Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Nakładem wrzesińskiego wydawnictwa Kropka ukazał się właśnie album Bogdana Konopki. Zatytułowany "De rerum natura" tomik ukazuje różne oblicza tego twórcy i z pewnością będzie gratką dla miłośników fotografii autora "Szarego Paryża".
Nakładem wrzesińskiego wydawnictwa Kropka ukazał się właśnie album Bogdana Konopki. Zatytułowany De rerum natura tomik ukazuje różne oblicza tego twórcy i z pewnością będzie gratką dla miłośników fotografii autora Szarego Paryża.
Niecały rok po ukazaniu się albumu Ewy Rubinstein na rynek trafia kolejna publikacja wydawnictwa Kropka - De rerum natura Bogdana Konopki. Niezbyt imponujące to tempo, ale jak się okazuje warto było czekać. Nie będę narzekał, jeśli za rok będziemy mogli kupić kolejny, równie udany album fotograficzny wydany przez Kropkę. Dość już chyba tych wstępnych zachwytów - pora zajrzeć do środka. Ale najpierw kilka słów o autorze.
Bogdan Konopka urodził się 27 lipca 1953 w Dynowie. Ukończył Technikum Kinematografii na wydziale fotochemii. Zaczął fotografować w połowie lat 70., w latach 1982-86 był jednym z głównych przedstawicieli nurtu fotografii elementarnej. Od 1989 roku mieszka we Francji. Jako francuski korespondent współpracuje między innymi z magazynami "Kwartalnik Fotografia" i "Format". W 1998 roku otrzymał prestiżową nagrodę Grand Prix de la Ville de Vevey. Ma na swoim koncie wiele wystaw indywidualnych w kraju i za granicą. Jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych i galeryjnych na całym świecie.
Okładka De rerum natura została zaprojektowana podobnie do recenzowanego przeze mnie niemal rok temu albumu Ewy Rubinstein (brązowa, matowa okładka z grubego papieru czerpanego, z wklejoną czarno-białą fotografią), widać, że mają one wraz z przyszłymi pozycjami tworzyć łatwo rozpoznawalną serię. Książka została bardzo ładnie, przejrzyście zaprojektowana - spokojny i prosty layout pasuje do zdjęć Konopki. W środku znajdziemy 76 czarno-białych fotografii, zaprezentowanych w pięciu częściach, wykaz wybranych wystaw autora i (zamieszczony w trzech wersjach językowych: polskiej, francuskiej i angielskiej) tekst Krzysztofa Rutkowskiego "De rerum natura, albo najkrótsza historia fotografii" (Konopka, choć sam jest po części człowiekiem pióra, postanowił, że tym razem przemówią za niego same zdjęcia).
Zdjęcia Konopki charakteryzuje czystość, oszczędność formy i wewnętrzna harmonia. Perfekcyjne technicznie (autor przykłada ogromną wagę do tej strony swojej pracy), eleganckie kadry powstają jako odbitki stykowe z negatywów 4x5 cali (rzadziej 8x10) i dzięki tym niewielkim wymiarom (zostały zreprodukowane w skali 1:1) zyskują pewną intymność, która z kolei zachęca do dłuższej kontemplacji każdego obrazu. Typowe dla Konopki ciemnoszare, miejskie fotografie ukazują miejsca, przedmioty i sytuacje, przy których zatrzymałoby się niewielu (stare, zrujnowane kamienice, zniszczone podwórka, opuszczone fabryki). Autor, zamykając pozornie niefotogeniczny fragment rzeczywistości w ramach kadru, nadaje mu znaczenie/znaczenia. Oglądając poszczególne fotografie, prezentowane pojedynczo lub zestawione parami na zasadzie podobieństw czy kontrastów, czytelnik wpada w pewien może nie trans, ale na pewno rytm.
Autor często fotografuje cudze prace dostępne w przestrzeni publicznej, co pozornie wydaje się łatwą sprawą - odwiedzamy starą dzielnicę, znajdujemy malowniczą kapliczkę, figurkę świętego, efektowne graffiti i zdjęcie gotowe. Konopka pokazuje, że można lepiej i głębiej - ujarzmia dziką przestrzeń miasta i kształtuje ją obrazem fotograficznym, ukazuje ukryte dla postronnego widza aspekty. Na większości zdjęć nie ma ludzi, jednak człowiek jest na nich obecny poprzez przedmioty, które stworzył: samochody, rzeźby, domy czy po prostu miasto jako całość - trudno o bardziej "ludzki" twór na wielką skalę niż miasto, które jest przecież tematem większości zdjęć Konopki.
Jednak, jak już wspomniałem, De rerum natura ukazuje więcej niż jedno artystyczne oblicze Bogdana Konopki. Miejskie zdjęcia, których przedsmak mieliśmy już w cyklu Szary Paryż, zajmują mniej więcej połowę albumu. Pozostałe części pozwalają czytelnikowi poznać zupełnie inną stronę twórczości autora, choć będącą oczywiście wynikiem działania tej samej wrażliwości wizualnej. W drugiej części albumu opuszczamy miasto i wyruszamy do lasu, a może powinienem napisać do magicznego lasu - lasu pełnego potężnych drzew o dramatycznie powyginanych konarach. Te zdjęcia pozwalają czytelnikowi nieco odetchnąć po zaduchu miasta, ale wcale tak bardzo się nie różnią od tych z części pierwszej. Oglądamy bowiem intymne krajobrazy, tak samo intymne jak ujęcia miejskie Konopki, ponieważ autor znów skupia się na szczególe (tutaj: poszczególnych drzewach), a nie na szerokich panoramach.
Trzecia część książki to kolejny zestaw "niemiejski" - wykonane przy bardzo długich czasach otwarcia migawki zdjęcia przedstawiają strumienie i potoki, których nurt zamienił się w lekką mgłę, dającą poczucie nieustającego upływu czasu. Co prawda poszczególnym fotografiom trudno coś zarzucić (jest wśród nich kilka świetnych kadrów), moim zdaniem jako całość ten zestaw się nie broni. Takie same, nieco ambiwalentne uczucia budzą we mnie zdjęcia z czwartej części albumu. Poruszone, nieostre, ekspresyjne portrety i akty sprawiają wrażenie podchwyconych, w przeciwieństwie do wystudiowanych i dopieszczonych kompozycji pozostałych zdjęć w albumie. Ale na pozorach się kończy - fotografie te zostały wykonane wielkoformatową kamerą 8x10 cali (negatyw 20x25 cm!), a taką maszyną trudno o podchwycone zdjęcia z ręki. Mamy więc do czynienia ze świadomą (jak zawsze u Konopki) postawą twórczą i równie świadomą kompozycją kadru. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że mimo siły ich oddziaływania fotografie, które znalazły się w części czwartej, nie pasują do reszty książki.
Piąta część składa się z tyluż fotografii zrealizowanych we wnętrzach. Pierwsza myśl, która nasuwa się podczas ich oglądania, to walka światła z ciemnością. Tylko że Konopka ujął ten ograny już zdawałoby się temat nieco przewrotnie, ponieważ nie mogę się oprzeć wrażeniu, że na jego zdjęciach to światło jest intruzem, obcym niszczącym panujący porządek rzeczy - ostre snopy światła przebijają mrok jak sztylet. Bardzo udane zwieńczenie równie udanego albumu.
Mimo kilku zastrzeżeń, których nie omieszkałem wyrazić powyżej, a które wynikają raczej z właściwych każdemu osobistych upodobań, niż z poziomu artystycznego prac, gorąco polecam De rerum natura wszystkim miłośnikom fotografii artystycznej w Polsce. Choćby dlatego, że jest to pierwsza tak obszerna albumowa prezentacja twórczości Bogdana Konopki. Poza tym, ze względu na osobę autora i jakość zdjęć w nim zamieszczonych, jest to pozycja po prostu ważna.
Album Bogdana Konopki De rerum natura kosztuje 50 zł i można go kupić między innymi w internetowej księgarni fotograficznej www.f5-ksiegarnia.pl.
Bogdan Konopka, De rerum natura, Wydawnictwo Kropka J.W. Śliwczyńscy 2004, 138 s.