Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
O ile o następcy A7C mówiło się już od dawna, drugi korpus z sensorem 61 Mp mógł być dla wielu zaskoczeniem. Oto w identycznym niemal body otrzymujemy wszystko co najlepsze z profesjonalnego A7R V. Jak taka koncepcja sprawdza się w praktyce?
Czy A7C R to mniejsze A7R V? Pod wieloma względami tak, choć szybko dostrzegamy, że producent zadbał o to, by oba aparaty dzieliło wystarczająco wiele. Ten zaawansowany maluch to nieco mniejsza wydajność trybu seryjnego i systemu stabilizacji, a także znacznie mniejszy wizjer i tylko jeden slot kart. Ale pod względem możliwości fotograficznych w zasadzie różnic brak.
Mała „R-ka” to ta sama, pełnoklatkowa matryca CMOS BSI obsługiwana przez ten sam, podwójny procesor BIONZ X i wreszcie identyczny, wspierany układem AI system AF, który wytrenowano tak, by skutecznie rozpoznawał fotografowane obiekty. Do tego niezły tryb wideo 4K/60p i dodatkowy uchwyt w zestawie.
Najważniejszym atutem aparatu ma być oczywiście jego zgrabna i mobilna konstrukcja. W porównaniu z A7R V (13×9,9×8 cm, 725 g), korpus A7C R jest o prawie 30% lżejszy i ponad połowę mniejszy (objętościowo). Największą wadą, wydaje się natomiast cena. Ustalona na 17 tys. zł, stawia ten aparat daleko poza finansowym zasięgiem nie tylko większości amatorów ale nawet sporej grupy fotografów, którzy na zdjęciach zarabiają.
Sam pomysł wydaje się jednak bardzo kuszący, i nie mamy wątpliwości, że na odchudzone A7R V znajdą się chętni. I to również wśród obecnych posiadaczy dużej „R-ki”, bo A7C R może stanowić świetny backup, lub drugie body na zleceniu (np. z podpiętą małą stałką) zapewniając spójne kolorystycznie rezultaty.
Teoria to jedno, a praktyka często jednak coś zupełnie innego. Na kilka dni przed oficjalną premierą w nasze ręce trafił jeden z pierwszych egzemplarzy A7R C, mieliśmy też okazję do bezpośredniego porównania z A7R V. Oto nasze pierwsze wnioski.
Zacząć należy od tego, że oba modele A7C drugiej generacji są identyczne pod względem zarówno budowy, wymiarów jak i wagi. Zmiany jakie wprowadzono względem poprzednika również nie są znaczące – aparaty są minimalnie cięższe, zastosowano też kilka dodatkowych udogodnień.
To co dostrzegamy od razu to nowy materiał pokrywający uchwyt i podparcie kciuka na tylnej ściance. Nowoczesną fakturę zastępuje teraz przyjemnie lepka imitacja skóry. W bezpośrednim porównaniu wydaje się bardzie „chwytna” niż ta w A7R V, ale prawdopodobnie jest to dokładnie ten sam materiał – rok użytkowania sprawił, że guma stwardniała a powierzchnia nieco się wyświeciła. Zapewne z A7C R czas obejdzie się podobnie.
Na tylnej ściance zmian jest niewiele. W górnej części pojawił się nowy przycisk funkcyjny C1 a odchylany, umieszczony na przegubie ekran podważamy teraz wygodniej, bo od dołu. Pokrętło kompensacji ekspozycji, straciło oznaczenia co ma podkreślać jego programowalny charakter. Nie spodoba się to tym, którzy lubią kontrolować korekcję ekspozycję bez zerkania w wizjer czy na tylny ekran.
Filmowanie oraz S&Q wydzielono z głównego pokrętła trybów pracy i przeniesiono na dedykowaną, okalającą grzybka dźwignię. Realną i naprawdę istotną zmianą jest natomiast dodanie drugiego, przedniego pokrętła korekcji ustawień, poniżej spustu migawki. Fotografowanie w trybie manualnym nareszcie ma w tym aparacie sens.
Na plus trzeba zaliczyć obecność przycisku AF-ON, na minus brak joisticka pod kciukiem, ułatwiającego wybór punktu ostrości. To rozwiązanie zarezerwowano dla A7R V. Czy zrekompensuje nam to zaawanowana, inteligentna detekcja? Przekonamy się w kolejnym rozdziale.
Nieco irytuje też umieszczony daleko i na skośnym profilu przycisk menu, którym wchodzimy do głównego menu i wracamy wyżej z każdej podzakładki. Menu ma ponad 200 pozycji (z wciąż trudnymi do rozszyfrowania skrótami w polskiej wersji) i na konfiguracji można spędzić spokojnie całe popołudnie serwując sobie przy tym niezła gimnastykę kciuka.
Ten zaawansowany i słono wyceniony korpus nie jest też niestety dodatkowo uszczelniony. A przynajmniej nic tego nie zdradza. Oglądamy klapki złącz, slot karty pamięci oraz komorę baterii. Są dobrze wyprofilowane i ściśle przylegają, ale nie ma tu gumowych obrączek i mechanizmów labiryntowych, jak te które widzimy w A7R V. Korpus jest oczywiście bardzo zwarty a elementy precyzyjnie spasowane, niemniej w trudnych warunkach zalecalibyśmy daleko idącą ostrożność.
Wszystko zależy co do niego podepniesz. Chyba, że podepniesz dolny grip, to wtedy możesz podpinać co chcesz. A na poważnie - dodawana w zestawie „przedłużka” zmienia wszystko. Nie zaryzykujemy wiele twierdząc, że raz przykręcona do korpusu, zostanie tam już na dobre. Mało tego, bez nowego gripa A7C R już nigdy nie wyda Wam się wygodny.
Waży zaledwie 72g, a komfort pracy jest nieporównanie większy. Uchwyt oczywiście nadal jest nieco płytki, ale za to wyższy nawet niż w topowych modelach Sony Alpha. Nareszcie zawijamy na nim wszystkie palce (a nie ledwo dwa) i nawet z większym obiektywem klasy 70-200 mm f/2,8 GM chwyt jest pewny i wygodny. Mały rozmiar body przestaje być jakimkolwiek problemem.
Grip jest przy tym naprawdę dobrze zaprojektowany. Ładnie dopełnia bryłę aparatu a dzięki wcięciom i zaokrągleniom dodaje mu charakteru i nie zmienia go w ciężki i toporny kloc. Szeroki fakturowany pierścień pozwala szybko i pewnie przytwierdzić grup do aparatu. Śrubę przyjemnie chwyta się też w dwa palce lewą dłonią podczas fotografowania z mniejszą stałką.
Przesuwamy dźwignię LOCK/OPEN i prawa część gripu odskakuje sprężynując delikatnie by odsłanić komorę akumulatora. Dostęp do karty nie jest utrudniony – slot znajduje się na bocznej ściance. Pytanie o to, dlaczego nie jest to pełnoprawny uchwyt zasilający do zdjęć w pionie nie ma sensu – aparat nie byłby już ani mały, ani lekki, a ze względu na przesunięty do krawędzi wizjer, zapewne również niespecjalnie wygodny.
W drugiej generacji zastosowano prawdopodobnie ten sam panel OLED co w pokazanym niedawno A6700. Jest on wyraźnie większy (x0.70) niż wizjer A7C pierwszej generacji (wówczas był to układ z kieszonkowego RX100), ale przy tej samej rozdzielczości 2,3 Mp. W efekcie okazuje się mało precyzyjny i gdy ostrzymy na niewielki detal, trudno ocenić czy AF trafia czy nie. Daleko tu do komfortu z A7R V (powiększenie x0.90, rozdzielczość 9,4Mp). Przyczepić nie można się za to do odwzorowania barw czy ekspozycji.
Również ekran nie powala. 3-calowy, obracany panel ma podstawową tylko rozdzielczość 1,03 Mp, a kolorystyka nie jest już tak wierna – widać tendencję do ochładzania sceny z lekko magentową dominantą. Osobną kwestią jest sam mechanizm odchylania ekranu. Szkoda, że Sony nie potraktowało tego modelu jak bardziej "fotograficznego" z systemem uchylnym w osi obiektywu. O ile filmowcy wolą panele, który obrócą nawet do pozycji autoportretów (i dla nich jest przecież model A7C II), taka konstrukcja dla wielu wymagających fotografów będzie wystarczającym powodem by skreślić go ze swojej listy Życzeń. Sony musiało o tym wiedzieć, wprowadzając w A7R V ekran, który oferuje oba style pracy.
Aparat włącza się bardzo sprawnie, pierwsze zdjęcie możemy zrobić w niespełna sekundę od przesunięcia dźwigni. Nie zauważyliśmy żadnych opóźnień podczas nawigacji czy bezwładności przy zmianie parametrów. Potrzebuje krótkiej chwili by wyświetlić 100% podgląd ale po obrazie, w poszukiwaniu ostrości, poruszamy się szybko i bez lagów.
Tryb seryjny systemowo ograniczono do 8 klatek na sekundę, również bufor pomieści znacznie mniej ujęć. Sony A7RV z pełną prędkością (10 kl./s) zapisał ponad 70 par ujęć JPEG + RAW. Sony A7C R w tych samych warunkach i na tej samej szybkiej karcie (Sony SDXC II U3 300 Mb/s) zaczął się dławić już po 17 wyzwoleniach migawki...
Również system stabilizacji ma mniejszą, choć wciąż imponującą wydajność (deklarowane 7 EV względem 8 EV w A7R V). Dla ogniskowej 50 mm przy czasie 1/20 s ostrych było średnio 90% ujęć, przy 1/10 było to nadal 60%, ale nawet przy 1/5 s, wykonując kilka prób, możemy spodziewać, że któreś z ujęć będzie ostre.
Stabilizacja matrycy współpracuje też z systemem stabilizacji optycznej, która w przypadku dłuższych ogniskowych ma ogromne znaczenie. Z obiektywem 70-200 mm f/2,8 GM II przy włączonym systemie OSS możemy fotografować nawet z czasem 1/30 s (70% ostrych zdjęć dla 200 mm). Gdy wyłączyliśmy stabilizację optyczną, skuteczność spadła o całe dwie przysłony.
System AF, może się okazać jednym z największych atutów tego modelu. Oczywiście by autorytatywnie wypowiedzieć się na jego temat musielibyśmy spędzić z aparatem więcej czasu, ale pierwsze testy i bezpośrednie porównania pokazują, że zachowuje się on tak samo jak rewelacyjny AF modelu Sony A7R V. 693 pól detekcji fazy rozmieszczono tak by pokrywały 94% powierzchni sensora a ich czułość w słabym świetle oszacowano na -4 EV. I trzeba przyznać, że w połączeniu z detekcją oka bez problemu wyostrza nawet w bardzo kontrastowych warunkach, na moce zacienioną twarz.
Wspierana dodatkowym układem SI detekcja radzi sobie naprawdę świetnie. Wykrywa oko niezawodnie i w trybie AF-C nie przestaje go śledzić nawet gdy nasz model opuści na chwilę kadr – po powrocie ramka AF znów przyklejona jest na stałe do bliższego oka. Oczywiście nie jest to system niezawodny – jeśli obiekt porusza się dynamicznie, a do tego szybko zbliża w stronę aparatu, AF potrafi pomylić się nawet kilkukrotnie w serii.
Sercem aparatu jest potężny tandem, znany z Sony A7R V. To 61-milionowy sensor wykonany w technologii BSI, obsługiwany przez procesor BIONZ X. Należy więc spodziewać się takiej samej jakości generowanego obrazu – dobrej dynamiki i świetnej szczegółowości na niskich czułościach, oraz nieco gorszych osiągów na wysokim ISO w porównaniu do mniej upakowanych matryc. Pliki RAW z tego modelu w tej chwili nie są jeszcze obsługiwane przez popularne aplikacje do edycji, musimy więc opierać się na plikach JPEG rejestrowanych z wyłączoną redukcją szumu.
Pierwsze oznaki wielobarwnego szumu widzimy już przy ISO 1600. Przy ISO 6400 zakłócenia stają się wyraźne ale nadal nie wpływają na szczegółowość zdjęć. Przy ISO 12800 szum jest widoczny bez powiększania, ale zdjęcia wciąż wyglądają dobrze. Granicą użyteczności dla większości fotografów będzie zapewne ISO 25600. Dobrze spisuje się pomiar ekspozycji, zdjęcia porównawcze nie pokazują też różnic w działaniu balansu bieli i ogólnym odwzorowaniu barwnym. Tak jak pisaliśmy – A7C R może stanowić lżejsze drugie body, które dostarczy spójny wizualnie i kolorystycznie obraz w pracy zawodowej.
Pytaniem, na które nie ma chyba oczywistej odpowiedzi jest to, o użytkownika tak skrojonego aparatu. Grupę docelową „R-ki” Sony określa jako „Pro Artists”. Co to znaczy? Zapewne świadomych amatorów z artystycznym zacięciem i grubszym portfelem, ale również mobilnych zawodowców, którzy często pracują na lokacji i dla których każdy gram ma znaczenie.
Podsumowując, Sony A7R C to aparat, który trudno ocenić jednoznacznie. Koncept wydaje się genialny - kompaktowy i poręczny, szybki i skuteczny, dostarczający rewelacyjną jakość zdjęć w bardzo dużej rozdzielczości. Z drugiej jednak strony, otrzymujemy korpus ergonomicznie nieprzystający do tych możliwości. Z przeciętnym wizjerem i ekranem, tylko jednym slotem kart, bez joysticka i solidnych uszczelnień. Dołączany do zestawu grip jest tu niestety niewielkim pocieszeniem.
Trudno powiedzieć, czy Sony zabrakło odwagi, by stworzyć aparat o możliwościach zbytnio zbliżonych do A7R V, czy też zadecydowały względy ekonomiczne (bo identyczny korpus i podzespoły z produkowanych już modeli to na pewno ogromna oszczędność), my w każdym razie czujemy pewien niedosyt. Czy za 17 tys. należy oczekiwać więcej? Pokażą to wyniki sprzedaży – portfelami zagłosują konsumenci.
Zdjęcia testowe wykonaliśmy korzystając z obiektywów Sony 16-35 mm f/2,8 GM II, Sony 35 mm f/1,8 oraz Sony 70-200 mm f/2,8 GM II. Są to pliki JPEG w najwyższej jakości X.Fine. Zachęcamy również do pobrania plików RAW, które pokazuję pełny potencjał zdjęć z A7C R.
<POBIERZ PACZKĘ PLIKÓW RAW (UWAGA! 2,3 GB)>
ISO 640
ISO 1600
ISO 3200
ISO 6400
ISO 12800
ISO 25600
ISO 51200
ISO 102400