Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
UWAGA: ostatnia strona artykułu zawiera podsumowanie porównania obu telezoomów Sony, które przetestowaliśmy. Zapraszamy!
Sony 70-200 mm F2.8 G
Zoom ten obecny jest na świecie od czterech lat, z tym że przez pierwsze trzy występował pod nazwą Minolta AF 70-200 mm F2.8 Apo G (D) SSM. Był to jeden z dwóch pierwszych - i nadal jedynych - obiektywów Minolty / Koniki Minolty / Sony wyposażonych we wbudowany ultradźwiękowy silnik napędu autofocusa. Przeznaczony jest do współpracy z aparatami pełnoklatkowymi, stąd w cyfrowych lustrzankach z bagnetem A wykorzystuje jedynie środkową część swojego pola obrazowania. Przy współpracy z nimi stanowi odpowiednik małoobrazkowego 105-300 mm.
Konstrukcja
Obiektyw ten należy do topowej klasy jasnych, długoogniskowych zoomów z wewnętrznym ogniskowaniem i zoomowaniem, sporą ilością "szlachetnego" szkła wewnątrz oraz ultradźwiękowym napędem autofocusa. Jest przy tym trochę droższy od podobnych konstrukcji Nikona i Canona, choć tamte wyposażone są dodatkowo w systemy optycznej stabilizacji obrazu. Takowego obiektywy Sony nie potrzebują, gdyż układ mechanicznej kompensacji drgań za pomocą ruchów matrycy rejestrującej wbudowany jest w lustrzankę A100. Będzie też najprawdopodobniej obecny i w następnych aparatach Sony.
W układzie optycznym wykorzystano aż 19 soczewek w tym 4 wykonane ze szkła o niskiej dyspersji, których zadaniem jest zmniejszenie aberracji chromatycznej. Sony na ich określenie używa skrótu ED (Extra-low Dispersion) w miejsce stosowanego przez Minoltę AD (Anomalous Dispersion). To pierwotne oznaczenie było precyzyjniejsze, a w każdym razie pozwalało odróżnić stosowane w obiektywach Minolty soczewki niskodyspersyjne od innych. W soczewkach AD chodzi nie tylko o zmniejszenie kąta rozproszenia widma światła jak w "zwykłych" ED, SLD, czy LD, ale też o zmianę proporcji szerokości stref poszczególnych składowych tego widma. Zabieg ten pozwala na precyzyjniejsze poprowadzenie promieni światła przez obiektyw. Nic więc dziwnego, że Minolta wolała nazwać dyspersję tego szkła anomalną, a nie tylko niską.
Układ wewnętrznego ogniskowania to oczywistość w tej klasie zoomów, podobnie jak ultradźwiękowy napęd autofocusa. Tego ostatniego zabrakło - biorąc pod uwagę producentów lustrzanek - jedynie obiektywom Pentaksa i Olympusa, choć obie firmy zapowiedziały już szkła wyposażone w taki napęd.
Napęd autofocusa w SAL70200G - bo tak brzmi kodowa nazwa zooma Sony, nazywa się SSM (Supersonic-wave Motor). Jest on tak samo cichy jak canonowski USM, czy nikonowski SWM, co może okazywać się problemem dla niektórych użytkowników lustrzanek Sony / Minolty. Bezszmerowa praca, tak bardzo różniąca się od znanego wszystkim "minolciarzom" napędu z aparatu, nie zapewnia bowiem sygnalizacji momentu zakończenia ostrzenia ustaniem drgań i hałasu. Trudno jednak na tę "wadę" narzekać. Ogniskowanie jest szybkie, a dzięki dużej jasności obiektywu autofocus bardzo rzadko się gubi. Jedyną napotkaną w teście tego typu sytuacją były zdjęcia pod ostro świecące w obiektyw słońce, przy jednoczesnej próbie zogniskowania obiektywu na ciemnym, niekontrastowym motywie.
Mechanika obiektywu wykonana jest w dużej mierze z metalu, o czym świadczy masa sięgająca niemal półtora kilograma. Jednak na zewnątrz tego typu materiałów wcale nie jest bardzo dużo. Plastikowe są bowiem zarówno gumowane pierścienie ogniskowych i ostrości, jak i fragment obudowy pomiędzy nimi oraz sam przód z mocowaniem osłony przeciwsłonecznej i filtrów. Metalowy pozostał wąski pasek tuż przed pierścieniem ostrości oraz cały tył za pierścieniem zooma.
Minimalna odległość fotografowania wynosi 1,2 m, co jest wynikiem lepszym niż w analogicznych zoomach Canona, Nikona i Pentaksa. Dalej poszła jedynie Sigma z minimalną odległością 1 m i maksymalną skalą odwzorowania 1:3,5. W przypadku zooma Sony skala ta wynosi 1:4,8.
Poprzednie wersje nie przenoszą do aparatu informacji o ustawionej odległości oraz - co najważniejsze - brak im styków przenoszących sygnały niezbędne wbudowanemu w obiektyw silnikowi autofocusa. A z napędu AF z aparatu obiektyw ten korzystać nie umie. Widać to po prawej stronie bagnetu, gdzie zamiast sprzęgła znajduje się tylko wgłębienie, w które chowa się wystający z aparatu "śrubokręt".]
Obsługa
Zoom ten korzysta z dobrodziejstw wewnętrznego ogniskowania i zoomowania, a to oznacza stałą długość obiektywu i nieobracanie się przedniego członu optycznego. Elementem bardzo wydłużającym ten zoom jest osłona przeciwsłoneczna. Pierścienie są wystarczająco szerokie i na tyle od siebie oddalone, że nie sposób ich ze sobą pomylić. Bardzo drobne żłobkowanie oraz nieduże opory ruchu sprawiają że ich obsługa jest naprawdę komfortowa. Nad skalą odległości widać jeden z czterech przycisków rozmieszczonych wokół obudowy, a służących do szybkiego uaktywnienia jednej z zaprogramowanych funkcji. Liczba tych funkcji zależy od modelu lustrzanki - w przypadku A100 możemy nimi blokować ostrość albo przymykać przysłonę dla sprawdzenia głębi ostrości.
Poza niewygodą wynikającą ze sporego ciężaru obiektywu właściwie do niczego nie można się przyczepić. No może jedynie do kultury pracy pierścienia odległości, która jest niewątpliwie wysoka, ale nieco odstaje od tej znanej z wysokiej klasy optyki z ręcznym ustawianiem ostrości. Jego opór jest lekki i bardzo płynny, choć dość "płaski" - brakuje wzrostu oporu przy próbie szybkiego pokręcenia nim. Plusem jest natomiast zastosowana pomiędzy tym pierścieniem a skalą ostrości przekładnia zwalniająca z dobrze dobranym przełożeniem. Pozwala ono na precyzyjne ustawienie ostrości, a jednocześnie nie spowalnia zbytnio ręcznego ogniskowania przy sporej zmianie dystansu fotografowania. Wbudowany silnik AF umożliwił uproszczenie przechodzenia na ręczne ogniskowanie podczas pracy autofocusa. Tu nie ma już konieczności włączania w aparacie trybu DMF (Direct Manual Focus) - wystarczy po ustawieniu ostrości pokręcić pierścieniem odległości. Sytuacja wygląda więc tak samo jak w analogicznych konstrukcjach Canona, czy Nikona.
Zakres skali ogniskowych obejmuje zaledwie 1/4 obwodu obiektywu, a pierścień zoomowania obraca się lekko i bardzo płynnie. Dzięki układowi wewnętrznego zoomowania przedni człon obiektywu nie wysuwa się przy wydłużaniu ogniskowej, co nie tylko ułatwiło uszczelnienie obiektywu, ale zapobiega też zasysaniu do wnętrza pyłu. To ważna rzecz, zwłaszcza dla lustrzanek cyfrowych, których matryce trzeba chronić przed zabrudzeniem.
Po lewej stronie obiektywu znajduje się obsługiwany kciukiem panel sterowniczy, na którym znajdziemy trzy suwakowe przełączniki. Górny dubluje przełącznik AF/MF obecny w korpusach lustrzanek Sony / Minolty / Koniki Minolty. Środkowy pozwala wybrać opcję działania trybu DMF (Direct Manual Focus). W przypadku Sony A100 różnicę przy ustawieniach STD. i F TIME widać tylko w trybie AF-C: w jednym ręczne przeostrzenie jest możliwe, a w drugim ciągły autofocus próbuje likwidować naszą korektę. Dolny suwak to limiter odległości pozwalający zabezpieczyć się przed niepotrzebnymi dalekimi kursami autofocusa w przypadku zgubienia ostrości.
Na drugiej stronie oceniamy jakość zdjęć wykonanych opisywanym obiektywem i podsumowujemy wyniki testu. Zapraszamy!