Akcesoria
Sennheiser Profile Wireless - kompaktowe mikrofony bezprzewodowe od ikony branży
Jak prezentujesz swoje fotografie klientom?
Dzisiaj wszyscy prezentują swoje portfolia na iPadach. Ja kiedyś zrobiłem sobie klasyczne odbitki o jakości muzealnej, oprawione i wydrukowane bardzo, bardzo pięknie. Tam było 40 zdjęć, które wyglądają jak obrazy. I rzeczywiście, jak chodziłem z taką dużą teczką na spotkania do klientów, którzy nawet mnie znają, to byli pod wrażeniem, że włożyłem tyle trudu i serca, aby to zrobić. Ale niestety, to się bardzo szybko starzeje. Zdjęcia sprzed dwóch lat teraz muszę wyrzucić do śmieci. No i, koniec końców, zostaje ten iPad. Chciałbym znów zrobić coś takiego, wizytówkę, około 40 zdjęć podanych w obłędnym, bajkowym stylu, coś, co zaskakuje klientów.
Z szacunku dla klienta?
W Stanach pracuje się tylko na iPadach, ale francuscy dyrektorzy artystyczni, pracujący dla L'Oréal, La Fayette, to są ludzie zazwyczaj już starsi i oni lubią papier. Teraz, pracując dla L'Oréal, byłem w centrali McCanna w Paryżu. Stało tam ze sto portfolio i moje, które było trzy razy większe, więc od razu zwracasz na nie uwagę.
Czyli wielkość ma znaczenie?
No tak, niestety (śmiech). Musisz się wyróżnić, mieć to coś, jest na to naprawdę milion sposobów.
To są takie tricki?
Nawet nie, po prostu to mi się podoba, masz tak duże wydruki, że widać każdy por skóry, wszystko jest perfekcyjne, pięknie oświetlone. Każdy, kto to widzi, mówi: no nie - super, po prostu, super, z tym światłem zrobimy wszystko. Teraz już mi się nie chce tego nosić, bo to jest bardzo ciężkie. Część zdjęć było na kalkach o różnej przepuszczalności. Często robię też zdjęcia architektury i lokalizacje, wtedy nakładam te zdjęcia z półprzezroczystej kalki na zdjęcie z modelką i tworzą się fajne światy, cienie, plamy na twarzy. I to był sposób, aby ludzi zainteresować, nie było Klienta, który by to odłożył bez zainteresowania.
I mieć swój styl.
To oczywiste. To mój czytelny styl, który jest we wszystkim. W doborze modelek, lokalizacji, oświetlenia. Zazwyczaj korzystam z bardzo konkretnych miejsc lub konkretnego światła, bo właśnie takie mi się podoba. Dzięki temu to będzie miało mój "touch". Mógłbym zrobić takie zdjęcia, jak Terry Richardson, ale po co, skoro Terry już jest, po co go kopiować?
Kopiowanie stylu, np. walniemy "ostrym" flaszem, jest passe?
Takie zdjęcia są modne od kilku lat i każdy stara się nimi powiedzieć, że jest artystą. Uważam, że to jest bez sensu, bo jest dwóch fotografów na świecie: Richardson i Jurgen Teller, którzy świecą w ten sposób, są z tego znani i niech tak zostanie. Ja nie lubię zapoconych kobiet z włosami pod pachą, to mnie kompletnie nie bawi, nie kręci, nie śmieszy.
Twój styl to jest piękno w czystej postaci.
Tak, a Terry Richardson ma taki styl, w którym zawsze jest jakaś opowieść, żart i dużo autoironii. I dlatego to jest takie śmieszne, lekkie i dlatego pewne nawet brudne rzeczy ujdą mu płazem, bo taki po prostu jest. Bierze swój aparat i fotografuje swój świat, to jest jego styl. Tak samo jak malarz. Opałka malował białe na białym. Czy też Sasnal. Mają swój niepowtarzalny styl i świat. Jest rynek na ich prace, duże zapotrzebowanie, więc stają się gwiazdami, to na tym polega. Sztuka tak samo rządzi się prawami marketingu w 90%.
W przypadku malarstwa, trudniej jest kogoś podrobić, natomiast w fotografii, wielu fotografów obserwuje Twoje zdjęcia i naśladuje Twój styl.
Tak, próbują, ale to nie jest takie proste, bo niestety nikt w Polsce nie będzie miał dostępu do takich modelek, do takich ubrań, do takich ekip. Więc nawet jeżeli będzie próbował podrobić światło i styl, to nie będzie to najnowszy McQueen, tylko najnowsza Zara. Niestety każdy widzi od razu, że nie są to rzeczy z ostatnich kolekcji. Klient, który się zna, od razu widzi, że pracujesz z rzeczami z najwyższej półki i ty też jesteś z najwyższejpółki. Wiesz, jak zaczynałem, sam też kopiowałem. Analizowałem zdjęcia Paolo Roversi czy Ellen von Unwerth i starałem się uzyskać podobny efekt. To jest bardzo dobry sposób, żeby się czegoś nauczyć.
Czyli nie pracujesz na swoim sprzęcie?
Czasem dzwonią tak zwani tani klienci. Ja im mówię, no dobrze - stawka tyle, aparat tyle, bo ja nie mam aparatu. - Jak to nie ma Pan aparatu? Nie mam aparatu, nie mam studia, nie mam świateł. Wszystko jest wliczone w koszty, zapraszam ich do wynajętych studio. Czasem mniej zorientowani klienci odchodzą, czują się obrażeni. Do tej pory, praca w Polsce jest tak beznadziejna pod kątem organizacji. Na świecie masz ubrania z show roomów. Najdroższe rzeczy, najlepszych projektantów możesz włożyć do wody, możesz zmoczyć, możesz pobrudzić, to są ubrania po to, aby je wykorzystać, tak, jak chcesz. U nas styliści biorą rzeczy w większości ze sklepów i nie wolno ich dotknąć. Podklejają buty i dziewczyna nie może skakać, nie może biegać. To co ty z tym możesz zrobić? Rozumiesz?
Na dzień dobry wiążą Ci ręce. Jak malarzowi dać dwa kolory i kazać namalować piękny obraz.
No, niestety. I dlatego ta Polska tak się różni. Jest paru stylistów, jest parę magazynów, które zaczynają działać w miarę europejsko, ale tylko parę. Reszta działa tak, że biegają po Zarze, wypożyczają albo kupują i starają się, aby nie zabrudzić i oddają. Ale Zara, H&M to nie jest moda, to się robi za dużą kasę, ładne katalogi. Moda to jest moda, tutaj tego nie ma. Miałem kiedyś taką śmieszną sytuację, gdy leciałem samolotem i miałem mnóstwo magazynów. Siedział za mną pewien facet i zapukał do mnie, czy może wziąć jedną gazetę, przejrzeć. Ja mu mówię, "oczywiście, proszę bardzo". On do mnie, że jest fotografem. "No to super" - ucinam, bo jakoś nie chciało mi się z nim gadać. Gada ze mną, gada, że to taki ciężki zawód - "No, fakt", odpowiadam dalej zdawkowo. Pyta się mnie, czym ja się zajmuję. "No, ja też jestem fotografem", odpowiadam mu. On do mnie - "aaaa, a idzie z tego wyżyć, bo wie Pan, ja tak pstrykam, pstrykam, te dwa tysiące za sesję czasem dostanę, tysiąc złotych do kieszeni wyjdzie". Patrzy na mnie i pyta:
- A Pan w Warszawie pracuje?
- No tak.
- A jakie ma Pan budżety na sesje?
- No, tak 200 tysięcy.
Zamknął się na chwilę,
- Ha, ha, ha, ha - głupie żarty, chyba tylko Tyszka ma takie budżety.
- Bo ja jestem Marcin Tyszka.
Pan mi oddał gazetę i już nie spojrzał mi w oczy.