Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
twórcze podejście do historii i tradycji jako wkład Polaków w rozwój cywilizacji europejskiej
To miał być miły wakacyjny felieton. Poświęcony kwestiom wakacyjnego fotografowania, żartobliwy w formie i niezbyt ciężki w treści. Żeby zapomnieć o stresach codziennego życia w mieście postanowiłem zacząć urlop kilkudniową wizytą w Krynicy. Popijając wodę mineralną i czytając zaległe lektury miałem zamiar wprowadzić się w miły nastrój, który potem za pomocą internetu ] udzieliłby się czytelnikom moich felietonów. I świat stałby się lepszym miejscem.
Niestety. W Krynicy trafił mnie szlag. Czyli, nawiązując do poprzedniego felietonu, zalała mnie żółć. Uważam to miejsce za jedną z enklaw, która łączy mnie z dawnymi czasami. Jeżdżę tam od stu lat i zawsze znajduję ten sam nastrój i te same widoki. Tym razem jednak okazało się, że z powierzchni Ziemi zniknęła jedna z moich ulubionych pijalni. Ta, w której bije źródło wody Mieczysław. Co się stało?
Trzęsienie Ziemi? Tajfun? Lawina? Nic takiego. Po prostu w jej miejscu jest teraz klubokawiarnia. Drinki i alkohole oraz czekolada na gorąco. Zamiast klasycznego, istniejącego od wielu lat, wnętrza ozdobionego miedzianymi podgrzewaczami wody teraz mamy wypełniony tandetnymi świecidełkami pseudonuworyszowski superprzeciętny lokal oparty o płyty kartonowo-gipsowe, podstawę dzisiejszej architektury wnętrz. No i oczywiście, nie ma tu już powierzchni na wystawy, z których słynął dawny 'Mieczysław'.
Rozumiem, że NFZ nie płaci zbyt wiele za kuracjuszy. Rozumiem, że miasto musi się rozwijać. A turyści lubią pić kawę w cywilizowanych warunkach. Ale dlaczego niszczyć historię? Podobnych lokali jest już w Krynicy tysiąc. Jeśli ktoś chciał stworzyć nowy - nie powinien ingerować w starą pijalnię. Ba, jeśli komuś przyszła już do głowy taka myśl, powinny istnieć instytucje dbające o nasze [szeroko rozumiane] 'dobro wspólne'.
Na całym świecie ludzie uczą się szanować swoją historię. Historię rozumianą nie tylko jako patetyczne wspomnienie odsieczy wiedeńskiej i bitwy pod Grunwaldem. Historia naszego kraju to również drobne budynki, takie jak stara pijalnia. Fragmenty ulic. Widoki, które wszyscy widzieliśmy podczas szkolnych wycieczek.
John Banville w 'Morzu' napisał zdanie, które zrozumiałem dopiero teraz w Krynicy, kiedy okazało się, że 'Mieczysław' zniknął: Przeszłość bije we mnie niczym drugie serce. To właśnie z drobnych wspomnień dotyczących codziennego życia w dawnych czasach składa się nasze rozumienie teraźniejszości. Nie rozumiem dlaczego jedynym pomysłem na unowocześnienie naszych miast jest niszczenie wszystkich starszych budynków. Te sprzed drugiej wojny światowej są nietykalne. Niewiele ich zostało i zdają się nie przeszkadzać naszym 'wizjonerom'. Chyba, że chodzi o fabryki. Każdego dnia z powierzchni Łodzi znikają stare pofabryczne zabudowania. 'Manufaktura' i lofty u Scheiblera są wyjątkiem. Trzeba też pamiętać, że odpowiedzialnymi za ich remont są inwestorzy zza granicy.
Dziś najbardziej zagrożone są budynki zbudowane za czasów PRL. Tak na przykład jak nieistniejący już SUPERSAM niedaleko Akademii Fotografii. Zburzono też wiele powojennych kin. A przecież były to konstrukcje piękne i istotne na swój sposób. Wychowałem się wśród takiej architektury. I nie uważam, że trzeba ją zniszczyć jako zło PRL-u. W polskim rozumieniu biznesu najlepiej zwraca się postawienie nowego budynku po zburzeniu starego. Ironią losu jest, że osoby, które wpędzają nas w takie mentalne średniowiecze nazywamy 'developerami'.
Dlaczego piszę o tym w felietonie fotograficznym? Zdałem sobie bowiem sprawę, że nie mam ani jednego zdjęcia pijalni Mieczysław. Byłem w niej z tysiąc razy. Za każdym razem miałem aparat na szyi. A jednak nie zrobiłem tam ani jednego zdjęcia. Myślałem pewnie, że jest nietykalna. Traktowałem ją na równi z Wawelem. Teraz zdałem sobie sprawę, że w Polsce możliwe jest wszystko. Skoro są osoby na poważnie mówiące o zburzeniu Pałacu Kultury trzeba spojrzeć na świat z innej perspektywy. Od tej pory postanowiłem dokumentować wszystko, co się dla mnie liczy w 'mojej' Polsce. Nawet jeśli zdjęcia te nie opuszczą nigdy pulpitu mojego komputera - warto zadbać o wspomnienia.
Namawiam też Państwa do tego by wyjść nieco poza swoje fotograficzne przyzwyczajenia. Jeśli czytacie ten felieton przed wyjazdem na urlop - pomyślcie o tym, by nie zajmować się jedynie 'klasyczną' fotografią wakacyjną, ale i o tym, by sfotografować Waszą stołówkę w domu wczasowym. Za rok na miejscu klasycznych ceratowych stołów możecie znaleźć złote świeczniki made in China. A pole namiotowe spokojnie zdąży się zmienić w strzeżony parking.
Z każdym dniem nasza Polska zmienia się. Fundusze unijne pozwalają budować nowe drogi. Rolnicy unowocześniają swoje obejścia. Pamiętajmy jednak, że z każdym dniem ginie to, co pamiętamy. Małe sklepy, zakurzone księgarnie, zaniedbane parki. Wszystko, co tak lubimy za rok może należeć do sieci supermarketów. Warto więc utrwalić to wszystko na matrycy swego aparatu. W dzisiejszych czasach to naprawdę nic nie kosztuje.
Oczywiście są miejsca, które źle nam się kojarzą. Za każdym razem kiedy przejeżdżam koło Collegium Anatomicum mam gęsią skórkę. Choć zajęcia tam miałem prawie dwadzieścia lat temu. Do tego budynku lepiej pasuje cytat z 'Ogrodów Kensington' Rodrigo Fresána - Przeszłość to niebezpieczne zabawka. Lepiej nie wyciągać jej z cienia, w którym drzemie... A jednak pojadę sfotografować również i ten budynek [bo nie mam ani jednego zdjęcia tamtej okolicy Łodzi]. Bo a nuż ktoś postanowi zrobić tam multipleks.
Zachęcam wszystkich do zrobienia własnego 'albumu Polski'. Za chwilę może się bowiem okazać, że kraju, w którym się wychowaliśmy, już nie ma