Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Wszyscy wiedzieliśmy, że świetnie zapowiadający się EOS R5 nie będzie tani. Cena, w której przedpremierowo aparat pojawił się w jednym z australijskich sklepów zwala jednak z nóg.
Zapowiedziany w lutym Canon EOS R5 ma szansę stać się kamieniem milowym dla pełnoklatkowego systemu bezlusterkowców producenta i sprawić, że to właśnie Canon będzie postrzegany jako lider i największy innowator tego segmentu. Bo choć w debiutanckim modelu EOS R wiele rzeczy było dobrze przemyślanych, pod wieloma względami aparat odstawał też od konkurencji. Wraz z nowym modelem producent przeskakuje jednak od razu kilka generacji do przodu.
Aparat będzie wyposażony w 40-milionową, stabilizowaną matrycę, wspieraną najnowszej generacji układem Dual Pixel AF i procesorem, który pozwoli nam na fotografowanie z maksymalną prędkością 12 kl./s (do 20 kl./s w trybie migawki elektronicznej). Do tego aparat pozwalać ma na rejestrację filmów 8K RAW i pozwalać na zapis z prędkościa 120 kl./s w przypadku rozdzielczości 4K. Już samo to wystarczy, by zostawić w tyle głównych rywali, a w dniu premiery producent na pewno jeszcze zaskoczy nas kilkoma niespodziankami.
Wraz z nowymi danymi udostępnianymi przez producenta coraz bardziej istotne staje się pytanie o to ile przyjdzie nam za to cacko zapłacić. Niektórzy łudzili się, że skoro aparat ma być pełnoprawnym kontynuatorem serii 5D w systemie bezlusterkowym, to producent wyceni go podobnie jak korpusy ze wspomnianej linii, które i tak nie należą do najtańszych (EOS 5D Mark IV zadebiutował w cenie 15 tys. zł).
Wygląda jednak na to, że zainteresowani będą musieli przygotować się na dotkliwe uderzenie po kieszeniach. Aparat, prawdopodobnie przez pomyłkę, został wystawiony na sprzedaż w jednym z australijskich sklepów fotograficznych w cenie - uwaga - 10,500 dolarów australijskich, czyli około 28 600 zł. Biorąc pod uwagę podatki, cena na polskim rynku zapewne zbliży się do 35 tys. zł, co uczyni z modelu R5 najdroższą pełną klatkę na rynku.
Oczywiście na te chwilę nie możemy być pewni czy podana cena jest prawdziwa, jednak zupełnie by nas to nie zdziwiło. Już w przypadku optyki RF producent pokazał, że w świecie bezlusterkowców będziemy mieć do czynienia z mniej przyjazną polityką cenową, a poza tym wysoka cena pozwoli Canonowi wybronić się przed kanibalizacją systemu Cinema EOS. Dodatkowo, taki ruch dobrze wpisuje się w strategię specjalizacji oferty aparatów, którą w dobie kryzysu na rynku foto zaczęła kierować się większość producentów. Nie zapominajmy też o plotkach na temat modelu R6, który w założeniu miałby być bardziej przystępną wersją "zawodowej" bezlusterkowej pełnej klatki.
Zaporowy pułap cenowy z pewnością ograniczy potencjalnych odbiorców, ale jeżeli aparat okaże się tak dobry, jak prezentuje się na papierze, EOS R5 może okazać się inwestycją na lata. Bo jeśli w najbliższym czasie nie dokona się jakaś rewolucja, która zupełnie zmieni nasze myślenie o fotografii cyfrowej, podobna specyfikacja powinna wystarczyć na kolejnych 5-7 lat pracy zawodowej (a może i więcej).
Czy tak będzie w rzeczywistości? A może producent zaskoczy wszystkich dużo bardziej konkurencyjną ceną? O tym przekonamy się zapewne już niedługo. Według doniesień, aparat może trafić na rynek jeszcze w maju.