Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Więszkość zdjęć opublikowanych w albumie powstała w letnich miesiącach 2006 roku. Połowa spośród fotografów, którzy wzięli udział w projekcie, mieszka w Małopolsce, połowa pochodzi spoza regionu. Wybór z prezentowanych zdjęć był eksponowany na krakowskim Rynku Głównym podczas wystawy plenerowej w październiku 2006 roku.
Autorzy zdjęć: Jakub Dąbrowski Andrzej Georgiew, Andrzej Kramarz, Przemysław Krzakiewicz, Piotr Lelek, Weronika Łodzińska, Krzysztof Miękus, Wojciech Nowicki, Wojciech Prażmowski, Konrad Pustoła, Szymon Rogiński, Piotr Trybalski, Łukasz Trzciński oraz Zorka Project.
Poniżej zamieszczamy tekst autorstwa Wojciecha Nowickiego:
Poza kadrem
Zwykle wybór jest minimalny: skręcić w lewo albo w prawo. W lewo oznacza - zostać w mieście, wałęsać się po ulicach, gapić się w otwarte okna, na ludzi leniwie walczących z upałem, na kleisty asfalt i zdechłą zieleń; pójść w lewo - oznacza siedzenie w kawiarnianych ogródkach, w oczekiwaniu aż upał zelżeje. W lewo oznacza, że dzień pociągnie się zawijasami ulic, żeby się skończyć na Kazimierzu, po zachodzie słońca, kiedy już zwinęli swoje stoiska handlarze zieleniną i ustąpili miejsca turystom i pijakom.
W prawo zaś ma same dobre strony: graniczące z pewnością prawdopodobieństwo wyjazdu. Nie żadne tam nieobjęte ziemie, tylko chaszcze za miastem. Jakiś autobus albo pociąg, albo przynajmniej rozklekotany tramwaj do Nowej Huty, albo podejrzany bus do Krzeszowic. Wypad na łąkę gdzieś po drodze, na której nobliwy starzec o twarzy Greka pasie owce. W prawo oznacza, że coś się niechybnie zdarzy; że w godzinach porannych węgierski Cygan gdzieś na Podhalu będzie handlował nożami w dzień święty. Jego rodzina będzie spała głębokim snem w zaparkowanym obok samochodzie; on sam będzie coś tłumaczył wolapikiem, aż w końcu rzuci po polsku, jakby od niechcenia: "dwieście pięćdziesiąt". A gospodarz poskrobie się w głowę i odpowie: "sto, one hundred". Łąki będą lśniły ponuro od deszczu, ale dojdzie w końcu do ugody i mężczyźni uścisną sobie dłonie. Potem handlarz cicho trzaśnie drzwiami swojej landary (nikt się nie przebudzi, tylko berbeć na tylnym siedzeniu poruszy się niespokojnie) i ruszy w drogę.
Nikt tego nie planował. Tak się po prostu stało. Nie było kierunków zakazanych ani nakazanych, była wolna jazda. Łączył nas tylko temat, każdy błądził i pracował na swój rachunek. Były mocne postanowienia i piękne zamiary, ale kończyły się różnie: ktoś samochodem wjechał na Pustynię Błędowską i zakopał się w piachu aż po osie, a potem trójka ludzi przez pół nocy wyciągała go na stały ląd. Ktoś zbudował wysoką na trzy metry wieżę z drewnianych palet, wdrapał się na nią z małpią zręcznością i wstrzymywał oddech na długie sekundy: bo każde skrzypnięcie oznaczało zmarnowane zdjęcie. Ktoś napotkał Indianina w mieście Limanowa - niby nic, ale przecież Limanowa to nie Kanada. Ktoś się wybrał na ślub i mozolnie wciskał drużbę w góralskie portki, i wiązał mu kierpce: za mocno, za słabo, zły węzeł, od nowa. Tak bywało. Bywało, że sami się dziwiliśmy temu, co widzimy.
Cała reszta jest na dalszych stronach. - Wojciech Nowicki
Album Małopolska. Fotografie. To niczego nie wyjaśnia.
Ilość stron: 224
format: 30x24
oprawa miękka
Cena: 70 zł
Wydawca: Małopolski Instytut Kultury & Fundacja Imago Mundi, Kraków 2007
Współtwórca przy tworzeniu albumu: Kolektyw Fotografów Visavis.pl
Album można zakupić w Galerii f5 & ksiegarni fotograficznej.
Prezentacja albumu odbędzie się 29 maja 2007 roku o godzinie 19 w Galerii Camelot (ul. św. Tomasza 17) w Krakowie.