Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Temat miesiąca
Fotografia sportu i akcjiW przypadku fotografowania sportu, nie wszędzie możemy stanąć z aparatem w ręku. Często najlepsze ujęcia to zasługa zdalnych systemów wyzwalania. Zagadnienie to przybliża nam Michał Stańczyk, dwukrotny laureat BZ WBK Press Photo.
Wszystko zależy od pomysłu. Większość zdjęć ze zdalnych aparatów powstała w mojej głowie dużo wcześniej niż powiesiłem czy postawiłem jakikolwiek zdalny aparat. Zestaw zmienia się w zależności od dyscypliny sportowej, możliwości montażu, uzyskanych pozwoleń. Najmniejszy zestaw to np.: miniaturowy statyw, Nikon D750, obiektyw 35 mm f/2, 2 wyzwalacze Pocket Wizard Plus III i kilka kabelków. Czasem jednak zestaw dla jednego aparatu może być tak rozbudowany jak na zdjęciu, które zrobiłem w swoim domu podczas pakowania.
Dawno temu zaczynałem od prostych chińskich wyzwalaczy radiowych, które działały, jak chciały. Standard jest jednak jeden - Pocket Wizard i to właśnie tymi wyzwalaczami aktualnie pracuję. Posiadają one funkcję Long Range, czyli specjalnie zoptymalizowane ustawienie dla zdalnych aparatów. W moim wypadku zwykle są to modele Nikon D750. Dlaczego akurat one? Przede wszystkim są stosunkowo lekkie, niewielkie i wydajne pod względem zasilania. Zajmuje znacznie mniej miejsca w transporcie od reporterskiej lustrzanki, a mniejszy ciężar dodatkowo oznacza, że nad głowami zawodników wisi znacznie mniej kilogramów. W przypadku obiektywów jest różnie. Często stosuję 70-200 mm ponieważ ma dodatkową stopkę montażową do statywu, do którego przykręcam drugiego Magic Arma. Dzięki temu zyskuję stabilność i dodatkowe zabezpieczenie całego zestawu. Oprócz tego używam stalowych linek - kabli bezpieczeństwa, do których każdy wrażliwy element aparatu jest przymocowany za pomocą karabińczyków.
Pamiętajmy, że bezpieczeństwo całej instalacji to priorytet! W zależności od ustaleń z organizatorem, cały zestaw staram się montować na hali lub stadionie znacznie wcześniej niż pojawią się kibice. Nikt nie jest nieomylny, każdy popełnia jakieś błędy. Wiem doskonale, że wystarczy chwila nieuwagi i stalowy karabińczyk może spać na ziemię. Gdy w hali nie będzie nikogo, prawdopodobnie upadek spowoduje powstanie kilku rys na krzesełku, ale nie zrani kibica.
Jeśli chodzi o ustawienia aparatu i kwestię ostrzenia, to zazwyczaj ostrość ustawiam ręcznie, „przewidując” gdzie może wydarzyć się ciekawa akcja. W zależności od dyscypliny sportowej można także włączyć autofocus. Parametry ekspozycji w większości przypadków są stałe, więc tu także ustawiam wszystko manualnie. Staram się również, by w każdym aparacie ustawiony był jednakowy balans bieli.
Zanim w ogóle zaczniemy myśleć o fotografowaniu zdalnym aparatem, musimy pamiętać, że najważniejsze w takich instalacjach są trzy rzeczy: bezpieczeństwo, bezpieczeństwo i jeszcze raz bezpieczeństwo. Pamiętajmy, że jeżeli chcemy zamontować aparat, np. na dachu PGE Narodowego, to nasze działania muszą być przemyślane, a podczas montażu sprzętu musimy być maksymalnie skupieni. Wystarczy, że od uchwytów odkręci się jedna mała śrubka i spadnie na murawę. A to już problem, który może zagrozić piłkarzom i ich nogom wycenionym na miliony euro...
Zawsze staram się uzyskać zgodę organizatora. Odpowiednio wcześniej kontaktuję się z osobami odpowiedzialnymi z ramienia areny czy boiska, a także z ramienia organizatorów. Gdy uzyskam zgodę, przystępuję do planowania i działania, a także kompletowania sprzętu. Myślę, że dla kogoś kto chciałby pierwszy raz zamontować aparat, uzyskanie zgody nie zawsze może być łatwe. Ja jednak nigdy się nie poddawałem, gdy ktoś mi odmawiał i wiedziałem, że zawsze będzie następny raz, kiedy będę mógł pokazać swoje umiejętności i zastosować je w praktyce.
Pomysły na zdjęcia, jak wspominałem już wcześniej, rodzą się najpierw w mojej głowie. Pomysł na montaż aparatu na dachu PGE Narodowego miałem już podczas pierwszego oficjalnego spotkania z Portugalią. Chciałem powiesić aparat w tamtym miejscu i widziałem, że w końcu to zrobię. Podczas instalowania sprzętu trzeba zwracać uwagę na to, by nie przeszkadzał on kibicom i zawodnikom. Nie ma nic gorszego niż sprzęt zasłaniający widok kibicowi, który kupił bilet, by na żywo oglądać przebieg meczu.
fot. Michał Stańczyk
Staram się znaleźć takie miejsca, tak ustawić aparat, żeby kadr był nietypowy, a także czysty. Im mniej „rozpraszaczy” w postaci jaskrawych kamizelek ochroniarzy czy reklam, tym lepiej. Staram się uzyskać różne perspektywy - z lotu ptaka (aparat zawieszony „na dachu”), żabią (aparat za bramką na mini statywie), z perspektywy kibica (aparat zawieszony pomiędzy kibicami na trybunie). Sposób montażu zależy z kolei od miejsca i dostępności elementów, których można użyć w celu przymocowania uchwytów.
Każdy z tych sposobów ma swoje zalety, ale również wady. Ja stosuję głównie wyzwalanie radiowe. Sprawia najmniej kłopotów przy montażu, daje nam naprawdę duże możliwości, jeśli chodzi o miejsce wyzwalania, a jego montaż zajmuje najmniej czasu. Problemem bywają jednak zakłócenia. Radiowy „standard”, jeśli chodzi o wyzwalacze Pocket Wizard, działa na częstotliwościach 433/434 MHz. Oznacza to, że jest są one podatne na zakłócenia. Problemem jest również cena. Zestaw dwóch wyzwalaczy to koszt nieco ponad 1000 zł, a za tyle można przecież kupić już obiektyw.
Myślę, że warto zacząć od wyzwalania po kablu. Sam posiadałem kilka takich zestawów. Tutaj problemem jest sam kabel, który trzeba jakoś doprowadzić do miejsca, z którego fotografujemy. Zawsze istnieje też ryzyko, że ktoś kabel ten przez przypadek pociągnie i wyrwie. Jest też podatny na uszkodzenia mechaniczne.
fot. Michał Stańczyk
Z kolei gdy fotografuję zawody na Tauron Arenie w Krakowie, mój zdalny aparat podpięty jest do wewnętrznej sieci Areny. Na podestach technicznych mam swój kabel RJ-45, który wpinam w transmiter aparatu. Całość instalacji podpięta jest dzięki zasilaczom sieciowym do stałego źródła prądu. Taki zestaw może działa bezobsługowo przez kilka dni zawodów. Dzięki podpięciu do sieci, mogę zmieniać wszelkie ustawienia ekspozycji aparatu, zgrywać zdjęcia czy włączyć podgląd na żywo i fotografować z poziomu komputera. Nie polecam jednak wyzwalania przesz Wi-Fi. Często pojawiają się problemy, a przy dużej ilości metalowych elementów mogą też wystąpić zakłócenia.
Źle ustawiona ostrość i brak szczęścia - to dwie rzeczy, które najbardziej denerwują w przygotowaniu zdalnego aparatu. Co z tego, że mamy idealne zdjęcie decydującego punktu zdobytego przez Bartosza Kurka, skoro ostrość pada nie na twarz zawodnika, ale na jego buty? Trzeba przewidywać, planować tak dokładnie, jak się tylko da. Na początku swojej przygody z montażem na dachach prosiłem znajomych fotografów: „Stańcie tutaj, jak będę u góry, to sobie na Was ustawię ostrość”. To zdecydowanie pomagało. Z biegiem czasu i wzrostem doświadczenia wiedziałem już, że jak ustawię ostrość w piątek rano to będę miał pewność, że w sobotę podczas zawodów Ligi Narodów zdjęcia będą ostre.
Tak cieszyło się Jastrzębie z awansu do Final Four Ligi Mistrzów. Niestety ostatnie zdjęcie nie "pykło", bo mieli cieszyć się kibice Resovii. Dlatego na ostatnim zdjęciu stoją bez emocji
Drugi z problemów jest zdecydowanie mniej przewidywalny. Możemy ustawić trzy aparaty, jeden nad bramką, drugi za bramką, a trzeci na trybunie wśród kibiców, koniec końców wszystko zależy jednak od samych zawodników. Mamy w głowie konkretne kadry, jednak może się okazać, że całe nasze ustawienie się nie sprawdzi, bo wszystkie bramki będą padać po drugiej stronie boiska. Wiele razy przychodziłem z meczu z niczym, jednak właśnie takie lekcja pokory i nieprzewidywalność sprawiają, że praca z aparatami zdalnymi przynosi tyle satysfakcji.
Na początek proponuje zacząć od stadionu czy hali sportowej, które znajdują się w okolicy naszego domu. Niewielkim kosztem i małym nakładem pracy będziemy w stanie stwierdzić czy to zabawa dla nas. Prościej też uzyskać konkretne zgody – czasami nie są one nawet potrzebne. Zastanówmy się, gdzie chcielibyśmy postawić taki aparat. Pamiętajmy, że najważniejsze to bezpieczeństwo zawodników i kibiców. Nie chcemy, żeby kilkukilogramowy aparat spadł i wyrządził komuś krzywdę. Pamiętajmy więc o linkach bezpieczeństwa, podwójnych uchwytach, a nawet zwykłych „trytytkach” - to dobra dodatkowa forma zabezpieczenia montowanego sprzętu.
Jakie uchwyty stosować? Wszystko zależy od konkretnej dyscypliny sportu. Ja stosuję małe statywy stołowe Slik i Manfrotto, ale myślę, że każdy inny, który utrzyma aparat na ziemi, np. za bramką, się sprawdzi. Jeżeli myślimy o montowaniu sprzętu na dachach i w innych trudno dostępnych miejscach, to moim zdaniem standard jest tylko jeden - Manfrotto Magic Arm + Super Clamp. Sam stosuję to rozwiązanie od lat. Tak przymocowany aparat jest bezpieczny, stabilny i nie zagraża nikomu. Odnośnie wyboru aparatu musimy oczywiście posiadać jeden wolny aparat i obiektyw. Może to być któryś z zoomów, np. 24-70 mm czy 70-200 mm, sam jednak za bramką stosuję tani obiektyw Nikon 35 mm f/2 – w razie uszkodzenia nie odczuję aż tak strasznie jego straty.
fot. Michał Stańczyk
Jeśli chodzi o wyzwalacze, to proponuję na początek kupić długi wężyk spustowy, przeciąć go w połowie długości, dodać odcinek kabla i spróbować fotografować w taki sposób. Gdy jednak zechcemy zabrać się do tego bardziej profesjonalnie, warto będzie kupić wyzwalacz radiowy. Sam używam wspomnianych już wyzwalaczy Pocket Wizard Plus III, jednak teraz jest naprawdę dużo chińskiego sprzętu, które też da radę!
Uszkodzenia sprzętu są wpisane w definicję zdalnego fotografowania. Sam miałem wielokrotnie sytuację, że aparat postawiony za bramką dostał delikatnie piłką, zwykle odbitą od band reklamowych. Kilkukrotnie musiałem wymieniać kabel, bo uległ zniszczeniu. Może mam szczęście, ale nigdy mój sprzęt nie dostał strzałem „bezpośrednim”, a aparat stawiam za bramką na każdym meczu, na którym jestem. Gdyby piłka trafiła prosto w aparat bądź obiektyw, to myślę, że musiałbym zainwestować w nowy zestaw, bo na rysach by się nie skończyło.
Pozostawienie aparatu bez nadzoru to osobny problem. Nie występuje on, gdy montuję aparat na dachu, ponieważ dostęp do tych miejsc jest ograniczony do konkretnych osób, pracowników technicznych i osób obsługujących konkretne wydarzenie. Gdy jednak aparat montuję na trybunach, zawsze się delikatnie denerwuję tym czy któryś z kibiców nie postanowi “pożyczyć” sobie mojego sprzętu. Dlatego zawsze staram się znaleźć kogoś, kto będzie zwracał uwagę na pozostawiony sprzęt.
fot. Michał Stańczyk
fot. Michał Stańczyk
Podczas zawodów siatkarskich chciałem zrobić zdjęcie biało-czerwonej kartoniady będąc w dwóch miejscach jednocześnie. Szukałem ciekawego kadru, żeby pokazać wypełnioną kibicami arenę, ale tak, by było widać siatkę i boisko. Jakże byłem szczęśliwy, gdy w sektorze, w którym zaplanowałem montaż sprzętu, spotkałem mojego kolegę Przemka. Poinstruowałem go odpowiednio i przez całą ceremonię, odegranie hymnu narodowego, pilnował mojego aparatu.
Od zawsze powtarzam, że fotografia ma sprawiać przede wszystkim przyjemność. Tak samo jest ze zdalnymi aparatami. Robię to głównie dla siebie. Długo planuję konkretne miejsca, w których powieszę aparat. Testuję konkretne ustawienia na stadionach, by dojść do sensownych wniosków i na następnych spotkaniach zrobić jeszcze lepsze zdjęcia. Tutaj trzeba wiele pokory, nauki i doskonalenia się.
Czy takie zdjęcia się sprzedają? I tak i nie. Wszystko zależy od sytuacji. Proporcjonalnie najłatwiej sprzedać zdjęcia z meczu piłki nożnej, z aparatu znajdującego się za bramką. Decydujący gol spotkania bardzo dobrze wygląda w takiej formie w papierowym wydaniu gazety. Jest ładnie, kolorowo, wszystko mamy na jednym zdjęciu – radość piłkarza, smutek bramkarza patrzącego na wpadającą piłkę, czy też właśnie samą piłkę, która efektownie uderza w siatkę. Większy problem jest ze zdjęciami z „góry”. Tutaj zdjęcie musi być naprawdę dobre, aby przebić się przez fotografie sylwetek zawodników czy zdjęcia z akcji. Redaktorzy i edytorzy wolą wrzucić oczywiste zdjęcie piłkarza niż eksperymentować z innymi kreatywnymi fotografiami.
fot. Michał Stańczyk
Dla mnie „kombinowanie” ze zdjęciami zdalnymi to po prostu bardzo dobra zabawa. Moja dziewczyna śmieje się, że w przyszłości, podczas naszego ślubu, nie będę musiał zatrudniać fotografa. W kieszeni marynarki schowam wyzwalacz i w decydującym momencie przysięgi nacisnę przycisk (śmiech). Zawsze, gdy w celach turystycznych zwiedzam jakiś obiekt sportowy, pierwsze nad czym się zastanawiam, to gdzie mógłbym powiesić swój aparat. Staram się pokazywać sport w sposób, w jaki nie zobaczysz go w telewizji. Szczególnie ucieszył mnie jeden z komentarzy moich znajomych. Gdy wrzuciłem jedną fotografię z dachu areny, napisał: „Powoli stajesz się Kacprem Kowalskim fotografii sportowej”. Był to dla mnie znak, że idę w dobrym kierunku i oprócz własnej satysfakcji i radości z dobrego zdjęcia, fotografia podoba się też innym.
W zdalnym fotografowaniu lubię czystość kadru. Kierując aparat pionowo w dół obiektyw można pokazać dyscyplinę sportową z innej perspektywy. Gdy spojrzymy na gotowe fotografie, zobaczymy że nic nas nie rozprasza. Mamy zieloną murawę, granatowe boisko, biały lód i tylko zawodników, bramkę, krążek czy piłkę. Możemy skupić się na tych najważniejszych w sporcie rzeczach, pomijając wszechobecne na arenach reklamy czy inne „rozpraszacze”.
Bardzo lubię dwie sytuacje z moich zabaw ze zdalnym aparatem. Pierwsza to zdjęcie nagrodzone w BZ WBK Press Photo 2017, przedstawiające bramkarza Reprezentacji Polski Sławomira Szmala po udanej obronie rzutu Luki Karabaticia. Widzimy tu tylko to, co najważniejsze w piłce ręcznej - zawodników, kawałek bramki i piłkę. Wszystko jest piękne kolorowe, nic nie rozprasza nas w odbiorze fotografii. Wydaje się, że leżymy sobie na zielonej trawie i patrzymy w niebo, na którym toczy się rozgrywka pomiędzy dwoma świetnymi zawodnikami.
fot. Michał Stańczyk
fot. Michał Stańczyk
Lubię też serię zdjęć ze zdalnych aparatów, które zamocowałem na PGE Narodowym. Zrobiłem zdjęcie, na którym Robert Lewandowski strzela gola bramkarzowi Islandii. W tym samym momencie drugi ze zdalnych aparatów uchwycił ten sam moment z poziomu murawy, zza bramki. Moim ulubionym jest to ujęcie z „góry”, na którym Robert "snuje się" niczym pająk. Pamiętam również, że to samo zdjęcie spodobało się naszemu kapitanowi reprezentacji podczas wizyty w redakcji "Przeglądu Sportowego”. Na filmie, który oglądałem zapytał: „Ooo, skąd macie to zdjęcie? Z drona?” A ja doskonale wiedziałem, w jaki sposób zostało wykonane… Długo mu się przypatrywał. To było dla mnie bardzo miłe. Poczułem wtedy, że to co robię, ma sens.
fot. Tomasz Folta
Michał Stańczyk - z zamiłowania fotoreporter, z zawodu fotograf sportowy. Zaczynał w swoim rodzinnym mieście - Tarnowie. Fotografią prasową zajmuje się od ponad 10 lat. Laureat Polskiego Konkursu Fotografii Sportowej, podwójny laureat konkursu BZ WBK Press Foto 2017, finalista Grand Press Photo. Na co dzień fotoreporter Agencji CYFRASPORT współpracującej m.in. z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, Polsatem Sport, Przeglądem Sportowym.
Więcej zdjęć i informacji o fotografie znajdziecie pod adresem michalstanczyk.pl.