Obiektywy
Sony FE 28-70 mm f/2 GM - nowy król standardowych zoomów
Sony kończy rok z przytupem, prezentując dwie iście profesjonalne konstrukcje - najnowszy flagowy korpus Sony A1 II i uniwersalny, superjasny zoom średniego zasięgu. Czy nowy korpus zdominuje segment profesjonalny? O tym mieliśmy okazję przekonać się podczas pierwszych chwil spędzonych z aparatem.
Seria A1 to jedna z najdłużej nieaktualizowanych linii aparatów w systemie Sony E, co wśród użytkowników rodziło nawet wątpliwości o to czy producent zamierza kontynuować jej rozwój. Bo choć profesjonalny korpus all-in-one wydaje się spełnieniem marzeń i ostateczną odpowiedzią na potrzeby naprawdę wymagających zawodowców, to dla wielu, nawet profesjonalnych użytkowników, był to zwyczajnie aparat „zbyt mocny”, którego zalety nie uzasadniały astronomicznej ceny 34 tys. złotych - najwyższej w historii bezlusterkowych pełnych klatek.
Mimo to Sony A1 zebrało pochlebne recenzje i cieszyło się bardzo dobrą opinią wśród użytkowników, którzy zdecydowali się na ten wydatek. Co więcej, pojawiając się w rękach fotografów na liniach bocznych najważniejszych wydarzeń sportowych na świecie zaczęło zmieniać dogmaty dotyczące tego, jak powinien wyglądać profesjonalny reporterski korpus. Prędzej czy później musieliśmy wiec doczekać się jego.
Ten dzień jest właśnie dzisiaj, a na naszym biurku ląduje jeszcze ciepły Sony A1 II. I od razu staje się pewnym zaskoczeniem. O ile bowiem pierwowzór przełamywał wiele schematów i wprowadzał innowacyjne funkcje, o tyle nowe Sony A1 II nie sili się na rewolucję i wyznaczanie innym miejsca w szeregu. Zamiast tego usprawnia niedociągnięcia poprzednika i przechodzi lifting w zakresie wydajności oraz wygody pracy. Czy to źle? Bynajmniej! W końcu wydaje się, że wszyscy producenci dotarli obecnie do momentu, w którym skupiają się na szlifowaniu wydobytych wcześniej diamentów zamiast na ponownym wymyślaniu koła. I bardzo dobrze - to właśnie stałe usprawnianie udanych konstrukcji stoją za popularnością takich serii jak Sony A7, Nikon Z6 czy Canon R5/R6.
Czy jednak to, co oferuje nowy Sony A1 II jest wystarczające, by ponownie przyciągnąć do siebie osoby, które zakupiły poprzednika i zainteresować profesjonalistów, którzy wcześniej nie brali tej serii pod uwagę? W tym artykule postaram się odpowiedzieć na te pytania, bazując na pierwszych chwilach spędzonych z aparatem.
Od razu zaznaczam, że na zapoznanie się z nową konstrukcją mieliśmy bardzo niewiele czasu, także nie traktujcie tego jako szczegółowy test, niemniej mogę już postawić kilka istotnych wniosków płynących z użytkowania aparatu. Nie będę też wdawał się tu w niuanse specyfikacji (o tym możecie przeczytać w newsie na temat aparatu). Tutaj skupię się na wrażeniach płynących z użytkowania nowego modelu i tym, jak jego funkcjonalność wpływa na realną pracę. Przy okazji przeczytacie tu także o nowym zoomie Sony FE 28-70 mm f/2 GM, z którym mieliśmy okazję testować aparat.
Podczas przedpremierowego briefingu dla mediów, producent podkreślał kilkukrotnie zmiany ergonomiczne nowego modelu. Otrzymujemy m.in. zaczerpnięty z modelu A7R V i A9 II unikalny mechanizm uchylania ekranu, który łączy zalety monitora obracanego z odchylanym, rozwiniętą funkcjonalność górnego panelu, dodatkowy przycisk funkcyjny z przodu aparatu czy wreszcie lepiej profilowany grip. Z początku peany na temat nowego komfortu pracy traktowałem z dystansem - w końcu to tylko kosmetyczne zmiany - jednak od razu po wzięciu aparatu do ręki łatwo zauważyć jak duże znaczenie mają te niewielkie usprawnienia.
Ergonomia i systematyka obsługi modelu Sony A1 II jest w zasadzie kopią tego, co oferuje pokazany w zeszłym roku Sony A9 III. Już samo to jest bardzo istotne, bo unifikacja interfejsu flagowych modeli z jednej strony pozwala fotografom łatwo przesiadać się pomiędzy aparatami, a z drugiej pokazuje, że kwestia ta w przypadku aparatów Sony wreszcie kompletnie dojrzała. W przypadku Sony E, modele A9 III i A1 II wyznaczają obecnie wzór, do którego będą równać kolejne odsłony niższych serii. I trzeba przyznać, że nie bez powodu.
Sama obsługa aparatu nie różni się znacznie względem poprzednika, ale jest po prostu dużo wygodniejsza. Otrzymujemy wygodny przełącznik trybów foto-wideo pod pokrętłem PASM, lepiej działające pokrętło ekspozycji (które teraz możemy także personalizować), mocno uwypuklone i dużo bardziej wyczuwalne przyciski funkcyjne C2 i C1, wygodniej umiejscowiony przycisk rejestracji wideo czy w końcu - co chyba najważniejsze - bardziej ergonomiczny grip, z wyoblonym elementem, na którym znajduje się spust migawki. Jeżeli tak, jak ja, nigdy nie przepadaliście za kanciastością tego elementu w poprzednich generacjach aparatów Sony E, tutaj poczujecie się jak w domu.
Bardzo pomocny okazuje się także nowy przycisk funkcyjny C5 z przodu aparatu, który standardowo w trybie seryjnym przy użyciu migawki elektronicznej działa jak sprzęgło, które w dogodnym momencie pozwala nam chwilowo zwiększyć prędkość trybu seryjnego do maksymalnych 30 kl./s - tak żeby mieć kontrolę nad zapełnieniem karty i wyzwalać zapis wysokiej prędkości tylko w kluczowych sytuacjach.
W tym miejscu warto wspomnieć też o nowej w serii A1 funkcji Pre Capture, czyli możliwości zapisu obrazu w pętli, przed dociśnięciem do końca spustu migawki. Jeśli funkcja ta jest włączona, zapis ten uruchamia się w przypadku wciśnięcia spustu do połowy i pozwala zapisać od 0,3 s do 1 s materiału przed finalnym wyzwoleniem migawki - bardzo pomoce w przypadku dynamicznej akcji, która staje się wyzwaniem dla naszego refleksu.
Komfort pracy znacznie poprawia także nowy mechanizm ekranu, który wreszcie godzi filmujących i fotografów, a także usprawniony wizjer, który w trybie przyspieszonego odświeżania 120 Hz wyświetla wreszcie obraz w pełnej rozdzielczości. Sam wizjer należy zaś do najlepszych, w jakie dane nam było spoglądać - jest jasny, wyrazisty i duży, pozwalając wygodnie oceniać kadr bez męczenia oka, nawet przy wielogodzinnym fotografowaniu.
Wśród pozostałych zmian konstrukcyjnych mamy także zunifikowany z modelem A9 III układ portów, wraz z nowym złączem LAN obsługującym transfery na poziomie 2,5 Gb/s, co ucieszy zawodowców wysyłających zdjęcia po kablu na serwery FTP. To samo grono użytkowników doceni także dedykowany mikrofon do nagrywania notatek głosowych do zdjęć, umiejscowiony na dole tylnego panelu, blisko naszej twarzy (wcześniej aparat wykorzystywał w tym celu zwykłe mikrofony na górnej ściance).
To wszystko opakowane w imponujące możliwości personalizacji i szereg funkcji wspomagających komfort pracy, jak choćby zaczerpnięta z modelu A9 III możliwość „skakania” w trybie podglądu o określoną liczbę zdjęć czy grupowanie serii. Sony A1 II to bez wątpienia najwygodniejszy korpus systemu E i aparat, który zwyczajnie chce się trzymać w dłoni - wszystko mamy tu pod ręką i praktycznie nie ma konieczności zagłębiania się w menu podczas pracy. Zwłaszcza jeśli odpowiednio zaprogramujemy aparat pod siebie.
Główne zmiany w modelu A1 II dotyczą jednak wnętrza aparatu i oprogramowania. Choć w zakresie sensora i ogólnych możliwości aparat oferuje praktycznie to samo, co poprzednik, producent dołożył starań, by wszystko to lepiej odpowiadało obecnym realiom. Tak więc, choć matryca to ten sam 50-megapikselowy sensor, co przed 4 laty, wspomagany jest on nowym procesorem AI, który m.in. znacznie lepiej radzić ma sobie z balansem bieli, oferować bardziej stabilny pomiar ekspozycji (z priorytetem traktujący ludzkie twarze), usprawnienia z zakresu AF czy w końcu lepszą kontrolę szumu na wysokich czułościach.
Jeżeli chodzi o tę ostatnią kwestię, otrzymujemy to, do czego już zdążyło przyzwyczaić nas Sony - zdjęcia robione w słabym świetle wyglądają tak sobie w powiększeniu, ale już dobrze w rozmiarach ekranowych, gdzie dzięki dużej rozdzielczości niedoskonałości obrazu pozostają niewidoczne dla ludzkiego oka. Oceniając zdjęcia, możemy założyć, że jeżeli nie zamierzamy mocno cropować, bez większego problemu Sony A1 II możemy fotografować z czułościami sięgającymi ISO 12800.
ISO 1250
ISO 1600
ISO 3200
ISO 6400
ISO 12800
ISO 25600
ISO 51200
ISO 102400
To o tyle ważne, że choć producent chwali się znacznie usprawnionym systemem stabilizacji matrycy (który teraz deklaruje skuteczność na poziomie 8 EV), nadal nie jest to układ tak skuteczny, jak u konkurencji. W praktyce nie byliśmy w stanie utrzymać z ręki czasów dłuższych niż 1/8-1/4 sekundy, niezależnie od ogniskowej. W przypadku niektórych układów konkurencji dobijamy nawet do kilku sekund. Podobnie jak we wcześniejszych odsłonach serii A1 i A7R stabilizację należy więc traktować tu głównie jako rzecz kompensującą nam minusy matrycy o wysokiej rozdzielczości, a nie coś, co pozwoli zastąpić statyw podczas pracy po zmroku.
1/4 s, f/2.2, ISO 100, ogniskowa: 28
1/2 s, f/2.8, ISO 100, ogniskowa: 28 mm
Jeżeli zaś chodzi o balans bieli i pomiar ekspozycji jest nieco za wcześnie by stawiać jednoznacznie wnioski, natomiast da się zauważyć, że aparat dąży do jaśniejszych kadrów w przypadku gdy wykonujemy portrety i stara się zawsze jak najlepiej uchwycić twarz fotografowanej osoby. Podobnie, bardzo skutecznie waży ekspozycję w przypadku warunków, które często sprawiają aparatom trudności, jak kontrastowe światło boczne czy odwrotnie - zachmurzone niebo, przy którym zwykle musimy widocznie ręcznie podbijać ekspozycję. Tutaj ewentualne korekty nie przekraczają +/- 0,3 EV. Jedynie w przypadku zdjęć nocnych będziemy musieli korygować ekspozycję do dołu - standardowy tryb pomiaru przesadnie je rozjaśnia, niepotrzebnie wchodząc na wyższe czułości.
To, co rzuca się w oczy, to bardzo skutecznie ważenie ekspozycji w sytuacjach portretowych, w których zwykle musieliśmy wprowadzać ręczne korekty, jak światło w kontrze. Tutaj system dba o to, by twarz zawsze była dobrze naświetlona, choć niekiedy kosztem przepaleń na drugim planie - ale tego po prostu będzie się trzeba nauczyć.
Istotnym i jednym z najważniejszych usprawnień jest także zaktualizowany system Real Time Recognition AF, który wspierany jest teraz algorytmami AI i który jest w stanie teraz automatycznie rozpoznać z jakim obiektem ma do czynienia, bez konieczności manualnego przełączania się pomiędzy poszczególnymi trybami (choć dla większej precyzji nadal możemy to zrobić). Według producenta skuteczność pomiaru ciągłego względem modelu A1 wzrosła o około 30%. W praktyce system śledzenia spisuje się w zasadzie bezbłędnie, skutecznie rozpoznając sylwetki czy obiekty już dużej odległości i sprawnie za nimi podążając. Aby zrobić dobre zdjęcia musimy w zasadzie jedynie dbać o to, by nie zgubić fotografowanej osoby czy pojazdu z kadru - resztę zrobi za nas aparat.
Śledzenie obiektów i twarzy w trybie C-AF wypada w zasadzie wzorowo, również w przypadku sytuacji gdy dynamicznie poruszamy się z aparatem czy momentów gdy człowiek odwrócony jest bokiem, lub znika z kadru. Pewnym problemem, gdzie system AF potrzebuje czasem chwili na ponowne złapanie obiektu są przeszkody, jednak kwestię tę możemy doprecyzować w menu personalizacji ustawień AF. Dodatkowo problem ten pojawia się głównie na szerszych ogniskowych - powyżej 50 mm A1 II wydaje się radzić sobie z przeszkodami znacznie lepiej. Najwyraźniej to kwestia ilości informacji jakie aparat musi przetworzyć przy szerszych kącie widzenia.
Sony A1 II to także pomniejsze, ale istotne nowości trybu filmowego. Mamy więc opcję ładowania i podglądu własnych profili LUT, która zawitała już do ostatnich modeli z oferty Sony E, możliwość zapisywania pojedynczych klatek wideo w formie zdjęć, mapę ostrości, lepszą reprodukcję detali podczas korzystania z profilu S-Log 3, możliwość skorzystania z czasów 1/48 s i 1/96 s dla zapisu 24 kl./s czy też funkcję filmowania 8K 30 kl./s w 10-bitowej głębi z próbkowaniem 4:2:2 (choć nadal tylko w kompresji LongGOP).
I to w zasadzie tyle z istotnych nowości. Usprawnień jest oczywiście znacznie więcej, ale niestety w większości takich, które znajdą niewielkie zastosowanie w praktyce. Usprawniony system stabilizacji Active? Świetnie, ale jeszcze bardziej zawęzi pole widzenia, czyli nikt go pewnie nie włączy. Nowy tryb wieloklatkowego zapisu RAW w celu pozbycia się szumów wysokich czułości bez korzystania ze statywu? Super, ale wymaga obróbki w programie Sony, z którego nikt nie korzysta. Tryb wygładzania skóry podczas rejestracji wideo? Jestem w stanie założyć się o to, że nikt kto kupuje aparat za 30 tysięcy złotych nie będzie z niego korzystać. Funkcja auto framing, gdzie aparat z obrazu 8K kadruje ramkę podążająca za filmowaną osobą? Gadżet dla vlogerów mało zainteresowanych takim aparatem. A przykładów znalazłoby się jeszcze kilka.
Na koniec parę słów o nowym obiektywie. Choć nie mieliśmy jeszcze czasu, żeby dogłębnie go przetestować, Sony FE 28-70 mm f/2 GM wydaje się jednym z najciekawszych nowych szkieł systemu E. Jest ostry już od nominalnej wartości przysłony i bardzo szybki, a przy tym zachowuje imponująco kompaktowe wymiary, dzięki którym stanie się fantastyczną konkurencją dla analogicznego modelu Canona i jednym z najciekawszych standardowych zoomów na rynku.
1/320 s, f/2, ISO 100, ogniskowa: 28 mm
Obiektyw może pochwalić się rozbudowaną ergonomią, która oprócz dwóch przycisków funkcyjnych obejmuje także fizyczny pierścień przysłony (z możliwością przełączenia na tryb bezstopniowy) oraz regulację oporu stawianego przez pierścień ostrości. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że choć szkło nie oferuje wewnętrznego systemu zoomu, to podczas pracy tubus wysuwa się jedynie minimalnie (około 1 cm), co nie powinno utrudniać filmowania na stabilizatorach. Jak na swoje możliwości Sony FE 28-70 mm f/2 GM zachowuje też naprawdę przystępne gabaryty - mierzy 92,9 × 139,8 mm przy wadze 918 g. Dla porównania, analogiczny model Canona Waży aż 1430 g.
Jedyną wadą, jaka rzuciła się nam w oczy jest dość widoczne winietowanie w zakresie przysłon f/2-f/2.8, ale z tym akurat skutecznie poradzą sobie profile korekcji - jak w większości współczesnych szkieł.
Sony A1 II można by nazwać modelem A9 III na sterydach. Otrzymujemy bowiem tę samą ergonomię, systematykę obsługi i wydajność, obudowaną sensorem o większej rozdzielczości i możliwościach. Jest to zdecydowanie najwygodniejszy i najbardziej uniwersalny korpus w systemie Sony E i na pewno jeden z najdoskonalszych obecnie aparatów pełnoklatkowych na rynku - zarówno jeśli chodzi o układ obrazowania, jak i komfort pracy. Jest to korpus szybki i przyjemny w obsłudze, który sprawia, że osiągniecie pożądanych rezultatów jest tak proste, jak to tylko możliwe. Gdybym był zawodowcem z nieograniczonym budżetem, z pewnością niemiałbym wątpliwości po jaki aparat obecnie sięgnąć.
Jednocześnie Sony A1 II będzie borykać się z tym samym problemem, co jego poprzednik. Dla doskonałej większości użytkowników jest to zwyczajnie korpus zbyt drogi (cena za body to około 33 tys. zł), a sytuacji tej nie poprawia fakt, że tak samo jak wcześniej, bardzo konkurencyjne dla niego pozostają modele takie, jak Canon EOS R5 Mark II czy Nikon Z8, które oferują naprawdę zbliżoną wydajność w dużo niższej cenie.
Sony A1 II pozostaje więc propozycją dla bardzo ograniczonego grona twórców - fotografów sportowych, których praca wymaga mocnego cropowania zdjęć, tudzież zawodowców ze świata fotografii komercyjnej, którzy chcą mieć pewność pracowania na najbardziej wydajnym obecnie aparacie i są w stanie pozwolić sobie na to finansowo. Wszystkich innych w pełni zadowolą prawdopodobnie sporo tańsze, wyposażone w matryce o wysokiej rozdzielczości modele konkurencji czy nawet systemowy kuzyn w postaci modelu A7R V.
Świetną wiadomością dla użytkowników zainteresowanych serią A1 będzie jednak z pewnością to, że wraz z premierą nowego flagowca spaść ma cena pierwszej generacji korpusu. Na razie nie wiemy jeszcze o ile, ale ma się to stać już w grudniu.
Zdjęcia przykładowe wykonaliśmy aparatem Sony A1 II i obiektywem Sony FE 28-70 mm f/2 GM, na podstawowych ustawieniach obrazu, z wyłączonym systemem odszumiania i włączonymi profilami korekcji optyki. Dla zainteresowanych także paczka z plikami RAW.