7. Międzynarodowy Festiwal Fotografii w Łodzi 2008 - recenzja

Autor: Marta Sinior

20 Maj 2008
Artykuł na: 23-28 minut
MFF 08. Praktycznie wszystkie wystawy prezentowane podczas tegorocznego łódzkiego festiwalu są już otwarte. Z naszymi wrażeniami z FotoFestiwalu podzieliliśmy się w niniejszym artykule. Zapraszamy do lektury.
Dzięki wystawom w Programie Głównym łódzkiego festiwalu możemy poznać Chiny nie tylko od środka, dzięki tamtejszym artystom, ale również od zewnątrz widziane oczami zachodnich fotografów. Powstały obraz przedstawia niezwykły, kolorowy, pełen zmian i transformacji kraj, który zamieszkują zdolni, pracowici i niezwykle dokładni artyści. Brzmi zachęcająco?



O CHINACH

China Photo
Zaraz po wejściu do hali Łódź Art Center, gdzie prezentowane są obydwie wystawy Programu Głównego, można zachwycić się pracą Chena Nonga San Xia. Na zdjęciach widzimy spore grupy żołnierzy ubranych w zbroje. Wszyscy wyglądają właściwie tak samo, poza kilkoma osobami w tłumie ubranymi zwyczajnie. Dzięki nim autor nawiązał do teraźniejszości i podkreślił realizm sytuacji.


Na pierwszy rzut oka widz niczego nie podejrzewa, dopiero po przyjrzeniu się zdjęciom widać, że żołnierze ubrani są w zbroje, ale z papieru. Autor potrzebował aż 16 miesięcy, żeby przygotować kostiumy dla... aktorów. A to nie koniec pracy Nonga. Wszystkie odbitki prezentowane na wystawie zostały wykonane w tradycyjnej technice srebrowej, ręcznie barwione (nie tylko ten projekt został w ten sposób przygotowany). Tak więc każda z fotografii stanowi unikatową pracę.

Cykl Chena Nonga nie jest jedynym projektem, który zachwyca. Zaraz na sąsiedniej ścianie można zachwycić się po raz drugi oglądając Tradycyjny chiński krajobraz Yao Lu. Proszę nie kierować się tytułem, który może poważnie zmylić, bowiem prace nie wiele mają wspólnego z "tradycyjnym" krajobrazem.


Autor postanowił zabawić się z widzem. Gdyby nie notka o cyklu, wielu oglądających przyjęłoby prace jako tradycyjne chińskie krajobrazy namalowane na płótnie. Tymczasem są to fotografie wydrukowane na malarskim podłożu, a "uchwycone" na nich widoki to rekonstrukcje wykonane w całości cyfrowo. Cykl Yao Lu doskonale łączy tradycję ze współczesnością. Wykorzystując tradycyjne chińskie malowidła opowiedział w najbardziej nowoczesny sposób - bo cyfrowo - o życiu w Chinach. Góry, wodospady, świątynie zostały pokryte siatką, tak jak chroni się meble podczas malowania czy budynki przy remoncie. Krajobrazy Yao Lu to symbol zachodzących transformacji w kraju.

"Pracownie artystów" Haibo Yu

Naród chiński jest wielki, także jego wpływy i obecność na świecie niemała. Właściwie można powiedzieć, że akcent chiński można znaleźć w każdej dziedzinie, również w sztuce największych europejskich malarzy. Ogrom produkcji i ilość chińskich odpowiedników wszystkiego może przerażać, zwłaszcza, gdy dotyczy to sztuki. Haibo Yu w swoim cyklu wprowadza nas za kulisy świata podróbek. Możemy zobaczyć, gdzie i jak powstają Rembranty, Van Goghi czy Matisy oraz jak wyglądają ich twórcy. Jak już wspomniałam na początku, Chińczycy to zdolny Naród.


Innym cyklem, który zwrócił moją uwagę jest Kolejny odcinek Liu Lijie. Fotografie utrzymane w atmosferze snu z nutką kiczu opowiadają o marzeniach i obawach młodych dziewcząt. Bohaterka w czerwonej sukience a to fruwa w obłokach ze skrzydełkami anioła, innym razem stoi w otoczeniu baniek mydlanych. Niby słodko i beztrosko. Ale jest jedno zdjęcie, zachowane w minimalistycznej kolorystyce, bez sztucznych i tandetnych dodatków, które nadaje całości powagi i sensu. Na fotografii dziewczynka w czerwonej sukience stoi w białym pokoju przed zasłanym łóżkiem. Na pościeli widać czerwoną plamę. Historia dziewczynki się skończyła. Dziewczynka stała się kobietą.

Na uwagę zasługują również fotografie Meng Jina i Wei DeZhi. Obydwa prezentowane projekty odwołują się do części Chin, która powoli zanika. Pierwszy z nich w cyklu Pokój z widokiem opowiada o rewolucji kulturalnej, która dawno przeminęła, a jedyne jej ślady to ruiny, które artysta umieścił w oknach pustych pomieszczeń. Drugi z artystów postanowił uwiecznić tradycyjne chińskie dzielnice "hutongi", których również jest coraz mniej. Wei DeZhi w bardzo przemyślany i oryginalny sposób postanowił poruszyć przemilczany problem. Za formę obrał mały znaczek pocztowy. Zwarzywszy na to, że w Chinach nie wolno oklejać listów ani kartek pocztowych, jego znaczki przyklejone do muru nabierają wyjątkowego przekazu.

Tak naprawdę na China Photo nie ma złych projektów. Który lepszy, a który gorszy można się spierać, ale to rzecz gustu. Najmniej przekonał mnie cykl Zeng Hana Sceny kostiumowe, Jednostka (być może dlatego, że podobną historię można było zobaczyć na wystawie w Yours Gallery, ale w lepszym wydaniu Olivera Siebera) oraz Jiang Zhenqing Poławiacze (może dlatego, że od dokumentu wymagam nieco więcej).

W tekście zamieszczonym w albumie festiwalu, kurator Thomas Kellner zadał pytanie: Czy już wkrótce będziemy uczyć się wielu dziwnie brzmiących nazwisk wchodzących na rynek sztuki? Odpowiedź, po obejrzeniu wystawy zdaje się być oczywista: ten czas już nadszedł.

Chiny oczami Zachodu
Na wystawę, której kuratorem jest Krzysztof Candrowicz składają się prace dziesięciu artystów. Należą się gratulację kuratorowi za dobór projektów, choć oczywiście nie wszystkie w równym stopniu przemawiają do widza. Może zacznę od perełek.

barwne Chiny na fotografiach Marrigje de Maar

Chiny to według holenderskiej artystki Marrigje de Maar kraj nasyconych barw, przenikającego światła, wyrazistych faktur i deseni. Autorka poprzez fotografowanie wnętrz opowiada o ich mieszkańcach. Pomimo tego, że na żadnym zdjęciu nie widać człowieka, jego obecność jest mocno wyczuwalna. Można odnieść wrażenie, że umknął on fotografce i schował się za drzwiami czy za jej plecami. Prace Marrigje de Maar urzekają przede wszystkim nastrojem dzięki doskonałemu operowaniu światłem, w czym są bliskie siedemnastowiecznemu holenderskiemu malarstwu.


Odmienną stylistyką charakteryzują się fotografie Ferit Kuyas z Turcji, który zafascynowany niewiarygodnymi rozmiarami chińskich budynków i przestrzeni, ukazał jedno z największych miast świata - Chongqing. Choć owa aglomeracja prawa miejskie otrzymała dopiero w 1997 roku, miasto rozwija się bardzo prężnie licząc obecnie 32 miliony mieszkańców. Wyraźnie widać prawdziwą fascynację autora placami budowy i chińską gigantomanią, której charakter oddał w cyklu zatytułowanym Miasto ambicji - Przewijanie do przodu w Chinach.


Pierwotnie inspiracją do cyklu Mówiąc przez wodę Nathalie Latham był sen, który przywołał traumę po stracie ojca. Artystka to, czego nie mogła powiedzieć na pogrzebie, postanowiła powiedzieć to pod wodą. O to samo poprosiła znajomych z Pekinu, którzy najpierw na kartkach papieru napisali, to, co ich boli, a później powtórzyli to mówiąc zanurzeni w wodzie. Cykl australijskiej artystki doskonale oddaje nie tylko nastój wszechobecnej cenzury w Chinach, ale również zniewolenie oraz ograniczenia na jakie natrafiają i z jakimi muszą żyć młodzi Chińczycy.

Zupełnie inne Chiny można zobaczyć na zdjęciach Oyvinda Hjelmena, który uchwycił i pokazał ciszę. Właściwie to trudno mówić o obrazie kraju, raczej o czystych wrażeniach autora po pobycie w azjatyckim gigancie. Fotografie są mocno niedopowiedziane, nieokreślone, nieostre i nieme. Stanowią kontrast do większości projektów prezentowanych na wystawie skupionych na bardziej oczywistych i wizualnych stronach Chin. U Oyvinda Hjelmena mamy do czynienia z Chinami opowiedzianymi przez pryzmat osobistych odczuć i indywidualnych wrażeń. Podróż gdzie indziej ładnie dopełnia całą ekspozycję wzbogacając ją o emocje.

Na wystawie Western Eye on East nie zabrakło polskiego akcentu. Drugim zaprezentowanym czarno-białym cyklem jest projekt Bogdana Konopki, zrealizowany podczas pięciu podróży artysty do Chin. Utrzymane w ulubionej przez artystę szarej tonacji zdjęcia ukazują głęboką chińską prowincję oraz miejsca pracy lokalnych artystów. Konopce udało się dotrzeć do miasteczek i wiosek, których inni Europejczycy nie mieli okazji odwiedzić. Dzięki jego zdjęciom możemy poznać prawdziwe oblicze Chin, nie z turystycznych folderów i wielkich metropolii, ale małych wiosek położonych w głębi kraju. Tak jak pozostałe prace Konopki, tak i te są zreprodukowane w skali 1:1 w stosunku do stykowych oryginałów, co na tle wydruków stanowi niewątpliwą dodatkową wartość.

kącik wypoczynkowy, w tle praca Uli Tarasiewicz

Po obejrzeniu dwóch dużych wystaw z pewnością należy się odpoczynek, a siły trzeba mieć, bowiem to nie wszystkie ekspozycje znajdujące się w Łódź Art Center. Na szczęście organizatorzy pomyśleli i o tym umieszczając gdzie nie gdzie pufy, kanapy i fotele dla strudzonych zwiedzaniem.

GRAND PRIX

W kolejnej sali, na drugim piętrze ulokowano projekty walczące o Grand Prix tegorocznego FotoFestiwalu. Jak podkreślił na rozdaniu nagród Bogdan Konopka - członek jury, poziom był wysoki, co nie ułatwiło pracy ani decyzji komisji. Rzeczywiście. Na wystawie znalazło się dziesięć projektów, a wśród nich z pewnością niejeden zasługujący na uznanie. Nagrodom FotoFestiwaliu poświęciliśmy oddzielny artykuł.

I znów na wystawie nie ma złych cykli, ba, brak nawet takich, które w ogóle nie przypadły mi do gustu.

zwycięska wystawa Erica Vazzolera

Ekspozycję miałam okazję obejrzeć jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu, dzięki czemu nie groziło mi podświadome kierowanie się opinią jury. Tak się złożyło, że i mnie i komisję najbardziej urzekł cykl Erica Vazzolera. Artysta pochodzący z Francji swój obiektyw i uwagę skierował na młodych ludzi żyjących na marginesie społeczeństwa w byłych republikach radzieckich. Po pierwsze portrety zachwycają niezwykłymi kadrami i ujęciami. Każdy bohater został pokazany w inny, przemyślany i pomysłowy sposób. Po drugie, pomimo tragicznych historii wzbudzających współczucie, Vazzolera nie epatuje nieszczęściem, a to, co wysuwa na pierwszy plan, to godność i duma jego bohaterów.

"Nibywakacje" Reinera Riedlera

Zupełnie inne emocje wywołuje cykl na sąsiedniej ścianie autorstwa Reinera Riedlera.Nibywakacje wywołują uśmiech u widza i zdziwienie, co też człowiek potrafi wymyślić. Cykl opowiada o stworzonych przez ludzi krainach, które dostarczają wrażeń i przygód. Miejsca te często są repliką istniejących kurortów turystycznych na świecie jak np. wenecka wioska w Las Vegas, plaża nad "Morzem Południowym" pod Berlinem czy miasteczko narciarskie w Dubaju. Ten sztuczny świat ma dostarczać realnych i prawdziwych doznań. Jak tak się nad tym zastanowić, trochę to dziwne. W końcu wszystko jest sztuczne, tylko naśladuje rzeczywistość. W tej krainie nawet ludzie przestają prawdziwie wyglądać, a stają się częścią wielkiej symulacji.

Jako wielbicielka zwierząt nie mogę nie wspomnieć o fotografiach Giacomo Brunelliego, którego wystawa zdobyła Nagrodę Publiczności. Warto na nie zwrócić uwagę, bo pomimo "banalnego" tematu, zdjęcia są nietypowe. Małe, bardzo ciemne czarno-białe obrazy ukazują zwierzęta uchwycone w przestrzeni miejskiej. Autor odsłonił przed nami świat, w którym zwierzęta domowe takie jak kura czy pies wcale nie są milutkie. Patrzą na nas groźnie wyłaniając się z ciemności zakamarków miasta. Można się przestraszyć. Nawet wróbelek wygląda niepokojąco. Brunelli okazał się prawdziwym myśliwym, który zamiast w puszczy, poluje w mieście. Jak się okazuje, zwierzęta, mimo, że od wieków oswojone, nie straciły nic z dzikości.

Na wystawie można zobaczyć dwa projekty Michała Szlagi. Jednym z nich jest znakomity cykl pt. "Monsignore - Prałat Jankowski Królem Polski"

To tylko trzy z wystaw, które kandydowały do nagrody Grand Prix, ale pozostała siódemka jest równie dobra. Będąc w Łódź Art Center nie można ich pominąć.

FABRYKA (TALENTÓW) FOTOGRAFII

Na corocznej prezentacji studentów i absolwentów każda z zaproszonych do udziału w wystawie uczelni typuje maksimum dwóch studentów, których prace zasługują na szczególną uwagę. W tym roku na ekspozycji w Patio Centrum Sztuki WSHE możemy zobaczyć projekty 26 studentów z 13 uczelni artystycznych.

Tegoroczna prezentacja w porównaniu do ubiegłorocznej wypada całkiem interesująco. Nie zabrakło oznaczeń (informacja o autorze + nazwa szkoły i nazwisko opiekuna), chociaż moim zdaniem były zbyt skromne. Oglądanie prac w niektórych wypadkach utrudniał brak informacji o samym projekcie. Nie wszystkie można było odczytać tylko na podstawie obserwacji, a szkoda, bo te konceptualne zdecydowanie na tym straciły.

cykl Zbigniewa Olszyny - tegorocznego Młodego Talentu

Niemniej jednak wystawa odkryła przed nami kilka talentów, przede wszystkim dzięki nominacji prof. Grzegorza Przyborka poznaliśmy Zbigniewa Olszynę - studenta ostatniego roku fotografii na łódzkiej Akademii, który za cykl Ikony Malarstwa - Współcześnie otrzymał nagrodę Nikon Award - Młody Talent.

To, że czeska szkoła w Opawie jest kopalnią talentów, wiadomo nie od dziś. Na wystawie można zobaczyć projekty dwóch studentów: Jaroslava Kociana oraz Terezy Vlckovej. Obydwa dobre, lecz ze wskazaniem na drugi. Cykl Vlockovej (choć widziałam go już wcześniej) zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zatytułowany został Dwa i jest to zestaw portretów bliźniaków doskonały pod względem technicznym: piękne światło, nasycone kolory, wyciągnięte szczegóły i detale. Niestety, kto nie znał projektu wcześniej, nie będzie mógł w pełni go docenić.

niezwykle podobne bliźniaczki Terezy Vlckovej

Bliźniaczki (jak to zwykle bywa w przypadku jednojajowych) są bardzo do siebie podobne. I nic w tym dziwnego. Jednak w tym wypadku owe podobieństwo może zadziwić, bowiem zawsze jedna z bliźniaczek na zdjęciu jest klonem cyfrowym. Wiedza ta wcale nie ułatwia identyfikacji, ani demaskacji, bliźniaczki są jednakowe i koniec.


Ciekawy projekt przyjechał z Wileńskiej Akademii Sztuki, którego autorami są Milda Zabarauskaite i Robertas Narkus. Kurtyna ze zdjęciami par młodych już od wejścia zwraca uwagę.

Spośród zaprezentowanych polskich szkół nadal najciekawsze projekty pochodzą z Poznania i Łodzi. Natomiast najsłabszą reprezentację miał Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.

WYSTAWY TOWARZYSZĄCE

Każdemu większemu festiwalowi towarzyszą dodatkowe wystawy. Tak samo jest w Łodzi. Na szczęście większość ekspozycji została ulokowana niedaleko ulicy Piotrkowskiej, co pozwala na sprawne obejrzenie "za jednym zamachem". Ale jeżeli ktoś może poświęcić niewiele czasu, musi wybrać jedno miejsce, a tam trzy wystawy, których nie można przegapić. Mowa o Galerii FF.

1967/5

Na pierwszym piętrze galerii prezentowane są dwa projekty czeskiego artysty - Jiri Siguta. Pierwszy z nich 1967/5 to luksografie, które artysta wykonał w Kopalni Michal w Ostrawie-Michałkowicach, w pomieszczeniach, skąd w 1967 roku wyniesiono 5 ofiar zawału. Sigut rozłożył na papierze światłoczułym ubrania górników, które od 1993 roku wisiały nietknięte, a następnie naświetlił świecami, których liczba odpowiadała latom, jakie upłynęły od tragedii.

za kotarą prezentowana jest instalacja Jiri Siguta "Moi najbliżsi"

Idąc w głąb sali napotykamy na czarną kotarę, za którą prezentowany jest drugi projekt Siguta, tym razem poświęcony jego rodzinie. Instalacja Moi najbliżsi powstała w 2001 roku w mieszkaniu matki artysty, gdzie zebrawszy prochy swoich bliskich, Sigut rozsypał je na papierze światłoczułym kreśląc kręgi. Ta niezwykła praca to rodzaj zapisu emocji, a przede wszystkich ślad działania. To, co w niej najważniejsze, to przeżyte doświadczenie i doznania jakich dostąpił artysta.

wystawa kolektywu "Sputnik Photos"

Na drugim piętrze na miłośników dokumentu czekają prace ośmiu członków kolektywu "Sputnik Photos". Wystawa Na granicy to opowieść o nielegalnym rynku pracy w nowych krajach Unii Europejskiej - Polsce, Czechach, Słowenii i na Słowacji na przykładzie kilku indywidualnych historii. Poznajemy ich codzienne problemy, warunki w jakich żyją, ich rodziny, marzenia oraz (choć należą do rzadkości) plany na przyszłość.

prostota i forma królują na wystawie Piotra Wacowskiego

Warto wejść jeszcze na jedno piętro i obejrzeć wystawę Piotra Wacowskiego. Przyznaję, że to mój pierwszy kontakt z twórczością Wacowskiego, ale cieszę się, że miałam taką okazję. Jego zdjęcia to prawdziwa uczta formy dla oka. Cykl p_05_07 jest zapisem zastanych sytuacji, jakie artysta odnalazł w Paryżu. Trzeba podkreślić, że to wyjątkowe spojrzenie na francuską metropolię. Autor wykazał się niezwykłą wrażliwością na formę, kolor (choć w większości są to mocno stonowane zdjęcia) i fakturę. Nie są to zdjęcia wyłącznie ścian pozbawionych człowieka, ale jest on zdecydowanie dodatkiem. Zawsze jest "złapany" czy to z tyłu czy z daleka, czasem widzimy tylko jego fragment.

Zatem będąc w Łodzi o galerii FF nie można zapomnieć.

Zaraz, po publikacji recenzji pewnie pojawią się głosy, że wszystko chwalę, a przecież to niemożliwe, żeby wszystko było tak dobre. No cóż. Jak powiedziała moja znajoma, którą spotkałam między jedną a drugą wystawą, "mamy dobry rok". Bo i w Krakowie i w Łodzi organizatorzy przygotowali dobre wystawy. Oczywiście jest kilka rzeczy, które możnaby wytknąć, a na pewno jedną, mianowicie oświetlenie. Ten problem na łódzkim festiwalu pojawił się nie tylko w tym roku, ale wystąpił już wcześniej. Światło ze starej jarzeniówki nie jest najlepszym sposobem oświetlenia fotografii. Także bardzo podobają mi się okna w Łódź Art Center, ale dlaczego nikt nie pomyślał, aby trochę ograniczyć ilość wpadającego przez nie światła, chociażby kawałkiem bibuły? Wiem, że za oknami rozpościera się interesujący, industrialny widok, ale trzeba się na coś zdecydować. Albo zdjęcia albo widok. Przy ostrym świetle z okien (przypominam mamy maj) trzeba mocno się nagimnastykować, aby obrać odpowiedni punkt patrzenia i mieć jak najmniejszą liczbę odbić. Zresztą jak trudne to zadanie widać, na zdjęciach w niniejszym artykule. Świetnym pomysłem, za który trzeba pochwalić organizatorów, to umieszczenie wszystkich, najważniejszych wystaw w jednym miejscu - w Łódź Art Center. Niczego się nie przeoczy, można odpocząć, coś zjeść w przerwie między wystawami, a klimat panujący w przestrzeniach doskonale nadaje się na prezentację dobrej sztuki.

Z powodu wszechobecnych w Łodzi remontów polecam niezawodny, komfortowy środek transportu, jakim jest Riksza. Dojedzie wszędzie, w turystycznym tempie.

doskonały, przetestowany środek transportu - Riksza

Festiwal również polecamy!

Na koniec zapraszamy do obejrzenia filmowej relacji z Łodzi:



Jeżeli chcesz zobaczyć więcej materiałów wideo z innych wydarzeń fotograficznych zapraszamy na stronę fotopolis.pl na serwisie YouTube: www.youtube.pl/fotopolis.
Skopiuj link
Komentarze
Więcej w kategorii: Recenzje
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
„Matrix” i konie w galopie. Polecamy biograficzny komiks o Muybridge’u [RECENZJA]
Fotografując galopującego konia jako pierwszy na świecie, Eadward Muybridge stawia sobie pomnik sam, jeszcze za życia. Sto lat później Guy Delisle ściąga go z piedestału i przepisuje tę historię...
8
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
„To była i będzie ich ziemia”. Big Sky Adama Fergusona [RECENZJA]
Takie niebo jak na okładce książki Fergusona widziałam może kilka razy w życiu: wielkie, ale nieprzytłaczające. I niewiarygodnie rozgwieżdżone. W Big Sky australijski fotograf łączy...
14
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Kalibracja w trzech krokach, czyli Calibrite Display 123 okiem Dawida Markoffa
Ten mały i niedrogi kolorymetr pozwoli na łatwe skalibrowanie monitora nawet totalnemu laikowi. Dawid Markoff sprawdza, jak Calibrite Display 123 działa w praktyce.
8
Powiązane artykuły