Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Niniejszym tekstem zaczynamy nowy cykl felietonów. Redakcja sprzętowa fotopolis.pl żyje bardzo szybko, pojawiają się nowości - piszemy o nich w dniu premiery, zaraz potem przychodzi aparat czy obiektyw do testów - publikujemy test i właściwie temat zamknięty. Większość sprzętu testujemy jako pierwsi w Polsce, a nawet jedni z pierwszych na świecie, więc dany sprzęt mamy już z głowy zanim trafi do sklepów. I bardzo dobrze i można przeczytać test przed zakupem, ale... nie ma czasu na refleksję, spojrzenie z dystansu i szerszej perspektywy na to co trafia do naszych rąk i jaki może mieć ewentualny wpływ na rynek fotografii. Felietony z cyklu "Mała rzecz, ale czy cieszy?" mają być próbą analizy zjawisk na rynku fotograficznym, wyrażenia opinii o funkcjach aparatów, które być może nie są tak ważne dla naszych testerów i dla samych firm, ale w naszej ocenie mogą mieć ważny wpływ. Często jest to kilka nowych funkcji, zmian w działaniu aparatu czy obiektywu lub sposobie jego konstrukcji, które zaledwie wspomniane są w specyfikacji i w teście, a zebrane razem mogą z perspektywy czasu mieć ważny wpływ na rynek foto - pozytywny albo negatywny. Mogą cieszyć albo nie.
Na początku dwa małe wyznania. Nie, kilka lat temu nie byłem zwolennikiem bezlusterkowców i nie, nie podobały mi się pierwsze aparaty Sony NEX. Jeżeli chodzi o pierwszą kwestię, to nie widziałem głębszego sensu we wprowadzaniu na rynek "kompaktu", w którym można zdjąć obiektyw. Osiągi i możliwości np. pierwszego PEN-a nie były lepsze niż obecnych wtedy na rynku zaawansowanych kompaktów, a po drugie za niższą cenę można było kupić porządną lustrzankę z milion razy szybszym AF i bogatym systemem obiektywów. Nie mówię, że nie lubiłem pierwszych bezlusterkowców. My w redakcji fotopolis.pl generalnie lubimy sprzęt fotograficzny i jesteśmy życzliwie nastawieni do większości nowości. Jednak to był po prostu taki szpanerski, "inny" fajny kompakt. Nie, nie mówił do mnie "jestem przyszłością fotografii".
Dosyć zgodnie w redakcji uważaliśmy, że to po prostu skok na kasę - przestajemy zarabiać na kompaktach, więc zróbmy coś, żeby zarabiać na tym samym rynku, ale sprzedając obiektywy, akcesoria itp. - generalnie przenieśmy model rynkowy lustrzanek w świat kompaktów. Sceptycyzm powiększał się, bo na rynek "kompaktów" z wymienną optyką wchodzili głównie producenci, którzy nie byli zbyt silni w biznesie lustrzankowym: Olympus, Panasonic (2008), Samsung (2009) czy Sony (2010). Pierwsza refleksja przyszła gdy w redakcji zjawił się Panasonic GF1. Okazało się, że bezlusterkowiec może mieć osiągi i obsługę zbliżoną do lustrzanki. Dlatego, kiedy firma Sony jakoś rok później pokazała system NEX byłem rozczarowany, nawet bardzo (choć ta refleksja przyszła z czasem). Mimo szczerych chęci pierwsze NEX-y były jakieś takie... kompaktowe? Z drętwym, niepotrzebnie pokomplikowanym menu, które miało głęboko pochowane funkcje ważne dla większości entuzjastów fotografii. Na przykład zmiana ISO wymagała przekopania kilku zakładek menu.
Dodatkowo przez zastosowanie większej matrycy APS-C (co akurat było zaletą) aparat z zamontowanym podstawowym zoomem wcale nie sprawiał wrażenia takiego małego. Niby obudowa była mała, niby obiektywy nie takie duże, ale wszystko łączone dosyć sporym pierścieniem bagnetu na korpusie aparatu. Do tego brak wbudowanej lampy i jakaś taka dziwna stopko-złączka do jej montowania. No i jak dodamy do tego jeszcze problemy z pewną partią podstawowego obiektywu 16 mm F2.8, to naprawdę Sony wykonało sporą pracę marketingowo-sprzedażową, że system w ogóle się przyjął. Oczywiście, żeby wyjaskrawić moją tezę pomijam większość zalet pierwszych NEX-ów jak np. niezła jakość wykonania, rozsądne ceny czy wspomniana już matryca.
I tak sobie minęły dwa lata i kilka modeli NEX-ów z różnymi literkami, których już nawet nie pamiętam. Wtem! Sony pokazuje model NEX-a oznaczony cyfrą 6. Europejska premiera odbyła się na końcu świata (czyli na Islandii) i była nieco przyćmiona jednoczesnym zaprezentowaniem flagowej lustrzanki A99. Tymczasem to właśnie NEX-6 będzie w mojej opinii kamieniem milowym w historii systemu NEX i być może całego działu foto Sony. Z początku to do mnie nie dotarło. Na Islandii skupiłem się głównie na pełnoklatkowym A99, a NEX-a miałem w rękach tylko przez chwilę. Jednak w miarę jak czytałem nasze teksty o tym aparacie i zrobiłem "szóstką" trochę zdjęć, zaczęło do mnie docierać jak dużą pracę konstruktorzy Sony wykonali od pierwszych modeli i jak bardzo musieli zacząć myśleć "outside system" (jak to określają Amerykanie). Nowy model dostał wszystko o czym tylko użytkownik poprzednich NEX-ów mógł marzyć, bez podziału na aparat "dla amatora", "dla entuzjasty", "dla bogatego snoba" (A! Ten ostatni, to pod marką Hasselblad będzie). Chcecie szybki hybrydowy autofokus? Proszę! Chcecie porządny wizjer elektroniczny? Proszę! Chcecie wbudowaną lampę? Proszę! A może jednak dołączaną zewnętrzną i jeszcze żeby można było normalnie podłączyć na przykład PocketWizarda? Proszę! Normalnie opisane kółko nastaw PASM i programowalne przyciski funkcyjne? Proszę! A może jeszcze wbudowane WiFi, żeby nie trzeba było na fejsa wrzucać rozmazanych zdjęć ze smartfona, ale eleganckie z NEX-a przy ISO6400 zrobione bez lampy? Proszę!
Zadowolony? To jeszcze gratis dorzucimy fajne filtry artystyczne i czarną "fotograficzną" obudowę. I nagle wszystkie inne NEX-y stały się bez sensu. Konstruktorzy Sony wykonali rzut na matę i chyba pierwszy raz w fotograficznej historii firmy (nie przypominam sobie innego przypadku) skupili się na tym co mogą dać użytkownikowi, a nie co zachować do wyższego modelu. Oczywiście konkurencyjne bezlusterkowce też mogą się tymi funkcjami pochwalić (a nawet lepszymi), jednak trudno znaleźć je wszystkie w jednym modelu. Poza tym zwróćcie uwagę z jakiego poziomu Sony startowało i jak wiele z własnych pomysłów musieli poświęcić, żeby zadowolić użytkownika. Takie drobne zmiany, a jak cieszą