Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Kilka miesięcy temu miałem przyjemność używania po raz pierwszy bezlusterkowców Olympusa. Zaskoczony jakością zdjęć i filmów, zaprzyjaźniłem się na dłuższy czas z poprzednikiem nowego OM-D modelem E-M5, który sprawił, że zacząłem się zastanawiać nad zmianą systemu.
Pierwsze wrażenia
Olympus OM-D E-M1 leży w ręce niezwykle dobrze i stabilnie, zdecydowanie pewniej niż poprzednik. Znacznie bliżej mu do ergonomii lustrzanki, niż jego "kolegów" z serii PEN.
Wykonanie stoi na wysokim poziomie, ale nie zakładałem nawet, że będzie inaczej. Dużo klawiszy funkcyjnych, wygodna dźwignia do przełączania trybów dwóch pokręteł - widać że Olympus celuje w bardziej zaawansowaną grupę użytkowników.
Rozmiar ma znaczenie
EM-5 pakowałem do nerki National Geographic, mieścił się tam razem z 2-3 obiektywami. Przymierzam do niej EM-1 - po kilku próbach doszedłem do wniosku, że nie będzie to bezpieczne i wygodne rozwiązanie, dlatego wybieram plecak. W bezlusterkowcach cenię przede wszystkim ich rozmiar, a EM-1 do najmniejszych nie należy - to pierwszy minus.
Ustawienia aparatu
Wreszcie dotarłem do lasu, gdzie liście już opadły, więc wpada odrobina rozproszonego przez chmury światła. Za 3 godziny zacznie robić się ciemno - będę musiał zdecydowanie zwiększyć wartość ISO.
Jako wielbiciel rozmycia wybieram obiektyw 75 mm, f/1.8, ISO 500, pełny otwór przysłony, 10kl/s. Pierwszych kilka zdjęć - rewelacyjna szybkość, mała korekcja krzywych (tak, można ustawiać krzywe z poziomu aparatu!), dodaję filtr Diorama, ustawiam balans bieli - i to wszystko bez odrywania aparatu od oka. Rowerzyści już jadą (a właściwie lecą), a Olympus E-M1 strzela serię niczym profesjonalna reporterska lustrzanka. Kolejne kilka sekund/kilkadziesiąt zdjęć i powracają myśli o zmianie systemu.
Mała zmiana koncepcji, włączam 5-osiową stabilizację obrazu, żeby zapewnić płynne panoramowanie i równe rozmazanie tła. Zmieniam obiektyw na kitowy: M.Zuiko 12-40 f/2.8 PRO (jakość wykonania jest naprawdę profesjonalna, ale obiektyw jest niestety bardzo duży). Wydłużam czas naświetlania do ok. 1/25s, autofokus ustawiam w trybie ciągłym. Pierwszy przejazd rowerzystów i już mam udane zdjęcia z rozmazanym tłem. Aparat bardzo dobrze śledził obiekt, prawie nie zdarzało się, żeby się mylił.
Bardzo pozytywnie zaskakuje wizjer, pomimo że jest elektroniczny, to znacznie została poprawiona jego rozdzielczość względem poprzednika oraz wielkość wyświetlanego obrazu. Oddalam wizjer od oka, odchylam wyświetlacz: pora na kilka zdjęć z żabiej perspektywy. Dotykowo ustawiam ostrość - wszystko działa bardzo sprawnie. ISO 2000, a nawet 3200 dawało całkiem przyjemną kolorystykę i reprodukcję tonalną. Na większości zdjęć można zauważyć filtr artystyczny diorama lub fotografia otworkowa. Używałem ich ze względu na to, że zapisywałem zdjęcia w formatach JPEG + RAW - co dało mi zdjęcia gotowe do udostępnienia z ciekawym filtrem kolorystycznym i pliki RAW do postprodukcji. Używanie zapisu dwóch formatów na raz zdecydowanie spowolniło pracę aparatu przy oglądaniu zrobionych zdjęć, a także przy zapisywaniu ich z bufora na kartę pamięci. Używałem karty Goodram 32GB klasy 10 - być może potrzeba szybszej.
Podsumowanie
Olympus OM-D E-M1 jest zdecydowanie aparatem dla profesjonalistów. W fotografii sportów ekstremalnych sprawdza się znakomicie. Bez najmniejszego problemu wykona również reportaż z meczu piłkarskiego czy innego wydarzenia sportowego. Dzięki uszczelnieniom i solidnej obudowie nie musiałem martwić się o warunki atmosferyczne, a dzięki 10-ciu klatkom na sekundę i szybkiemu autofokusowi mogłem się skupić wyłącznie na kadrowaniu.
Jeśli chodzi o porównanie go do poprzednika, to nowy model przekonuje mnie:
- dużo lepszym wizjerem
- wbudowanym Wi-Fi
- poprawioną ergonomią
Przeszkadza mi natomiast:
- rozmiar aparatu i kitowego obiektywu
- aparat znacznie stracił na wyglądzie, teraz znacznie bliżej mu do amatorskiej małej lustrzanki, niż do stylizowanego na retro bezlusterkowca
Nie mniej jednak, fotografowanie nowym OM-D należy do bardzo przyjemnych. Zdjęcia są najwyższej jakości, nie ustępują fotografiom z lustrzanek APS-C. Polecam każdemu kiedyś spróbować, bo może okazać się, że toporna i wolna lustrzanka, to wcale nie jest to, czego potrzebują.
Autorem zdjęć i tekstu jest Jakub Obuch.