Fujifilm X-M1 - opinia Marcina Majewskiego

Autor: Marcin Grabowiecki

23 Wrzesień 2013
Artykuł na: 9-16 minut
Marcin Majewski jest autorem drugiej opinii na temat bezlusterkowca Fujifilm X-M1. Autor sprawdził aparat podczas fotografowania przyrody w bardzo słabym oświetleniu.
10/600 s, f/5.6, ISO 800, ogniskowa: 35 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

Powodem wzięcia udziału w konkursie na testowanie X-M1 była chęć próbnej pracy z tym aparatem. Sklepowe realia nie pozwalają na wiele, a kwota do wydania niebagatelna. Jeśli chodzi o kryteria wyboru aparatu to podzielam opinię, że "najlepszy aparat to ten, który masz przy sobie". W ostatnich latach producenci aparatów zdecydowanie rozwinęli ofertę "kompaktów dla zawodowców" w postaci aparatów z wymienną optyką i coraz większymi matrycami. Dziś kiedy CSC (Compact System Cameras) podgoniły sprawność autofokusa i powiększyły matryce do rozmiaru APS-C, powodów do zakupu lustrzanki jest coraz mniej.

Autofokus

Szybkość i celność działania autofokusa to temat, który "rozgrzał niejedną klawiaturę". Zanim dotknąłem X-M1 zapoznałem się z dziesiątkami testów wszystkich aparatów serii X, filmów oraz komentarzy forumowych i... miałem obawy. Jednak po kilku minutach zabawy z autofokusem wątpliwości się rozwiały. Nie mogę ocenić celności, ale szybkość nie wzbudzała żadnych zastrzeżeń. W większości przypadków X-M1 łapał ostrość błyskawicznie, nie ustępując w tym konkurencji. W jednym czy dwóch przypadkach nie kontrastowych powierzchni trzeba było mu pomóc, ale fotograf nie jest w takich sytuacjach bezradny, pokolenia fotografów przekadrowywały po ustawieniu ostrości.

10/600 s, f/5.6, ISO 800, ogniskowa: 35 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

"Przygoda, przygoda każdej chwili szkoda"

W sobotę rano wybrałem się dokumentować naturę w Lesie Kabackim i po pół godzinie... musiałem zawrócić. To co każdy użytkownik Fuji X-M1 powinien wiedzieć to to, że 2/3 na wskaźniku baterii, które widzi w ciepłym domu bardzo szybko zamienia się w czerwone, migające zero w chłodnym lesie. Z użytkowania bezlusterkowca konkurencji wyniosłem inne przyzwyczajenia, odnośnie wskaźnika stanu baterii. Za to już po naładowaniu baterii dzień w plenerze nie jest dla X-M1 problemem. Na przyszłość jednak rozważyłbym zakup dodatkowej baterii.

Korpus i użytkowanie

Nie przepadam, za określeniem "retro", które bardziej pasuje do aparatów mieszkowych. Bezlusterkowce są moim zdaniem "klasyczne" (oprócz Sony, bo Panasonic modelem GX7 dołączył do tej estetyki). Tak samo jak klasyczne są aparaty dalmierzowe i lustrzanki z manualnym ostrzeniem (do tych drugich nawiązuje Olympus OM-D). X-M1 tę klasyczną estetykę dalmierzy z powodzeniem dziedziczy, mimo, że nie posiada wizjera.

X-M1 nie jest aparatem kieszonkowym, zwłaszcza z kitowym zoomem, ale już z obiektywem pancake 27mm w dolnej kieszeni marynarki spokojnie się zmieści. Wolałbym wygodniejszy uchwyt pod kciukiem i nieco większy grip, ale coś za coś, aparat jest mały i taki ma być.

Obudowa robi dobre wrażenie, którego nie psują plastikowe elementy. Aparat jest dość ciężki i ma się wrażenie obcowania z małych rozmiarów - ale "porządnym" - aparatem, a nie tanią zabawką. Zamiast wizjera dostajemy odchylany ekran o doskonałej rozdzielczości. Dla autora tej opinii zysk z możliwości patrzenia parą oczu jednocześnie na poziomy ekran wynagradza tych kilka sytuacji kiedy padające, ostre słońce przeszkadza w robieniu zdjęć.

10/850 s, f/5.6, ISO 800, ogniskowa: 33 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

W skrócie na plus:

  • programowany przycisk Fn
  • szybki podgląd ostrości po wciśnięciu pionowego pokrętła nastaw
  • kompensacja ekspozycji poziomym pokrętłem nastaw
  • bogate menu pokrętła programów (w tym custom)
  • szybki dostęp do różnych nastaw poprzez Q menu (chociaż brak możliwości regulacji kompensacji lampy błyskowej)
  • silent menu po wciśnięciu i przytrzymaniu przycisku disp/back (dla street fotografów)
  • dostęp do trybów drive w tym bracketingu pod jednym klawiszem
  • rozwiązanie w interfejsie użytkownika wprowadzania wybranej funkcji bez potwierdzenia dodatkowym klawiszem (szybsza obsługa, chociaż w fazie nauki może denerwować)
  • ograniczenie auto ISO (max. ISO, i min. czas migawki)
  • DR400 w zestawieniu z osłabieniem tonów wysokich i niskich osobnymi ustawieniami daje bezkonkurencyjny zakres tonalny, a więc komfort nie martwienia się o zgubienie prześwietlonych lub niedoświetlonych partii zdjęcia nawet w bardzo kontrastowych warunkach

W skrócie na minus:

  • brak szybkiego dostępu do kompensacji lampy błyskowej
  • słaby dostęp do filtrów tematycznych (konieczność głębokiego nurkowania do menu i to mimo, że w programie filtrów tematycznych pionowe kółko nastaw jest bez żadnej funkcji - mogłoby wybierać kolejne filtry)
  • mało użyteczny szybki podgląd (brak możliwości wyświetlenia w tym trybie informacji o obszarach niedoświetlonych i prześwietlonych i innych danych)
  • w trybie podglądu informacje o obszarach niedoświetlonych i prześwietlonych są tylko na miniaturze
  • dolne ograniczenie czasu migawki ustawione w trybie Auto ISO nie działa w programie preselekcji przysłony
10/850 s, f/6.4, ISO 800, ogniskowa: 35 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

Największy zarzut odnośnie użytkowania (dość wyrafinowany jak na ten segment rynku) mam do szybkiego podglądu zrobionego zdjęcia. Mamy możliwość zaprogramowania czasu (0,5; 1,5 sek. lub do wciśnięcia migawki do połowy) wyświetlania szybkiego podglądu, ale nie zawartości. Dostęp do obrazu z potrzebnymi informacjami (prześwietlenia, niedoświetlenia, parametry) wymaga wejścia w tryb podglądu. Ponadto samo zdjęcie jest pomniejszone, co ogranicza czytelność prześwietleń i niedoświetleń. Więc jeżeli chcesz sprawdzić każde zdjęcie po jego zrobieniu najlepiej wyłącz w ogóle szybki podgląd.

Miałbym także drobną sugestię, żeby efektem wciśnięcia przycisku "disp" w trybie podglądu zdjęć nie było wyskoczenie menu, które dodatkowo zasłania dolny pasek informacji powodując, że nie widzimy efektu swojego wyboru, tylko po prostu, żeby zmieniał zawartość podglądu.

10/450 s, f/5.6, ISO 3200, ogniskowa: 51 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

Obraz

Poza wszystkimi innymi cechami w X-M1 najbardziej ekscytujące jest to, że w małym, bardziej dostępnym cenowo opakowaniu otrzymujemy tę samą technologię, co w wyższych modelach X-Pro1 i X-E1, a więc nowatorską matrycę X-Trans. Zmiana jaką wprowadziła do budowy matryc firma Fujifilm to inny układ światłoczułych komórek RGB. Nowa siatka pozwoliła na usunięcie filtra dolnoprzepustowego (AA) odpowiedzialnego za eliminowanie kolorowej mory, który zarazem pogarszał rozdzielczość. W ten sposób otrzymaliśmy matrycę zdolną konkurować rozdzielczością z 20-megapikselowymi matrycami z filtrem AA, z minimalnym szumem aż do 1600 ISO i bardzo dużą rozpiętością tonalną wspomaganą funkcją DR i dodatkową kontrolą tonów wysokich i niskich.

Uwaga: Zanim ocenicie możliwości aparatów z serii X na podstawie testów upewnijcie się, że zostały przeprowadzone z użyciem nowego algorytmu demozaikującego 3-pass X-trans (zamiast VNG).

10/270 s, f/5.0, ISO 800, ogniskowa: 53 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

Zadanie, które miał przed sobą X-M1, a więc fotografia przyrody w bardzo słabym oświetleniu (bardzo duże zachmurzenie, dużo cieni), bez statywu, nie było łatwe. Przydał się niewielki, ale jednak ciężar aparatu i minimalne drżenie aparatu przy wyzwalaniu migawki. Zdjęcia jaśniejszych planów, nawet przy dużym ISO (3200) nadal wyglądają atrakcyjnie, tym bardziej korzystnie wypadają zdjęcia, w których ISO pozostało na poziomie 800 czyli przypisanym dla trybu DR400, którego używałem. Wysokie ISO na jakich aparat musiał czasem pracować odbiły się niekorzystnie na jakości niektórych zdjęć w formacie JPG, zwłaszcza tych, które były ogólnie ciemne. Z pewnością praca z dobrą wywoływarką plików RAW poprawi efekt.

Ponieważ jestem użytkownikiem, który pamięta czasy filmów Fuji zainteresowałem się bracketingiem filmów, wybierając z opcji: Standard czyli Provię, Soft czyli Astię i Monochrom. Rezygnacja z Velvii podyktowana była mniejszą dynamiką tego trybu, a w temacie, który realizowałem zależało mi na pełnej dynamice. W niektórych zdjęciach większe zastosowanie miał ciepły odcień Astii, w innych chłodniejszy odcień Provii, zwłaszcza tych, gdzie warto było podkreślić surowość fotografowanej natury. Ponieważ zapis w formacie RAW wyklucza korzystanie z bracketingu filmów, do włączania zapisu RAW używałem przeprogramowanego klawisza Fn, robiąc najpierw bracketing, a następnie po wciśnięciu Fn plik RAW.

10/600 s, f/5.0, ISO 640, ogniskowa: 53 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)

Podsumowanie

Ogólnie trzeba przyznać, że aparat wyszedł zwycięsko z próby, a to przede wszystkim dzięki możliwości pracy z wysokimi czułościami. Trudno o gorsze warunki oświetleniowe, niż w tamten zdjęciowy weekend, a jednak udało się osiągnąć zadowalającą jakość nawet w najtrudniejszych momentach. Żadne ze zdjęć, oprócz tych najciemniejszych i na największych ISO nie budzi zastrzeżeń. Nie jest to aparat robiący zdjęcia w "kropki" (szumy, nierówne odwzorowywanie jednolitych płaszczyzn).

Wydaje się, że w Polsce potencjalni nabywcy X-M1 będą się rekrutować z grupy potencjalnych nabywców X-E1 tylko nieco mniej zamożnych lub preferującymi bardziej kompaktowe rozmiary. "Clue" tego aparatu nie stanowią rozmiary czy funkcje, ale cechy obrazu, a te są prawie takie same jak w X-E1 oraz X-Pro1. Mniej zamożny fotoamator odnajdzie w nim cechy droższych poprzedników w zakresie jakości obrazu.

X-M1 zachęca do kontrolowania twórczego procesu, tak jak poprzednicy z serii X i jak każdy inny aparat o klasycznym designie i interfejsie użytkownika. Mnie tym aparatem po prostu chciało się robić zdjęcia, kręcić kółkiem kompensacji ekspozycji, oglądać efekty bracketingu filmów, itp. Szybko zapomniałem o trybie panoramicznym czy HDR, których ten aparat nie ma. Po pierwszej sesji pojawiły się kolejne pomysły na fotografowanie przyrody. Jednym słowem praca z tym aparatem jest inspirująca. Kontekstem tej oceny są moje doświadczenia z konkurencją, która nie podziela klasycznego podejścia do obsługi aparatu, co zamienia czasem fotografowanie w zapasy z interfejsem użytkownika.

Tak zupełnie na koniec. Jest na rynku obecnie wiele aparatów bez filtra AA, które dają większą rozdzielczość, jednocześnie nie radząc sobie z artefaktami, ale jeżeli szukamy bardziej miękkiego, bezszumowego obrazu bez dodatków trzeba sięgnąć po Fuji.

Marcin Majewski, absolwent instytutu socjologii UW, fotografii uczył się w Warszawskiej Szkole Fotografii. Interesuje się fotografią jako sztuką współczesną. Ceni m.in. Walkera Evansa, Stephena Shorea i Jitkę Hanzlovą (jej projekt Forest był inspiracją do prezentowanych zdjęć). Więcej dokumentacji przyrody autora znajdziesz tu: Flickr - set "Green"

10/170 s, f/6.4, ISO 3200, ogniskowa: 35 mm (ekwiwalent dla pełnej klatki)
Skopiuj link
Słowa kluczowe:
Komentarze
Więcej w kategorii: Poradniki
Zostań władcą światła - jak przygotować i przeprowadzić udaną sesję portretową
Zostań władcą światła - jak przygotować i przeprowadzić udaną sesję portretową
O kuchnię zawodowej pracy i praktyczne porady zapytaliśmy doświadczonego fotografa Piotra Wernera. Publikujemy obszerne fragmenty jego bestsellerowego e-booka dla...
26
Jak dbać o akumulatory? Poradnik użytkownika
Jak dbać o akumulatory? Poradnik użytkownika
Chcesz wiedzieć jak wydłużyć żywotność akumulatora i sprawić, by w każdej sytuacji zapewniał wydajną i wygodną pracę ze sprzętem? Z tego poradnika dowiesz się, jak zapewnić optymalne...
10
Jak fotografować górskie kaskady i wodospady
Jak fotografować górskie kaskady i wodospady
Nie ważne czy są one głównym tematem, czy mniejszym elementem wizualnym w szerszej scenie. Zobacz, jak zamknąć w kadrze wartko płynące potoki, by ożywić zdjęcia górskich krajobrazów.
22
Powiązane artykuły