Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Sony przejmując od Koniki Minolty dział lustrzanek cyfrowych nie skorzystało z pełni oferty istniejących już obiektywów. Z kilkudziesięciu modeli firmowanych wcześniej przez Minoltę i Konicę Minoltę Sony przejęło tylko kilkanaście, wzmacniając tę grupę z początku dwoma, a obecnie już trzema obiektywami Zeissa. Trudno się więc dziwić, że firmowy zestaw jest trochę "szczerbaty". Z grupy interesujących nas zoomów długoogniskowych mamy tylko tani i ciemny, plastikowy 75-300 mm oraz wyrafinowany 70-200 mm F2.8, którego zakupu nie ma co planować bez 7000 zł w kieszeni. Pomiędzy nimi jest luka, którą dawniej wypełniał wysoko ceniony 100-300 mm F4.5-5.6 Apo. Liczyć należy, że Sony uzupełni swoją ofertę także w tej klasie sprzętu, lecz na razie mamy to, co mamy. Sprawdźmy więc w jakim stopniu profesjonalny, jasny zoom jest lepszy od 10-krotnie tańszego amatorskiego. Nasz test zaczynamy od tego drugiego.
Sony 75-300 mm F4.5-5.6
To dość stara, jeszcze minoltowska konstrukcja, tworząca obraz na pełnej klatce 24x36 mm. Sony korzysta z matryc rejestrujących, przy których współczynnik kadrowania obiektywów wynosi 1,5. Stąd zoom ten w przypadku podłączenia do A100 staje się odpowiednikiem małoobrazkowego 113-450 mm. Zakres ogniskowych bardzo zachęcający, zwłaszcza fotografujących zwierzęta na wolności lub sport, lecz raczej nie w hali. Przystępując do testu należy pamiętać, że przy niepełnoklatkowej matrycy obiektyw wykorzystuje jedynie niedużą, centralną część swego pola obrazowania. Mamy więc prawo spodziewać się, że jakość obrazu na obszarach kadru oddalonych od centrum, będzie wyższa niż w przypadku lustrzanek wykorzystujących pełen małoobrazkowy format klatki.
Konstrukcja
Brak specjalnego wyrafinowania konstrukcji optycznej można ocenić po skromnej nazwie tego zooma składającej się z samych niemal cyfr. Żadnych APO, ED, Aspherical, IF, choć przyznać należy, że Sony, tak jak dawniej Minolta nawet w swych najbardziej wyrafinowanych konstrukcjach nie szafuje tego typu oznaczeniami. W tym jednak przypadku ta surowość w pełni odpowiada prawdzie. We wnętrzu, znajduje się 13 soczewek w 10 grupach. Nie ma wśród nich ani jednej asferycznej, ani - tak przydatnej w długich zoomach - wykonanej ze szkła o niskiej dyspersji. Klasyczny dla zoomów system ustawiania ostrości bazuje na ruchu przedniego członu obiektywu. Obraca się on podczas ogniskowania obiektywu wraz z gwintem mocowania filtrów i bagnetem osłony przeciwsłonecznej. Wspomnieć należy, że zoom ten wyposażono w gwint mocowania filtrów o średnicy 55 mm, co jest niedużą wartością, do tego zgodną ze średnicą filtrów podstawowego zooma standardowego Sony 18-70 mm.
Obiektyw w zasadzie nie ma wbudowanej funkcji typu Full-Time Manual pozwalającej szybko ręcznie skorygować ustawioną automatycznie ostrość, ale funkcją tą dysponuje aparat. Analogicznie rzecz się ma z bardzo przydatnym długim zoomom systemem stabilizacji drgań obrazu. Obiektyw nie ma stabilizacji, ale w lustrzance Sony A100 (i z pewnością w planowanych następnych modelach) znajduje się układ mechanicznej redukcji drgań poruszający matrycą.
Z zewnątrz obiektyw wygląda równie prosto. Sony przejmując tego zooma od Koniki Minolty zmieniło jedynie czcionkę napisów i sposób żłobkowania gumy na pierścieniu ogniskowych. Reszta wygląda po staremu, łącznie z rowkowaniem pierścienia ostrości charakterystycznym dla minoltowskich zoomów z kilku ostatnich lat XX wieku. Dodać tu należy, że całość obudowy testowanego zooma została wykonana z tworzyw sztucznych, jedynie mocowanie do aparatu jest metalowe.
Obsługa
Pierścień ogniskowych porusza się z dość dużym, choć bardzo płynnym oporem. Być może opór ten wyliczono tak, by nawet po kilku latach używania nadal nie pozwalał na samoczynne wysuwanie się przodu obiektywu po skierowaniu go w dół. Za to pierścień ostrości kręci się bardzo lekko, z typowym dla prostych zoomów "płaskim" i "plastikowym" oporem. Przy pierścieniu tym nie ma skali odległości, co jest kolejnym elementem plasującym ten obiektyw na dość niskiej półce. Napęd autofocusa pochodzi z korpusu aparatu i do cichych z pewnością nie należy. Do szybkości jego działania nie można mieć jednak większych zastrzeżeń, pod warunkiem że obiektyw nie musi przejechać dużego zakresu odległości. Wtedy, zwłaszcza gdy korzystamy z ogniskowych dłuższych niż 200 mm, może się zdarzyć błędny wybór kierunku ruchu lub poddanie się autofocusa nie potrafiącego prawidłowo ustawić ostrości. Pierwsza z tych sytuacji skutkuje długotrwałą jazdą do końca i z powrotem, druga koniecznością powtórnego uruchomienia autofocusa, tym razem celując w bardziej wyrazisty element fotografowanej sceny. Takie działanie to oczywiście nie tylko skutek konstrukcji i funkcjonowania obiektywu, ale też sposobu pracy systemu AF aparatu. Nic w tym dziwnego - inne ciemne długoogniskowe zoomy nie działają wyraźnie lepiej. Minimalna odległość ustawiania ostrości wynosi 1,5 m, co skutkuje sporą maksymalną skalą odwzorowania wynoszącą 1:4.
Na drugiej stronie oceniamy jakość zdjęć wykonanych opisywanym obiektywem i podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy!