Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
3. Pierwsze wrażenia - aparat
Po wyjęciu Sigmy SD14 z pudełka odnosi się wrażenie, że znaleźliśmy się na początku lat dziewięćdziesiątych. Niestety pod względem wzornictwa aparat ten nie wygląda najlepiej. Na szczęście materiały użyte do jego wykonania są wysokiej jakości, więc poprawia to niekorzystne pierwsze wrażenie. Po przypięciu obiektywu i przymierzeniu się do wykonania zdjęcia zapominamy o wyglądzie aparatu, a z miłym zdziwieniem zauważamy, że lustrzanka ta idealnie leży w ręce. Wyprofilowanie gripa i dodatkowe zgrubienia na tylnej ściance świetnie pasują do dłoni. Korpus jest dosyć wysoki, więc wszystkie palce znajdą dobre oparcie. Po naciśnięciu spustu migawki zaskakuje nas natychmiastowa reakcja aparatu. Szkoda tylko, że inżynierowie Sigmy nie postarali się o lepsze rozłożenie środka ciężkości - przy dłuższym fotografowaniu aparat zaczyna nieco ciążyć. A należy dodać, że nie jest to lekka konstrukcja, co w tym wypadku zaliczamy na korzyść, gdyż sprawia wrażenie solidności.
Po wykonaniu kilku zdjęć próbnych w szybkim tempie okazuje się, że aparat odmawia dalszej współpracy. Trzeba poczekać, aż zapisze wykonane zdjęcia na karcie. Trwa to bardzo długo. Zresztą producent zdecydował się na zdjęcia seryjne tylko do 6 klatek. To bardzo krótka seria, która wymownie świadczy o tempie zapisu informacji na kartę.
Niezbyt wygodne okazało się kółko nastaw, które ma formę pierścienia umieszczonego wokół spustu migawki. Pomysł całkiem dobry, ale wykonanie kiepskie. Kółko obraca się zdecydowanie za ciężko, przez co staje się niewygodne. Brakuje także drugiego pokrętła nastaw, które obsługiwane by było kciukiem. W aparacie, który zalecany jest do pracy w studio, więc najczęściej będzie używany w trybie manualnym, brak drugiego pokrętła może okazać się bardzo uciążliwy. Uwagę zwraca także sposób włączania aparatu. Na początku trzeba poszukać włącznika. Ze zdziwieniem odkrywamy, że w celu włączenia należy przekręcić tarczę wyboru "napędu". Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie. Zresztą tarcza, przy pomocy której ustawia się fotografowanie w serii, samowyzwalacz lub podnoszenie lustra to niezbyt dobry pomysł.
Dziwnie działa również przycisk FUNC. Umożliwia on zmianę między innymi trybu pomiaru światła i górnego zakresu czułości. Niewygodne jest to, że aby wybrać jedną z siedmiu funkcji, należy naciskać przycisk, aż na monitorze pomocniczym pojawi się ikonka odpowiadające zmienianej pozycji. Jeśli niechcący naciśniemy FUNC o jeden raz za dużo, trzeba będzie zatoczyć rundkę wybierania jeszcze raz. Wygodniej by było, gdyby po naciśnięciu przycisku potrzebną funkcję dało się wybierać na przykład strzałkami nawigatora.
Na pochwałę nie zasłużyło menu aparatu. Przypomina ono menu cyfrowego dalmierzowca Leica M8. Wszystkie pozycje wrzucono do jednego worka bez żadnego podziału. Spory bałagan uniemożliwia szybkie odnalezienie potrzebnych pozycji. Natomiast należy pochwalić wyświetlanie histogramu. Na jednym diagramie pojawiają się wykresy wszystkich trzech składowych, ale najciekawsze jest to, że po powiększeniu obrazu histogram przedstawia informację tylko o wybranym fragmencie zdjęcia. Umożliwia to precyzyjne określenie poprawności naświetlenia zdjęcia w najważniejszym obszarze kadru.
W trakcie wykonywania zdjęć parokrotnie zdarzyło nam się zawiesić aparat. Wyłączenie nie zawsze pomagało pozbyć się problemu, czasem trzeba było sformatować kartę. Okazało się, że sigma nie przepada za kartami firmy Pretec z 80-krotną prędkością. Po włożeniu szybkiej karty SanDisk Extreme IV sytuacja się nieco poprawiła, ale mimo wszystko aparat także się zawieszał - choć rzadziej. Zaskoczyło nas także zawieszanie się menu. Obraz się przesuwał jak w źle ustawionym projektorze kinowym. Oto przykład:
W dniu publikacji niniejszego artykułu Sigma poinformowała o wypuszczeniu nowej wersji firmware'u, która między innymi poprawia problemy związane z zawieszaniem się aparatu. Nasza redakcja nie miała okazji sprawdzić skuteczności nowego oprogramowania.