Wydarzenia
Polska fotografia na świecie - debata o budowanie kolekcji fotograficznej
Czy w dobie uniwersalnych korpusów za 10 tys. złotych warto zawracać sobie głowę topowym body Canona? Profesjonalni fotografowie przekonują, że tak i opowiadają nam, jak EOS R3 wpłynął na ich sposób pracy.
Materiał we współpracy z marką Canon
Zaprezentowany w 2021 roku Canon EOS R3 był pierwszym typowo reporterskim korpusem bezusterkowym, który łączył superszybką matrycę warstwową z typowo profesjonalną ergonomią, obejmującą zintegrowany pionowy grip, górny wyświetlacz pomocniczy i systematykę obsługi zbliżoną do „sportowych” lustrzanek.
Wysoka cena i konkurencyjna wydajność takich modeli jak Canon EOS R5 czy EOS R6 Mark II sprawiły jednak, że topowy korpus w ofercie dla wielu pozostawał jedynie interesującą ciekawostką. Canon EOS R3 to jednak nadal szereg zalet, które dzisiaj, dzięki widocznie obniżonej cenie możemy odkryć na nowo i które nadal stawiają aparat przed popularnymi konstrukcjami z niższego segmentu.
O wrażenia i wnioski płynące z codziennego użytkownika aparatu zapytaliśmy ambasadorów marki Canon, którzy swoją pracę oparli konkretnie o ten model i którzy maja ku temu kilka istotnych powodów. O doświadczeniach z pracy EOS-em R3 opowiedział nam fotograf sportowy Łukasz Skwiot oraz duet fotografów ślubnych Malachite Meadow.
Canon EOS R3 trafił do nas chwilę po premierze. Akurat przebywaliśmy w USA i mieliśmy cały miesiąc, żeby zapoznać się z jego możliwościami. Wtedy fotografowaliśmy jeszcze pierwszą generacją EOS-a R6, która wydawała się nam w zupełności wystarczająca, ale każde kolejne spotkanie z R3 coraz bardziej przekonywało nas do tego aparatu. Od jesieni zeszłego roku wszystko realizujemy już przy pomocy R3.
Nowy korpus przede wszystkim ułatwił nam zmianę stylu pracy. Do niedawna większość reportażu ślubnego tworzyliśmy w poziomie, ale social media, z rosnącą popularnością storisów i rolek sprawiają, że coraz więcej zdjęć musimy kadrować pionowo. W przypadku zwykłych aparatów nie jest to specjalnie wygodne, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pracujemy w szelkach, a dzień zdjęciowy trwa nieraz nawet 12 godzin. Pionowy grip modelu R3 okazał się dla nas gamechangerem i naprawdę trudno opisać słowami, jak bardzo poprawił komfort fotografowania. EOS R3 sprawił też, że coraz rzadziej spoglądamy w wizjer. Duży ekran LCD o rekordowej rozdzielczości 4,1 mln punktów i największej jasności w serii pozwala wygodnie kadrować z dowolnego kąta i wygodniej podejrzeć zarówno fotografowaną scenę, jak i wykonane zdjęcia.
Większy korpus to także znacznie większa wygoda pracy z bardziej masywnymi obiektywami. Dużo pracujemy m.in. obiektywem RF 28-70 mm f/2. W mniejszych korpusach zostawało niewiele miejsca przy gripie, a cały zestaw nie był najlepiej wyważony. Podpinając go do korpusu R3 całość staje się oczywiście nieco cięższa, ale też dużo bardziej ergonomiczna. Nie ma się wrażenia, że obiektyw cały czas przeważa nad aparatem, nie trzeba się przechylać, łatwiej ustabilizować kadr. Przy wielogodzinnej pracy ma to ogromne znaczenie. Paradoksalnie, w tego typy pracy im większy aparat, tym lepszy.
Ogromną wygodą jest także większa wydajność baterii. W mniejszych korpusach akumulator musieliśmy po raz pierwszy wymieniać zwykle już na chwilę przed ceremonią, co nieraz bywało stresujące, a później jeszcze ze dwa razy w trakcie wesela. Teraz możemy fotografować dużo dłużej, a dwie baterie w zupełności wystarczają na całodniowe fotografowanie.
Canon EOS R3 to także dokładniejsze przetwarzanie obrazu i koloru - wyjściowe pliki wydają się nam wygodniejsze do obróbki, co skraca proces postprodukcji. Zresztą pliki prosto z aparatu są na tyle dobre, że edycja niekiedy sprowadza się wyłącznie do wyrównania jasności czy kontrastu. Często zdarza nam się też współpracować z wedding planerkami, które np. ściagają jakieś egzotyczne kwiaty z Ekwadoru. Dla nich liczy się, by odpowiednio uchwycić każdy odcień tego kwiatu, co zwykle oznacza sporo pracy w postprodukcji. Canon EOS R3 ze swoją doskonałą reprodukcją koloru i perfekcyjnym pomiarem balansu bieli znacznie to zadanie ułatwia. To zdecydowanie aparat, który oferuje najlepszy wyjściowy obrazek ze wszystkich korpusów, na jakich do tej pory pracowaliśmy.
Zdjęcie wykonaliśmy w zeszłym roku na ślubie, na którym miał odbyć się drugi wybuch proszków w Polsce (potem ta moda opanowała branżę ślubną na calutki rok). Ten wybuch był jednak pierwszym z użyciem koloru, więc presja i oczekiwania były duże. Wedding plannerka bardzo chciała, żeby uwieczniające go zdjęcie stało się viralem, więc musiało być idealne. Wybuch trwa sekundę i kosztuje kilka tysięcy złotych, więc nie ma miejsca na pomyłkę.
Ślub w pełnym słońcu, czerwiec, masa ludzi dookoła, para młoda idzie i na konkretne słowo w piosence wybuchają za ich plecami kolorowe race. Z potem na czole i walącym sercem czekamy i modlimy się o to, żeby było widać zarówno wybuch, jak i ich uśmiechy. I udaje się!
Idealnie ostre zdjęcie, para młoda uśmiechnięta, wybuch zamrożony, a płatki, którymi obsypują ich ludzie, zatrzymane w kadrze. To był raptem moment, a wydawało się, że trwa wieczność. Od razu zrzuciliśmy zdjęcie przez WiFi na telefon i wysłaliśmy wedding plannerce. Zgodnie z oczekiwaniami szybko stało się viralem i hulało po portalach ślubnych na całym świecie.
W naszej pracy liczy się także rozmiar plików. Choć wiele osób do fotografii ślubnej wybiera korpusy o dużych rozdzielczościach, nam trudno wyobrazić sobie taką pracę. Pracujemy bardzo intensywnie i zdarza się, że z jednego wydarzenia przynosimy nawet 10 tysięcy zdjęć. Do tego, zdjęcia te trzeba przez pewien czas przechowywać, bo niekiedy klient powraca z zapytaniem o dany kadr nawet po kilku latach od wesela. Trudno powiedzieć, gdzie bylibyśmy w stanie to pomieścić, pracując z aparatem o 50-megapikselowej matrycy. Natomiast pliki RAW z modelu R3 ważą naprawdę niewiele (standardowy RAW zajmuje około 25-30 megabajtów, a bezstratnie skompresowany C-RAW tylko 15 MB), co skraca także czas potrzebny na przebranie materiału na komputerze.
Jednocześnie nie odczuwamy, by większa rozdzielczość była nam do czegokolwiek potrzebna pod kątem praktycznym. Od zawsze pracujemy tak, by mieć gotowy kadr już w aparacie, bez konieczności późniejszego docinania. Zdjęć nie drukujemy też zwykle w formatach większych niż 20 x 30 cm, ale nawet gdy ktoś chce wydrukować portret o długim boku 50 cm, to te 24 megapiksele okazują się w zupełności wystarczające. Wyższe rozdzielczości w naszej pracy wydają nam się zwyczajnie przesadą.
Model R3 oferuje także najlepszy autofokus z całej serii aparatów EOS R. Mając już doświadczenie z różnymi korpusami, czujemy, że jest on zwyczajnie bardziej stabilny, lepiej śledzi i pozwala na skuteczniejszą konfigurację. To ważne szczególnie w takich momentach, jak wejście pary do kościoła. Jeśli wtedy nie uda nam się zrobić ostrego zdjęcia, to ten moment się już nie powtórzy. Dodatkowo w reportażu rzadko kiedy mamy możliwość kreowania sytuacji, zwykle musimy pracować z tym, co zastajemy i często te warunki są po prostu nieodpowiednie. Skuteczność AF w takich sytuacjach jest więc dla nas kluczowa.
Zaraz za skutecznością podąża szybkość. Choć w większości sytuacji nie wykorzystujemy nawet połowy prędkości oferowanej przez tryb seryjny aparatu, to jednak zdarzają się momenty, gdy te superszybkie serie pozwalają skutecznie wyłapać niuanse danej sytuacji. Mówimy tu o kluczowych momentach, jak wejście i wyjście z kościoła, pierwszy taniec czy krojenie tortu. Czasem to rzeczywiście się przydaje.
W końcu, model EOS R3 to także szybka łączność bezprzewodowa, za pomocą której możemy błyskawicznie przesłać pliki na smartfona czy komputer. To jest cudowne i jest jedną z najczęściej używanych przez nas funkcji. Dzisiejsze czasy wymagają szybkiego działania, wszystko musi się dziać natychmiast. Dzięki takim możliwościom już w czasie wesela jesteśmy w stanie przygotować fotograficznego storisa na Instagram czy też wydrukować parze zdjęcia na pamiątkę, za pomocą poręczniej duraki Canon Selphy QX10. Choć wydaje się, że to coś normalnego, nadal robi to ogromne wrażenie. Ludzie są w szoku i nie dowierzają, że zdjęcie z aparatu można przygotować tak szybko, jak to zrobione smartfonem.
Kasia i Kuba, fotografowie, przyjaciele, małżonkowie, od 2010 roku tworzący duet Malachite Meadow. Od tego czasu sfotografowali setki ślubów, a ich styl łączy w sobie elementy reportażu, portretu i fotografii mody. Regularnie prowadzą także autorskie warsztaty fotograficzne i przemawiają na konferencjach. Od 2023 roku oficjalni europejscy ambasadorzy marki Canon.
Na model EOS R3 przesiadłem się z Canona EOS-1DX Mark III, czyli teoretycznie topowego korpusu w ofercie. Z miejsca jednak widać, że Canon EOS R3 to znacznie większa szybkość połączona z większą celnością. Przede wszystkim różnicę robi tu fenomenalny autofokus, który powoduje, że odsetek nietrafionych zdjęć liczymy w promilach. W lustrzance punkty pomiaru ograniczały się do centralnej części kadru, tutaj systemy śledzenia obsługują cały obszar klatki, co jest bardzo przydatne w dynamicznych sytuacjach, gdzie nie zawsze udaje się utrzymać zawodników w środku kadru. Łatwiej możemy też tworzyć ciekawsze kompozycyjnie kadry, gdzie nie wszystko dzieje się w ich centrum.
Funkcją, która bardzo pomogła mi w pracy jest zupełnie bezgłośna migawka elektroniczna. Dzięki niej, robiąc zdjęcia w sytuacjach wymagających większej dyskrecji, np. w szatni przed meczem, mogę pracować absolutnie cicho i nikogo nie rozpraszam. Jestem niewidoczny, nikt nie zwraca na mnie uwagi. To jedno z moich największych wyzwań w pracy fotografa drużyny - być blisko, ale nie dekoncentrować zawodników.
Ogromną zaletą modelu EOS R3 jest także wizjer elektroniczny. Przede wszystkim dlatego, że od razu widzę przybliżony wygląd finalnego zdjęcia, co pozwala na pewniejsze fotografowanie w trudnych sytuacjach, jak np. słońce w kontrze. Oprócz tego, wizjer okazuje się też nieoceniona pomocą w selekcji zdjęć. Podczas pracy w mocnym słońcu na tylnym ekranie nie jesteśmy w stanie wszystkiego dojrzeć. W wizjerze widzę wszystko dokładnie jak na dłoni i mogę lepiej ocenić ekspozycję.
Złapałem się też na tym, że dzięki temu dużo więcej eksperymentuję i cześciej fotografuję szerokimi kątami pod słońce, starając się urozmaicić zdjęcie jakąś flarą czy odbiciem światła, bo teraz jest to dużo łatwiejsze do zrobienia - wszystko widzę od razu w wizjerze. Podobnie, swobodę fotografowania zwiększa znacznie obracany ekran. Z racji tego, że nie muszę już się kłaść, dużo więcej zdjęć wykonuję z poziomu murawy. Korzystając z ekranu łatwiej też poszukać mniej oczywistych kadrów. Można więc powiedzieć, że aparat ten zwiększył wachlarz moich perspektyw.
Canon EOS R3 to także superszybki tryb seryjny, który zwiększa możliwości uchwycenia kluczowego momentu akcji. Prędkość 30 kl./s oferuje płynność jak w filmie i umożliwia dokładny wybór klatki najlepiej prezentującej daną sytuację. Mogę więc idealnie uchwycić jakaś dziwną minę, moment faulu czy uderzenia piłki. To świetne udogodnienie i warto z niego korzystać, choć należy to robić ostrożnie, by przez nie uwagę nie zapchać sobie błyskawicznie karty zdjęciami.
W pracy bardzo pomaga mi oferowana przez R3 jakość obrazu na wysokim ISO - oddaje swoim klientom zdjęcia wykonane na czułości nawet 10000-20000, co pozwala mi pracować w naprawdę trudnych warunkach oświetleniowych.
Wszelkie zdjęcia robione „przez bramkę”, jak ten portret bramkarza zapinającego rękawice, ze spojrzeniem uchwyconym pomiędzy oczkami siatki. To właśnie sytuacje, gdzie wzorowo sprawdza się śledzenie oka. Gdybym takie zdjęcie miał robić lustrzanką, prawdopodobnie musiałbym odpalić serię i mieć nadzieję, że na niektórych zdjęciach system AF przeostrzy na bramkarza. Wszystko zależałoby jednak od szczęścia. Tutaj tego typu kadry możemy zaplanować i mieć pewność, że uda nam się uchwycić ostre zdjęcie w odpowiednim momencie.
Oprócz tego, nowe możliwości otwiera też opisywany już przeze mnie szybszy tryb seryjny. Dzięki niemu jestem w stanie dokładnie zamrozić kluczowy moment akcji, jak np. rozbryzg potu po uderzeniu piłki głową.
Co ważne, warstwowa matryca modelu R3 jest tak szybka, że migawki elektronicznej można tu swobodnie używać w sytuacjach, w których jeszcze do niedawna było to niemożliwe, np. w warunkach migoczącego oświetlenia czy szybkiego ruchu. Nie występują tu żadne problemy z tzw. bandingiem czy zniekształcenia typu rolling shutter. Jedynie w ekstremalnych sytuacjach można dopatrzeć się marginalnych zakrzywień, ale są to rzeczy, których nie wyłapią osoby nie będące fotografami.
Tym, co mnie zaskoczyło, były z pewnością gabaryty aparatu. Jestem przyzwyczajony do pracy z dużymi, ciężkimi obiektywami i zawsze wydawało mi się, że to czy korpus będzie o centymetr mniejszy czy większy nie będzie stanowiło dla mnie większej różnicy. Tymczasem okazało się, że lżejszy i mniejszy korpus naprawdę jest wygodniejszy. Ma to też spore znaczenie w przypadku fotografowania za granicą - lżejsze body to o kilkaset gramów mniej w bagażu podręcznym.
Fotograf sportowy. Na co dzień współpracuje z tygodnikiem Piłka Nożna, jest też fotoreporterem agencji CyfraSport oraz fotografem drużyny Panthers Wrocław. Doświadczenie zdobywał na największych turniejach, takich jak piłkarskie mistrzostwa świata, Europy czy ponad 100 meczach Ligi Mistrzów. Jego zdjęcia publikowały m.in. Przegląd Sportowy, Elle Man, Men’s Health, The Sun, Sports Illustrated, Forbes, Fakt, Newsweek. W 2020 r. dołączył do grona Ambasadorów marki Canon.