Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Czas na zmiany, czyli o tym jak mniej znaczy więcej
Od dawna chodzi mi po głowie natrętna myśl, że potrzebuję małego poręcznego aparatu z dobrą matrycą i wymienną optyką. Takiego, który dorówna precyzją lustrzance, a jednocześnie zmieści się w kieszeni kurtki, lub niewielkiej torbie z dokumentami i tabletem. Próbowałem zaprzyjaźnić się z aparatem posiadającym celownik optyczny. Niestety lata pracy lustrzanką, dobrodziejstwo matówki, szybki autofokus i możliwość dysponowania wieloma ogniskowymi zrobiły swoje. W efekcie podnosiłem aparat do oka i z bólem serca stwierdzałem, że to nie moja bajka.
Na co dzień pracuję jako fotoedytor, ale ciągle zdarza mi się robić materiały do gazety. Jako fotoreporter hołduję zasadzie że sprzęt trzeba cały czas mieć przy sobie. W czasie reporterskiego fotografowania bazuję zazwyczaj na jasnych stałkach o ogniskowych 24/50/100 mm. Taka torba z profesjonalnym korpusem to tylko 5 kilogramów, ale po kilku godzinach pracy w terenie daje się solidnie we znaki.
Nadzieja, że może być inaczej pojawiła się po premierze Olympusa OM-D E-M5. Mój kolega Tomek Jodłowski pokazał mi body z obiektywem 45 mm. Aparat w stosunku do mojej "jedynki" wyglądał jak zabawka, ale ta zabawka działała i to jak! Szybkość i precyzja pracy, ruchomy ekranik i dobry celownik - spełnienie marzeń. Tomek powiedział, że codziennie nim pracuje i w dodatku nazwał go prawdziwym "koniem roboczym" dla fotoreportera. Zapytałem o jakość zdjęć. Na potwierdzenie, że mały może więcej, pokazał kilka znakomitych portretów Leszka Możdżera. Byłem pod wrażeniem.
Fotoreporter to taki gość, który dysponuje niewielkim aparatem, otwartym umysłem, oraz sporą ilością empatii i uczciwości. Określenie "niewielkim aparatem" jest ważne. Twórca fotografii małoobrazkowej Oscar Barnack cierpiał na astmę, rozmiar i waga miały dla niego znaczenie! Minimalistyczna konstrukcja aparatu z jasną optyką nie była przypadkowa. Taki aparat nie potrzebował dużej torby, wystarczył pasek do zawieszenia na ramieniu. To on pozwolił Andre Kerteszowi, Capie czy Cartier-Bressonowi pokazać świat w nowy, odkrywczy sposób. Aparat lekki i poręczny, pozwala fotografować w dowolnej pozycji i rejestrować ujęcia, o których właściciele dużych kamer mogą tylko pomarzyć.
Prawdą jest, że od roku 1925 roku aparaty fotograficzne stawały się coraz doskonalsze. Na życzenie fotografów i księgowych wymyślono lustro, pryzmat, zoomy, automatykę ekspozycji i ostrości. Skończyło się na tym, że idea poręcznego aparatu małoobrazkowego z roku 1925, przybrała postać masywnej i ciężkiej lustrzanki z obiektywami wielkości litrowego słoika po ogórkach. Każdy kto chciał kiedykolwiek zrobić relację z jakiegoś wydarzenia wie, ile intelektualnej energii i fizycznej sprawności wymaga skomponowanie ciekawej opowieści. Nie wspomnę o bólu ramienia obciążonego ciężką torbą i wrzynającym się boleśnie w szyję pasku lustrzanki. Bywa, że trud wielogodzinnego zmagania i zwykłe zmęczenie powoduje, że tracimy w ważnym momencie świeżość spojrzenia. Moje córki w szkole zawsze rysowały ojca z dużą torbą u boku. Nauczycielka pewnie myślała, że ich ojciec jest listonoszem. Były to czasy, kiedy słowo paparazzi nie miało pokrycia w rzeczywistości, a aparat fotograficzny im był masywniejszy, tym większy budził respekt. Dziś wszystko się zmieniło. Geniusz podwojonej klatki filmowej przekłada się doskonale na matrycę cyfrową niekoniecznie o rozmiarach 24x36 mm. Łatwość uzyskania dobrze naświetlonego i ostrego zdjęcia stała się dobrem powszechnym.
Niedawno na pewnym portalu internetowym przeczytałem: Jestem bezdomnym fotografem. Straciłem mieszkanie na początku września. Zostałem eksmitowany. Żyję w mieszkaniach moich przyjaciół, nie wiem, jak długo to będzie możliwe. Moje rzeczy są w magazynie komornika. Fotografuję pożyczoną lustrzanką i Canon S40. Korzystam z Internetu w kawiarni, bibliotece i u przyjaciół. Chcę odzyskać swoje rzeczy, wynająć mieszkanie. Zbieram pieniądze na nowy start w życiu - zakup sprzętu fotograficznego i komputera, wynajem mieszkania, pilne bieżące potrzeby. Mieszkam w Polsce. Jacek.
Tak się składa że znam Jacka z widzenia od lat. Wielokrotnie się spotykaliśmy wymieniając zdawkowe uprzejmości. Kiedyś próbowałem zaprosić go na spotkania Ślaskiego Towarzystwa Fotograficznego. Niewiele wskórałem, bo Jacek zawsze chodził własnymi ścieżkami. Mam za to w głowie jego zdjęcia ludzi ulicy, czy fotografie dokumentujące spektakle Teatru A Part. Jacek nikogo nie naśladuje. Nie dbając o trendy estetyki czy mody tworzy obrazy niezwykle sugestywne. Zaskoczyła mnie informacja o jego kłopotach. Myślę że punktem zwrotnym była dla Niego śmierć Ojca. Takie zdarzenia przygniatają i odbierają smak życia. Poza tym wiem jak trudno jest zdobyć zlecenie czy wyegzekwować w dzisiejszych czasach honorarium nawet po wystawieniu faktury i zapłaceniu podatków. Wystarczy moment braku dyscypliny finansowej i kłopoty się nawarstwiają.
Postanowiłem, że Olympus OM-D E-M1 pomoże mi podzielić się z Wami historią Jacka. Postanowiłem że zdjęcia będą czarno-białe, pliki "jpg" prosto z aparatu z ewentualną korekcją poziomów w Gimpie. Niczego nie kadruję, nie wyostrzam, selektywnie rozjaśniam czy ściemniam. Przestrzeń kadru zamykam jednak czarną ramką zgodnie z tradycją mistrzów fotoreporterki.
Opowieść rozpoczynam pod drzwiami mieszkania Jacka, które jest dziś niszczejącym pustostanem. Ciemna klatka schodowa oświetlona jedną żarówka nie przeszkodziła mi w wykonaniu czytelnego zdjęcia. Aparat z obiektywem 12 mm/2.0 i czułością 3200 ISO sprawdza się znakomicie w takich warunkach. Można zastanawiać się nad wielkością matrycy. Tylko po co, jeśli zdjęcie, które zrobiłem Jackowi jest technicznie znakomite i absolutnie wystarczające do druku. Poza tym czy warto, jeśli ważne konkursy fotograficzne wygrywają zdjęcia robione telefonem. Dziś żyje się szybko, trzeba optymalizować wysiłki i działania by osiągnąć sukces. Fotoreporterów w gazetach zastępują dziennikarze fotografujący. W ostatecznym rozrachunku liczy się stare fotograficzne powiedzenie - pokaż mi swoją fotografię, a powiem ci kim jesteś i co potrafisz.
Wiedziałem, że OM-D E-M1 jest aparatem niewielkim. Jednak kompletnie byłem zaskoczony tym, że mimo moich moich sporych dłoni tak znakomicie w nich leży, zdecydowanie lepiej niż jego poprzednik. Na dodatek okazało się, że moja ulubiona torba fotograficzna jest dla małego korpusu i niewielkich obiektywów o wiele za duża. Skończyło się na tym, że aparat i obiektywy wylądowały w kieszeniach mojej jesiennej kurtki. Pozwoliło mi to zresztą bezproblemowo wejść do magazynu komornika, w którym przechowywane są meble i rzeczy Jacka, a muszę przyznać, że stary zrujnowany biurowiec na peryferiach miasta, gdzie mieszczą się magazyny, jest strzeżony jak zasoby złota w USA!
Niezwykły jest też celownik małego Olympusa. Nie zdawałem sobie sprawy, że jego doskonałość technologiczna realnie wspomaga proces fotografowania. Planując materiał o Jacku chciałem jednak by były to zdjęcia monochromatyczne. Obraz na matówce tradycyjnej lustrzanki jest kolorowy. W trakcie fotografowania muszę przewidywać jak będzie wyglądać finalnie czarno-biały obraz. Wizjer bezlusterkowca od początku współgra z moją wyobraźnią pokazując monochromatyczny kadr, co jest dla mnie bezcenne.
Znakomicie, że w OM-D E-M1 jest odchylany ekranik. Jest on dla mnie niezwykle przydatną cechą dobrego aparatu cyfrowego. Lubię kadrować na ekraniku. Jest namiastką matówki aparatu wielkoformatowego. Na potrzeby reklamy fotografowałem kiedyś architekturę i przemysł Hasselbladem oraz Cambo 4x5''. Komponowanie obrazu na dużej matówce to niezwykłe misterium. Nie wchodząc w szczegóły powiem tyle - nie zna życia ten, kto nie obserwował jak zjawiskowo obraz wyostrza się, nie wspominając o shiftowaniu i tiltowaniu.
Kiedy jednak pojawiła się fotografia cyfrowa szybko zrozumiałem, że diapozytywy podzielą los dinozaurów. Kupiłem cyfrowy aparat z ekranikiem i wróciłem do fotoreporterki. Trafiłem do Gazety Wyborczej, gdzie chłopcy fotografowali aż miło, nie wchodząc w powszechne wtedy dyskusje uznanych fotografów o wyższości analoga nad cyfrą. Krzysztof Miller zrobił wtedy materiał z Afganistanu Canonem G2. Ekranik tego aparatu tak jak dziś ekranik Olympusa pozwalał fotografować niepostrzeżenie, bez podnoszenie aparatu do oka, co jest dla fotoreportera absolutnie bezcenne!
Można też fotografować z niskiej perspektywy, bez kładzenia się na podłodze lub w tłumie z góry na wyciągniętych rękach. Dzięki ekranikowi można łatwo tworzyć wieloplanowe obrazki fotografując przez rekwizyty takie jak szkło czy przedmioty na stole. Ekranik w Olympusie jest jeszcze lepszy, pozwala dodatkowo palcem nastawić ostrość w wybranym punkcie i wyzwolić migawkę. Uwielbiam te funkcję w połączeniu z obiektywem 45 mm. Zachowując dystans i dyskrecję zatrzymujemy w kadrze unikalne sytuacje. Ludzie, których fotografujemy, nie dostrzegają bowiem naszych zabiegów i zachowują się naturalnie. Poza tym ten niewielki obiektyw daje świetną jakość obrazu, nawet przy zupełnie otwartej przysłonie. To perełka w stajni obiektywów Olympusa za niewielkie pieniądze!
Jacek pomimo kłopotów stara się myśleć pozytywnie, zdobywać nowe zlecenia. Przygotowuje się do realizacji projektu fotograficznego o cmentarzach żydowskich na Śląsku. Jest szansa że weźmie udział w 10-tygodniowych warsztatach terapeutycznych budowania osobowości. Nie ma wątpliwości, Jacek potrzebuje pomocy. Jego zdjęcia możesz zobaczyć na stronie jaceklidwin.com. Cenię sobie wyjątkowo wieczorne zdjęcie Jacka na ulicy z białym krzesłem. Krzesło jest dla mnie symbolem domu, miejsca przy stole, stabilizacji. W jasnym znakomitym obiektywie 17mm i oczach Jacka zobaczyłem uśmiech. To był dobry dzień, a Jacek ma jeszcze nocleg u znajomych.
Japońska firma Olympus tłumacząc sens swego istnienia odnosi się do mitologii, mówi iż jej celem jest oświecenie świata urządzeniami optycznymi tak jak "Wysoka Równina Niebios" (Takamagahara ) dała mu światło. Firmie udało się zbudować niezwykły aparat. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przez jego elektroniczny wizjer odbyć podróż do ludzi bliskich i dalekich lub zerknąć w głąb siebie.
Nowy flagowy aparat Olympusa OM-D E-M1 następca znakomitego E-M5 jest optymalnym wyborem by z wielką precyzją dokumentować złożoność coraz bardziej mobilnego świata. Genialna konstrukcja, imponujące możliwości personifikacji, gwarantują sukces w każdej dziedzinie fotografii z ilustrowaniem tekstów w mediach włącznie. Myślę, że nie potrzeba dziś drogich i skomplikowanych mechanizmów, ciężkiego pryzmatu i klapiącego głośno lustra, by cieszyć się fotografią każdego dnia. Wystarczy dobra jasna optyka, wizjer dający wyraźny obraz wraz z kompletem informacji o ekspozycji i ustawieniach. Można śmiało powiedzieć - "lustrzance już dziękujemy". Czasy są takie, że mniej znaczy więcej.
Autorem zdjęć i tekstu jest Józef Wolny.