Akcesoria
Godox V100 - nowa definicja lampy reporterskiej?
Odwiedziłem w Wielkiej Brytanii, od Szkocji po południową Anglię, miejsca, które nazywają się naturalnymi cmentarzami. Na łąkach i w lasach, w biodegradowalnych trumnach pochowani są tam ludzie. W miejscach pochówku nie ma żadnych symboli religijnych, kwiatów ani pomników, czasem dozwolone jest postawienie drewnianej tabliczki z imieniem i nazwiskiem oraz datą życia. Rodzina może również zdecydować jakie drzewo posadzić na zwłokach osoby, która odeszła. Czasem jest to spełnienie wcześniejszej woli bliskiej osoby. Naturalne cmentarze to miejsca, gdzie człowiek wraca do natury i zamienia się w las.
Zdjęcia do „Eternal U” wykonywałem w czasie pandemii, jednak ze względu na obostrzenia i niemożność dostania się na Wyspy Brytyjskie przekładałem wyjazdy i całość przeciągnęła się o cały rok. Po raz pierwszy fragment „Eternal U” pokazałem na wystawie „Divine” w Państwowej Galerii Sztuki podczas festiwalu „W Ramach Sopotu” w 2022 roku. Później, myśląc o mnogości materiału, który powstał, wyłoniłem z tego samodzielny projekt, rozbudowałem zdjęciami i zacząłem pracować także nad książką z BlOW UP PRESS. W „Divine” szukałem mojej relacji ze światem. Na zdjęciach do „Eternal U”, będących rodzajem medytacji, rozwijam ten wątek przez oswajanie swojej śmiertelności.
Miałem dwadzieścia parę lat, gdy zainteresował mnie temat śmierci. Zawsze jest dobry moment, żeby o niej pomyśleć. Nie jestem psychologiem ani psychoterapeutą, ale przecież lęk separacyjny towarzyszy nam od najmłodszych lat, a nawet miesięcy, jak tylko pojawiamy się na tym świecie i jest naturalnym, atawistycznym odczuciem. Gdy masz sześć, siedem lat, zaczynasz już myśleć o śmierci, zadawać pytania. Jako rodzice czy osoby mające kontakt z dziećmi stykamy się z tym bezpośrednio. W dzieciństwie rozmowy na ten temat są uwieńczeniem przepracowania lęku oddzielenia się od matki, rodziców, od ich ciągłej obecności w życiu małego człowieka. A potem? U mnie to był przypadek. Studiowałem prawo i w ramach zajęć z medycyny sądowej trafiłem do sali, gdzie odbywała się sekcja zwłok. Chodziłem na te zajęcia, ale nie wiązało się z tym nic szczególnego.
Z cyklu "Evil Man". Fot. Huber Humka
Nie myślałem wtedy, że będę artystą eksplorującym temat śmierci. Dziś wiem, że oprócz takich przypadków wszystko, co nam się przytrafia, jest ważne. Doświadczenia o różnych odcieniach i ledwo zasiane ziarno nawet nieświadomie odbije się w nieoczekiwanym momencie. Być może te zajęcia były impulsem, który u mnie ostatecznie połączył się z obrazem, z fotografią, ze studiowaniem w szkole filmowej, do której trafiłem po skończeniu prawa.
Nie. To przyszło po latach, choć od początku interesował mnie obraz niemożliwy, który sam sobie zaprzecza, tak silny, że nie można na niego patrzeć. To była taka bardzo abstrakcyjna myśl, zupełnie niewyraźna. Punktem wyjścia było pytanie, czy możliwy jest taki obraz? Z drugiej strony fascynowało mnie, że człowiek może się przyzwyczaić do wszystkiego. Pamiętałem, że pierwsze zajęcia podczas sekcji zwłok budziły jakąś zgrozę, przerażenie. Ale już kolejne przyzwyczajały nas studentów do tego widoku, nie powodowały już takich emocji podczas oglądania martwych ciał na stole.
Projekt budził skrajne emocje, dzielił odbiorców. Jedni od razu byli zdystansowani i już przy wejściu mówili: przerażające, mocne fotografie. Niektórzy nie byli w stanie wejść na wystawę, czując, że to dla nich za dużo. Były też osoby, które wchodziły w to, podkreślając po obejrzeniu zdjęć, że temat jest ważny.
Ja miałem poczucie, że temat śmierci jest spychany, zaledwie zasugerowany, potraktowany dość voyeurystycznie w gazetach. A przecież ta konkretna śmierć wydarzyła się gdzieś w sąsiedztwie, we wsi obok albo na równoległej ulicy. Dlaczego mamy zamykać na to oczy?
Z cyklu "Evil Man". Fot. Huber Humka
Na wystawie wykorzystałem archiwa, ująłem temat bez filtra. Zależało mi na surowym przekazie. Niektórzy mieli wątpliwości co do kwestii moralnego wykorzystywania wizerunku ludzi w tym projekcie. Więc rzeczywiście zdania były podzielone na różnych płaszczyznach.
Zdawałem sobie sprawę, że w takie projekty trzeba widzów wprowadzić, powinni dostać opisy, tytuł, najlepiej żeby mogli poznać moje intencje, podczas wernisażu czy oprowadzania po wystawie. Nie zawsze jest taka możliwość. Z drugiej strony oddaję projekt osobie, która wchodzi na wystawę, niech filtruje go przez swoje doświadczenia, ma prawo odczytać go osobiście i zrozumieć jak chce.
Pierwsze dwa projekty, może nie tyle są o śmierci, co śmierć jest w nich mocno obecna. W „Evil Man” ukazywałem ofiary zabójstw, natomiast w „Death Landscapes” miejsca będące cichymi świadkami pewnych traumatycznych wydarzeń. I oczywiście śmierć zawsze była w tle, natomiast głównym tematem obu materiałów jest portret „złego” i zbliżanie się do ciemnej natury człowieka, zastanawianie się, czy przecięcie czasu i przestrzeni jakoś determinuje to, że to właśnie ta nasza ciemna strona wychodzi na światło dzienne.
Z cyklu "Death Landscapes". 22 lipca 2011. UTOYA. Fot. Hubert Humka
„Evil Man” i „Death Landscapes” opowiadały o nagłej, brutalnej śmierci na skutek gwałtu zadanego przez „złego” drugiemu człowiekowi, stworzyłem portret domniemany, w tym sensie, że na zdjęciach nie pojawili się sprawcy, ale opowiadał o nich pejzaż ze zwłokami ofiar. Z kolei „Eternal U” nazywam projektem o dobrej śmierci, to materiał, który niesie ciszę, spokój i mówi o tym, że jesteśmy częścią czegoś większego, że być może ze śmiercią nic się nie kończy. Teraz jesteśmy ludźmi, mamy ręce, nogi, skórę, a później mamy korę, gałęzie i liście. Łącznikiem tych trzech projektów jest pejzaż.
Zauważyłem że interesuje mnie opowiadanie o człowieku przez pryzmat pejzaży, choć trochę nieświadomie zaczęło się to kształtować. W „Death Landscapes” polegało to na dekonstrukcji idyllicznego pejzażu, kiedy kontekst, w tym wypadku tragiczne wydarzenia, zmieniały jego oblicze.
Z cyklu "Death Landscapes". 30 października 1976, Bytom. Fot. Hubert Humka
Jednak sięgam po pejzaż nie tylko po to aby odwrócić jego dziewiętnastowieczną rolę, gdy nam umilał przestrzeń domową, był lekki, przyjemny, czasem nostalgiczny. Podobają mi się projekty i ja chcę w ten sposób też opowiadać, gdzie pejzaż jest używany do innych opowieści, ma inną wagę, inne znaczenie. Fascynuje mnie eksplorowanie pejzażu, który nie tylko manifestuje się w tym, czym jest i w tym co pokazuje, ale gdy stoi z nim coś więcej, czyli oddaje relację między ziemią a człowiekiem.
W „Evil Man” gdzie pojawiał się człowiek, choć martwy, dużą rolę grało otoczenie. Stąd zdjęcia raczej „z człowiekiem w pejzażu”, niż „człowiek z pejzażem w tle”. Na fotografiach z „Death Landscapes” w ogóle nie ma ludzi, opowieścią o nich jest wyłącznie pejzaż. W „Eternal U” są tylko drzewa. To nie jest projekt dokumentalny o ludziach, którzy prowadzą naturalne cmentarze, w konkretnych lokacjach. Mógłbym to zrobić. Ale ja skupiam się na lasach, które odwiedziłem.
Hubert Humka podczas zdjęć do "Eternal U". Fot Tomasz Wysocki
Zależało mi, żeby tam być od świtu do zmierzchu. Chciałem wtapiać się w las przez cały dzień. Co prawda byłem w tej podróży z moim przyjacielem, który mi pomagał jako asystent, ale on był nieobecny. Wiedział, że pragnę zanurzyć się w ten las, żeby go wysłuchać, poczuć. To wiąże się z praktyką ukształtowaną już przy „Death Landscapes”, że bardzo ważne jest dla mnie przeżycie miejsca, w którym się znalazłem. Rzeczą wtórną stało się wykonanie fotografii. To oczywiście jest istotne, ale niejako drugoplanowe.
Przystępując do „Eternal U” zabrałem ze sobą mnóstwo światła. Wymyśliłem, że wycisnę z tego lasu co tylko się da, że będę go doświetlał, kreował nastrój, formował. Na szczęście sprzęt zawiódł i to już drugiego dnia. Zadałem sobie wtedy pytanie, co ja w ogóle wyczyniam. Przecież w te miejsca trzeba się wczuć, wsłuchać i dopiero później robić zdjęcia.
Więc skupiłem się na lesie, choć tutaj warto dodać, że miejsca gdzie powstają naturalne cmentarze, są różne. To może być łąka, bagno, nawet szkółka leśna czyli teren, na którym rosną młode 10- letnie drzewa. Mi zależało na lasach, tych istniejących, w których chowani są ludzie i ewentualnie dosadzane są drzewa biotopowe, pochodzące z tamtych rejonów. Chciałem fotografować z wnętrza lasu, z takiej ludzkiej perspektywy. Używałem standardowego obiektywu.
Zagospodarowany jest cały kadr, nie znajdziemy fragmentu wolnego nieba, takiego oddechu. Miałem poczucie, że tak to ma wyglądać, choć nie od razu wiedziałem dlaczego. Znałem ten efekt z tradycji brytyjskiego pejzażu. Wielu malarzy właśnie w ten sposób ukazywało naturę, jako wszędobylską, agresywną, gęstą zieleń.
Zdjęcie z cyklu "Eternal U". Fot. Hubert Humka
Dotychczas znałem Anglię głównie z perspektywy dużych miast. Odwiedzając znajomych w Londynie raczej nie zapuszczałem się na prowincję. Naturalne cmentarze można dziś odnaleźć w całej Wielkiej Brytanii, idea staje się popularna, ale właśnie w okolicy, gdzie są lasy czyli na prowincji. Dopiero na miejscu zrozumiałem, dlaczego tak gęsto chcę pokazać naturę. Jeżdżąc tymi wąskimi dróżkami, zobaczyłem, że natura jakby nic sobie nie robiła, z tego, że taka jest. Spada nam z nieba i mówi: wy tu jesteście na chwilę, dam sobie z wami radę. Bluszcze zarastają murki z kamieni, wchodzą na drogi, jak na obrazach pejzażystów brytyjskich.
Wracając do sprzętu, ważne, by się o niego nie potykać. On ma ułatwiać i wydobywać to, co rodzi się w naszych głowach i co chcemy uzyskać. Oczywiście kieruję się jakością, dobieram odpowiednie aparaty po to, żeby później pracować na odpowiednim pliku wyjściowym. Ale z drugiej strony to nie znaczy, że mam być cały czas w strefie komfortu i wchodzić wiecznie do tej samej rzeki, która w pewnym momencie staje się coraz bardziej płytka.
Lubię szukać różnych rozwiązań, nowych form i odkrywać przestrzenie, których nie znam. Niekoniecznie staram się wtedy posiąść wiedzę z obszarów, które do tej pory nie były mi dostępne, często jest to niewykonalne. Ale też, i to jest dla mnie w miarę nowe, włączam w swoją praktykę ludzi, którzy mają jakiś know-how czy jakąś umiejętność, rozwijające to co sam robię. To jest wspaniałe, że takie osoby wnoszą do moich działań pewną energię i dystans, który ja tracę pracując nad projektem.
Byłem takim samotnym wilkiem, robiłem projekty i zasłaniałem je bardzo szczelnie ramionami, żeby nikt nie podglądał i dopiero kiedy byłem gotowy, wychodziłem do publiczności z wystawą. I nie tyle konfrontowałem ją sobie, ale oddawałem ją widzowi. Od pracy nad projektem „Divine” to się zmieniło. Zacząłem wpuszczać w swoje projekty ludzi, potrzebowałem żeby wsparli mnie swoją wiedzą ,umiejętnościami albo wręcz jakimś utworem, fragmentem. Mam wrażenie, że nie ma powrotu do tego samotnego wilka. Zresztą to się później przełożyło też na sposób, w jaki pracowaliśmy z projektantką Anetą Kowalczyk z BLOW UP PRESS nad wyglądem książki „Eternal U”.
Zdjęcie z cyklu "Eternal U". Fot. Hubert Humka
Zależało mi, byśmy ja i Aneta, spotkali się na stronach tej książki, żeby to była taka wymiana energii. Dałem Anecie bardzo dużo wolności. Powiedziałem: „Zobacz, to jest cały materiał, tak na to patrzę, znasz tą opowieść. Jeśli chcesz przekadrowywać albo zdjąć kolor, śmiało, zagrzewam Cię do tego. Jestem ciekawy, jak Ty to widzisz. Eksperymentuj!”.
Wiadomo, że Aneta nie jest realizatorką pomysłów danego autora, przy każdym nowym projekcie wchodzi całą sobą w temat. Miała mnóstwo propozycji, w tym również subtelnych odniesień do dwóch światów, stąd ten revers i avers. Mieliśmy jedno jedyne założenie: zrobić najlepszą książkę. Śmieję się, że ja miałem trochę ułatwione zadanie, to moja trzecia książka, Anety 21 monografia.
Nawet przecinek albo kropka, cień czegoś, może mnie zainteresować, zainspirować do działania. Mnóstwo czerpię z książek, które akurat czytam albo z przypadkowych informacji, często docierających do mnie jedynie w postaci strzępków. Część moich projektów jest mocno zakorzeniona w historii, w faktach i dokumentach, z których coś wybieram i wokół czego zaczynam budować pewną opowieść. Nie skupiam się na obiekcie, czy przedmiocie, który był najistotniejszy w historii i grał pierwsze skrzypce, raczej na wątkach pobocznych, na które rzucam światło, dzieląc je jak włos na czworo.
W „Eternal U” zaplanowałem gęste ujęcia ze środka lasu, ale pomysł na zbliżenia ziemi i kory czyli spersonifikowanie drzew, przyszedł do mnie na miejscu. Jakby sam las mi podpowiedział, że to jest ważne. Kiedy widzi się taki buk z bliska, to przecież to jest naciągnięta skóra, rozciągniętą na drzewie. Więc ważne jest mieć założenia, kiedy się przystępuje do projektu, ale być na tyle elastycznym, żeby usłyszeć pewne nieoczekiwane rzeczy.
„Eternal U” nie jest najlepszym przykładem, założenia były dość jasne. Natomiast są projekty w mojej twórczości, które w zasadzie spina taka bardzo formalna rama i jej się trzymam, mimo że wewnątrz projektu pojawiają się różne rozdziały, czy elementy bardzo od siebie inne. W „Divine” mamy wiele form, od klasycznej fotografii po obrazy totalnie generatywne, instalację wizualną i dźwiękową, a nawet doświadczenie wirtualnej rzeczywistości.
Więc to wszystko jest atrakcyjne, nie nudzę się, nie robię typologii tylko skończone rzeczy, które działają samodzielnie i niejednokrotnie różnią się meritum. Jednak nie zapominam o ramie, która to wszystko spina. W tym projekcie poszukuję boskości, nie tej złotej, kulturowej, tylko tej najbliżej człowieka stąd wielość wątków, w tym stworzenie własnej góry.
W przypadku „Death Landscapes” opowiadam o 13 miejscach, w 13 rozdziałach. Założyłem, że jadę w każde z tych miejsc, które były świadkami wydarzeń, jestem na miejscu w rocznicę tych wydarzeń. Czasem przywoziłem jedną fotografię, czasem wiele. Raz był to tekst napisany na bazie mojego spotkania ze świadkami wydarzenia, fabularyzowany przeze mnie, żeby skrócić dystans miedzy mną a odbiorcą, żeby to było bardziej osobiste.
Z cyklu "Death Landscapes". 22 lipca 2011. UTOYA. Fot. Hubert Humka
Raz był to czysty dokument, jak np. transkrypt z procesu Nicolae Ceaușescu, czy dziennik seryjnego mordercy. Posługiwałem się również materiałem dodatkowym, np. zdjęciami archiwalnymi. Ale to wszystko spinała określona rama. To było dla mnie ważne, żeby ten czas i przestrzeń się przecięły. I też widać, że niektóre miejsca mocniej na mnie oddziaływały, niektóre zdjęcia wyglądają inaczej, przez co projekt żyje.
Do każdego projektu podchodzę jak do żywego organizmu. Powtarzam to moim studentom i sam mam to zawsze w tyle głowy. Wszystko co dzieje się od powstania idei do ekspozycji, jest fascynujące. Ważne byśmy od razu na samym wstępie nie zakładali, że czegoś się nie da. Niech wszystko będzie możliwe, niech to będzie weryfikowane wcale nie na naszą niekorzyść. Pytałaś o rozmach, nie buduję sobie żadnego sufitu. Rzeczywistość raczej determinuje mnie do poszukiwania pewnych rozwiązań, zbliża do wcześniejszych pomysłów.
Przede wszystkim myślę o projekcie, m.in. dlatego że nie wszystkie projekty nadają się na książkę. Przy „Etarnal U” czułem, że to jest materiał na książkę, miałem pewną historię do opowiedzenia. Ale nie determinowało to sposobu obrazowania. Piony były dla mnie naturalne, tak widziałem las i nie powstała ani jedna fotografia w poziomie.
Z kolei nie wyobrażałem sobie książki z całego projektu „Divine”, bo byłby to katalog, bazujący na dokumentacji pewnych bardzo ulotnych sytuacji, niejednokrotnie przedstawiających przestrzenie galerii. Chyba tylko raz, w przypadku „Death Landscapes” już na początku byłem pewny, że z tego projektu powinna powstać książka. Wiedziałem, że to będzie bardzo rozbudowany materiał, również jeśli chodzi o warstwę tekstową i nie podam go w całości na wystawie.
I tego zresztą nigdy w wielu odsłonach „Death Landscapes” nie starałem się przemycać. To zawsze był drobne wyimki, skłaniające widza do poszukiwania, by we własnym zakresie pogłębił dany wątek, żeby zanurzył się w historii, która bardziej go porusza bądź dotyczy i poszedł za nią sięgając do książki. Dla mnie bardzo ważne są wystawy, lubię się wypowiadać w tej formie. Jeszcze nie miałem do tej pory takiej sytuacji, że tylko powstała książka, a nie pokazywałem prac w galerii. Przynajmniej dzisiaj nie chciałbym z tego rezygnować. Traktuję wystawę jak oddzielny obiekt, który funkcjonuje równolegle i budzi zupełnie inne odczucia, mimo że dotyczy tego samego projektu.
Jest to krótki tekst napisany z perspektywy osoby, która umiera w lesie i przedstawia proces rozkładu swojego ciała, aż do momentu, kiedy zamienia się w kosmiczny pył. Pisząc go bazowałem na książkach z medycyny sądowej, gdzie jest opisane, jak ten proces przebiega. To jest taka fantazja, jakbym po śmierci opisywał swój rozkład. Zależało mi na tekście w pierwszej osobie. Podaję to delikatnie…
Zdjęcie z cyklu "Eternal U". Fot. Hubert Humka
Leżałem w tym lesie, tak. W tekście uruchomiłem wyobraźnię. Natomiast wszystkie etapy naszego zanikania są prawdziwe, bliskie opisanym podczas obserwacji medycznej, czyli jak ciało się zamienia, jak powstają plamy opadowe, jak to wszystko jedno po drugim następuje w czasie, co rodzi i co otwiera poszczególne procesy.
Jesteśmy ludźmi, mamy wyobraźnię, wiemy, gdzie się znajdujemy, że jest to jednak cmentarz, a pod naszymi stopami leżą ludzie, niekoniecznie, tak jak mówiłem, te miejsca są oznaczone , więc są wszędzie. Od osób prowadzących cmentarz wiem, że w takim miejscu, ludzie pochowani są bardzo płytko, żeby to, co dzieje się z ich ciałami, raczej uwalniać. Więc chodząc po takim lesie, jest się totalnie zanurzonym w ten świat, wyobraźnia działa, robi swoje, szczególnie kiedy dzień zmierza ku schyłkowi.
Natomiast jak się spędza dużo czasu w takim lesie, wsłuchuje w niego, w dźwięki, które niosą się po nim albo i nie, bo na przykład w Szkocji nawet nie słyszałem ptaków, to pomimo tego co kłębi się tobie w głowie i wokół, przychodzi do ciebie cisza i spokój.
Rzeczywiście podczas pracy nad projektem odpowiadałem sobie na to pytanie. Chciałbym być bukiem, bo to takie społeczne drzewo, ma piękną szarą korę i liście, które lśnią na wiosnę. Chyba nie chciałbym być drzewem, które jest forpocztą do lasu np. brzozą sadzoną przy wejściu do niego.
Brzozy po latach odchodzą, by dać życie innym drzewom. Pewnie podświadomie szukam trwałego drzewa. Ale też wszystko jest po coś, więc nie dyskredytowałbym tych brzóz jako mniej trwałych. Na pewno nie chciałbym być egzotycznym drzewem. Wychowałem się tutaj, spędzając dużo czasu w lasach, drzewa towarzyszą mi od dzieciństwa i te, które znam wypełniały pejzaż mojego życia.
Podczas zdjęć w naturalnym cmentarzu w Szkocji zobaczyłem rodzinę przechadzającą się po lesie, zapewne wspominali osobę, która odeszła. Od razu przypomniały mi się nasze granitowo-lastrykowe, smutne cmentarze komunalne, gdzie zwykle czułem się pozbawiony możliwości oddania się wspomnieniom, raczej byłem kimś wizytującymi to miejsce. Chciałem jak najszybciej stamtąd odejść, ani pomnik, ani ławeczki nie skłaniały mnie, żebym usiadł i pomyślał o tej bliskiej osobie.
Natomiast las wydał mi się takim naturalnym powrotem do natury i do myśli, że jesteśmy jej częścią, co dla mnie jest bardzo ważne. Inny aspekt tego projektu jest taki, żebyśmy byli uważni na otaczający nas świat, że skoro jesteśmy jego częścią i do niego wracamy, żeby go nie zanieczyszczać, ale oddać się tej naturze, pozwolić jej zrodzić się z nas.
I nieważne jakiego wyznania jesteśmy, wracamy do tego wszechświata. Być może w nas jest odpowiedź, kod czy zapis jakiegoś takiego klucza do nieśmiertelności. Więc te wszystkie elementy razem zebrane tworzą tę myśl, że to jest projekt o dobrej śmierci.
Nie oswoiłem myśli o swojej śmierci. Mamy jedną pewną rzecz i może skupmy się na tej. Nie możemy jej zaprzeczać, ani zamykać oczu. Skłamałbym mówiąc, że nie mam żadnych lęków, że nagle odbyłem swoją podróż i jestem spokojny. Odnalazłem ciszę, wybrałem drzewo i teraz jest wszystko pięknie. Tak nie jest. To jest podróż, zbliżanie się, właśnie oswajanie, a nie oswojenie. I jeśli mnie teraz pytasz, wydaje mi się, że przynajmniej w moim przypadku zawsze to będzie ten proces, a nigdy koniec.
Hubert Humka. Fot.Łukasz Sokół
Hubert Humka (ur. 1983 r.), artysta wizualny, absolwent i wykładowca Katedry Fotografii Szkoły Filmowej w Łodzi, kurator wielu krajowych i zagranicznych wystaw jej studentów. W swoich projektach dotyka tematów śmierci, zła czy boskości. Autor trzech książek fotograficznych: „Evil Man” (Wydawnictwo Szkoły Filmowej w Łodzi, 2015), „Death Landscapes” (BLOW UP PRESS, 2018), nominowanej m.in.: do francuskiej nagrody Prix Bob Calle du livre d’artiste oraz najnowszej “Eternal U” (BLOW UP PRESS, 2023), zdobywcy nagrody głównej w konkursie European Design Awards w kategorii Book Layout podczas festiwalu w Neapolu. Swoje prace pokazywał na wystawach w Polsce i zagranicą, m.in. w: Muzeum Współczesnym we Wrocławiu, Leica 6X7 Gallery w Warszawie, Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, Maison de la Photographie w Lille, Claude Samuel Gallery w Paryżu oraz na międzynarodowych festiwalach fotograficznych, w tym: Les Rencontres d’Arles (Francja), Transphotographiques (Francja), Fotofestiwal Łódź, Festiwal fotograficzny “W Ramach Sopotu”. Finalista Prix Voies Off Sélections na festiwalu Les Rencontres d’Arles Off (Francja) i Photo Diploma Award (Polska). Aktualnie mieszka i pracuje w Paryżu.