Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
„On Landscape and Meaning” to kolejna część genialnej serii zeszytów edukacyjnych wydawnictwa Aperture. Tym razem naszym mentorem jest słynny amerykański fotograf Richard Misrach. Oto, co ma Wam do powiedzenia.
To nie podręcznik, ale też nie album. To coś zupełnie pośrodku. „The Photography Workshop Series” nowojorskiego wydawnictwa Aperture przybliża sylwetki najważniejszych współczesnych fotografów i prezentuje ich spojrzenie na kluczowe zagadnienia, medium fotograficzne jako takie i świat w ogóle.
W serii pojawiły się już takie nazwiska jak Todd Hido, Alex i Rebeca Webb, Mary Ellen Mark czy Larry Fink, a konwencja pozostaje podobna - każdej fotografii, ewentualnie serii zdjęć, towarzyszy krótki esej, prowadzący przeważnie do pouczającej puenty.
Nie tylko poznajemy więc dorobek i historię wielu ikonicznych zdjęć, ale otrzymujemy też garść konkretnych wskazówek - od zupełnie prozaicznych, jak wybór sprzętu, po sprawy zupełnie zasadnicze, jak droga kariery, poszukiwanie inspiracji i praca nad własnym projektem.
Bohater i autor najnowszej części cyklu, to uznany kalifornijski fotograf, który od lat 70. XX wieku bada relacje i wpływ człowieka na środowisko naturalne. Znany jest głównie z portretów pustynnego pejzażu zachodnich stanów Ameryki (nie znajdziemy tam jednak zdjęć Wielkiego Kanionu czy Parków Narodowych, które uważa za zbyt ładne), ale nie stroni też od politycznego komentarza.
„Submerged Gas Pumps”, Salton Sea, 1983
Fotografował mur na granicy USA z Meksykiem, teren dawnego poligonu doświadczalnego w Arizonie, przemysłową „Dolinę Raka” czy miasta znajdujące się od kilku dekad pod wodą wskutek niewłaściwego regulowania przez człowieka biegu rzek. Czytając tę książkę poznajemy motywacje dla powstania wielu najważniejszych projektów.
Książka napisana jest bez zbędnego mentorstwa. „Gdy zaczynałem fotografować wielkim formatem, robiłem może dwa dobre zdjęcia na sto. Po 25 latach w zasadzie niewiele się zmieniło” - przyznaje w jednym z felietonów Misrach.
I dodaje nam otuchy zapewniając, że nawet najwięksi muszą się czasem nieźle natrudzić. „Jako kurator wystawy Gary'ego Winnogranda przejrzałem ponad 3000 jego stykówek. Zaskoczyło mnie to, jak wiele z jego zdjęć było zupełnie przeciętnych, lub po prostu kiepskich! Zrozumiałem, że robienie złych zdjęć jest częścią procesu. Dochodzenia do tego kadru, w którym w końcu spotykają się wszystkie elementy”.
„Bomb, destroyed Vehicle and Lone Rock”, Bravo 20 Bombing Range, Nevada, 1987
Co jeszcze znajdziemy w książce Misracha? Poniżej przytoczyłem kilka fragmentów, które zostały mi w pamięci. To oczywiście tylko niewielki wycinek tego, co czeka na czytelnika - najciekawszych rozważań po prostu nie sposób przytoczyć w postaci krótkiego cytatu.
Pewien młody człowiek pokazał mi ostatnio swoje zdjęcia (były naprawdę dobre!) i prosił o radę. „Nie wiem co robić. Wybrać studia prawnicze, czy skupić się tylko i wyłącznie na fotografii”. Jeśli w ogóle się zastanawiał, oczywiste było, że powinien wybrać studia.
Musisz być nieustannie głodny fotografii, nie móc myśleć o niczym innym. Jeśli jest inaczej, nie jest to droga dla Ciebie. Fotografia może być Twoim hobby, ale jeśli chcesz z tego żyć, musisz być o tym przekonany na 1000%.
Wciąż widuję ludzi obwieszonych sprzętem. Tracą energię na podejmowanie decyzji, którego użyć aparatu i obiektywu, fotografować ze statywem czy bez. To przytłaczające, bo możliwości jest nieskończenie wiele. Można oszaleć.
Swoje pierwsze „poważne” zdjęcia zrobiłem średnioformatowym Hasselbladem na czarno-białym filmie. Używałem go przez 8 lat. Gdy przesiadłem się na duży format i zacząłem robić zdjęcia w kolorze, używałem tego samego obiektywu przez kolejnych 25 lat.
Wybierz sprzęt i dobrze go poznaj. Po pewnym czasie posługiwanie się nim stanie się tak naturalne jak mowa w ojczystym języku. Warto uczyć się innych języków, ale najpierw poznaj dobrze jeden.
Za każdym razem, gdy sztucznie tworzyłem tezę projektu, nic z niego nie wychodziło. Najlepsze projekty rodziły się wskutek wytężonej obserwacji, bycia agresywnie wrażliwym na otoczenie.
W 1979 roku spłonął budynek zaraz obok mojego studia. Szcześliwie udało mi się uratować negatywy. Uznałem, że muszę lepiej zadbać o ich bezpieczeństwo. Postanowiłem przechowywać je w laboratorium, w którym robiłem powiększenia moich zdjęć. W 1982 laboratorium spłonęło a ja straciłem 4000 negatywów. To był prawdziwy cios, który mocno wyczulił mnie na ten temat.
Rok później sfotografowałem mój pierwszy pożar na pustyni. To było zupełnie przypadkowe odkrycie i jedno zdjęcie, które zdefiniowało nowy kierunek. Na przestrzeni kilku kolejnych lat sfotografowałem kilkaset pożarów. Interesowały mnie tylko te, wywołane przez człowieka.
W moim przypadku, poszukiwanie nowych pomysłów, to zazwyczaj rok prób i błędów. To stresujący czas - masz wrażenie, że już nigdy nie wymyślisz nic sensownego. Wielu artystów wpada w tą pułapkę, zwłaszcza jeśli ich ostatni projekt odniósł wielki sukces.
Najlepszym sposobem, by uniknąć tej czarnej dziury jest praca nad przynajmniej dwoma projektami jednocześnie. Gdy jeden się kończy, możemy przenieść naszą całą uwagę na drugi.
Bardzo często decydujemy się na wybór konkretnego zdjęcia, kierując się emocjami, jakie towarzyszyły jego wykonaniu. Dla odbiorcy obrazu fotograficznego nie mają one znaczenia.
Kiedy 10 lat po tym jak pierwszy raz sfotografowałem „aleję raka” - postindustrialny obszar na granicy północnych i południowych stanów na wschodnim wybrzeżu - wróciłem na prośbę muzeum do archiwów i odkryłem, jak wiele świetnych zdjęć odrzuciłem w pierwszej selekcji.
Teraz, po latach, często nie pamiętam już nawet powodu tej niezwykłej ekscytacji, która motywowała taką edycję. Tak zwane „śpiochy”, z upływem czasu mogą okazać się nawet lepsze i ważniejsze.
W chwili zamachu z 9/11 byłem w Waszyngtonie. Mój syn studiował wówczas w Nowym Jorku, więc wkrótce byłem już w drodze, by jak najszybciej go stamtąd zabrać. Instynkt fotografa podpowiadał mi, by zabrać ze sobą aparat. Myślałem o tym przez chwilę, i postanowiłem tego nie robić.
Każdy fotograf zapewne zastanawiał się wówczas jak powinien się zachować. Ja czułem, że jestem tam zbędny, że byłbym kolejnym pośród wielu fotografów, tłoczących się na gruzach. W tym tragicznym momencie wydało mi się to niestosowne, a temat trywializowany.
Temat rezonował we mnie jeszcze przez wiele miesięcy. Wrócił podczas zaplanowanych dużo wcześnie wakacji na Hawajach. Patrząc z tarasu hotelowego pokoju widziałem niewielkie sylwetki kąpiących się i turystów.
Taka perspektywa i skala sprawiły, że przed moimi oczami pojawiły się dziesiątki zdjęć ludzi skaczących z okien WTC. Nie planowałem rozpoczynać żadnego projektu poświęconego 9/11. Ale ten widok mną wstrząsnął. Ten cykl nawiązuje do tych zdarzeń, choć nie w sposób dosłowny.
Książka jest już dostępna na stronie wydawnictwa (aperture.org) a w polskiej dystrybucji zamówicie ją w Księgarni Artystycznej Bookoff w niewygórowanej cenie 87 zł.