Mobile
Oppo Find X8 Pro - topowe aparaty wspierane AI. Czy to przepis na najlepszy fotograficzny smartfon na rynku?
Nowoczesny warstwowy sensor BSI, superszybki AF i procesor, który pozwala na zapis 50 kl./s w trybie AF-C. A wszystko to zamknięte w przeprojektowanym, jeszcze wytrzymalszym body. Czy OM-1 to aparat na który czekali fani systemu Micro 4/3?
OM System OM-1 to jednocześnie hołd dla tradycji (Kultowy aparat OM-1 zaprezentowano dokładnie 50 lat temu) ale też symboliczne, nowe otwarcie. To być może ostatni model sygnowany klasycznym logotypem, bo choć na zwieńczeniu wizjera nadal widnieje Olympus, w zwyczajowym miejscu sygnatury pojawił się już OM System.
Zmienia się nazwa, ale wszystko wskazuje na to, że filozofia i kierunek rozwoju marki będą utrzymane. Nie ma zresztą wątpliwości, że prace nad nowym korpusem rozpoczęły się jeszcze na deskach kreślarskich Olympusa, a po zmianie właściciela najprawdopodobniej kontynuował je ten sam zespół inżynierów i designerów.
Gdy bierzemy aparat do ręki po raz pierwszy, a zwłaszcza gdy zaglądamy do specyfikacji, od razu nasuwa się myśl, że OM-1 jest w zasadzie zgrabnym połączeniem modeli E-M1 Mark III i E-M1X. Gdy wczytamy się uważniej dostrzeżemy jednak, że pomimo wielu nawiązań i technologicznych punktów stycznych to już zupełnie nowy aparat, który oferuje dużo więcej.
Finalny egzemplarz OM-1 trafił w nasze ręce jeszcze przed oficjalną premierą. Poniżej znajdziecie nasze pierwsze wnioski oraz galerię zdjęć testowych do pobrania. Dołączamy również pliki RAW do samodzielnej oceny jakości obrazu generowanego przez nowy sensor.
Przede wszystkim modelem OM-1 producent wydaje się żegnać z charakterystyczną dla bezlusterkowców Olympusa stylistyką retro. Po lewej stronie wizjera zachowano jeszcze co prawda grzybek trybów pracy, przypominający mechanizm przewijania filmu, ale pokrętła po prawej stronie „wpuszczono” już w korpus, jak w większości nowoczesnych modeli. Jednych to ucieszy innych zapewne zmartwi a my jesteśmy ciekawi jak producent postąpi z bardziej stylowymi korpusami E-M5 i E-M10, czyli, jak przypuszczamy OM-5 i OM-10, nad którymi prace zapewne już trwają. I co z designem optyki?
Wydaje nam się, że minęły już też czasy narzekania na zbyt duże body. Topowy korpus musi być wygodny, a o kompaktowości systemu decydują dzisiaj rozmiary obiektywów. Najlepszym na to dowodem wydaje się rozwój systemu Sony, którego puszki z każdym modelem lekko „puchną”, za to nowe wersje podstawowych modeli obiektywów są mniejsze i lżejsze. Micro 4/3 pod tym względem nie ma oczywiście konkurencji. To największy benefit fizycznie mniejszej matrycy.
OM System, podobnie jak Olympus, orientuje się na fanów fotografii dzikiej przyrody, a więc amatorów długich obiektywów. A OM-1 daje naprawdę pewny chwyt. Na dużym, anatomicznie wyprofilowanym gripie wygodnie zawijamy wszystkie palce. Nowa, wykonana z miękkiej gumy imitacja skóry niemal klei się do dłoni. Głęboki chwyt spodoba się zwłaszcza tym, którzy wolą cały czas trzymać aparat niż wieszać go na ramieniu.
Zimny, magnezowy korpus pokryto nowym, bardziej aksamitnym lakierem i przede wszystkim zabezpieczono przed kurzem i wilgocią. Są to uszczelnienia klasy IP53, którymi nie mógł się pochwalić ani E-M1 Mark III ani nawet E-M1X. Klapka baterii i slot kart zabezpieczone zostały twardą pianką, również porty komunikacyjne otrzymały gumowe uszczelki. Warto wspomnieć, że (nareszcie dwa!) sloty kart SD umieszczono niesymetrycznie co ułatwia wygodną wymianę.
Nie ma sensu poprawiać czegoś, co działa dobrze. Z takiego założenia musieli wyjść inżynierowie bo tylna ścianka wygląda niemal identycznie jak w E-M1 Mark III. Wprowadzono jednak kilka drobnych i jedną ważną zmianę.
Joistick znajduje się nieco wyżej, dzięki czemu wygodniej manewrujemy - zmieniając punkt AF nie musimy sobie już łamać kciuka. Również krzyżakowy nawigator przesunął się nieco w lewo ale to za sprawą bardziej pękatego gripu. Nieco krótsza jest dźwignia ustawień globalnych obok wizjera, co nie ucieszy fotografów, którzy przypisują do niej włącznik ON/OFF (też nie jesteśmy zwolennikami umieszczania włącznika po lewej stronie!). Trzeba było jednak zrobić miejsce na przycisk AF-ON. Alleluja! Nareszcie rozdzielono go z przyciskiem blokady ekspozycji AEL.
Ekran jest sztywny, ładnie licuje się z obudową i co najważniejsze daje klarowny podgląd. Lepiej też reprodukuje kolory niż w E-M1 Mark III, który w słabym świetle ma tendencję do lekkiego magentowego zafarbu. Dotykowy panel jest czuły i responsywny, ale z tym akurat w aparatach Olympusa nigdy problemu nie było. Nie będziemy też rozpoczynać na nowo dyskusji o tym, czy fotografowie wolą ekrany uchylne czy obrotowe. Przegubowe są z pewnością bardziej uniwersalne.
Spójrzmy na górną ściankę. Z pewnością nie jest już tak stylowa, ale wpuszczone w obudowę pokrętła naszym zdaniem sprawdzą się lepiej. Pracują pewniej, trudniej będzie też przypadkiem je przestawić. Powstaje wrażenie niewykorzystanej przestrzeni obok pokrętła trybu pracy. Głęboki profil wydaje się zapraszać, by oprzeć na nim kciuk, co faktycznie będzie wygodne podczas filmowania czy kadrowania z niskiej perspektywy. Wielu fotografów widziałoby w tym miejscu zapewne mały pomocniczy ekran.
To na co wszyscy fani systemu czekali to z pewnością nowy wizjer EVF. W OM-1 zastosowano panel o rozdzielczości niemal 2x większej niż u poprzednika (5,7 Mp) i równie duży jak w E-M1X (1.65x). Po raz pierwszy jest to też panel wykonany w technologii OLED. Daje bardzo naturalny podgląd, choć w fabrycznej konfiguracji wydaje się nieco zbyt jasny, co przekłamuje ekspozycję. W efekcie kilkukrotnie mylnie wprowadziliśmy ujemną kompensację co poskutkowało oczywiście nieco zbyt ciemnymi zdjęciami. Podczas ostrzenia w bardzo słabym świetle obraz na moment staje się też monochromatyczny, co wynika zapewne z chwilowego podbicia czułości sensora.
Małą rewolucją jest wprowadzenie zupełnie nowego menu. Na przestrzeni ostatnich lat mocno się rozrosło i to w sposób jakby niekontrolowany. Zarówno graficzna reprezentacja jak i podział funkcji gruntownie teraz przemodelowano. Menu jest wizualnie bardziej klarowne i przejrzyste ale przede wszystkim uporządkowane. Niektóre opcje w E-M1 III rozrzucone były po menu aparatu w naprawdę zastanawiający sposób.
Najważniejsze zmiany dotyczą oczywiście szybkości i wydajności pracy aparatu. I nie są to już wyłącznie softwear'owe sztuczki ale twardy hardwear. OM-1 wyposażono w zupełnie nowy, warstwowy sensor 20 Mp z super szybkim odczytem, obsługiwany przez 3-krotnie szybszy procesor TruePIC X. Taki tandem ma gwarantować nie tylko rekordowe osiągi pod względem trybu seryjnego, ale również zapisu wideo, rozwijania funkcji tzw. fotografii obliczeniowej.
Aparat pozwala więc na rejestrację do 50 kl./s z pomiarem ostrości w trybie śledzenia AF-C oraz nawet 120 kl./s z blokadą AF. By było to możliwe konieczne okazało się jednak ograniczenie głębi koloru z 14 do 12 bit. Pytanie, czy w przypadku sensorów formatu 4/3, które i tak mają pewne ograniczenia w zakresie dynamiki tonalnej (jeśli wierzyć plotkom, ten sam sensor zastosowano już w nowym Dronie DJI Mavic 3 Pro, dynamika nie przekracza 13 EV), ma to aż tak duże znaczenie. Olympus postawił w tym przypadku na szybkość i wydaje się, że jest to słuszna decyzja.
OM-1 wydaje się szybszy pod każdym względem. Aparat startuje błyskawicznie, nawigacja, powiększanie zdjeć i przewijanie powiększeń odbywa się bez żadnych opóźnień. Również wydajność bufora w trybie seryjnym jest imponująca. Z pełną prędkością zapiszemy prawie 100 plików RAW przy 50 kl./s i niewiele mniej przy 120 kl./s. Osiągi robią jeszcze większe wrażenie gdy spojrzymy na możliwości E-M1X (odpowiednio 74 pliki przy 17 kl./s i 49 plików przy 60 kl./s). Co ważne bufor opróżniany jest bardzo szybko i wystarczy na moment odpuścić spust by wykonać kolejną serię z pełną prędkością.
Oczywiście to kolejny uzysk wynikający z niewielkich rozmiarów i przede wszystkim rozdzielczości sensora. Pliki RAW z OM-1 ważą średnio 25 Mb, a więc tyle ile JPEG-i z pełnoklatkowych matryc o dużych rozdzielczościach (Sony A1 zapisuje na kartach CFExpress ponad 100 RAW-ów 50 Mp z i tak już szaloną szybkością 30 kl./s).
Moc obliczeniowa wykorzystywana jest też do jeszcze sprawniejszego stabilizowania sensora (w 5-osiach). W trybie Sync IS (stabilizacja matrycy wspierana przez optyczną stabilizację obiektywu) wydajność ma dochodzić do 8 EV, ale ze szkłami pozbawionymi IS to nadal 7 EV. W trybie migawki mechanicznej, z ogniskową 200 mm bezpiecznie schodziliśmy do 1/15 sekundy (z ob. M.Zuiko 100 mm f/4 PRO), co już jest wynikiem bardzo dobrym. Słyszeliśmy jednak o nawet kilkusekundowych ekspozycjach z ręki podczas korzystania z migawki elektronicznej.
Przy tak długich ekspozycjach przyda się zapewne nowa funkcja „asystent fotografowania z ręki”. Przypomina nieco grę komputerową gdzie zadaniem gracza jest utrzymanie punktu centralnie w ramce. Na ile jest to ciekawy gadżet a na ile faktycznie użyteczna funkcja dowiemy się pewnie dopiero za jakiś czas, od samych użytkowników.
Kolejnym układem, którego skuteczność może mieć kluczowe znaczenie dla sukcesu tego modelu jest oczywiście Autofocus. To również nowy układ typu on-chip. Przede wszystkim jest to system oparty o detekcję fazy realizowaną przez całą powierzchnię matrycy (w E-M1X i E-M1 Mark III było to 70% powierzchni), zarówno w pionie jak i w poziomie i wspierany przez 1053 umieszczone na sensorze czujniki krzyżowe (Cross Quad Pixel AF), które mogą pracować według różnych wzorów i schematów. Producent deklaruje też czułość w słabym świetle do -8 EV, z obiektywami o jasności f/1,2 oczywiście (E-M1X i E-M1 Mark III).
Brzmi świetnie i działa również świetnie. Aparat nie ostrzy – on po prostu jest z ostrością tam gdzie chcemy. Również w trybie seryjnym, w stosunkowo słabym sztucznym świetle radził sobie bardzo dobrze. Wykonaliśmy kilka serii fotografując powtarzalną sytuację przelotu ptaka z jednej żerdzi na drugą. Obiekt przemieszczał się w poprzek kadru ale też oddalał lub przybliżał do aparatu. Wszystkie zdjęcia były trafione. Być może to jest ten efekt „Wow” o którym mówi producent?
Nowy procesor pozwolił też udoskonalić tryby AI Detection AF, czyli działanie detekcji oka i twarzy oraz poszerzyć katalog rozpoznawanych obiektów by skutecznie znajdywać i śledzić bolidy sportowe, motocykle, samoloty, helikoptery, pociągi, a także ptaki psy i koty. Lista funkcji do sprawdzenia w pełnym teście jest bardzo długa, bo producent deklaruje znaczne usprawnienia również w lubianych trybach High Res Shot, Live ND czy Live Composition.
Nie zdarzyło się jeszcze, by w informacji prasowej któryś z producentów napisał, że jakość zdjęć z jest gorsza niż w poprzednim modelu. Ani nawet taka sama. Zawsze jest lepsza. Do informacji o wyjątkowych możliwościach sensora zawsze podchodzimy więc sceptycznie. Tak było i tym razem. Zdjęcia wykonane w słabym świetle, a zwłaszcza bezpośrednie zestawienie z poprzednikiem pokazały jednak, że nowy 20-milionowy czujnik typu BSI zmienia w tym segmencie zasady gry.
Przede wszystkim zmienił się charakter szumu na wysokich czułościach. Zniknęły przebarwienia chromatyczne a szum luminancji ma wyjątkowo drobny i niedegradujący charakter. Sensor 20 Mp ma też umożliwiać uzyskanie maksymalnej rozdzielczości optyki M.Zuiko i faktycznie, trudno odmówić zdjęciom szczegółowości.
Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy z w słabym żarowym świetle, w trybie WB Auto z zachowaniem ciepłej tonacji.
Wszystkie pliki znajdziecie w paczce do pobrania również w formacie RAW.
Producent mówi o jakości lepszej nawet o 2 EV. Potwierdzą to dopiero testy numeryczne, ale trzeba przyznać, że o ile do tej pory granicą użyteczności dla wielu fotografów było ISO 3200, tak teraz spokojnie można sięgać jeszcze po wartość ISO 6400, a nawet ISO 12800. A mówimy to na podstawie plików JPEG, tym bardziej ciekawi jesteśmy co pokażą pliki RAW. I już teraz mamy nadzieję, że ten sam sensor zagości w kompaktowym OM-5 adresowanym do entuzjastów.
Wszystkie zdjęcia wykonaliśmy z wyłączoną redukcją oraz filtrem szumu z podpiętym obiektywem M.Ziuko 12-40 mm f/2,8 lub M.Zuiko 12-100 mm f/4 PRO. Dla zainteresowanych udostępniamy również pliki RAW.
ISO 100
ISO 200
ISO 400
ISO 800
ISO 1600
ISO 3200
ISO 6400
ISO 12800
ISO 25600
ISO 51200
ISO 102400