Wydarzenia
Sprawdź promocje Black Friday w Cyfrowe.pl
Z nową średnioformatową matrycą 102 Mp, szybkim śledzącym AF i topową specyfikacją wideo, GFX 100 II ma ambicje konkurować z popularnymi systemami pełnoklatkowymi. Czy mu się to uda?
Choć GFX 100 II jest w teorii sukcesorem pierwszej „setki” z 2019 roku, podczas premiery nawet japońscy menadżerowie odnosili go głównie do modelu GFX 100S. Nie powinno to oczywiście dziwić - to właśnie ten, znacznie poręczniejszy korpus był prawdziwym skokiem rozwojowym dla całego systemu.
W najnowszej odsłonie GFX ma być przede wszystkim jeszcze szybszy, ale lista nowości i usprawnień jest naprawdę długa. Aparat wydaje się być zaprojektowany w zasadzie od nowa a ważne zmiany zaszły nie tylko w wydajności, ale także w ergonomii, trybie wideo i - co bezpośrednio się w tym wiąże - komunikacji i zapisie danych.
W nasze ręce trafił już jeden z pierwszych, przedprodukcyjnych jeszcze egzemplarzy. Niefinalne oprogramowanie płatało nam czasem figle, ale problemy dotyczyły głównie drobnych kwestii graficznych, bez wpływu na zasadnicze możliwości korpusu. Niemniej niektóre nasze wnioski być może zweryfikujemy, gdy do pełnego testu otrzymamy sprzedażowy model aparatu GFX 100 II.
Zupełnie inna, pozbawiona zintegrowanego gripa konstrukcja sprawia, że porównania do pierwszej generacji nie mają większego sensu. Z pewnością warto jednak spojrzeć jak GFX 100 II wygląda na tle modelu 100S oraz topowych pełnoklatkowych korpusów z wysokorozdzielczymi matrycami.
Nowy GFX jest duży, i nie warto tutaj szukać innych słów. Jeszcze nieco większy od „eski” i wyraźnie większy od bezlusterkowców Canona czy Sony. Zarówno pod względem wymiarów jak i wagi bardziej zbliżony jest natomiast do Leiki S2 a zwłaszcza nowego Nikona Z 8.
Pytanie jednak, czy to źle. Nie mamy pewności, że użytkownicy życzyliby sobie, by korpus był znacząco mniejszy. Rozmawiając z zawodowcami częściej słyszymy narzekania na zbyt małe dziś korpusy, które sprawiają, że praca z dłuższymi i cięższymi szkłami (a takich nie brakuje w systemie GFX) szybko zmienia się w udrękę.
Korpus jest też nieco cięższy od GFX 100S (900 g) – nasza waga pokazuje 1039 g (z kartą i baterią) a więc minimalnie więcej niż deklaruje producent. Nadal jest to jednak niewiele jak na 100-milionowy średni format. Fotografowie, którzy nadal pracują na lustrzankach klasy Nikon D850 czy Canon EOS 5D Mk IV nie poczują różnicy.
Naszym zdaniem, to też zdecydowanie najładniejszy korpus w systemie. Aparat mimo ogólnie ciężkiej bryły ma ładne proporcje i bardzo profesjonalny sznyt. Długo oglądamy jego proste ale finezyjne kształty, prowadzone z gracją i jakby jedną linią raz płynne, raz ostro cięte profile. Designerzy zdecydowanie odrobili lekcje, choć chyba trochę przy tym podglądali, bo jednak trudno uniknąć skojarzeń z Hasselbladem X2D 100C.
Na świetny odbiór z pewnością wpływa pochylona pod kątem 11 stopni górna płyta. Skutecznie łagodzi tę masywną konstrukcje, ale ma to też wymiar praktyczny – nie musimy opuszczać korpusu do wysokości klatki piersiowej by spojrzeć co dzieje się na dużym - jeszcze większym w GFX 100 II - monochromatycznym wyświetlaczu pomocniczym, który, tak jak dotychczas, wyświetla wirtualne pokrętła lub histogram w czasie rzeczywistym. W słabym świetle możemy też odwrócić kolory, by parametry kontrastowo wyświetlały się na jasnym tle.
Zachwyca nowe matowe wykończenie magnezowego korpusu. Nie jest zupełnie czarne, a raczej ciemnografitowe. W dotyku aksamitne ale - zdaniem producenta – niezwykle odporne na zarysowania. Świetne wrażenie robi również nowy materiał którym pokryto części chwytne. Bardzo drobna faktura nawiązuje do tradycyjnych wzorów stosowanych w sztuce japońskiej, ale jej geometryczna struktura daje zaskakująco dobrą przyczepność.
Jedyną niezgrabnością wydaje się odstający – nieznacznie ale jednak – odchylany ekran LCD. Pewnym usprawiedliwieniem może być tu skomplikowany stelaż, który pozwala odchylać panel w dwóch płaszczyznach, tak by wygodnie kadrować również gdy fotografujemy w orientacji pionowej.
Żadnych wątpliwości nie budzi za to wykonanie. Wszystkie elementy wycięto i połączono bardzo precyzyjnie, przyciski są twarde i dobrze wyczuwalne a pokrętła mają wyraźny skok. Korpus został też solidnie uszczelniony (na poziomie Fujifilm X-H2/H2s), więc w połączeniu z obiektywami Fujinon WR zapowiada się niezawodne plenerowe kombo do pracy w trudnych warunkach.
Obsługa jest prosta i intuicyjna, choć nasze zastrzeżenia budzi kierunkowy joistick, który z jednej strony ma przyjemną, ostrą fakturę, z drugiej jednak dość krótki i miękki ruch. W efekcie manewrując na boki czasem mimowolnie go też wciskamy. Znacznie szybszy i pewniejszy wydaje się mniejszy, ale wyższy wybierak choćby w modelu X-T5.
Druga drobna uwaga dotyczy funkcyjnych przycisków umieszczonych obok bagnetu. Sam uchwyt, choć dobrze wyprofilowany, nie jest ani zbyt obły (psułoby to bardzo foremną bryłę) ani przesadnie głęboki. W ferworze fotografowania łatwo więc mimowolnie aktywować lub wyłączyć przypisaną funkcje. Oczywiście jednym się to w ogóle nie zdarzy, inni po prostu nie przypiszą przyciskom żadnych funkcji. Niemniej my notorycznie włączaliśmy i wyłączaliśmy poziomnicę w wizjerze co zwyczajnie rozpraszało podczas pracy z modelką.
Istotną zmianą jest potrójny przycisk nad spustem migawki. Rozwiązanie nie nowe i całkiem wygodne, gdy wypracujemy sobie już stosowny workflow i nasze palce - jak na fortepianie - będą trafiać w nie intuicyjnie i bez zastanowienia. Póki co zerkamy co chwila na górny ekran (na którym wyświetlana jest przypisana opcja) by odnaleźć przycisk kompensacji ekspozycji czy ustawienia ISO. Nieco niewykorzystana wydaje się też przestrzeń górnej ścianki, gdzie umieszczono jedynie dwa przyciski odpowiedzialne za tryb pracy pomocniczego ekranu.
Mamy też kilka nierozwiązanych i znanych z innych modeli uciążliwości. Brak możliwości płynnego poruszania się po powiększeniu 100% za pomocą joysticka w przypadku tak dużych zdjęć jest wyjątkowo irytujące (musimy przeklikiwać się po milimetrze bo przytrzymując joystick w bok po dłuższej chwili przejedziemy z szaloną prędkością do samej krawędzi). Również dotykowy panel nie dorównuje responsywnością nawet tanim smartfonom. Wierzymy też, że uda się w końcu przenieść z pierwszej pozycji menu odtwarzania opcję zmiany slotu karty, bo już nie raz, i zapewne nie tylko nam, zdarzyło się skutecznie pomieszać nieumyślnie pliki na dwóch kartach.
Więcej miejsca z pewnością warto poświęcić nowemu wizjerowi cyfrowemu. To - jak z dumą podkreślał Yasato Mamamoto, jeden z topowych managerów Fujifilm - najlepszy wizjer EVF w historii firmy. I faktycznie, przy rozdzielczości 9,44 Mp i powiększeniu 1.0x daje niesamowicie klarowny i duży podgląd. Jest przy tym bardzo wierny i pozbawiony - częstego w wysokorozdzielczych wizjerach – efektu spadku jakości w momencie ostrzenia. Odświeżanie 60 kl./s w dobrych warunkach jest w zupełności wystarczające, ale możemy też przełączyć się w tryb Hi Speed 120 kl./s przy nieco mniejszym (i wygodnym dla okularników!) powiekszeniu 0.77x. Sam okular wizjera jest mocno odsunięty od tylnej ścianki, dzięki czemu nie musimy się zbyt mocno przytulać do aparatu. Duża muszla chroni z kolei przed bocznym światłem.
Cieszy powrót możliwości odpięcia wizjera (lub odchylania go do góry poprzez przejściówkę) jak to było w pierwszym modelu GFX 50S. To wygodne rozwiazanie zarówno dla fotografów (łatwe fotografowanie z niższej perspektywy), ale także, a może przede wszystkim, twórców wideo. Tym ostatnim spodoba się też możliwość zupełnego pozbycia się go by łatwiej zamknąć body w filmowej klatce. Niestety nie będzie możliwości nabycia korpusu bez wizjera w niższej cenie.
Duży i szczegółowy jest też wspomniany panel LCD a jego kolorystyka zbieżna z wizjerem. Zważywszy na filmowy charakter korpusu może nieco dziwić brak opcji odchylania go na bok, choć Ci którzy wybiorą ten model właśnie z myślą o wideo, zapewne ubiorą korpus również w zewnętrzny rejestrator lub monitor poglądowy.
Kończąc wycieczkę po obudowie zaglądamy pod klapki. Z lewej strony mamy niezależne wejście Ethernet, do wysyłania materiału bezpośrednio na serwer FTP czy chmury Frame.io, 3,5 mm jack (mikrofon/zdalne wyzwalanie), pełnowymiarowe HDMI do podglądu i wyprowadzania sygnału RAW, oraz USB-C do theteringu i zapisu na dyskach SSD.
Po prawej stronie umieszczono podwójny slot kart CFExpress (typu B) i SDXC, oraz sprytnie ukryte wejście jack 3,5 mm do wpięcia odsłuchu. Bateria to znane już z GFX 100S ogniwo NP-W235 o pojemności 2200 mAh. Nie mieliśmy jeszcze czasu by dokładnie przetestować jego osiągi ale w ciągu całego dnia intensywnych warsztatów zużyliśmy dwa akumulatory zapisując ponad 1300 zdjęć. A więc całkiem nieźle.
Szybkość w przypadku tego modelu ma być słowem kluczem. Nawet dwukrotnie szybszy odczyt matrycy, w połączeniu z procesorem piątej generacji i algorytmami AF zaczerpniętymi z X-H2s mają sprawić, że GFX 100 II wydajnością zagrozi topowym pełnoklatkowym bezlusterkowcom.
Aparat, nawet na papierze, nie może jeszcze rywalizować z tak wydajnymi korpusami jak Nikon Z9, Canon EOS R3 czy Sony A1, ale pamiętajmy, że na pokładzie mamy fizycznie większą, 100-milionową matrycę, której sprawne obsłużenie wymagałoby nieporównanie większej mocy obliczeniowej. Fujifilm, w przypadku tego modelu, nie ma też chyba takich ambicji.
Producent deklaruje jednak znaczący skok wydajnościowy względem modelu GFX 100S. Choć nowy sensor CMOS II HS nie został wykonany w technologii warstwowej (znacząco podniosłoby to cenę i rozmiar układu) ma być sczytywana dwukrotnie szybciej niż sensor pierwszej generacji. Również wydajniejszy X-Processor 5 ma szybciej przetwarzać dane i - dzięki podwojonej pojemności bufora (do 128 GB) - pozwolić na płynną pracę z szybkością 8 kl./s i zapis wideo 8K bez efektu rolling shutter. Jak to wygląda w praktyce?
Aparat operacyjnie nie odstaje od pełnych klatek. Pierwsze bezlusterkowe „średniaki” potrafiły się uruchamiać nawet 3 sekundy, obarczone były sporym opóźnieniem w obsłudze i absurdalnym opóźnieniem migawki. GFX100 II startuje błyskawicznie. Przesuwamy dźwignię przystawiamy aparat do oka i od razu wyzwalamy długą serię. Narzekać nie będą nawet Ci, którzy zechcą wybrać się z tym aparatem na streeta. Również obsługa nie nastręcza żadnych problemów. Poruszanie się po menu, przewijanie zdjęć czy przywoływanie 100% podglądu odbywa się szybko i wygodnie.
Wydolność serii, choć nie są to oczywiście zawrotne wartości, jak w reporterskich karabinach, pozwala na wydajną, nieskrępowaną pracę nawet długą serią. Z pełną szybkością, na karcie CFExpress (R:1700/W:1500MB/s) zarejestrowaliśmy 73 pary plików JPEG + RAW (nieskompresowany). Czy ktoś potrzebuje dziś więcej? Bufor opróżniany jest przy tym bardzo sprawnie, bo już po chwili możemy rejestrować kolejne, choć stopniowo coraz krótsze serie. Szybkość ma też swoją cenę. W trybie zdjęć seryjnych pliki RAW zapisywane w maksymalnej jakości 14 a nie 16-bit.
Pliki JPEG ważą, w zależności od tego jak wiele informacji zawierają, od 30 MB do 70 MB. Pliki RAW są zazwyczaj co najmniej dwa razy cięższe a ich rozmiar przekracza nierzadko nawet 200 MB. Szybko uzmysławiamy sobie co oznacza praca ze 100-milionowym średnim formatem, gdy po włożeniu karty 128 GB licznik pokazuje nam maksymalne 470 par zdjeć, które zapiszemy.
Dla wielu potencjalnych użytkowników ważniejszy będzie jednak autofocus. GFX 100 II wykorzystuje algorytm śledzenia AI Tracking stosowany w X-H2S/H2/T5/S20, na szybsze i skuteczniejsze ostrzenie wpływać ma też szybsza matryca, a więc odczyt informacji z rozmieszczonych na niej pikseli detekcji fazy.
Zdaniem managerów Fujifilm hit-rate, a więc odsetek trafionych zdjęć, w trybie śledzenia wzrósł w porównaniu do GFX 100S z 59 do 81%. W trybie pojedynczym do 84% (względem 69%) a skuteczność wykrywania oka z 60 do aż 97%. Na ile liczby te znajdują pokrycie w rzeczywistości przekonamy się dopiero w pełnym teście. Wiele zależy bowiem od tego, jaki obiektyw podepniemy.
W połączeniu z nowym – skądinąd świetnym optycznie - obiektywem standardowym GF 55 mm f/1,7, korpus z pewnością nie pokazał nam pełni swoich możliwości. Podobnie jak model GF 80 mm f/1,7, wyposażony jest on w dość prosty i głośny silnik DC, który całkiem poprawnie zachowuje się w trybie pojedynczym, ale niestety wydaje się nie nadążać za systemem śledzenia AF-C.
Gdy na chwilę podpięliśmy obiektyw GF 50 mm f/3,5 R LM WR, sprawdzaliśmy, czy na pewno nie przełączyliśmy aparatu w tryb manualny – tak szybko i cicho przeostrzał na niedużych odległościach. Z niecierpliwością czekamy więc na finalny egzemplarz i testy z bardziej miarodajną optyką – szybszych obiektywów w systemie GF mamy już w końcu co najmniej kilka.
Trudno nam również wiarygodnie ocenić skuteczność detekcji oka. Wykrywanie obiektów generalnie realizowane jest bardzo dobrze, również w słabszym świetle - widzimy przyklejoną do oka zieloną ramkę potwierdzenia, która nie daje się łatwo zmylić, niestety z wolnym obiektywem ostrość w całej serii jest zazwyczaj nieco spóźniona.
Usprawniono też system IBIS, który opiera się nie tylko na informacjach z czujników żyroskopowych ale również tych sczytywanych – znów szybciej – z powierzchni matrycy. Wydajność stabilizacji ma sięgać teraz 8 EV ale od razu trzeba zastrzec, że jest to specyfikacja dla jaśniejszych stałek (GF 63 mm f/2,8, GF 110 mm f/2, GF 80 mm f/1,7). Dobrze (7,5 EV) wypadają jeszcze standardowy zoom 32-64 mm f/2,8, stałka GF 50 mm f/3,5, nowy GF 55 mm f/1,7 oraz, co ciekawe kitowy zoom 35-70 mm. Żadnej poprawy nie oczekujmy natomiast w przypadku długich GF 250 mm f/4 i GF 100-200 mm f/5,6. I to mimo połączonych sił stabilizacji sensora i optycznej OIS.
W przypadku tak dużej rozdzielczości z pewnością jest to funkcja ważna, a my już wiemy, że w połączeniu z obiektywem GF 55 mm f/1,7 również skuteczna. Szybkie testy pokazują 80% odsetek ostrych zdjęć dla 1/15 s, przy 1/10 s to nadal ok. 70%, a w określonych warunkach można sięgnąć nawet po czas 1/5 s - możemy liczyć wciąż na ok. 40% ostrych i zadowalająco ostrych zdjęć.
Choć w specyfikacji nie widać różnic, Fujifilm przekonuje, że matryca to zupełnie nowa architektura. Fotodiody sensora mają zbierać nawet do 30% więcej światła, a nowe natywne ISO 80 zapewniać rozpiętość tonalną sięgającą 14 EV (-8 EV tolerancji na niedoświetlenie i 6 EV na prześwietlenie).
1/950 s, f/8, ISO 6400, 55 mm, +1/3 EV
Oglądając testowe zdjęcia (pliki z naszej paczki RAW otworzycie już w ACR) widzimy niesamowitą szczegółowość, wierne kolory i przede wszystkim bardzo ładny charakter szumu, który staje się widoczny dopiero w zasadzie przy ISO 6400 (a i tak zachowuje bardzo drobny monochromatyczny charakter). Przy ISO 12 800 jest już widoczny, ale nadal niedegradujący i dopiero ISO 25600 będzie dla wielu fotografów barierą użyteczności. Wygląda na to, że jakość obrazu w przypadku tego aparatu nie będzie żadnym tematem do dyskusji.
Poręczny i naprawdę szybki średni format obiecywano nam już od dawna. W zasadzie od premiery pierwszego bezlusterkowego modelu słyszeliśmy, że to „już” - że ten moment przełomu wreszcie nastał. Gdy mijała pierwsza ekscytacja okazywało się jednak, że to znów tylko „już prawie” a pozycja pełnoklatkowych bezlusterkowców pozostaje póki co niezagrożona.
Czy więc wraz z GFX 100 II nadeszło upragnione „JUŻ”? Wiele na to wskazuje i dla wielu na pewno tak. My z ostatecznym werdyktem wstrzymamy się do pełnego testu. Nie ma natomiast wątpliwości, że to najlepszy GFX w historii, który przyciągnie do systemu kolejne grupy zawodowców. Bo Fujifilm z pewnością udało się jedno – wyciągnąć średni format z niszy pokazując, że może być to dziś kierunek rozwoju dla fotografów bardzo wielu dziedzin.