Wydarzenia
„Wewnętrze” - Marta Zgierska i refleksje na temat domu w Galerii Centrala
Według doniesień, 30 września w Meksyku kanadyjska fotografka Barbara McClatchie Andrews została uduszona przez kierowcę przewożącego ją pomiędzy miastami Cancun i Merida.
Meksyk i kraje Ameryki Łacińskiej przyciągają wielu fotografów. Podróżowanie po nich wiąże się jednak ze sporym niebezpieczeństwem, zwłaszcza w przypadku kobiet. Jak donosi dziennik Daily Mail, w ostatni piątek, 30 września na drodze między miastami Cancun i Merida znaleziono ciało 74-letniej kanadyjskiej fotografki Barbary McClatchie Andrews. Według koronera została ona uduszona paskiem od własnego aparatu.
Mimo porzucenia ciała służbom szybko udało się zidentyfikować domniemanego sprawcę morderstwa. Według lokalnych mediów ma nim być Juan Carlos López Martínez, kierowca autobusu, który przewoził Andrews z lotniska w Cancun do jej domu w Meridzie. Wstępnie ustalono, że morderstwa dokonano na tle rabunkowym. Skradziono sprzęt fotograficzny i gotówkę.
Barbara McClatchie Andrews, fot. Facebook
Barbara McClatchie Andrews swoją karierę zaczynała jako fotoreporterka, dokumentując problemy społeczne w krajach rozwijających się, do których często podróżowała. Jej cykle publikowane były między innymi w magazynach National Geographic i The World & I. W późniejszym okresie swojej twórczości skupiła się na fotografii i malarstwie abstrakcyjnym, a jej prace prezentowane były na licznych wystawach w Gwatemali, Meksyku, USA, Kanadzie, Nowej Zelandii i Francji. Była też czynną aktywistką zaangażowaną w pomoc lokalnej społeczności regionu.
Mimo podeszłego wieku, była młoda sercem. Niezwykle utalentowana, bardzo inteligentna, z błyskotliwym poczuciem humoru. Kochała życie. Swoim wigorem zawstydziłaby niejednego 30-latka. Jej śmierć jest dla nas wielką stratą - komentuje zdarzenie jej przyjaciel, Rodney Clark.
Więcej informacji znajdziecie pod adresem dailymail.co.uk. Prace artystki możecie zobaczyć na stronie bmcaphoto.com.