Aparaty
Leica M11 Black Paint - nowa wersja, która pięknie się zestarzeje
77%
Druga generacja najmniejszej lustrzanki na rynku wprowadza szereg usprawnień, dzięki którym ma szansę sprostać oczekiwaniom nawet bardziej wymagających fotoamatorów. Sprawdzamy, jak radzi sobie w praktyce!
Aparat, jak na konstrukcję amatorską, może pochwalić się dużą szybkością działania. Pierwsze zdjęcie zrobimy już w około 0,4 sekundy od momentu włączenia, dzięki czemu nie będziemy musieli martwić się o to, że przez elektronikę ominie nas jakaś fotograficzna okazja. Żadnych opóźnień nie obserwujemy też w przypadku ogólnej pracy aparatu, czy to podczas zmiany trybu fotografowania czy uruchamiania oraz poruszania się po trybie podglądu.
Tryb seryjny o prędkości 5 kl./s (3,5 kl./s ze wsparciem ciągłego AF) w dobie aparatów takich jak Sony A9 nie robi wrażenia, niemniej jednak prędkość ta powinna być w zupełności wystarczająca, dla osób, do których adresowany jest aparat.
Niestety nieco gorzej sprawa ma się z wydajnością bufora. Korzystając z szybkiej karty SDHC UHS-I U3, w maksymalnej jakości byliśmy w stanie wykonać 22 zdjęcia JPEG i tylko 5 zdjęć RAW, co w pewien sposób ogranicza użycie trybu seryjnego w przypadku, gdy zdjęcia zamierzamy poddawać intensywnej obróbce. Na szczęście czas opróżniania bufora to tylko 2,5 sekundy dla serii JPEG i około 5,5 sekundy dla serii RAW.
Jednym z najważniejszych plusów konstrukcji, a zarazem powodem, dla którego warto wybrać lustrzankę zamiast bezlusterkowca jest bateria. Choć to ten sam moduł, którego używają bezlusterkowce producenta, pozwoli nam on na wykonanie około 650 zdjęć.
W świecie lustrzanek wynik ten być może nie imponuje, ale bez problemu pozwoli nam na kilka dni umiarkowanego fotografowania bez martwienia się o zapasowe akumulatory. W przypadku bardziej intensywnej sesji, bateria powinna wystarczyć na około 4-5 godzin ciągłej pracy. To w zupełności wystarczająco, jak na wszelkie amatorskie potrzeby.
Możliwości migawki nie zaskakują - tak jak w większości amatorskich modeli, pozwoli nam ona na fotografowanie w zakresie 30 s - 1/4000 sekundy. Szkoda jedynie, że razem z lustrem jest dosyć głośna, a aparat, oferujący przecież tryb Live View, nie pozwala na pracę w trybie migawki elektronicznej. Niedawno Nikon D850 pokazał, że nie jest to problemem w przypadku lustrzanki i najwyższa pora, by w tę funkcję wyposażyć nawet amatorskie aparaty z lustrem. Zwłaszcza, że oferują ją właściwie wszystkie bezlusterkowce.
Nie do końca wygodnie prezentuje się także tryb auto ISO, który często będzie dobierał zbyt wysokie czułości dla fotografowanej sceny, ale spowodowane jest to głównie niezbyt rzetelnym pomiarem światła, o czym za chwilę. Najbardziej żałujemy jednak, że producent nie pozwala na regulację zakresu czasów naświetlania czy czułości dla tego trybu, co czyni go mało użytecznym.
Niestety nie do końca dobre wrażenie zrobił na nas autofokus. Otrzymujemy ten sam, co w przypadku poprzednika 9-punktowy system pomiaru, który przywołuje na myśl lustrzanki z pierwszej dekady XXI wieku. To jednak samo w sobie nie jest doskwierającym problemem - punkty rozlokowane są w kluczowych miejscach kadru, a ich ograniczona liczba nawet ułatwia szybką nawigację. Z takiego samego układu korzystał chociażby uwielbiany w swoim czasie model 5D Mark II.
Układ punktów AF w wizjerze modelu 200D
Problemem jest natomiast skuteczność systemu ostrzenia. Nawet w przypadku punktu centralnego (jedyny punkt typu krzyżowego), musimy liczyć się z tym, że w najlepszym wypadku przeostrzenie z planu na plan będzie trwało około 0,25 s (około 0,33 s w przypadku punktów skrajnych). Nie jest to coś, co uniemożliwiałoby pracę, zwłaszcza, że w większości wypadków ostrość ustawiamy w jednej płaszczyźnie, gdzie wynik ten poprawia się do około 0,1 s, niemniej jednak po przesiadce z jakiegokolwiek bardziej zaawansowanego modelu, spowolnienie będzie wyczuwalne. Niestety czasem też nawet w stosunkowo dobrym oświetleniu pojawiają się problemy z potwierdzeniem ostrości. Na nieszczęście Canona, większą skuteczność oferują amatorskie bezlusterkowce.
Niestety jeszcze gorzej sprawa ma się w przypadku słabszego oświetlenia, gdzie często będziemy mieli do czynienia z “pompowaniem” i dłuższym poszukiwaniem ostrości, nawet w przypadku względnie kontrastowych obiektów, które nie powinny stanowić dla autofokusa większego problemu. W przypadku fotografowania nocą, niejednokrotnie ustawianie ostrości będzie trwać powyżej sekundy, choć trudno się temu dziwić - punkt centralny czuły jest jedynie do - 0,5 EV.
Przy tym wszystkim miłym zaskoczeniem był dla nas fakt, że system AF całkiem sprawnie radzi sobie w trybie ciągłym AI Servo. Oczywiście nie możemy mówić tu o skuteczności śledzenia reporterskiej lustrzanki, ale raczej nie powinniśmy mieć problemu z uchwyceniem obiektów poruszających się w jednej płaszczyźnie.
Nie można zapomnieć także o opartym o piksele detekcji fazy na matrycy systemie Dual Pixel AF, który odpowiada za ostrzenie w trybie Live View. Po pierwsze, trzeba podkreślić, że działa on równie szybko i sprawnie, jak w przypadku wszystkich lustrzanek producenta, co pozwala aparatowi nadrobić niedoskonałości standardowego systemu AF - w słabym świetle DPAF pozwala na równie sprawne fotografowanie jak pomiar standardowy w świetle dziennym.
Oprócz tego system DPAF okazuje się nieoceniony podczas filmowania, gdzie przy pomocy dotyku pozwala na tworzenie płynnych przeostrzeń - coś czego na obecną chwilę nie oferuje w zasadzie żaden inny producent.
Reasumując, modelu 200D raczej trudno byłoby używać do szybkiej, wymagającej pracy, a tym bardziej w warunkach, gdzie narażeni bylibyśmy na bardziej wymagające oświetlenie. Niemniej jednak system AF spełnia swoje zadanie i nie powinien stwarzać problemu w wykorzystaniu amatorskim, zwłaszcza, że nie najgorzej radzi sobie ze śledzeniem obiektów. Nie powinno być więc problemu z fotografowaniem rozbieganych dzieci czy wyczynów sportowych.
Podczas fotografowania najbardziej doskwierał nam jednak mało rzetelny system pomiaru światła, który wielokrotnie przejawiał tendencję do prześwietlania zdjęć, co nie tylko wymaga ciągłej uwagi i ręcznej korekcji w celu poprawnego naświetlenia zdjęcia, ale też często narzuca użycie wyższych wartości ISO, niż wynikałoby to z oświetlenia sceny. Najlepsze rezultaty uzyskamy zazwyczaj korzystając z pomiaru skupionego.
W wielu wypadkach, korzystając z pomiaru matrycowego, który zazwyczaj w aparatach Canona sprawuje się najlepiej, musieliśmy korygować ekspozycję w dół o około 2/3 EV, ale zdarzało się, że korekcja przekraczała 1 EV. To wszystko w warunkach, które nie powinny sprawiać aparatowi większego problemu.
Kiedy indziej z kolei pomiar światła trafia w punkt. W tym wszystkim, nie pomaga też fakt, że tendencję do przesadnego rozświetlania zdjęć przejawia także ekran. Wszystko to sprawia, że odpowiednie wyważenie ekspozycji jest dosyć wymagające, a nie powinno tak przecież być w przypadku aparatu kierowanego do amatorów.