Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
Długie zoomy Pentaksa - podsumowanie
Po prezentacji testów poszczególnych długich zoomów Pentaksa, czas na ich porównanie. Jak obok siebie wyglądają trzy obiektywy należące różnych klas cenowych i mające różny stopień zaawansowania?
Konstrukcja
Zoomy typowo amatorskie, czyli Pentax SMC-DA 50-200 mm F4-5.6 ED i Pentax SMC-DA 55-300 mm F4-5.8 ED mają zakresy ogniskowych szersze niż konkurencja pochodząca od innych producentów. No, może nie znacznie szersze, ale na tyle by zaciekawić potencjalnych kupujących. Dotyczy to przede wszystkim zooma 55-300 mm. Z kolei topowy 50-135 mm to zoom nawet nie 3-krotny i konkurencyjna Sigma 50-150 mm F2.8 wypada tu lepiej. Kolejna "przegrana" najjaśniejszego zooma, tym razem w bratobójczej walce dotyczy stopnia "zmetalizowania" obudowy. Jest on identyczny jak w przypadku najtańszego 50-200 mm, co oznacza że metalowy jest bagnet oraz złote paseczki i plakietka. A zoom 55-300 mm choć te ozdóbki ma z plastiku, to z metalu wykonano fragment jego pierścienia ogniskowych. I niech się z tego powodu cieszy, bo zbyt wieloma innymi przewagami nie może. Pierwszym zauważonym niedociągnięciem konstruktorów są spore luzy przedniego członu ujawniające się przy średnich i dłuższych ogniskowych.
Konstrukcja optyczna jest najbardziej wyrafinowana oczywiście w zoomie 50-135 mm. No ale wymaga tego zarówno klasa obiektywu, jak i wysoka jego jasność. Trzy soczewki ED są tu więc rzeczą obowiązkową, podobnie jak system wewnętrznego ogniskowania oraz uszczelnienie. Bonus to wewnętrzne zoomowanie, ułatwiająca obsługę filtrów klapka w osłonie przeciwsłonecznej (obecna też w dwóch pozostałych obiektywach) oraz cichy i bardzo szybki ultradźwiękowy napęd autofokusa. Napęd autofokusa pochodzący z korpusu lustrzanki, w Pentaksach od zawsze był bardzo szybki, choć przy tym równie głośny. Ta zasada sprawdza się świetnie w przypadku obiektywu 50-200 mm, ale już w 55-300 mm nie bardzo. Nie to że jest on powolny - nic z tych rzeczy, ale super szybkim nazwać na pewno go nie można. Żadnemu z opisanych tu zoomów nie brakuje firmowego systemu Quick Shift Focus dającego możliwość ręcznej korekty ostrości natychmiast po zakończeniu pracy przez autofokus. Oba tańsze zoomy nie dysponują systemami wewnętrznego ogniskowania, ale ich przody nie obracają się - plus dla konstruktorów projektujących ich mechanikę.
Najmniejszą minimalną odległością fotografowania - 1 m, dysponuje zoom 50-135 mm, ciut gorzej wypada 50-200 mm - 1,1 m, a na końcu stawki plasuje się 55-300 mm z wynikiem 1,4 m. Ale to on dzięki najdłuższej ogniskowej daje największą maksymalną skalę odwzorowania 1:3,6. Drugie miejsce dla 50-200 mm - 1:4,2, a ostatnie dla 50-135 mm - zaledwie 1:5,9.
Obsługa
Ogniskowe we wszystkich trzech zoomach ustawia się wyjątkowo komfortowo - to pochwała głównie dla obu konstrukcji amatorskich, bo w 50-135 mm jest tak jak być powinno. Zresztą jedyna uwaga jaką mam dotyczy właśnie tego obiektywu. W nim najtrudniej mi było trafić palcami na pierścień ogniskowych. Zdaję sobie sprawę że to kwestia bardzo indywidualna, sporo zależy od wielkości dłoni, długości palców i sposobu trzymania aparatu. Przy tym napotkany przeze mnie problem znika gdy aparat uzupełniony zostanie gripem. Tak więc nie ma żadnej tragedii.
Komfort obsługi pierścieni ostrości plasuje się o co najmniej klasę niżej. Co prawda opór ich ruchu jest nieduży, ale "szorstki" i "plastikowy". Ten opis należy zastosować do wszystkich trzech konstrukcji, ale równego poziomu wcale one nie reprezentują. Najlepiej rzecz się ma w 50-135 mm, w którym kłopot wynika przede wszystkim z wyraźnego kontrastu w stosunku do cudownie obracającego się pierścienia zooma, a w mniejszym stopniu powodem jest niezbyt staranne ułożyskowanie pierścienia ustawiania odległości. Najgorzej rzecz się ma w 55-300 mm, w którym nieduży i "płaski" opór uzupełnia wyjątkowo szeroko rozpisana skala odległości, zajmująca pół obwodu obiektywu. Przyznam jednak, że niektórzy uznają to za zaletę, gdyż ułatwi to precyzyjne ręczne ustawianie ostrości. Zresztą zoom 50-200 mm ma skalę zajmującą tyle samo miejsca. Jego przewagą jest nieco bardziej płynny opór i brak słyszalnego brzęczenia wewnętrznych mechanizmów ustawiania ostrości.
I jeszcze dwie pochwały w kwestiach poruszonych już w opisie konstrukcji zoomów, a jak najbardziej wpływających na komfort obsługi: Quick Shift Focus i okienko w osłonie przeciwsłonecznej, choć jego obecność docenią tylko użytkownicy filtrów wymagających obracania. Z kolei drobny minus należy się zoomowi 50-200 mm za brak wewnętrznych uchwytów w kapturku. Tę niedogodność Pentax może jednak w każdej chwili łatwo usunąć.
Rozdzielczość i aberracja chromatyczna
Poniżej zamieszczamy zbiorczą tabelę rozdzielczości testowanych obiektywów wyrażonych w liniach na wysokości kadru (lph). Dla każdego z nich podane są wartości rozdzielczości osiągniętej przy trzech ogniskowych. Górna komórka zawiera rzeczywistą rozdzielczość dla pełnego otworu przysłony (górny wiersz) oraz maksymalną uzupełnioną przysłoną ew. zakresem przysłon przy których ją uzyskano (wiersz dolny). Komórka dolna to wartości z górnej przeliczone na 1 megapiksel, czyli podzielone przez pierwiastek z R, gdzie R jest liczbą milionów punktów obrazu tworzonego przez dany aparat.
Należy dodać, że podana "maksymalna rozdzielczość" dotyczy wartości osiąganych jednocześnie w centrum i na brzegu kadru. Bywa że np. dla F8 mamy 1800/1500 lph, a dla F11 1700/1600 lph. W tabeli znajdzie się ta druga para liczb, jako "bardziej wartościowa". Oczywiście każdy czytelnik po analizie tabel z kompletem wartości rozdzielczości poszczególnych obiektywów, może wynaleźć parę rozdzielczości w środku i na brzegu klatki, którą sam uzna za najlepszą w danej sytuacji, czy dla konkretnego rodzaju zdjęć.
W tej konkurencji zoomy Pentaksa wypadają tym lepiej, im więcej kosztują. Widać też sporą różnicę pomiędzy oboma konstrukcjami amatorskimi, a jasnym 50-135 mm. Największym problemem obiektywu 50-200 mm nie jest niska, czy nawet średnia rozdzielczość zdjęć, gdyż pod tym względem obiektyw zasługuje na czwórkę. Kłopot sprawiają brzydkie rozmazania na brzegach zdjęć wykonywanych przy krótkich ogniskowych i dość miękki obraz przy najdłuższych. Tu też dość dobrze widać aberrację chromatyczną. Z kolei w zoomie 55-300 mm nieco gorzej wypada najdłuższa ogniskowa, ale tu trudno się dziwić - to w końcu aż 300 mm z niepełną korekcją aberracji chromatycznej. Ta jest więc wyraźna, choć rozdzielczość obrazu utrzymuje się na dość przyzwoitym poziomie, niestety maksimum osiąga dopiero przy F11. Krótkie ogniskowe też nie wypadają dobrze, gdyż widać rozmazania podobne jak w 50-200 mm, a do tego dochodzi bardziej widoczna aberracja chromatyczna. To z jej powodu zoom 55-300 mm otrzymuje jedyną w swej kolekcji ocenę poniżej 4 punktów. Obaj jego konkurenci dostają po 4,5 punktu, co w przypadku obiektywu 50-135 mm nie dziwi, ale przy 50-200 mm jest miłą niespodzianką.
Teraz kilka słów o niewątpliwym zwycięzcy w konkurencji rozdzielczości obrazu, czyli o najjaśniejszym z opisywanych w tym cyklu zoomów. Jego zdjęcia też nie są ostre jak brzytwa, ale określenie "miękkie" pasuje tu równie jak "plastyczne". Rozdzielczości JPEGów pochodzących z aparatu nie można ocenić na więcej niż 4,5 punktu, ale widać w nich potencjał możliwy do wykorzystania przy zapisie w plikach RAW. Aberracja chromatyczna widoczna jest tylko przy długich ogniskowych, a i to wyłącznie po przymknięciu przysłony. Innych wad obrazu brak, czego zresztą należało się spodziewać po długim zoomie z górnej półki.
Dystorsja
Typowy dla zoomów przebieg dystorsji od "beczki" w krótkim krańcu do "poduszki" w długim obowiązuje dla zoomów 50-200 mm i 50-135 mm. I chyba lepiej wypada tu tańszy z nich, z symboliczną dystorsją dla 50 mm (0,3 %) i stałą 1,4 % dla średnich i długich ogniskowych. Jasny zoom ma 1-procentową dystorsję beczkowatą dla 50 mm, ale przy długich sięga tylko 1,3-procentowej "poduszki". W sumie oba wypadają więcej niż dobrze, ale z pewnością nie idealnie.
Trochę, gorzej sytuacja wygląda w zoomie 55-300 mm, gdzie przy 55 mm mamy zerową dystorsję, ale wraz z wydłużaniem ogniskowej "poduszka" szybko rośnie sięgając przy 135 mm dobrze widocznego odkształcenia 2,1%. Dobrze chociaż że idąc dalej w kierunku 300 mm dystorsja zauważalnie słabnie.
Widać więc że nie ma powodu, by którykolwiek z zoomów musiał się za swą dystorsję wstydzić.
Winietowanie
Ogromną zaletą wszystkich trzech zoomów jest bardzo łagodny przebieg ich winietowania. Dzięki temu nawet pojawiające się niekiedy ściemnienie rzędu 1 EV nie jest bardzo widoczne. Takie występuje w pobliżu krańców zooma 50-200 mm, ale dobrze że w całym jego zakresie użycie przysłony F8 likwiduje winietowanie w zupełności. Dłuższy zoom amatorski wypada nieco lepiej, z nieco słabszym i łagodniejszym winietowaniem, czasami znikającym przy przymknięciu słabszym niż F8. Najostrzejsze, choć wcale nie ostre winietowanie widać w obiektywie 50-135 mm w środku zakresu jego ogniskowych. Innym najgorszym wynikiem w teście, a też występującym w tym właśnie zoomie jest najsilniejsze wymagane przymknięcie dla likwidacji winietowania: o 3 działki dla ogniskowej 135 mm. Z tym że to przymknięcie oznacza przysłonę F8, a więc otwór absolutnie użyteczny. Nie ma więc powodów by zooma tego ocenić na mniej niż 4,5 punktu, a taką samą ocenę należy przyznać obiektywowi 55-300 mm. 50-200 mm pół punktu mniej.
Pod światło
Tu oba zoomy amatorskie wdrapują się na szczyty swych możliwości w kwestii jakości obrazu, uzyskując oceny pięciu punktów. Trudno oceniać je gorzej, jeśli jakiekolwiek bliki na zdjęciach z nich pochodzących widać tylko przy najkrótszej ogniskowej i to tylko po solidnym przymknięciu przysłony.
Z kolei jasny zoom wypada tu bardzo źle z dużą liczbą wyrazistych blików i plam światła przy 50 mm, widocznych dobrze zwłaszcza po przymknięciu przysłony. Dłuższe ogniskowe niewątpliwie wyglądają lepiej, ale wcale nie dobrze. Jeśli przy zdjęciach pod światło chcemy uzyskiwać w miarę przyzwoite wyniki, pamiętajmy by jak najsłabiej przymykać przysłonę.
Cena
Niewątpliwie zoom 50-200 mm ma najkorzystniejszy stosunek jakości do ceny, no a sama cena jeśli nie zachwyca, to z pewnością bardzo zachęca do zakupu. 55-300 mm wypada gorzej, bo niemal 1000 zł za amatorski zoom to dość spora suma, choć zakres ogniskowych powoduje że zbyt wysoka z pewnością nie jest. Podobnie rzecz się ma z obiektywem 50-135 mm, który jednak reprezentuje zupełnie inny poziom cenowy. No ale to zupełnie inaczej zaprojektowana optyka, przeznaczona dla użytkowników wymagających czego innego niż jak najdłuższa ogniskowa i jak najniższa cena. Cena tego obiektywu w stosunku do analogicznej optyki niezależnej, jak i "firmowych" jasnych zoomów 70-200 mm też wypada dość korzystnie.
Podsumowanie
Ocena sumaryczna to średnia ważona z wagami o wartości 0,3 dla rozdzielczości i po 0,1 dla pozostałych parametrów.
Ocena za samą jakość optyczną (podana w nawiasie) nie uwzględnia Konstrukcji, Obsługi i Ceny. Wagi zachowują względem siebie takie same proporcje jak przy ocenie sumarycznej.
Cieszy poziom obu tańszych zoomów, z których w konkurencjach jakości optycznej każdy tylko raz spadł poniżej czwórkowego poziomu, ale tylko trochę poniżej. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale nie ma co narzekać, zwłaszcza w przypadku kosztującego poniżej 500 zł obiektywu 50-200 mm. Zauważmy też, że w większości konkurencji optycznych wypada on nawet więcej niż dobrze. Dłuższy zoom plasuje się bardzo podobnie, trochę tylko różniąc się rozkładem ocen w poszczególnych kategoriach. Z kolei profesjonalny 50-135 mm idzie równo po 5 punktów za konstrukcję i obsługę oraz 4,5 punktu w większości konkurencji jakości obrazu. Z tym że równie dobrą ocenę całościową zaprzepaszcza on swym zachowaniem się pod światło. Mimo tego, to właśnie on wypada najlepiej, także w ogólnym spojrzeniu na test bez spoglądania przez pryzmat ocen. I w sumie nie ma czemu się dziwić, ten obiektyw w założeniach powinien wypaść więcej niż dobrze i (niemal) tak wypadł. To naprawdę bardzo fajne "szkiełko".