Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
77%
Druga generacja najmniejszej lustrzanki na rynku wprowadza szereg usprawnień, dzięki którym ma szansę sprostać oczekiwaniom nawet bardziej wymagających fotoamatorów. Sprawdzamy, jak radzi sobie w praktyce!
Nowy Canon EOS 200D jest minimalnie większy od poprzednika (122,4 x 92,6 x 69,8 mm względem 116,8 x 90,7 x 69,4 mm), trudno będzie jednak zauważyć to gołym okiem. Nowa konstrukcja jest przy tym znacznie bardziej praktyczna, a to za sprawą zmienionego profilu gripa, który teraz pozwala na pewniejsze chwycenie aparatu.
To jednak nie koniec zmian. Otrzymujemy też nieco zmodyfikowany profil tylnego panelu na którym opieramy kciuk, a pokrętło PASM zostało wpasowane w obudowę, co ma utrudniać przypadkową zmianę jego pozycji. Niestety to rozwiązanie pociągnęło za sobą konieczność przeprojektowania włącznika, który wydaje się teraz mały i mniej wygodny niż dobrze wyczuwalna dźwignia poprzednika.
Gorzej wyczuwalny jest także przycisk ISO na górnym panelu, jednak i do tej zmiany możemy się przyzwyczaić. Aparat uszczuplono także o czujnik oka, ale to akurat według nas zmiana na plus. W poprzednim modelu, aby sterować ustawieniami wyświetlania musieliśmy zagłębiać się w menu. W dodatku standardowo czujnik powodował większe zużycie baterii, gdyż każdorazowo po odsunięciu oka od wizjera powodował podświetlenie informacji na temat ustawień aparatu na ekranie LCD. Teraz trybem pracy ekranu możemy szybko i wygodnie sterować za pomocą przycisku DISP na górnym panelu.
Z kolei spust migawki i pokrętło funkcyjne mają teraz taką samą fakturę jak modele z serii EOS-M czy kompakty z serii G-X. Trudno powiedzieć, żeby w widoczny sposób wpływało to na komfort użytkowania, osobiście preferujemy jednak wzornictwo tradycyjnej linii EOS.
Największą zmianą jest jednak pojawienie się obracanego i dotykowego ekranu LCD o rozdzielczości 1,04 Mp, którą możemy tylko pochwalić. Możliwość obracania ekranu przypadnie do gustu osobom szukającym aparatu do nagrywania różnego rodzaju vlogów, a funkcje dotykowe znacznie podnoszą komfort obsługi aparatu i przeglądania zdjęć.
Nie możemy też narzekać na jakość wykonania. Mimo, że podstawowym materiałem z jakiego wykonano korpus jest tworzywo sztuczne i nie jest on uszczelniany, wszystkie elementy zostały bardzo dobrze spasowane, a całość nie “trzeszczy” i wydaje się względnie wytrzymała. Zastrzeżenie mamy jedynie do przycisków “Menu” i “Info” oraz przycisków odtwarzania i usuwania zdjęć na tylnym panelu, których skok jest niemal niewyczuwalny. I do tego jednak można przywyknąć.
Aparat, podobnie jak poprzednik oferuje jedno wejście na karty SD, umieszczone pod pokrywą akumulatora, gwint statywu, złącze mikrofonowe, gniazdo wężyka cyfrowego, oraz złącza MiniHDMI i USB. To drugie niestety w wersji mini, a nie micro. Nie otrzymujemy też portu PCSync, co uniemożliwia pracę z lampami studyjnymi bez wyposażenia się w dodatkowy bezprzewodowy transmitter.
Nowością jest natomiast pojawienie się dedykowanego przycisku do uruchamiania funkcji bezprzewodowych, które to pojawiają się w tej konstrukcji po raz pierwszy. Bliżej przyglądamy się im w rozdziale Funkcje dodatkowe.
Ogólnie rzecz biorąc konstrukcja zrobiła na nas dobre wrażenie i wydaje się być wygodniejsza niż w poprzedniej generacji aparatu. Dzięki wprowadzeniu odchylanego ekranu, w kwestii komfortu pracy, model 200D widocznie góruje nad swoim poprzednikiem.