Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Kilkanaście dni temu obejrzeliśmy przedprodukcyjną wersję aparatu Panasonic Lumix GX7. Nie mogliśmy przetestować nowej matrycy, która według producenta ma się charakteryzować znacznie większą dynamiką, ale mogliśmy sprawdzić jak aparat leży w dłoni i wstępnie ocenić jego ergonomię.
Pierwsze wrażenie po wzięciu do ręki modelu Panasonic Lumix GX7 to poczucie dużej jakości. Przyzwyczailiśmy się do dość solidnych, ale plastikowych bezlusterkowców Panasonika, tymczasem GX7 robi wrażenie sporą masą i sztywną magnezową obudową. Korpus nie jest co prawda specjalnie uszczelniany, ale ogólnie do jakości wykonania nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Wszystkie elementy są dobrze spasowane, a użyte materiały wzbudzają pozytywne odczucia.
Aparat nie jest mały, ma nawet całkiem wyraźnie zarysowany grip, ale dzięki kształtowi korpusu zbliżonemu do prostopadłościanu jest dość poręczny. Producent upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu - z jednej strony dzięki stosunkowo sporemu uchwytowi "jest za co chwycić", z drugiej strony Panasonic bardzo sprytnie wykorzystał miejsce, które powstało w ten sposób we wnętrzu korpusu. Gniazda baterii (pojemność 1025 mAh) i karty pamięci zostały ustawione nietypowo, skośnie, wypełniając niemal całą przestrzeń wnętrza gripu.
Duże wrażenie robi górna ścianka. Japoński producent na jednym korpusie zmieścił (w kolejności) wizjer elektroniczny z czujnikiem przyłożenia oka i fantastyczną rozdzielczością 2 760 000 punktów, gorącą stopkę i wbudowaną lampę błyskową. Jakby tego było mało wizjer odchyla się do góry, tak, że można kadrować z lekko pochyloną głową. Można by się było zastanawiać, czy to odchylanie jest w ogóle potrzebne, gdyby pojawiło się kosztem stopki albo lampy, ale wszystkie trzy elementy są na swoim miejscu, więc pozostaje się tylko cieszyć z takiego rozwiązania. Trzy wymienione elementy zajmują mniej więcej dwie trzecie górnej ścianki. Na pozostałej części znalazł się wygodny włącznik obsługiwany kciukiem, przycisk uruchamiający nagrywanie wideo i spust migawki otoczony pokrętłem zmieniającym parametry.
Elementem dominującym na tylnej ściance jest oczywiście ekran LCD. GX7 to aparat z wyśrubowaną specyfikacją, nikogo nie powinno więc dziwić, że ekran jest odchylany i dotykowy. Na tylnej ściance znalazło się też miejsce na drugie pokrętło, przełącznik AF/MF, kilka przycisków Fn i standardowy zestaw pięciu guzików odpowiedzialnych za czułość, balans bieli, napęd, punkty AF i wejście do menu.
Warto wspomnieć o kilku elementach, których gołym okiem nie widać:
Panasonic Lumix GX7 będzie dostępny w dwóch kolorach. Całkowicie czarnym i ze srebrną górną częścią. Cena w Polsce została wstępnie ustalona na około 4300 złotych. Będzie miał konkurencję - wewnątrz systemu Mikro Cztery Trzecie to Olympus OM-D (i jego następca), poza nim to na przykład Sony NEX-6, który nawet wygląda trochę podobnie. Po pierwszym kontakcie z GX7 można jednak sądzić, że wyjdzie z tych porównań obronną ręką.
Jego specyfikacja robi duże wrażenie, jakości wykonania nie można nic zarzucić, w kwestii ergonomii Panasonic postawił na sprawdzone rozwiązania, a jeśli dodatkowo w pełnym teście potwierdzą się zapewnienia producenta o wysokiej dynamice nowego sensora, użytkowncy dostaną wyjątkowo udaną konstrukcję dodatkowo wspieraną przez system bogaty w fajną optykę