdanie: "Reduces glare and reflection". Trudno przekonać się do zalet polaryzatora po takim opisie.
Prawda jest taka, że oba powyżej zacytowane opisy są w zasadzie prawdziwe. Trzeba tylko umieć wyciągnąć z nich właściwe wnioski. A żeby dojść do tych wniosków - trzeba wiedzieć, co to światło spolaryzowane. I tu własnie pora pomyśleć o gimnazjalnych i licealnych lekcjach fizyki. Kto z nas zaprzątał sobie głowę falową teorią światła? Kto dziś pamięta prawo Brewstera? Kto rozumie fizyczne znaczenia pojęcia dielektryk? Kto potrafi dokładnie zdefiniować pojęcie polaryzacji światła?
Jeśli nie ułożymy sobie w głowie wszystkich elementów tej układanki - będziemy zgadywać i powtarzać zasłyszane mity i półprawdy. To najprostsza dorga do zniechęcenia. Fitr polaryzacyjny pozwala przyciemnić błękit nieba i zaakcentować biel chmur. Sporo się o tym mówi. Trzeba jednak wiedzieć, że nie przyciemni on nieba w mglisty dzień bez Słońca. A sam widziałem kilka osób "kręcących" polaryzatorami przy całkowicie zachmurzonym niebie. Podobnie jest w kwestii redukcji odbić - polaryzator je usuwa, ale nie wszystkie.
Warto więc sięgnąć do swoich szkolnych notatek. Dowiemy się z nich na przykład, że polaryzacja światła to zjawisko całkowitego lub częściowego uporządkowania plaszczyzny drgań fali świetlnej w wyniku odbicia, podwójnego załamania i rozpraszania na małych cząstkach. Sucha definicja mówi niewiele. To dzięki niej możemy jednak zdać sobie srawę z faktu, że padające na Ziemię światło słoneczne jest częściowio spolaryzowane w wyniku obicia od cząsteczek gazów atmosfery. Zupełnie zaś nie są spolaryzowane promienie biegnące do nas wprost z żarówek. Polaryzacja przez odbicie jest przedmiotem prawa Brewstera. Ten szkocki fizyk żyjący na przełomie XVIII i XIX-go wieku odkrył, że światło obite jest całkowicie spolaryzowane w płaszczyźnie prostopadłej do płaszczyzny padania, jeśli świało pada na granicę dwóch ośrodków pod takim kątem, że promienie światła padającego są prostopadłe do promieni padających. Wyrecytwanie tego prawa mogło poprawić naszą sytuację na lekcjach. Jak jednak odnieść je do fotograficznej praktyki? Ano tak, na przykład, że fotografując plecami do Słońca efekt działania polara będzie najsłabszy. I, że najlepiej skierować aparat prostopadle do Słońca. Zdając sobie jednocześnie sprawę, że przy stosowaniu obiektywów szerokokątnych nie uzyskamy jednolitego przyciemnienia całego nieba widocznego w kadrze.
To dzięki znajomości prawa Brewstera możemy stanąć w takim miejscu, że filtr polaryzacyjny usunie [praktycznie] wszystkie odbicia z powierzchni wody a my uzyskamy na zdjęciu obraz dna. To dzięki szkolnym zajęciom z fizyki powinniśmy wiedzieć, że na gotowych zdjęciach nie widać różnicy między filtrem polaryzacyjnym liniowym a kołowym. Ten drugi bowiem skonstruowano tylko w celu umożliwienia działania współczesnych lustrzanek z automatyką ostrości. W ich układzie AF jest już jeden polaryzator - zastosowanie drugiego na obiektywie mogłoby prowadzić do błędów w ustawianiu ostrości.
Klasycznym przykładem polaryzacji przez podwójne załamanie jest fotografowanie roślin, które pokryte są cieniutką warstwą przezroczystego wosku lub porannej rosy. Dzięki filtrowi polaryzacyjnemu możemy zwiększyć kontrast i nasycenie kolorów w fotografii krajobrazów. Możemy też zlikwidować bliki na twarzy spowodowane brakiem pudru. Jest więc on przydatny w fotografii portretowej.
Zastosowania filtra polaryzacyjnego można mnożyć w nieskończoność. Światło spolaryzowane jest bowiem stale obecne wokół nas a jego "wycięcie" wpłynie na zapisywane zdjęcia. Należy więc stale obracać polaryzator zamontowany na obiektywie.
Kiedyś filtry polaryzacyjne były dostępne jedynie dla fotografujących za pomocą lustrzanek. Dziś na rynku znajdują się zestawy przeznaczone dla małych kompaktów a nawet mało- i średnioformatowych aparatów z celownikiem dalmierzowym. Warto więc spróbować. Warto też jednak przed ich zastosowaniem po prostu zastanowić się i przypomnieć swoich nauczycieli fizyki. Pozwoli to zaoszczędzić sporo czasu i uniknąć rozczarowań wynikających po prostu z naszej niewiedzy